Dużo tu dyskutujemy o politycznej poprawności, o medialnym praniu mózgów, o wykształconych ludziach, którzy zatracili zdolność logicznego rozumowania itp..
Chciałbym zwrócić uwagę na jedno konkretne zjawisko, dotyczące wspomnianej sfery. Otóż nie wiem czy zwróciliście uwagę na kwestię, moim zdaniem, tragiczną. Mianowicie na równouprawnienie, jakie kłamstwo uzyskało w stosunku do prawdy i jak boleśnie dla myślącej osoby uwidacznia się to zwłaszcza w medialnych wypowiedziach.
Przykładem może być opublikowanie raportu MAK w sprawie katastrofy smoleńskiej. Nie chodzi mi tu o dociekanie jakie były przyczyny katastrofy, a raczej o policzek wymierzony honorowi Polaków. Do tej refleksji skłonił mnie list otwarty tewiego do Tuska. Tragedią, której sedno stanowi to o czym chcę tu zapoczątkować dyskusję, było równouprawnienie medialnych wypowiedzi na ten temat. Było dla mnie wstrząsające patrzenie najpierw na ludzi, którzy mówili coś w stylu: "no tak, to co Rosjanie mówią, nie jest dla nas miłe, ale najważniejsze, to żyć z nimi w przyjaźni", a potem na innych, którzy dostrzegali i artykułowali jaką manipulacją jest ten raport i jakie lekceważenie dla Priwislińskiego Kraju z niej bije.
Pluralizm jest fajną rzeczą, wolność wypowiedzi szczytną. Gdyby każda jednostka myślała całkowicie samodzielnie, nie dałoby się tym ideom nic zarzucić. Obawiam się niestety, że w sytuacji, gdy coraz częściej pozwalamy myśleć za siebie, te idee stają się czasem pułapką i zwykłym sankcjonowaniem kłamstwa. Zawsze podchodziłem sceptycznie do hasła "kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą". Może dlatego, że jestem dość nonkonformistyczny i ciężko mi coś wmówić, ale teraz dostrzegam tego sens. Z jednym zastrzeżeniem: w mediach, żeby kłamstwo stało się prawdą wystarczy je przedstawić raz w dobrym czasie antenowym. Zapraszam do dyskusji na ten temat.
Chciałbym zwrócić uwagę na jedno konkretne zjawisko, dotyczące wspomnianej sfery. Otóż nie wiem czy zwróciliście uwagę na kwestię, moim zdaniem, tragiczną. Mianowicie na równouprawnienie, jakie kłamstwo uzyskało w stosunku do prawdy i jak boleśnie dla myślącej osoby uwidacznia się to zwłaszcza w medialnych wypowiedziach.
Przykładem może być opublikowanie raportu MAK w sprawie katastrofy smoleńskiej. Nie chodzi mi tu o dociekanie jakie były przyczyny katastrofy, a raczej o policzek wymierzony honorowi Polaków. Do tej refleksji skłonił mnie list otwarty tewiego do Tuska. Tragedią, której sedno stanowi to o czym chcę tu zapoczątkować dyskusję, było równouprawnienie medialnych wypowiedzi na ten temat. Było dla mnie wstrząsające patrzenie najpierw na ludzi, którzy mówili coś w stylu: "no tak, to co Rosjanie mówią, nie jest dla nas miłe, ale najważniejsze, to żyć z nimi w przyjaźni", a potem na innych, którzy dostrzegali i artykułowali jaką manipulacją jest ten raport i jakie lekceważenie dla Priwislińskiego Kraju z niej bije.
Pluralizm jest fajną rzeczą, wolność wypowiedzi szczytną. Gdyby każda jednostka myślała całkowicie samodzielnie, nie dałoby się tym ideom nic zarzucić. Obawiam się niestety, że w sytuacji, gdy coraz częściej pozwalamy myśleć za siebie, te idee stają się czasem pułapką i zwykłym sankcjonowaniem kłamstwa. Zawsze podchodziłem sceptycznie do hasła "kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą". Może dlatego, że jestem dość nonkonformistyczny i ciężko mi coś wmówić, ale teraz dostrzegam tego sens. Z jednym zastrzeżeniem: w mediach, żeby kłamstwo stało się prawdą wystarczy je przedstawić raz w dobrym czasie antenowym. Zapraszam do dyskusji na ten temat.