Ja jakoś nie wyobrażam sobie zabawy w survival z całą rodzinką, chodzi mi o małe dzieci i pieska. Ten temat nie jest o spacerach po lesie i grzybobraniu jak pisał czechu albo wycieczce na wielką sowę z przystankiem na Herbatkę w schronisku tylko o wyjściu w las z konkretnym sprzętem bez liczenia na dogodności cywilizacyjne.Pepitka napisał:Ok, ja panowie rozumiem Wasz tok rozumowania. Ale ja - jako zapalony preppers patrzę na to, żeby jak najszybciej i jak najłatwiej zapewnić mojej rodzinie schronienie, ciepło, pożywienie i ochronę. Wolę kupić broń i kupę amunicji niż robić pułapki z liny plecionej po ciemku. Tak samo wolę zapakować każdemu do plecaka po 3 zapalniczki i podpałkę w nieprzemakalnym sreberku niż w deszczowej i wietrznej pogodzie próbować wykrzesać choć iskierkę
Tylko zakładanie, że wybuchnie wojna jest tak samo mądre jak zakładanie że majowie przewidzieli koniec świata, a zakopane konserwy też nie są najlepszym pomysłem.Pepitka napisał:Nie no, wiesz. My na wypadek wojny, to zakopaliśmy sporo żarcia i wody, trochę srebra w monetach - kiedyś na pewno się przyda, a jak nie to nasze dzieci, lub wnuki sobie odkopią i może wymienią na lizaki.
W czasie wojny główne trakty są zwykle okupowane przez wojsko i przebywanie w tym miejscu zwykle grozi śmiercią, kalectwem, lub zwiezieniem do obozu przejściowego (który może być celem bombardowań, a na pewno będzie wylęgarnią głodu i chorób). Wolimy żyć nadzieją, że w pierwszych dniach wojny frontowej nikt nie przejmie się domkiem na uboczu, wśród drzewek i jezior, a jeśli już to zabierze tylko to co najcenniejsze
Warto umieć poruszać się w naturze. Czerpać z niej to co jest dla nas przyswajalne. Warzywa, wodę, mięso, liny, zioła jako leki itd. To były zawsze przydatne umiejętności. I niejednokrotnie ratowały życie.
zgadzam się, to są dość surrealistyczne pomysły! nie można się dać zwariować! i tylesamoyed napisał:Tylko zakładanie, że wybuchnie wojna jest tak samo mądre jak zakładanie że majowie przewidzieli koniec świata, a zakopane konserwy też nie są najlepszym pomysłem.Nie no, wiesz. My na wypadek wojny, to zakopaliśmy sporo żarcia i wody, trochę srebra w monetach - kiedyś na pewno się przyda, a jak nie to nasze dzieci, lub wnuki sobie odkopią i może wymienią na lizaki.
W czasie wojny główne trakty są zwykle okupowane przez wojsko i przebywanie w tym miejscu zwykle grozi śmiercią, kalectwem, lub zwiezieniem do obozu przejściowego (który może być celem bombardowań, a na pewno będzie wylęgarnią głodu i chorób). Wolimy żyć nadzieją, że w pierwszych dniach wojny frontowej nikt nie przejmie się domkiem na uboczu, wśród drzewek i jezior, a jeśli już to zabierze tylko to co najcenniejsze
Warto umieć poruszać się w naturze. Czerpać z niej to co jest dla nas przyswajalne. Warzywa, wodę, mięso, liny, zioła jako leki itd. To były zawsze przydatne umiejętności. I niejednokrotnie ratowały życie.
swietna sprawa, zazdroszcze i podziwiam,Pepitka napisał:My się nie bawimy dla samej zabawy, ale mamy w tym swój cel -> bezpieczeństwo i plan działania "w razie czego".
Haha, dokładnie tak!. Po co bawić się z krzesiwem, jak można zrobić to zapalniczką za 1 zł? Do tego zapasowa na benzynę + zapas kamieni i można podpalić miasto. Myślenie nie boli!Pepitka napisał:Tak samo wolę zapakować każdemu do plecaka po 3 zapalniczki i podpałkę w nieprzemakalnym sreberku niż w deszczowej i wietrznej pogodzie próbować wykrzesać choć iskierkę
czy taki styl życia nie jest stresujący? nieświadomość nie wzbudza stresu, świadomość i oczekiwanie zagrożenia i owszem.Pepitka napisał:Panowie, [...] Dla nas to spokojny sen i pewność, że nawet podczas głupiego pożaru mieszkania - w ciągu kilku sekund jesteśmy w stanie zabrać z mieszkania najważniejsze dla nas rzeczy (plecaki BIS) i wybiec, nie martwiąc się o nic więcej. Polecam ten styl życia
żyjemy w innych czasach- nie będzie takiej mozliwości w dzisiejszym świecie. patrzcie na uchodźców- tylko kasa im pomaga...bez niczego idą i sobie radzą.samoyed napisał:Ja robie to dla zabawy ponieważ nie wierze w możliwości przetrwania w środku lasu z rodzinką pijąc wode z brzozy między liniami frontu. Dalej idąc tym tropem jeśli taka sytuacja się trafi lepiej jest uciekać głównym traktem z całą resztą uchodzców niż 2 tygodnie maszerować do wioski która jest splądrowana i opustoszała. Kataklizmy poza powodziami polsce raczej nie są straszne a jeśli mielibyśmy zamarzać to las na pewno nie będzie dobrym miejscem na schronienie bez specjalistycznego sprzętu. Więc co by się nie działo ja umiejętności ćwicze na wypadek zagubienia się w górach i przetrzymania nocy w ciężich warunkach. Nie na wypadek wojny i innych pomysłów.
Owszem aleten zestaw zpalniczek też warto mieć.;]golgi napisał:bo zaplniczka za 1 zł nawali a i jak zamoknie to nie zadziała. krzesiwo zadziała zawsze. jest mocnym punktem awaryjnym.
Tylko czy maszwszystko w plecakach popakowane na co dzień??Pepitka napisał:Panowie, [...] Dla nas to spokojny sen i pewność, że nawet podczas głupiego pożaru mieszkania - w ciągu kilku sekund jesteśmy w stanie zabrać z mieszkania najważniejsze dla nas rzeczy (plecaki BIS) i wybiec, nie martwiąc się o nic więcej. Polecam ten styl życia
Niby tak ale oni kase akurat mają, idą po więcej. Do tego idą z miejsca gdzie jest ciepło. Poczekaj aż dojadą tam gdzie jest zimno.golgi napisał:żyjemy w innych czasach- nie będzie takiej mozliwości w dzisiejszym świecie. patrzcie na uchodźców- tylko kasa im pomaga...bez niczego idą i sobie radzą.
podziwiam przygotwanie i rzeczowe podejście. Jakby wszyscy byli tak ostrożni to nie ubezpieczyciele ni byli by potrzebni. nieźle.Pepitka napisał:Golgi - stresujące dla nas byłoby to, gdybyśmy w czasie ewentualnego pożaru nie wiedzieli czy mamy brać polary i buty, czy może biec po dokumenty własności i dot. ubezpieczenia mieszkania, czy może np po kluczyki do samochodu, albo po cokolwiek innego, co nam w tak stresującym momencie mogłoby wpaść do głowy, a ludzie są różni - i nie wiedzą jak się zachowają, dopóki im się taka sytuacja nie przydarzy. Mamy świadomość, że podczas ratowania dziecka możemy nie zachować zimnej krwi i w plecaku BIS mamy to, co może się przydać. Plecaki leżą pod stolikiem - tuż przy drzwiach wejściowych do mieszkania. Nikomu nie zawadzają, nikomu nie przeszkadzają, ich stan czasem kontroluję i sprawdzam - zwykle raz na pół roku. Są tam kserokopie wszystkich naszych ważnych dokumentów. Akty własności, ksero ubezpieczeń itd. Nasze zdjęcia i kserokopie dowodów osobistych. Każdy ma w plecaku adres punktu B, dwa litry wody, zapalniczki, małą podpałkę w sreberku, niezawodne zapałki, małą osobistą apteczkę (opatrunki, plastry, nożyczki, leki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe, aspirynę - leki zw. dwie sztuki wycięte- itd. - dodatkowo ja mam spray chłodzący i talk), kilka grubych worków na śmieci - przezroczystych, scyzoryk (lub nożyk), mapę (okolicy, dość szczegółową), przytroczone do plecaka buty, w których nie chodzimy zwykle (ale były noszone), polar, awaryjną bieliznę ze skarpetkami, trochę pieniędzy, kilka wysokokalorycznych batoników, lekkie ciastka pakowane po 4, mały woreczek kaszy i to chyba wszystko. Do tego wszystkie dokumenty takie jak paszporty, albo ważne ubezpieczenia - trzymamy w szufladzie na przeciwko stolika - nic, tylko odsunąć szufladę, zgarnąć dokumenty i wyjść. Dla nas świadomość nie ma żadnego negatywnego ciężaru, ot - jest i już. Jakbyśmy mieli świadomość zagrożenia i dodatkowo świadomość własnego nieprzygotowania i głupoty - to dopiero wtedy by nas to uwierało. Pozdrawiam