Zaburzenia łaknienia - pisz, jeśli masz problem

aniulka019

Nowicjusz
Dołączył
27 Marzec 2007
Posty
2 924
Punkty reakcji
0
Miasto
Łódź
agnes ja myślę ze nic ci ie jeść, po prostu za szybko jesz, ja tez tak często mam :)
ale jeśli chcesz pogadać to pisz na PW :p
zanim twój organizm wyśle sygnały do ośrodka sytości ty już sięgasz po kolejne jedzenie...
 

Wiola :-]

Czekoladoholiczka xD
Dołączył
27 Wrzesień 2007
Posty
2 677
Punkty reakcji
6
Wiek
32
Miasto
Tychy / Kraków
chodzi o to że sie opycha?
no tak... narazie pozostają tylko wyrzuty sumienia, potem nie wytrzyma i sie zacznie...
 

sysia1322

Nowicjusz
Dołączył
11 Marzec 2008
Posty
2
Punkty reakcji
0
Witam serdecznie po raz kolejny.

Chciałam powiedzieć ze od ostatniej mojej wizyty zaczelam tu czesto zagladac i czytac posty. Zainteresowalo mnie te forum i spodobalo mi sie. Ponadto chcialam ponowic swoja prosbe odnosnie ankiety o anoreksji jak by ktos mial chec mi pomoc i ja wypelnic to bardzo dla mnie wazne.

Oto adres strony:

http://ankietka.pl/ankieta/pokaz/id/9408/anoreksja-formy-zorganozowanej-pomocy.html

Z gory serdeecznie dziekuje


Ps kajawe trzymam kciuki zeby wszystko bylo dobrze i zebys zmienila spostrzeganie siebie samej i swojego ciala. Wiadomo ze po ciazy cialo kobiety sie zmienia ale napewno nie jest to powod do takiego umartwiania. Trzymam kciuki naprawde i radze sprobowac skontaktowac sie z lekarzem. Naprawde nie chcialabym zeby zle sie to skonczylo. Anoreksja to straszliwa choroba jak liczy sie wszystko co sie zje i ma sie potworne wyrzuty sumienia az racje zywnosciowe tak sie ogranicza ze wlasciwie nic sie nie je. Trzymaj sie cieplo.
 

kataryna

Po burzy ZAWSZE wschodzi Słońce! Nawet po najwięks
Dołączył
6 Grudzień 2005
Posty
6 512
Punkty reakcji
1
Wiek
33
Miasto
lepiej nie wiedzieć :P
Hmmm nie zawsze tak zaczyna się bulimia. Ale może się zacząć. Nawet jej nie podsuwajcie zwracania tego.

:gafa:
 
M

Mia

Guest
wczoraj udzielałam wywiadu do wyborczej.
jeszcze b zdj mi chca zrobic.
artykoł ma pokazac ze choroba nie jest wynikiem medialnego szumu wokol chudosci
 
M

Mia

Guest
jeszcze nie wiem. jak dostane to wrzuce ;)
swoja droga po poprzednim słuch zaginał. nie słyszałam audycji radiowej w ktorej 'uczestniczyłam'. za pozno sobie przypomniałam :/
 
M

Mia

Guest
dzis dziennikarka przesłała mi cz. art dotyczacego mnie.
szału nie ma ale moze byc. jak bede miała cały art to tez wrzuce.
to jest na podstawie wywiadu i mojego tekstu



Zawsze byłam trudnym dzieckiem. Kiedy koleżanki oglądały się za
chłopakami i mówiły o modzie, ja zastanawiałam się nad sensem świata.
Gdy miałam 14-15 lat, bardzo izolowałam się od ludzi. W szkole
próbowałam robić dobrą minę do złej gry. Po lekcjach zawsze zostawałam
sama i nie miałam ochoty na kontakt z rówieśnikami. Nie dlatego, że się
wywyższałam. To był brak szacunku dla samej siebie. Nie czułam się ich
godna. Poza tym chciałam być jak najszybciej w domu, bo bałam się, że
tata przyjdzie i coś się stanie mamie. Wolałam być w domu i jej pilnować.
Mój ojciec jest alkoholikiem. Z czasów sprzed odchudzania i z
dzieciństwa niewiele pamiętam. Nie mam wspomnień, bo niektóre byłyby na
tyle bolesne, że łatwiej je było wypchnąć z pamięci. Tata przychodził do
domu i robił awantury. Odchudzanie to był taki temat zastępczy. Zamiast
myśleć o awanturach, łatwiej było skupić się na tym, by zgubić 2, czy 3
kilogramy.
Teraz rodzice są rozwiedzeni. Ojciec mieszka sam na tym samym osiedlu.
Nie założył drugiej rodziny. Nasz kontakt jest bardzo sporadyczny. Nie
lubię do niego chodzić, bo niejednokrotnie spotykałam go z kolegami przy
kieliszku. Czasami zostawiał mnie z jednym z nich i szedł po alkohol.
Moja choroba objawiła się pół roku po rozstaniu rodziców. Skończyły się
co prawda awantury, bo ojciec się wyprowadził, ale nie miałam z nim
żadnego kontaktu. Jedynie dzwonił z pogróżkami do mamy, że ją zabije.
Możliwe, że moja anoreksja była próbą zrozumienia ojca, bo anoreksja,
tak jak alkoholizm, jest też uzależnieniem. To była również chęć
zwrócenia na siebie uwagi. Jeśli ojciec mnie nie zauważa, to widocznie
jestem za mało idealna, choć byłam dobrą uczennicą. To typowa cecha
anorektyczki: pilność.Skoro więc uprawiam sporty, pływam, gram w
siatkówkę, uczę się bardzo dobrze – mam średnią powyżej 5, to pewnie
wyglądam nie tak. Odchudzaniem chyba chciałam zasłużyć na miłość ojca.
Później próbowałam rozmawiać z tatą na temat mojej choroby, uświadomić
mu, że to przez niego. Ale on nigdy nie czuł sie winny. Z drugiej strony
patrzę na jego zachowanie przez pryzmat jego choroby i w zasadzie mu
współczuję.
Miałam 14 lat, kiedy po raz pierwszy powiedziałam, że jestem za gruba.
Ważyłam 54 kg przy wzroście 160 cm. Chciałam schudnąć najwyżej 2-3 kg.
Najpierw przestałam jeść słodycze, ale waga ani drgnęła. Mama z siostrą
szybko podłapały temat: "my Ci pomożemy". Chciały pomóc w "zdrowym'
odchudzaniu. Przynosiły książki, czasopisma. Eksperymentowałam więc z
dietami. Beztłuszczowa, niskowęglowodanowa, białkowa, przez jakis czas
byłam nawet fruktorianką. Aż w końcu ruszyło, waga zaczęła spadać. Na
początku schudłam 2 kg, potem długo nic. Postanowiłam spróbować diety
Kwaśniewskiego. To dieta optymalna, przy której normalizuje się waga.
Waży się tyle, ile powinno. Myślałam, że schudnę, a od wyjściowej wagi
przytyłam 3 kg, czyli doszłam do 57. I wtedy zdecydowanie ograniczyłam
jedzenie. Mocno poniżej 1000 kalorii. Tak dużo czytałam o różnych
dietach, że wyszło mi, że od wszystkiego się tyje i najlepiej nic nie jeść.
Zawsze za idealną dla mnie wagę uważałam 47 kg. Twierdziłam, że jeśli ją
osiągnę, skończę z odchudzaniem. Nadszedł dzień, gdy ważyłam 46 kg, i
wciąż chudłam. Nie potrafiłam tego zatrzymać. Teraz wiem, że nie chciałam.
Ocknęłam się ważąc 42 kg, kiedy mama przyszła do mnie do pokoju i
zapytała: czy chcę o tym porozmawiać. Miałam wtedy 18 lat. To nie był
jednak pierwszy raz, gdy mama próbowała interweniować. Wcześniej
tłumaczyła mi, że nie powinnam się zamartwiać swoją wagą i faktem, że
nie chudnę, bo widocznie mam taką urodę. Ale w tym momencie nie było
najważniejsze to, co ona mówi, tylko to, co ja myślę.
Z mamą od zawsze miałam bardzo dobry kontakt, co jest zresztą typowe dla
anorektyczek, które spotkałam. Czułam się trochę zniewolona przez mamę,
na przykład w kwestiach wyboru szkoły i to jedzenie było czymś, o czym
tylko ja mogłam decydować. Takim przejęciem kontroli nad tym, co się
dzieje. To nie znaczy, że mama była nadopiekuńcza. Uważam ją za bardzo
dobrą matkę i tu jest pies pogrzebany. Wyidealizowałam ją. Wszystko, co
mówiła przyjmowałam za pewnik. Wszystko, z wyjątkiem jedzenia, bo to
było coś bardzo mojego.
Wtedy, gdy mama przyszła do mnie do pokoju rozpłakałam się. Zapytała,
czy mam problem, a ja odpowiedziałam: "tak, ale bez psychologa chyba się
nie obejdzie". Mama zadzwoniła na podany w internecie telefon zaufania.
Było bardzo mało informacji na temat leczenia zaburzeń odżywiania u
pełnoletnich. Podano jej namiar na panią psycholog, która przyjmowała
prywatnie. Większość terapii osób dorosłych odbywa się prywatnie, bo nie
są to zajęcia refundowane. Pojechałam tam z mamą. Psycholog spytała
mnie, jaką część dnia myślę o jedzeniu/niejedzeniu/wadze/odchudzaniu. –
80 proc. - odpowiedziałam. Rozpoczęłam leczenie i jednocześnie studia
językowe. Przez cały czas właściwie miałyśmy terapię rodzinną. Nie
zaproponowano mi terapii indywidualnej. W pewnym momencie próbowałyśmy
nawet zaangażować tatę, żeby przyszedł porozmawiać. Pojawił się raz, ale
kiedy poruszono kwestię jego choroby, bardzo się oburzył, wyszedł i
więcej nie wrócił.
Terapia rodzinna wiele mi nie pomogła. Od psychologa usłyszałam, że jak
nie pójdę do psychiatry to mam do niego nie wracać. Poszłam. Psychiatra
faszerował mnie lekami i postawił warunek: muszę przytyć pół kilograma
tygodniowo. Nie dałam rady. Waga wciąż spadała. W końcu skierował mnie
na oddział zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. Przerwałam studia
lingwistyczne, by się pozbierać i była to najlepsza decyzja w moim życiu.
Na oddział przyjęto mnie 12 grudnia 2004 roku (chyba pomylony rok).
Diagnoza: anorexia nervosa. Zalecana terapia: behawioralna. Waga: 39 kg.
Teraz jako studentka resocjalizacji wiem, że nie miała ona nic wspólnego
z taką terapią i z leczeniem. Położono mnie do łóżka, nie pozwolono
wstawać, z wyjątkiem wizyt w toalecie. I kazano mi jeść w grupie
schizofreników, nieraz osób bardzo agresywnych. Depresyjnych. Przez dwa
miesiące pobytu w szpitalu nikt ze mną nie rozmawiał. Nie miałam
kontaktu z psychologiem. Psychiatra, który mnie tam skierował, po dwóch,
trzech tygodniach poszedł na urlop i jedyne co robiłam, to leżałam i
płakałam. Odseparowano mnie od mamy. Byłam sama. Kazali brać
antydepresanty i środki nasenne. Początkowo walczyłam, ale jak przystało
na grzeczną anorektyczkę, w końcu uległam. Dostałam specjalnie stworzoną
dla mnie dietę wysokobiałkową. Zjadałam wszystko, mimo to waga nadal
spadała.
W święta Bożego Narodzenia wszyscy poszli na przepustkę, ja nie, bo nie
przytyłam. Ważyłam 38 kg. Mama wypłakała u lekarki wigilijny wieczór,
ale byłam bardzo słaba – nie dałam rady iść na pasterkę. Mimo że w
szpitalu wszystko jadłam, w domu było inaczej: zaczęłam histeryzować nad
zupą, nie dałam rady. Po powrocie na oddział poznałam terapeutkę
zajęciową. Z całą pewnością ta kobieta zmieniła moje życie. Postanowiłam
rzucić studia lingwistyczne i rozpocząć studium terapii zajeciowej, by
móc pomagać takim jak ja.
Pobyt w szpitalu trwał dwa miesiące. Warunkiem wyjścia było osiągnięcie
wagi 46 kg. Nie udało się, ale wypisano mnie, bo skończyła się umowa z
NFZ. Ważyłam 40 kg i moja niedowaga wciąż zagrażała życiu. Zalecono mi
dalszą terapię, leczenie farmakologiczne i oczywiście próbę powrotu do
normalnej wagi. Próbowałam. Ale dwa miesiące później ważyłam już tylko
37 kg. Znów trafiłam do szpitala, tym razem dziecięcego, na oddział,
gdzie specjalizowano się w leczeniu tego typu zaburzeń. Szpital
dzieciecy, a ja już dawno byłam dorosła, obchodziłam tam swoje 20.
urodziny. Pobyt ten wspominam zarazem jako najcięższe, jak i najwięcej
wnoszące do mojego życia doświadczenie. Cały dzień był zorganizowany z
zegarkiem w reku: o 7.30 pobudka, o 9.30 zebranie lekarzy, pielęgniarek
i pacjentów i dyskusja np. o legalizacji marihuany, o 11 zajęcia z
psychologiem.
Na oddziale przebywały dzieci i młodzież z różnymi schorzeniami.
Zaburzenia charakterologiczne, autyzm, adhd, depresja, anoreksja,
bulimia. Anorektyczki bardzo restrykcyjnie pilnowano podczas posiłków,
jadnak wiele z nich dawało radę ukryć jedzenie na przykład w bucie, w
majtkach, a nawet w magnetowidzie, który stał w jadalni. Ja nigdy nie
praktykowałam takich metod, chciałam wyjść jak najszybciej. Jednak i tym
razem mi się nie udało. Zostałam wypisana dopiero po trzech miesiącach,
i znowu tylko dlatego, że skończyła się umowa z NFZ. Ważyłam wtedy 43
kg. Moja niedowaga nie zagrażała już życiu, ale wciąż była za duża. Z tą
kwestią uporałam się w domu. Po kilku tygodniach doszłam do 46 kg,
wrócił okres, prawidłowe ciśnienie i tętno. Mimo 3 kg niedowagi lekarze
stwierdzili, że ta waga jest wystarczająca. Udało mi się utrzymać ją od
września 2005 do kwietnia 2006.
W tym czasie rozpoczęłam naukę na kierunku terapia zajęciowa. W styczniu
2006 poznałam mojego chłopaka, z którym jestem do dziś. Dla mnie to
wielkie osiągnięcie, bo do tej pory bałam się mężczyzn, nie traktowałam
ich jako partnerów i nigdy nie spotykałam się z nikim dłużej niż trzy
miesiące. Zawsze odrzucałam facetów. Interesowali się mną, ale
najmniejszy przejaw głębszego zainteresowania mnie płoszył. Zgadzałam
się na kilka spotkań, ale kiedy widziałam, że zaczynamy się do siebie
zbliżać to ich odrzucałam.
Nie potrafimy rozmawiać z chłopakiem o mojej chorobie. Zraził mnie na
początku naszej znajomości. Kiedy próbowałam mu się zwierzyć, on zmienił
temat. Mówił, że kupił fajne lusterka do samochodu, albo coś podobnego.
I wtedy zamknęłam się w sobie. On wie, jaka jest sytuacja, że mam duży
problem, ale nie jest w stanie mi pomóc. Stara się mnie wspierać, ale
sam sobie z tym nie radzi. Niejednokrotnie płakał. Teoretycznie problem
powinien ustąpić, kiedy kobieta się zakocha. Tak napisane jest w
książkach, ale w życiu tak się nie stało.
Na wiosnę 2006 roku znów zaczęłam chudnąć i znów pojawiło się zagrożenie
życia – waga 40 kg. Odmówiłam jednak pójścia do szpitala, bo nie
chciałam zostawić mojego chłopaka. Bałam się, że nasz zwiazek nie
wytrzyma próby. Zaryzykowałam i udało się, głównie dzięki wsparciu
rodziny i chłopaka oraz cotygodniowym wizytom u psychologa. We wrześniu
ważyłam już 47 kg. Później doszłam do 50 kg. 49-50 kg to dla mnie waga
idealna według wszelkich standardów i wyliczeń. Nie czuję się jednak
dobrze we własnym ciele. Nie "to " odbicie w lustrze, dodatkowe
kilogramy i zbyt małe ubrania nie dają mi spokoju.
Ostatnio zaczęło znowu się pogarszać i niestety teraz jestem w okresie
nawrotu choroby. Ważę 44 kg. O dwa za mało, by czuć się w miarę
bezpiecznie.
Być może wzięło się to stąd, że moja siostra zaszła w ciążę i ponownie
będzie miała dziecko, choć uważam, że nie jest dobrą matką. Ja jestem
opiekunką do dzieci. Od 16-17 roku życia mam bardzo duży instynkt
macierzyński, ale jestem przekonana, że nie podałam tej roli, że nie
będę dobrą matką. Zdaję sobie sprawę, że psychicznie nie jestem do tego
zdolna. Jakbym karmiła to dziecko, jakie nawyki żywieniowe bym mu
wpoiła? Nie wiem też, czy byłabym w stanie utrzymać ciążę, bo na pewno,
gdyby waga tylko lekko wzrosła, przestałabym jeść. Ginekolog zresztą
powiedział mi, że mam organizm jak kobieta po menopauzie, a więc i tak
nie mam szansy na zajście w ciążę. Ostatnio dziewczynka, którą się
opiekuję bardzo się zaczęła do mnie przywiązywać, robiłyśmy
noski-eskimoski, przytulałyśmy się i rozbudziło to moje emocje. Myśląc o
macierzyństwie czułam się jednak zagrożona, czułam lęk.
Wciąż chodzę na terapię. Nauczyłam sobie radzić z takimi rzeczami, jak
wstręt do jedzenia, bo wyznaczyłam sobie, co mogę jeść i kiedy. Jem z
zegarkiem w ręku: rano niekoniecznie, obiad pomiędzy 13 a 14, a kolację
o godz. 20. Nie wzięłabym do ust cukru, to od czasu, gdy przez pomyłkę
wypiłam osłodzoną herbatę. Czuję ten smak do dziś. Nie akceptuję nawet
kilku ziarenek cukru. Odrzucam słodycze wszelkiego rodzaju. Tak samo jak
nawet odrobinę tłuszczu. Jem warzywa smażone na patelni bez tłuszczu.
Jestem wega, a więc dopuszczam nabiał, jakieś serki, ale sera żółtego
już nie, bo tam są żelatyny i podpuszczki zwierzęce. Nie palę
papierosów, alkohol piję okazjonalnie, bo mam po tym wyrzuty sumienia.
Wiadomo, że ma mnóstwo kalorii. Napoje tylko niesłodzone.
Uważam, że dla mnie już jest za późno, ale opowiadam swoją historię, by
pomóc innym. Może się w końcu do czegoś przydam? Dlaczego na mnie jest
za późno? Wydaje mi się, że ja już z tego nie wyjdę, że muszę nauczyć
się żyć z chorobą. Nie pamiętam życia bez niej.
Mam depresję, choć nie wiem, czy ona nie wynika z anoreksji. A może to
anoreksja jest wynikiem depresji? Od 13 roku życia cierpiałam na
bezsenność. Wtedy nikt nie pomyślał, że może to jakiś symptom depresji.
Później w szkole średniej robiono mi testy predyspozycji do zawodu. To
był początek anoreksji. Nie każdy był proszony do psychologa, ale ja
tak. Pani psycholog rozmawiała ze mną o depresji, ale nie zaproponowała
żadnej terapii. Nikt nie zauważył, że dzieje się coś złego. A ja sama
nie umiałam tego powiedzieć. Radziłabym dziewczynom, które mają 15 lat,
by sie nie bały nazywać, to, co naprawdę czują. By nie spychały emocji.
Żeby nie myślały, że anoreksja to taka fajna przyjaciółka, która pozwoli
zapomnieć o wszystkim. Że i tak prędzej czy później będą musiały
uświadomić sobie własne problemy i dokonać właściwych wyborów, a nie
odchudzać się.
Nie przypominam sobie, bym zachwycała się modelkami, czy aktorkami.
Natomiast nie ma co ukrywać, że istnieje kult chudości w społeczeństwie.
Kobieta wychudzona uznawana jest za ideał, a podświadomym celem
anorektyczki jest osiągnięcie ideału. Ten cel jest po to, żeby zadowolić
swoich rodziców. Mamy zbyt mało wiary w siebie, by myśleć, że będą nas
kochać bezwarunkowo.
 

aoii

Nowicjusz
Dołączył
28 Maj 2006
Posty
138
Punkty reakcji
0
Mamy zbyt mało wiary w siebie, by myśleć, że będą nas
kochać bezwarunkowo.

to prawda..
tyle że ja wciąż nie potrafie wytłumaczyć swoim rodzicom, że to nie dlatego, że coś zrobili źle.. cały czas słysze pytania dlaczego im to robie, dlaczego ich tak karam.... a ja po prostu chce sie zaakceptować, chce sobie udowodnić, że jestem czegoś warta....
 

Wiola :-]

Czekoladoholiczka xD
Dołączył
27 Wrzesień 2007
Posty
2 677
Punkty reakcji
6
Wiek
32
Miasto
Tychy / Kraków
Mia czyli to jeszcze nie cały artykuł?
Mam prośbe. Jak będziesz wiedziała kiedy sie on ukaże w gazecie to daj znać dobrze? Bardzo chciałabym to przeczytać...
 

kamyszek

Nowicjusz
Dołączył
28 Kwiecień 2008
Posty
1
Punkty reakcji
0
Hej. Ja mam bulimię od 8 lat...i dopiero to sobie tak na prawdę uświadomiłam, kiedy zaczęłam wymiotować po 5 razy dziennie, codziennie... i już nie da się tego zatrzymać, nie da się tego kontrolować :( chcę iść na jakąś terapię, ale jestem za granicą i nie umiem super tego języka, a do Polski nie mogę na tak długo jechać. Chłopak mnie wspiera, ale w ciągu tygodnia jest w pracy a ja siedzę sama w domu i wtedy się zaczyna... Za późno zdałam sobie z tego sprawę, że to niebezpieczna choroba :(
 
M

Mia

Guest
jutro przyjezdza do mnie fotograf z wawy robic mi zdj do tego artykułu. nie powiem zebym sie nie bała...
 
Do góry