prace magisterska pisalam w tatmym roku.
Mialam na to niby cale wakacje, ale...kto robi takie rzeczy w wakacje???
Wiec zaczelam jak mialam niecaly miesiac do oddania w dziekanacie jush oprawionej.
Cale dnie i wieczory siedzialam i i tworzylam cuda na patyku.
Na szczescie mialam materialow duzo do pracy, wiec nie narzekalam na brak ...hmmm...weny tworczej.
I promotor byl ok. NIe obylo sie oczywiscie bez pisania do dziekana o przesnuiecie o tydzien terminu zdania pracy, ale sie zgodzil i w sumie na obrone w terminie ze wszystkimi zdazylam. I sie obronilam (na 5
)
Ale stresu bylo troche...chociaz nie zaluje, ze sie nie zabralam wczesniej - przynajmniej wakacje fajnie spedzilam, hehehe.
Jak to mowia? Co sie odwlecze, to nie uciecze