Postanowiłam pogadać z Nim szczerze...powiedziałam, że na prawde jest świetnym facetem, że Go bardzo lubie, ale że to chyba nie jest 'TO', że lepiej wg mnie sprawdzilibyśmy się w roli kumpli, że to w ogóle jest troche bezsensu, bo ja jestem oschła, nie potrafie się zaangażować i że nie pokocham...
I wiecie co?bardzo mnie zdziwiła Jego reakcja...spokojnie powiedział, że zależy mu na mnie, że rozumi to. Że jeśli nie chce to nie będzie mnie zmuszał, ale prosił żebyśmy spróbowali, że może z czasem coś poczuje...ale że jeśli nam nie wypali to nie będzie miał mi tego za złe i mimo wszystko będzie chciał utrzymywać znajomość...
Wiecie, aż się popłakałam, On o mało też i przytulił mnie.
Powiedziałam, że niczego nie obiecuje, poprosiłam żeby się w to nie angażował za bardzo na poważnie, bo nie chce Go zranić i żeby mnie nie pokochał...
Ulżyło mi po tej rozmowie, ale wiem, że to i tak nie ma przyszłości i pewnie niedługo się rozstaniemy....
Wiem, że to co powiem zabrzmi cholernie egoistycznie, ale zastanawiam się np. co bym robiła w soboty gdybyśmy się nei spotykali...(bo każdy z moich najbliższych znajomych teraz kogoś ma...)
A znowu jak pomyśle, że cały wieczór będe z nim siedzieć to czasami aż mi się nie chce...
Takie rozdarcie wewnętrzne... :niepewny: