How to: Yerba Mate (z własnego, krótkiego doświadczenia)
Od jakiegoś czasu zamieniłem kawę na Yerbe.
Pracuje umysłowo 8-10h dziennie. Sypiam 4-5h dziennie. Mam do tego lekkie nadciśnienie. Do tej pory wypijałem w pracy 2 mocne (sypane na oko z pojemnika, średnio pewnie z 5 łyżeczek) duże (kubek) kawy.
Oddziaływanie na organizm:
1. Kawa
Efekt - lekki kop na chwilę stawiał mnie na nogi, ale szybko (po ok 1h) kompletnie przestaje działać. Do tego: czułem, że nie specjalnie służy to mojemu żołądkowi. Czasem po 2 kawie: zaczynały trząść mi się ręce (zależnie od dawki). Często miałem po niej złe samopoczucie. Kapeć w ustach (suszy).
2. Yerba Mate
Mocną, klasyczną, tradycyjną Yerbe zaparzam godzinę po przyjściu do pracy (a więc ok 9). Ten sam susz zalewam 5-7 razy do godziny 13-15. Pierwsze zalanie pobudza najbardziej (również za sprawą mocnego smaku). Kolejne - oczywiście - coraz mniej. W efekcie - stałe, mocne pobudzenie utrzymuje się przez wiele godzin. Dodatkowo - rozluźnia, poprawia samopoczucie, poprawia koncentracje. Mój żołądek zdecydowanie nie zgłasza już żadnych uwag (a nawet - poprawa trawienia). Żadne objawy typu - trzęsienie rąk nie występuje. Po wypiciu - pozostaje miły (dla mnie) posmak w ustach. Dodatkowo: nie suszy (przelewam przez susz ok 1.5 litra wody).
W czasach kawowania - gdy wróciłem do domu, ok godziny 17-19 dosłownie padałem na ryj. Byłem nie do życia. Obecnie - nie mam tego problemu, a nawet - wstaję bardziej wypoczęty po 4-5h śnie (wcześniej pierwszą rzeczą jaką było po przyjściu do pracy - człapałem zaparzyć kawę, obecnie Yerbe spokojnie zaparzam sobie po 1-1.5h).
Problem nastąpił jednak, gdy kiedyś zaparzyłem sobie dodatkowo Yerbe po powrocie do domu - nie mogłem zasnąć do 5 w nocy. Wstałem z uczuciem wyspania o 6:20. (poprzedniego dnia spałem 3.5h).
Jeśli chodzi o kawa/yerba vs nadciśnienie - po kawie czasem bolała mnie głowa. Czasem coś tam, gdzieś tam mi telepało. Po yerbie - nic takiego nie występuje (chyba, że próbuje wypić 2 dziennie).
Należy jednak pamiętać, że organizmu się nie oszuka - swoje odespać i tak kiedyś trzeba. Yerba jedynie to maskuje.
Kolejna sprawa: w niektórych badaniach wiąże się większą liczbę zachorowań na nowotwory krtani z piciem mocnej yerba mate w dużych ilościach (niektórzy piją nowe nabicia kilka razy dziennie). Podobny związek występuje jednak np z herbatą... Jak zawsze więc funkcjonuje zasada: co za dużo to niezdrowo.
Kofeina:
W ziarnkach kawa ma więcej, ale Yerby się więcej sypie, ale z Kawy wyzwala się dużo łatwiej, ale Yerbe zalewa się wiele razy, ale... itd... itd. Temat skomplikowany.
Generalnie można uznać: zaparzając w tym samym naczyniu dość mocną kawę i dość mocną Yerbę (którą będzie zalewać się kilka razy) - więcej kofeiny dostarczamy do organizmu Yerbą.
Różnica tkwi w pozostałych właściwościach obu substancji: kawa działa nagle i gwałtownie. Yerba: stopniowo i długotrwale. Dodatkowo: dzięki właściwością rozkurczającym, oraz dostarczaniem do organizmu tego i owego (np potas) - Yerbe "uznaje się" (magiczne sformułowanie, wiadomo - są opinie podzielone) za dużo mniej dające w kość sercu (co również mogę potwierdzić z własnego doświadczenia).
Na Yerba Mate Rosamonte jest nawet rekomendacja Argentyńskiej Fundacji Kardiologicznej (cokolwiek toto jest)
Jednak wiadomo - kofeina to kofeina - nie ma co z nią przesadzać.
Smak:
Nie ma co kręcić - nigdy nie określił bym klasycznej, naturalnej Yerby jako "smaczna". Przynajmniej nie pierwsze 1-2 zalania. Mogę powiedzieć raczej - w pełni toleruje jej smak. Na prawdę mi smakuje - gdy napar jest już dużo słabszy: 3-4 zalanie (szczególnie ostatnie łyki), ale gdy nie jest jeszcze wodnisty, jak w 5-7 zalaniu. Miły posmak w ustach pojawia już się jednak po pierwszych łykach.
Jak smakuje Yerba Mate?
Mocno gorzka. Trochę kwaśna. Trochę "dymna". Trochę czarno-zielono herbaciana. Delikatnie wyczuwalny smak "siana" i świeżej trawy. W zależności od gatunku - proporcje smaków są różne.
Większość osób niestety strasznie krzywi się pierwszy raz próbując Yerby. Większość musi się "przyzwyczajać" do smaku. Po jakimś czasie - większość zaczyna ją tolerować, a jeszcze później - zaczyna nawet smakować.
Ja jednak jestem typem osoby, która nie uznaje "przyzwyczajanie się do". Jak coś mi nie smakuje po 1-2 spróbowaniu - znaczy, że jest subiektywnie niedobre i tyle. Smak mocnej, klasycznej Yerby jednak w pełni tolerowałem od pierwszego zaparzenia. Obecnie zaczyna mi nawet bardzo smakować.
Poza klasycznymi smakami jest cała masa mieszanek smakowych z przeróżnymi kombinacjami ziół, suszonych owoców, herbat itp specyfików. Wiele osób słodzi yerbę, lub samemu przyprawia wedle uznania.
Ja jednak już w przypadku zwykłych herbat - nie toleruje żadnych przypraw (począwszy od cukru, przez cytrynę, po owocowe aromaty). Podobnie jest z yerbą. Próbowałem kilku wersji ziołowych i owocowych - były dla mnie po prostu ohydne.
Siła pobudzenia jest jednak całkowicie niezależna od intensywności smaku. Wszystko zależy od gatunku.
Potrzebny sprzęt:
Sposób picia yerby wprost wynika z kilku faktów:
-Yerbę zaparza się w bardzo dużych ilościach (nawet do 3/4 objętości naczynka!).
-początkowo część suszu pływa na powierzchni (im mniej pływa na powierzchni tym smak Yerby w kolejnym zalaniu będzie słabszy).
-Susz Yerby zawiera zwykle całą masę pyłu.
Jeśli nie chcemy napić się fusów i pyłu - musimy sobie je w jakiś sposób odfiltrować. Można to zrobić równie dobrze zwykłym sitkiem herbacianym, męczyć się odcedzając każdą łyżeczkę o brzeg naczynka lub nawet - odcedzać przez zęby (nie polecam
). Najlepiej jednak użyć tradycyjnej bombilli - specjalnej rurki do picia zakończonej sitkiem.
Jaką bombille wybrać? Zdecydowanie najlepsze są z końcówką w kształcie łyżeczki (lepiej filtruje, nie zapycha się, łyżeczką można wywalić fusy z naczynka na koniec). Rozkręcane - łatwiej czyścić.
-bambusowe - nic nie warte
-niklowane - tanie, po 6 miesiącach-roku wyglądają okropnie. Poza tym - tylko najprostsze modele.
-nierdzewki - spokojnie mogą służyć na całe życie
-alpaka - drogie, efektownie się prezentują, ponoć lepiej filtrują, ale IMO - kupuje się jedynie dla szpanu.
-srebro - jak wyżej.
Pić yerbę można dosłownie ze wszystkiego.
- naczynia szklane, ceramiczne: kształt nie ma żadnego znaczenia. Kubek z motywem indiańskim, czy jakieś wydumane kształty można sobie nabyć jedynie z przyczyn estetycznych. Kubek oznacza: 0 pracy przy konserwacji naczynka. Wsypujemy, pijemy, wywalamy fusy, myjemy.
- tykwa - tradycyjne drewniane naczynka z skorup pewnych owoców - miłe w dotyku, możliwość poczucia się jak indianin, szpan. Minusy: szybko się zużywają. Trzeba sporo uwagi poświęcić konserwacji: źle utrzymywane szybko pękają lub pleśnieją (generalnie - po każdym wypiciu trzeba wypłukać wrzątkiem i dokładnie wysuszyć). Po zakupie 1-2 dni trzeba pozbywać się resztek miąszu owocu (wygotowywanie, natłuszczanie).
- palo santo - naczynka z "pachnącego" drewna. Najdroższe i uważane za najlepsze do Yerby. Plusy: zapach naczynka, inny smak, szpan. Minusy: cholernie drogie (120-160 zł), jeśli nie kupi się okutego w metal lub oprawione skórą - szybko pęka (okute - teoretycznie nie do zdarcia). Konieczność konserwacji: palo santo nie może wyschnąć (a więc dokładnie odwrotnie niż tykwa). 200mnl to w zasadzie max pojemność.
Ja w pracy pijam ze zwykłego kubka z uchem (bo z uchem dużo wygodniej! olać indiańskie bohomazy i fikuśne formy!) + tania nierdzewka łyżeczkowa. W domu mam ps + dobra nierdzewka łyżeczkowa, z czego jedynie siorbię w weekendy.
Sposób zaparzania:
Różne są techniki. Szczegółowe opisy można znaleźć łatwo w necie i youtube. Mogę powiedzieć tylko jedno: rytuały zaparzania nie mają dużego znaczenia. Generalnie: wsypać, wsadzić rurę, zalać i po sprawie.
Ważne jest jedynie, żeby nie zalewać Yerby zbyt gorącą wodą (nie smakuje, nie pobudza). Przepisowa jest woda ok 80 stopni. Reszta jest w zasadzie dowolna (można również Yerbę zalewać wodą mrożoną - również odda swój smak, również pobudza).
Ja zaparzam tak:
Wsypuje (zależnie od rozmiaru naczynka) od 1/2 (gdy duży kubek) do 2/3 (gdy małe naczynko) suszu (tradycyjna dawka to 3/4 i małe naczynko, ale kto co lubi).
Zakrywam ręką otwór naczynia, obracam do góry nogami i 2 razy potrząsam w górę i w dół. Obracam do normalnej pozycji - powstaje "kopczyk" (susz skośnie wypełnia naczynie, przy jednej ścianie jest go więcej, przy drugiej ledwo zakrywa dno). Potrząsanie dodatkowo powoduje lepsze ułożenie się suszu (choć w zasadzie można ten etap pominąć i nic wielkiego się nie stanie). Koniec bombilli wsadzam tam gdzie suszu jest mniej. Zalewam gotowaną wodą (w zależności od ilości wody w czajniku - 8-15 minut po zagotowaniu). Najlepiej zalewać wolno, po ściance naczynka, tam gdzie suszu jest mniej (żeby nie rozwalić kopczyka, ale jak się rozwali to również nic wielkiego się nie dzieje). Pierwszy strumień wody bardzo szybko wciągnie susz. Dolewamy. Czekamy 1-2 minuty i pijemy (nie za długo, bo napar robi się coraz mocniejszy).
Yerba więcej razy można zalewać, gdy nie czeka się długo między kolejnymi dolewkami wody.
Yerby nie należy mieszać - napijemy się w ten sposób fusów i pyłu.
Gdzie kupić:
Kupujemy tylko markowe Yerby, najlepiej przez internet. Dlaczego? Herbaciarnie za yerby "no name" życzą sobie 2-3-...-5 razy drożej niż markowe gatunki sprowadzane wprost z Ameryki Płd. Lepsze sklepy z "kuchnią świata" itp - zazwyczaj życzą sobie 50% większe ceny niż w internecie.
0.5 kg dobrej, markowej Yerby kosztuje 16-22 zł. 1 kg ok 28-30. Przeliczyłem sobie, że 0.5 kg yerby w pracy starcza mi na ok miesiąc (dobrze, że nikt mi nie podpija :]).
Na początek polecam pokupować sobie 100gr próbki różnych gatunków yerby.
Ja gustuje w klasycznych, surowych, intensywnych, naturalnych smakach. Zdecydowanie moją ulubioną yerbą jest Pajarito Seleccion Especial. Poza tym lubię zwykłe Pajarito, oraz zwykłe Rosamonte.
Na początek zaleca się jednak zacząć od delikatniejszych w smaku gatunków (inna szkoła mówi, żeby od razu wskoczyć na głęboką wodę - ja tak zrobiłem).
Uzależnienie:
Ponoć - jak to do kofeiny. Słabe ale jakieś tam się pojawia. Ja u siebie żadnych objawów nie widzę (od kawy też nigdy się nie uzależniłem)