Nie bądź głupia...
o był mój pierwszy dzień w liceum. Sama tam poszłam, bez znajomych. Okazało się, że to była najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam. Bo ja jestem dość nieśmiała i ciężko mi przychodzi poznawanie nowych ludzi.
Zdajesz sobie sprawę, że liceum ma 3 lata, gdzie w każdym roku szkolnym jest coś koło 250 dni nauki, czyli łącznie... około 750 dni nauki. Ty spędziłaś tam raptem 2 dni, czyli zaledwie około 0,25% całej długości okresu kształcenia i już się poddajesz? Nie za szybko?
Z tego, co ja pamiętam moje początki w szkole średniej to powiem szczerze - na początku wszyscy się nie znają, a te pierwotne znajomości, które zawiera się na samym początku w dużej mierze ulegają potem zmianom, jedne się rozwijają, inne umierają, poznaje się nowych ludzi. U mnie w szkole było inaczej, bo mieliśmy nieco inny system kształcenia (w każdym semestrze na każdy przedmiot poza godziną wychowawczą chodziło się z inną grupą ludzi, podział na klasy dotyczył tylko godziny wychowawczej), więc u mnie zapewne proces ten był bardziej nasilony, ale domyślam się, że w standardowych liceach także dochodzi do czegoś takiego, iż grupy towarzyskie formują się przez dłuższy czas niż 2 dni.
akbym jeszcze trafiła na jakąś miłą osobę, która by miała takie same zainteresowania... Ale nie, u mnie w klasie są same "damulki". Wymalowane, odpicowane... Zupełnie nie w moim stylu. Oczywiście próbowałam z niektórymi nawiązać rozmowę, ale chyba nie są chętne do znajomości ze mną. O chłopakach już nawet nie wspomnę.
Możliwe, że część tych dziewczyn zachowuje się tak na pokaz. Inna sprawa, że wraz z trwaniem liceum część z tych ludzi zacznie się zmieniać, może poznasz osoby z innych klas, z którymi złapiesz kontakt (jeżeli absolutnie nie pasuje Ci klasa to zawsze możesz przepisać się do innej klasy lub szkoły). Kolejna rzecz - może są jakieś osoby, które trzymają się na uboczu (chłopacy czy dziewczyny) - spróbuj do nich podejść, możliwe, że mają podobne odczucia do Ciebie.
Nie poddawaj się tak łatwo, próbuj dalej. Ucieczka od problemu, który niewątpliwie jest, to żadne rozwiązanie - zwłaszcza, gdy tak naprawdę nie próbowało się z tym problemem zmierzyć, bo o jakim staraniu można mówić w Twoim przypadku? Daj sobie trochę więcej czasu, a może (nie mówię, że na pewno) okaże się, że sytuacja nie jest taka zła jak Ci się teraz wydaje.
No i ja właśnie z tego powodu chcę uciec.
Wszystko fajnie i pięknie, plan wydaje się kuszący, ale... czy zdajesz sobie sprawę, że:
a) za coś będziesz musiała żyć jak uciekniesz - z początku przejdziesz istne piekło, bo będziesz musiała znaleźć jakąś robotę, co biorąc pod uwagę, że jesteś nieletnia i że będziesz poszukiwana przez policję (rodzice na pewno zgłoszą Twoje zaginięcie) zbyt łatwe nie będzie, zwłaszcza, że z pracą nie jest teraz zbyt dobrze, a przecież za coś będziesz musiała wynająć jakieś lokum, kupić coś do jedzenia, etc. Chyba, że planujesz uciec pod most, ale tego osobiście Ci nie radzę - zbyt dobrze się to nie skończy.
b) nie będziesz miała, zapewne, komputera, telewizji, internetu, nowych ubrań, dobrego jedzenia, etc. - wszystkie wygody, które miałaś w domu pójdą w odstawkę, będziesz musiała sobie radzić sama i do wszystkiego dojść pracą własnych rąk, która - nawet jeżeli znajdziesz jakieś zajęcie, będzie pracą fizyczną i to raczej niezbyt przyjemną. Nie wiem, czy to lepiej naginać karku w jakimś McDonaldzie czy roznosić ulotki za lichą kasę, czy po prostu zacisnąć zęby i jednak chodzić do tej szkoły.
c) musisz liczyć się z tym, że rodzice zgłoszą Twoje zaginięcie i prędzej czy później Cię znajdą - z początku będą szczęśliwi, ale spora szansa, że zepsujesz swoje relacje z nimi, zmarnujesz w sumie rok nauki (wbrew pozorom to dużo), a i wśród rówieśników ta informacja się rozejdzie, co niekoniecznie będzie działało na Twoją korzyść
d) Twoim problemem jest to, że nie masz towarzystwa... w jaki sposób ucieczka z domu rozwiąże ten problem? Myślisz, że gdzieś tam w świecie poznasz jakiegoś towarzysza włóczykija? Przykro mi to mówić, ale to mało prawdopodobne... Najpewniej będziesz dokładnie tak samo samotna jak jesteś teraz, tyle, że sama narobisz sobie problemów i Twoje życie będzie trudniejsze
To tylko przykłady negatywnych stron Twojego rozwiązania. Gdyby się tak solidniej zastanowić to pewnie znalazłoby się jeszcze trochę. Zastanów się - co zyskujesz poprzez ucieczkę. Nie rozwiążesz w ten sposób swojego problemu, bo dalej będziesz sama, nie będziesz żyć na własną rękę na tyle długo (albo wrócisz sama, albo Cię znajdą), aby jakoś znacząco się zmienić (choć coś oczywiście do Ciebie dotrze, tylko wątpię, aby było to to, co jest potrzebne, aby zostać królową towarzystwa), a przy okazji - pogorszysz swoją opinię u rodziców, w swoim otoczeniu, w szkole i wśród innych uczniów (zapewne większość uzna Cię za wariatkę), a na dodatek stracisz sporo czasu, w którym ludzie będą się poznawać i potem, poprzez negatywną opinię i stracony czas, jeszcze ciężej będzie Ci nawiązać nowe znajomości. Gdzie Ty w tym widzisz rozwiązanie problemu? No gdzie? Jedyne, co tym osiągniesz to skomplikujesz sobie życie i ewentualnie liźniesz trochę dorosłości.
Na moje oko to... Ten Twój pomysł z ucieczką to typowa próba zwrócenia na siebie uwagi i wołania o pomoc poprzez manifestacyjną ucieczkę z domu spowodowaną problemem (samotnością), z którym nie potrafisz sobie poradzić. Wiesz, że to samo osiągniesz zwykłą rozmową? Nie musisz uciekać.
Mama by nie zaakceptowała tego, że rzucam szkołę.
Ciężko mi sobie wyobrazić mamę, która by to zaakceptowała, ponieważ to nieziemska głupota.
Nie chcę uciec na zawsze. Tylko na jakiś czas. Później może wrócę, i pójdę w końcu do szkoły. Może ta ucieczka mnie odmieni.
Ta, już to widzę. Mogę się założyć, że albo sama wrócisz z podkulonym ogonem, bo bycie zdaną tylko na siebie w ogromnym świecie skłoni Cię jednak do myślenia, że użeranie się ze szkołą jest lepsze. A nawet jeżeli nie to przecież prędzej czy później Cię znajdą.
Nie piszcie mi żebym nie uciekała. Nie robię tego pod wpływem impulsu. W sumie to zawsze chciałam uciec z domu... Wszystko już sobie obmyśliłam.
Póki co to Twój plan wydaje mi się strasznie wybrakowany, chociażby z tą przyszłością i powrotem do szkoły - owszem, wrócisz, ale... opóźnisz swoją edukację o kilka lat, co na pewno nie wyjdzie Ci na dobre, po powrocie do szkoły będziesz (jeżeli jakimś cudem uda Ci się uciec na dłużej) tą "inną"... Pomijam już oczywistą dziurę - idąc kiedyś do szkoły będziesz musiała zmierzyć się z tym samym problemem, z którym mierzysz się teraz, a przystosowanie się do życia na własną rękę (chyba, że zejdziesz na psy - zaczniesz ćpać, pić, palić, puszczać się i żyć na krawędzi) w taki odpowiedzialny sposób nie uczyni z Ciebie osoby bardziej atrakcyjnej towarzysko dla nastolatków.... Jeżeli nawet się zmienisz to bardziej w kierunku osoby dorosłej, niż w tym, który rozwiązałby Twój problem i tak czy owak staniesz przed dokładnie tym problemem, przed którym jesteś teraz.
Pozostaje tylko jedno pytanie - czy lepiej jest teraz spróbować coś z tym zrobić, czy zafundować sobie taką wątpliwą przygodę i musieć mierzyć się z tym samym kiedyś. Moim zdaniem ucieczka nie jest tu rozwiązaniem, ale rób jak uważasz. Jeżeli potrzebujesz na własnej skórze przekonać się jak głupi to pomysł to śmiało, niemniej... nie radzę.
EDYCJA
Mam dziwne wrażenie, że nasze odpowiedzi nie usatysfakcjonowały autorki i że ozwie się tylko, gdy ktoś powie coś, czego oczekiwała, bo na krytykę jej "genialnego" wymysłu odpowiadać nie chce. Po prostu uwielbiam jak ktoś ma takie fenomenalne podejście.