Po pierwsze - nie jestem feministką. Nie mam kompleksów z powodu przynależności płciowej, nie brnę ślepo w feministyczne hasła, nie odmówię sobie przyjemności noszenia szpilek i nieinteresowania się polityką.
Ale troszkę te hasła wpłynęły na naszą świadomość i kulturę. Nie da się ukryć.
Po drugie - tak, w części przypadków obsadzanie na różnych odpowiedzialnych stanowiskach mężczyzn jest wynikiem ich wyższych kwalifikacji. Jednak popatrz na polskie małżeństwa - prawda jest taka, że kobiety często są lepiej wykształcone. Mają lepsze CV, są bardziej oczytane, lepiej zorganizowane. Tylko mężczyźni przywykli do wymądrzania się i tego, że wiedzą wszystko lepiej od kobiet.
Po pierwsze nie zauważyłem, żeby kobiety w małżeństwach były wykształcone bardziej od mężczyzn, ale może dlatego, że nie oglądam seriali.
Kobiety są zdecydowanie lepiej zorganizowane, z tym jednym muszę się zgodzić. Kobiety są też predysponowane, do żmudnej systematycznej pracy, co sprawia, że więcej się kształcą i mają lepsze oceny. Niestety dużo gorzej u nich z przekładaniem wiedzy na praktykę.
Popatrz na dyskusję, w której mężczyźni toczą bój na tematy polityczne. W momencie, kiedy chce się włączyć do tej rozmowy kobieta, dyskusja przeważnie się urywa, a panowie ironicznie się uśmiechają.
Bo wkracza na męskie terytorium. Co w tym dziwnego?
Po trzecie - ciągle jeszcze da się usłyszeć męski pogląd "kobieta do garów", "kobieta do dzieci". A może też kobieta na odpowiedzialne funkcje? Kobieta do polityki? Niekoniecznie jako zaspokojenie wybujałych i przerastających ją ambicji, ale wtedy, kiedy się do tego autentycznie nadaje i ma predyspozycje.
Nie brnij ślepo w feministyczne hasła, skoro się tak zdeklarowałaś. "Kobieta do garów" brzmi paskudnie, ale wiesz ile kobiet ma autentyczną potrzebę być paniami domu, a presja finansowa (mężczyzna nie jest w stanie wyżywić sam rodziny w naszym pseudo-bogatym społeczeństwie), oraz presja środowiska przez poniżanie "kur domowych" jako gorszego gatunku kobiety im to uniemożliwia?
Lobo, tak na marginesie - czy masz przełożonego? Kogoś "nad sobą"? Bo mam wrażenie, że gdyby to była kobieta, zwolniłbyś się od razu...
Czemu tak sądzisz?
Kobiety bywają świetnymi szefami. To zależy. Jeśli chodzi o prowadzenie małej firmy, to przejawia się ich talent do bycia gospodyniami, są bardziej systematyczne i uporządkowane. Jeśli zaś chodzi o podejmowanie ryzyka, szukanie nowatorskich rozwiązań, to kobiety zostają tutaj w tyle. Dlatego idealny byłby mężczyzna przyuczony do systematyczności, jak radzono dawniej, lub kobieta ze smykałką do biznesu. Jednak to rzadkie przypadki, dlatego najlepszy jest tandem mężczyzna-kobieta. Bardzo często jest tak, że dyrektorami są mężczyźni, ale nieoficjalnie o wszystko dba, kobieta sekretarka lub asystentka szefa. Oczywiście feministki oburza niedocenianie tej asystentki, ale to naturalne, kobiety z natury są skłonne do poświęceń. Sytuacja, wydaje nam się tylko chora, gdyż patrzymy z perspektywy dzisiejszej presji finansowej.
Zaś w dużych korporacjach, które z zasady są obecnie patriarchalnym zboczeniem, kobieta jest bardzo niepożądana, gdyż nie jest przyuczona do agresji, na których te firmy się opierają. Traktuje ją zbyt serio, tak samo jak własną ambicje. Przenosi agresje na innych. I takie szefowe są tragiczne.