Dirk_Struan, nie wiem, co twój ostatni post miał wnosić do tematu, ale jakoś ta uwaga odnośnie zainteresowań Ursusa nie dała mi do myślenia jeśli chodzi o temat zdrady i wiary. Nie wiem, może umysł mi szwankuje na starość, ale nijak nie potrafię sobie tego wytłumaczyć inaczej jak tylko tak, że zwracasz uwagę na niemoralność animców.
A wracając do tematu: oczywiście według nauk Kościoła powinniśmy wybaczyć zdradę i przyjąć z powrotem partnera, który zbłądził, niczym syna marnotrawnego. Powinniśmy wspierać go, wybaczyć jego błąd i cieszyć się, że wyraził skruchę. Wiara każe nam stawiać na piedestale miłość, pielęgnować ją nawet, gdy doszło do zdrady. Miłość jest przymiotem Boga, pochodzi od niego. Grzech - w tym wypadku zdrada - jest dziełem Szatana, którego my, jako chrześcijanie, powinniśmy być zaciekłymi wrogami. Tym, co pokona Szatana, jest miłość do drugiej osoby, więc wypełniajmy boski plan i wybaczajmy!...
No tak, brzmi pięknie i nierealnie. Oczywiście wiem, że są osoby, które potrafią wybaczyć zdradę, zapomnieć, ciesząc się powrotem ukochanej osoby bądź tym, że jednak z nimi została. Wiem jednak, że to trudne, że ciężko jest walczyć z myślami typu "Dlaczego to zrobił? Co zrobiłam nie tak? Czego mu we mnie brakowało? Co mu we mnie przeszkadzało?" itd. Zdrada partnera wyniszcza drugą osobę, a jej bólu nie złagodzi mądrość Kościoła, że cierpienie uszlachetnia. Kiedy dochodzi do zdrady ludzie myślą w sposób bardziej przyziemny, myślą o tym, że pewna sfera ich życia jest teraz w rozsypce, często podupada ich poczucie własnej wartości i niech mi wybaczą zagorzali katolicy, ale nie jest to moment na myślenie o tym, że zdradzający potrzebuje naszej pomocy, bo wpadł w sidła grzechu.
Jeżeli mocno kochamy, jesteśmy w stanie wiele wybaczyć. Nawet zdradę. Znając siebie mogę powiedzieć, że w przypadku mojego partnera byłabym chyba w stanie wybaczyć mu zdradę. Bolałoby to jak diabli, cierpiałabym przez sam fakt, że mi to zrobił, pewnie nie udałoby mi się mu zaufać tak jak teraz - to więcej niż pewne. Ale dla tej jednej szczególnej osoby chciałabym spróbować. Nie wypełniłabym jednak nauk biblijnych w pełni i nie starałabym mu się pomóc "nawrócić" - to musiałoby już wypłynąć od niego.