Tajemnicze znamie...

Status
Zamknięty.

Wszebor

Nowicjusz
Dołączył
19 Październik 2008
Posty
207
Punkty reakcji
0
Miasto
kraina tysiaca jezior dawne włości prusów
Salvroug Berghoven
Kilka miesiecy temu postanowiles zalozyc nowa filie swojego malego przesiebiorstwa. Miala ona powstac w gorach polozonych na wschod u granic Krolestwa Nemory i Ziem Niczyich (dawniej nalezacych do jednego z wasali Naugrima) a dzis zupelnie bezludnych. Gory te nazywaja sie Pasmem Igieł od spiczastych i stromych szczytow. Ekspedycja zlozona z twoich najlepszych gornikow po dotarciu na miejsce i zaaklimatyzowaniu sie zaczela poszukiwac zloz w naturalnych sztolniach. Pierwsze poufne raporty ktore do ciebie dotarly zapowiadaly sie pomyslnie. Natrafiono na duze zloza zlota i srebra, co najwazniejsze i najbardziej obiecujace znaleziono tez sladowe ilosci mithrilu! Jednak kontakt z nowo powstala placowka nagle zamilkl. Raporty przestaly naplywac. Zaniepokojony wyslales kilku zaufanych krasnoludow na miejsce by dowiedzieli sie co sie stalo. Teraz jeden z nich stoi przed toba. Jest w oplakanym stanie. Jego ubranie nosi slady ciezkiej wedrowki. Ma obandazowane ramie a na lewym policzku widnieje swieza szrama biegnaca az do lewego ucha, a raczej do miejsca gdzie ono powinno sie znajdowac.
Panie Salvroug! Dotarlismy na miejsce w ciagu niecalych 3 tygodni. Oboz byl spladrowany jednak nie bylo zadnych cial. - zauwazyles ze nei ma trzech przednich zebow a kilka ma ulamanych - Postanowilismy zanocowac nieopodal i nastepnego dnia rozejrzec sie dokladniej. Noc przebiegla spokojnie rano ruszylismy zbadac sztolnie. Gdy weszlismy i zapalilismy lampy gornicze znalezlismy naszych braci - tu zrobil mine jakby chcial jednoczesnie kogos zabic i sie tego kogos brzydzil - ich glowy byly nabite na krotkie wlocznie, a ciala obdarte ze skory. Z pewnoscia to robota orkow. Gdy zaczelismy schodzic w glab sztolni by sprawdzic co z wyrobiskami okazalo sie ze zostaly zawalone. To nie byly naturalne zawaly! To tez musiala byc robota orkow! Wycofalismy sie zabralismy co sie dalo i zwinelismy oboz chcac znalezc sie jak najdalej od tych gor. Nad ranem nas zaatakowalo poltora tuzina orczych jezdzcow na wargach. Nie mielismy szans. Tylko ja przezylem, chyba uznali ze juz nie dysze... Nie wiem ile tam lezalem ale gdy doszedlem do siebie ruszylem na zachod. W dalszej wedrowce dobrzy ludzie mi pomogli. Panie Salvroug tamte sztolnie sa stracone! Jesli chce pan tam prowadzic wydobycie musialby pan zaciagnac wielu najemnikow do utrzymania tej placowki. Nie wiem czy to oplacalne. Ale to pana sprawa. Wiem ze tylu najemnikow pan nie znajdzie w tej czesci kraju. -sluchasz wsciekly w napieciu co jeszcze ma do powiedzenia twoj pobratymca - Ale wiem ze wielu najemnikow teraz paleta sie po wschodnich granicach krolestwa, najmuja sie do roznych czesto paskudnych spraw. Zbieraja sie w osadzie Nowej Nadziei...
[masz przy sobie 4758sz]


Lokwid Utterndal
Jak co 2tygodnie byles na targu w pobliskiej osadzie, kupic potrzebne narzedzia i sprzedac nadwyzke tego co wyprodukowales. Gdy jechales na swoim wozie z zapasami, wyjezdzajac zza wzgorza ujrzales snujace sie dymy nad pogorzeliskiem. Pogorzelisko bylo w miejscu tych kilku chat ktore nalezaly do twoich sasiadow i do ciebie. Starales sie dojechac jak najszybciej na miejsce. Ujrzales spalony czestokol chroniacy przed dzikimi zwierzetami i spalone chaty, ciala twoich sasiadow porozrzucane doslownie wszedzie. Mezczyzni okropnie zmasakrowani ich ciala doslownie rozczlonkowane, kobiety odarte z ubran prawdopodobnie wielokrotnie gwalcone, i dzieci... dzieci ponabijane na pale wystajace z czesciowo spalonego czestokolu. Na kamiennym ocembrowaniu studni widnial malunek wykonany czerwona ochra, przedstawial on luk i strzale. Wiedziales co to oznacza. Bylo tu plemie koczowniczych Harakrow niezrownanych w poslugiwaniu sie lukiem i w okrucienstwie. Teraz juz nic cie tu nie trzymalo. Ale i nie wiele miales, wszystko co zostalo w domu splonelo...
[masz przy sobie 184sz]




Cralin Aster
Synu, musisz pojechac do miejscowosci Stare Błonia to jest kilka dni drogi na wschod od Nemory. Spotkasz sie tam z panem Alcrinem i odbierzesz od niego paczke dla mnei. Jest ona bardzo wazna! Od niej zalezy los naszego rodu. Nie zawiedz mnie. - Takie slowa uslyszales od ojca tydzien temu, a teraz stales nad dopiero co zmarlym Alcrinem ktory przed smiercia zdazyl powiedziec ci: "Skrytkaa ban bankowa ekhm ekhm numer 74 haslo zamiec... zamiec... zamiec..." tyle zdazyl powiedziec i skonal, nie mogac juz zlapac tchu. Jego smierc byla o tyle tajemnicza ze nie bylo zadnej rany...
[masz przy sobie 820sz]




Lavena Muireann
Ostatnimi czasy zawedrowalas w poblize poludniowo-wschodniej krainy Krolestwa Nemory. Byly to spokojne, niezbyt ludne i mocno zalesione tereny. Bylo tu malo osad i byly one skupione jakby kolem o promieniu kilkudziesiecu kilometrow. Centralnym punktem kola byly tak zwane zalniki czy mogilniki. Wzgorza na ktorych nawet trawa nie chciala rosnac i ktore przypominaly olbrzymie kurhany. A na samym srodku tego "cmentarzyska" byly trzy duze glazy. Wczoraj odpoczywajac nad strumieniem w cieniu wielkiego debu, nieopodal ciebie zatrzymalo sie dwoch konnych, nie widzialas ich ani oni ciebie, ale za to doskonale ich slyszalas. Mowili z dziwnym akcentem i o dziwnych rzeczach. Wspominali o rzezi, rytualnym poswieceniu i jakims przejsciu i o koniecznosci spotkania w Nowej Nadziei. Nie wiele cie to obchodzilo. Chociaz juz same pojawienie sie dwoch wedrowcow mowiacych tak dziwnym akcentem wspolnej mowy na tym odludziu i bezdrozu bylo dziwne. Mniej wiecej o polnocy obudzil cie donosny huk ktory przetoczyl sie po calym lesie... Po tym nie moglas juz wypoczac, reszte nocy meczyly cie koszmary. Rano dodatkowo bylas rozdrazniona ze nie zapamietalas zadnego z nich. Jednak teraz to co widzialas na polanie zszokowalo cie doszczetnie. Na malutkiej polanie wielkosci kilkunastu metrow kwadratowych doslownie walalo sie kilkadziesiat malych raczek i mniej wiecej tyle samo malych nozek, dwa razy mniej malutkich korpusow i glowek. Na srodku polany czernia sadzy znaczylo sie miejsce po sporym ognisku. Trawa ktora tu rosla byla w calosci pokryta krwia tych martwych dzieci...
[masz przy sobie 73sz]
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
- Co on powiedział?! - Pomyślałem.
Było to co najmniej dziwne. Ojciec kazał odebrać mi paczkę od pana Alcrina, a on dziś umarł. Świetnie! Przebadam sprawę. Numer 74... Może chodziło mu o numer skrytki bankowej? Hasło do niej mogło być słowem "Zamieć". W takim razie idę do banku zobaczyć co się da zrobić.

[ Poprawione!]
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Lokwid

Chodząc kolejną godzinę po ruinach tego co było moim domem oraz domami moich sąsiadów, nie mogłem nadziwić się bezsensowi takiej rzezi.
- Czemu zabijać i równać z ziemią małą osadę, czyż nie lepiej było po prostu ściągać z niej kontrybucje? Chyba, że komuś wyraźnie zależało na oczyszczeniu tego terenu. Albo po prostu ktoś chciał się zabawić... Diabły nierogate, kiedyś ukarzą was mieczem i ogniem! - bezsilnie pomstowałem na wrogów, wiedząc, że i tak prawdopodobnie nigdy ich nawet nie spotkam. - To już postanowione, z tymi popiołami muszę zostawić moją rutynę oraz tą ziemię, dającą nam życie ale i krew.
Podszedłem w akcie nagłej decyzji do wozu, taksując przywiezione z miasta narzędzia i inne rzeczy: kawałki metalu, którymi kowal miał okuć szpadel, spłaszczony mały kilof przydatny do dłubania w drzewie, kawał nowego, mocnego materiału i takiegoż sznura, trochę gwoździ, młotek - planowałem obudować wóz namiotem, nie miałem jednak jeszcze drzewa. Nie chcąc jednak zostawać w tym umarłym miejscu, wskoczyłem na wóz i skierowałem konia nie na południe, z którego przyjechałem lecz trochę na zachód, licząc na znalezienie tam jakiejś leśnej polany odpowiedniej na rozbicie obozu na kilka dni i zebranie odpowiednich zapasów jedzenia i drzewa. Wyjeżdżając przegoniłem kilka psów, które ciągnęly do trupów - nie miałem jednak szans wszystkich pochować, zdenerwowany, przyspieszyłem więc. Kilka psów bezmyślnie podążyło za mną, nie zwracałem jednak już na nie uwagi, ciągle walcząc z obecnymi w mojej głowie obrazami rzezi.
 

Wszebor

Nowicjusz
Dołączył
19 Październik 2008
Posty
207
Punkty reakcji
0
Miasto
kraina tysiaca jezior dawne włości prusów
[Cralin... musisz poprawic swoj post. zeby bylo jasne bohaterowie pisza co maja zamiar zrobic albo w ktora strone/gdzie sie udaja. a ja pisze co tam jest i moja w tym glowa bym opisal to tak abys mogl podjac odpowiednia decyzje. odrazu wam mowie ze dalsze przygody bede sie staral rozpisywac dopiero jak wszyscy sie wypowiedza, najpozniej do wieczora nastepnego dnia. czyli jesli ktos nei zdazy bede kontynuowal bez niego co nie znacyz ze cos straci;) czesc nastepna dzis wieczorem. pozdrawiam]
 

Lavena

Nowicjusz
Dołączył
10 Listopad 2008
Posty
180
Punkty reakcji
0
Wiek
34
Miasto
aktualnie Mazury
Lavena

- O ku.rwa... - wydobyło się z jej ust jakby samoistnie. Bezgłosnie zaklęła jeszcze pod nosem i postąpila krok naprzód. Zatrzymała się momentalnie, stwierdzając, że przeciez polana wcale nie musi byc juz opustoszala. Rozejrzała się kilkakrotnie, wypatrując czegokolwiek zywego, co mogloby się poruszac. Nie dostrzegła niczego. Zrobila kolejne kilka kroków i wydawało się jej, że brodzi po kostki we krwi ofiar. Buty kleily się do oblebionej nią trawy, a bloto pod nogami chlupotało nieprzyjemnie.
W pewnym momencie natrafiła stopą na cos twardego. Zerknęła w dół i zobaczyla glowke jednego z dzieci, umorusaną brazową i czerwoną mazią. Jego oczy byly otwarte podobnie jak usta. Grymas na twarzy przeraził ją. Dobry moment do zwymiotowania.

PO kilku turach podniosła się z klęczek i postanowiła dokladniej przyjrzec się miejscu. Obeszła dookoła placyk z wypaloną trawą, szukając jakichkolwiek poszlak. Nie potrafiła jednak znalezc niczego, co naprowadziloby ja na trop.
- Psia krew... cos tu musi byc... dlaczego nie moge niczego znalezc? Ładny ze mnie szpieg... - mijała szczatki ciał wpatrując się w nie tępym wzrokiem. Nie rozumiała. - Dlaczego ktos zaszlachtował te dzieci i porabał je na kawałki rozrzucając wokoł? Raczki, nozki, glowki, korpusy... wszystko jest... wiec o co, u biesa, chodzilo? -Schyliła się nad jednym z ciałek, żeby sprawdzic, czy oprawcy niczego z nich nie wydobyli. - Kto to byl? Po co? Co wspolnego mieli z tym tamci ,ktorych slyszalam w nocy? Skad huk? - nie mogla opanowac narastającej chmury pytań. Wszystkie kolataly jej w glowie i wprawiały w zamet. Zemdlilo ją. Zwymiotowała.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Salvroug

-Na brodę mojej matki! Kiedy nowe przedsięwzięcie tak dobrze się zapowiadało, musiało coś się schrzanić. Musiałem chyba narazić się bogom, że zechcieli mnie tak ukarać.
Toczyłem wewnętrzną walkę, słuchając raportu od jednego z moich kamratów. Stojący przede mną, wychylający się zza heblowanego stołu sługa wyglądał jak strzępek krasnoluda. Gdy już go zobaczyłem, wiedziałem, że coś poszło nie tak. Krasnolud sepleniąc przez posiniaczone wargi przyniósł smutne wieści. Sztolnie, które dopiero co urządziłem zostały napadnięte, prawdopodobnie przez zielonoskórych. Wrzałem dosłownie, trzeba będzie działać i to szybko, zanim ta zaraza jeszcze bardziej się rozpanoszy.
-Udaj się do medyka bracie i odpocznij. - położyłem mu dłoń na ramieniu.
Sam udałem się do swojej kwatery, gdzie pod łóżkiem prędko odnalazłem jesionową skrzynię. Otwierając ją serce zabiło mi szybciej. Na wysłużonym już pluszu, w środku, leżał mój topór. Dawno już nie był w użyciu. Z licznych plam krwi, które zdobiły go podczas walk sprzed laty, pozostały teraz jedynie karminowe kropki. Podniosłem tenże na próbę wykonując kilka cięć w powietrzu. Następnie podszedłem do stoliczka wyjmując pergamin i papier. Szybko, koślawą czcionką zapisałem anons informujący o rekrutacji najemników. Jeśli w pobliżu kręcił się jeden ze sługów, podałem mu papier, aby przepisał kilkanaście razy. Sam natomiast począłem przygotowania do wyprawy.
-Trzeba będzie sprawdzić tą Nową Nadzieję... - szepnąłem do siebie, zaraz skrzykując kilku krasnoludów.
 

Wszebor

Nowicjusz
Dołączył
19 Październik 2008
Posty
207
Punkty reakcji
0
Miasto
kraina tysiaca jezior dawne włości prusów
Cralin Aster
Podróż do banku minęła ci spokojnie. Bank mieścił się małym budynku z cegly. Była to lokalna siedziba jednego z większych banków królestwa. Po przekroczeniu progu powital cie wysoki elf. - Witam pana. W czym moge pomóc? - Po wyjaśnieniu mu z czym przychodzisz, elf zrobił zdziwiona minę - Skrytke 74? - Spytał jakby chciał się upewnić czy dobrze usłyszał - Taaak, zaraz zawołam mojego przełożonego. Panie Salvarossa! Prosze pozwolić na minutkę!. - Do pomieszczenia wkroczyl niski i bardzo krępy krasnolud. Właściwie lepiej było by użyć określenia wtoczył. - Ten pan pyta o skrytke numer 74. - bankier wskazał dyskretnym ruchem głowy na ciebie i usunął się w tył - Skrytka została dziś opróżniona właściwie dość niedawno, rzekłbym że jakoś 4 kufle piwa pite po krasnoludzku temu. - W tej samej chwili nim zdążyłeś się zdziwić do pomieszczenia weszło 3 miejskich strażników(2 rosłych ludzi z szerokimi mieczami u boku i tarczach na plecach i dowodzący nimi wysoki elf o jasnych włosach z półtoraręcznym mieczem na plecach. - Jest pan aresztowany w związku z podejrzeniami zamordowania pana Alcrina szanowanego obywatela tego miasta. Prosze nie robic głupstw na zewnątrz jest jeszcze 3 strażników a z tąd nie ma innego wyjscia. - Dwaj straznicy sięgneli na wszelki wypadek za plecy po tarcze i lekko wysuneli broń z pochew...


Lokwid Utterndal

Jak na złość gdy odjeżdżałeś, usłyszałeś głośny huk odwróciłeś się i ujrzałeś, że niebo w czasie gdy rozglądałeś się po pogorzelisku zdążyło zasnuć się wielkimi ołowianymi chmurami. Błysk. Chwile potem huk! Kolejna błyskawica rozdarła niebo na wschodzie. Jakby bogowie chcieli ci powiedzieć żebyś strzegł się wschodu. Po dłuższej chwili spadły na ciebie pierwsze ciężkie krople deszczu, wokół zrobiło się szaro. Szarość była rozświetlana od czasu do czasu niebieskimi błyskawicami uderzającymi za tobą i po bokach. Tylko przed toba, prosto na zachód niebo było czyste. Gdy się odwróciłeś, zamazana przez deszcz twoja a właściwie już niczyja osada nikneła właśnie za pagórkiem. Coś ci podpowiadało że już nigdy nie ujrzysz tego miejsca. Burza towarzyszyła ci aż do zmroku, nie nwyprzedzając cię co by było zastanawiające gdyby nie fakt że widziałeś slady rzezi co spowodowało różne myśli kłębiące się w twojej głowie. Po zmroku musiałeś się zatrzymać jazda wozem po bezdrożu po ciemku nie była bezpieczna. Można przecież było stracić koła lub połamać oś. Noc mineła w porządku. Tak, tak właśnie w porządku. Nic złego się nie stało ale i ty nie spałeś zbyt dobrze. Śniły ci się ciała z osady tańczące wokół twojego wozu. Rano ruszyłeś w dalsza droge. Nigdy nie zapuszczałeś się w strone zachodu więc nie znałeś tych terenów. Po południu dotarłeś do starego traktu. Dobrze zachowanego ale chyba dawno nie używanego. Między kamieniami rosła trawa a gdzie niegdzie nawet karłowate krzaki. Pod wieczór trakt zaprowadził cię do rzadkiego lasu. Spokojnie nawet bez traktu mógłbyś przejechać wozem. Było to dobre miejsce na nocleg, odpoczynek i zrobienie zapasów, a przedewszystkim podjęcie jakiejś decyzji.



Lavena Muireann

Gdy skończyłaś wymiotować i podniosłaś wzrok w oczy poraźił się krótkotrwale błysk odbitego światła dochądzący z pobliskich ostrych krzaków. Gdy do nich podeszłaś okazało się że są połamane co znaczyło że ktoś sięprzez nie przeciskał. Na ziemi w ich gęstwinie leżała fibula w kształcie podkowy. Gdy ją podniosłaś i przyjrzałaś się dokładnie ujrzałaś dwa małe kamienie u zwieńczenia podkowy po jednym, to pewnie one odbiły światło. Pozatym fibula była ciężka i masywna, barwy brązowej pewnie z mosiądzu, ale nie znałaś się na tym, na odwrocie igły był stempel kowalski przedstawiający pół księżyc i strzałę. Nigdy takiego symbolu nie widziałaś. Rozglądając się jeszcze raz po polanie Wśród główek zobaczyłaś znajomą ci twarz. To była twarz chłopca któremu kilka dni wcześniej w wiosce na północny-wschód z tąd opatrzyłaś skaleczenie. Chłopiec nadepnął na gwoździa i przebił sobie stope. Pamiętasz go dokładnie. Był taki dzielny... Nawet nie płakał chociaż widać było że go to bardzo bolało... Może w jego wiosce należałoby poszukać rozwiązania? Najkrótsza droga do jego wioski biegnie przez sam środek Mogilników, droga na około potrwa kilka dni.



Salvroug Berghoven

Jeden z twoich podwładnych szybko skopiował twój anons i rozwiesił na słupach ogłoszeniowych. Niestety w ciągu dwóch dni które przeznaczyłeś na przygotowania. Pojawiło się tylko dwóch najemników. Człowiek i krasnolud. Obaj ci się nie podobali. Zjawili się oddzielnie ale coś ci mówiło że świetnie się znali. Człowiek nazywał się Odys Alderdin był raczej niski ale krępy. Poznaczony wieloma bliznami lekko był przygarbiony i utykał na lewą noge. Zarządał za swoją usługe 300sz. Krasnolud zwał się z kolei Morder Khazan. Był wysokim raczej krasnoludem bo mierzył coś koło 160cm do tego był mocno rozrośnięty w barach. Jego broda ogniście ruda sięgała mu do piersi i była zapleciona w warkocz. Nie widać było na nim wielu blizn ale miał w sobie coś odpychającego. Za ochrone ciebie i twojego wozu i ewentualnych towarzyszy zarządał 450sz(ah ta pazerność krasnoludzka). I cóż miałeś począć, nie podobali ci się oni, ale o ile podróż na początku będzie łatwa i przyjemna to czym dalej na wschód w strone Nowej Nadziei tym jeszcze bardziej niebezpiecznie. [prosze zdecydowac czy ich wynajmujesz czy podrozujesz jednak bez jakiejkowiek ochrony zdany na siebie i ewentualnych pracownikow. Ewentuanych pracownikow prosze dokladnie opisac;)]
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
Zrobiłem ogromne oczy.
-Że niby ja go zamordowałem? To jego ktoś zamordował ?! O co tutaj w ogóle chodzi, co?! - Krzyknąłem
Zacząłem uciekać w prawo, tam było wysokie okno, próbuje się na nie wdrapać i przeskoczyć przez nie.
 

Lavena

Nowicjusz
Dołączył
10 Listopad 2008
Posty
180
Punkty reakcji
0
Wiek
34
Miasto
aktualnie Mazury
Zauważywszy głowę chłopca instynktownie zacisnęła dłon na fibuli i podbiegła do truchła. Pochyliła się nad nim i poczuła jak uderza ją fala wscieklosci i rozpaczy. Czuła bezradnosc i zal. Łzy mimowolnie zaczęły spływać po policzkach i kapac na umorusaną twarz dziecka.
- O co tu chodzi? Dlaczego spotkała was taka krzywda? - pytała w przestrzeń , wiedzac, ze nie otrzyma odpowiedzi od tych niedychających juz istot. -Czy ktos przywiozł was tu siłą, czy uzył podstepu? - Ciągle rozmyslala nad zrodlem pochodzenia owego tajemniczego huku. Probowala nawet przez chwile odnalezc slady stop oprawcow, lub kopyt ich koni, ale szybko zorientowala się, ze na podmoklym terenie niczego nie znajdzie.
Wzięła w dłonie czaszkę małego i jakby w holdzie oddanym wszystkim zamordowanym, ulozyła ją pod owym pomalanym krzewem. Przykryła ją liscmi i trawą a następnie w posępnym nastroju oddaliła się od tego miejsca, zmierzając w kierunku wioski.
Zatrzymala się jeszcze, będąc juz na skraju 'cmentarzyska' i rzucila okiem na pole trupow. Słonce złosliwie opromieniało okrwawione ciała. Swiatlo odbijajace sie od nich przypomnialo jej o znalezisku. Otworzyla zacisnieta piesc. Przedmiot odcisnął się ciemnoczerwonym sladem na dloni. Przygladala się uwaznie wybitemu na niej symbolowi, probując go z czyms skojarzyc.
- Na co ja licze? Przeciez spedzajac wiekszosc swego zycia w lesie nie moge znac z nikąd tego znaku ... nie bylam nawet nigdy u kowala... - Zamilkła. - Chyba trzeba bedzie odwiedzic kilku... Ale najpierw odwiedze twoj dom,dzieciaku... - Rzucila teskne spojrzenie w strone usypanego swiezo kurhaniku - Nawet nie wiem jak miales na imie...
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Lokwid

Wieczór zapadał szybko, na szczęście chociaż pogoda się poprawiła - kto wie jednak na jak długo? Zagłębiłem się w las na tyle by być osłoniętym przez dosyć szeroki pas drzew od wiatru i ewentualnego widoku. Stara dobra szkapa, nie robiła sobie niczego z niedawnych gromów, zbyt dobrze zna życie. Przywiązałem ją do drzewa na brzegu małej polanki, niedaleko odczepiając wóz. Zanim zapadł kompletny zmrok, wyrąbałem dłubanką kilka grubszych gałęzi i związując je u szczytu młodymi pędami, nakryłem materiałem całość dla pewności przywiązując rogi płachty do wozu. Wyciągnąłem potem spod siebie stare płótno, którym wysłany był wóz i poszedłem by nakryć nim klacz.
- Dobrze się dziś sprawowałaś, nie tęsknisz za domem? - koń skubał trawę niefrasobliwie, pozwalając drapać się po głowie. - Oczywiście, że nie tęsknisz, masz tu świeżą trawkę. Gdybyśmy wszyscy mogli żyć jak te szczęśliwe zwierzęta.. Dobranoc Bura - powiedziałem nakrywszy jej tułów po czym położyłem się sam na wozie, okrywając płachtą.
Patrząc w rozgwieżdżone teraz niebo powiedziałem już sam do siebie - Dziś pośpimy w tym cichym zagajniku a jutro o pobudce ruszymy by południem przystanąć dla oddechu. Jak się poszczęści sprzedam jutro wóz i kupię coś poręczniejszego.
Prawą dłonią namacałem zgrubienie zatkniętego za pas noża i zamknąłem oczy zmęczony i nie chcący już dziś patrzeć na świat.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Salvroug

Tak jak się spodziewałem, tłumów nie było. W sumie zjawiło się dwóch chętnych najemników. Pierwszy z mężczyzn widocznie nie był w formie. A mi potrzeba było jak najbardziej silnych, mocarnych wojowników. Także szybko mu odmówiłem, a za jakiś czas zjawił się następny. Krępy krasnolud Morder wycenił się wyżej, ale sam prezentował się znacznie lepiej. Widać było, że rąbać potrafi, a sam zapewne w wielu bojach brał udział. Także zatrudniłem go, z ciężkim sercem odciążając grubą sakwę o 450 sztuk złota. Dając mu i swoim pięciu pracownikom czas na przygotowania sam zająłem się toporem, ostrząc go od każdej strony na osełce. Delikatnie przejechał po krańcach oręża, aż na palcu pojawiła się czerwona linia.
-Sss... - przycisnąłem go do ust. -Niech tylko ci parszywi orkowie znajdą się w moim zasięgu! - wypowiadając te słowa poczułem się trochę lepiej i pewniej.
Czas było ruszać. Zebrałem ze sobą dwóch zaufanych i oddanych znajomków - Margveila i Tabhurna. Obydwaj byli silnymi, nabitymi krasnoludami. Margveil raczej spokojnego usposobienia, ociągając się lekko załadował swoje bagaże na powóz. Tabhurn, ten bardziej żywiołowy o naturze choleryka, szybko wskoczył nań lustrując okolicę. Tak jakby już tutaj miało czaić się niebezpieczeństwo. Stary, dobry druh - zawsze czujny. Oprócz nich kompanię zasiliło trzech ludzi. Wysuszony i łysawy Richard zajął miejsce woźnicy. Na koniach zaś zasiedli Garson - zarośnięty, stary rębajło oraz Michael, którego mało znałem. Szczerze mówiąc wybrałem ze względu na pokaźną muskulaturę.
 

Wszebor

Nowicjusz
Dołączył
19 Październik 2008
Posty
207
Punkty reakcji
0
Miasto
kraina tysiaca jezior dawne włości prusów
Cralin Aster
Niestety byles zbyt krepy i nie zmiesciles sie w oknie. Utknales. Straznicy malo nie pokladajac sie ze smiechu oswobodzili cie a chwile potem, "swiatlo zgaslo" najprawdopodobniej zostales uderzony w glowe. Ocknales sie gdy ktos polal cie zimna woda. Znajdowales sie w ciemnym pomieszczeniu na drewnianym stolku z przywiazanymi rekoma do nog stolka. przed toba siedzial ten sam wysoki elf ktorego miales juz watpliwa przyjemnosc poznac. Usmiechal sie do ciebei kpiaco. Na twoje żądania wyjasnien tylko prychal rozbawiony. Co dziwne przesluchanie w cale przesluchanai nei przypominalo. Elf o nic cie nei pytal, na samym tylko poczatku powiedzial ci ze jestes oskarzony o otrucie szanowanego obywatela na co maja niezbite dowody. I to bylo wszystko co powiedzial w ciagu kilku nastepnych godzin. A byly to chyba jak dotad najdluzsze godziny w twoim zyciu. Na jedno skinienie elfa z ciemnosci wylonil sie rosly straznik ktory poprostu zaczal cie bic. Elf w tym czasie przygladal sie temu z satysfakcja. To nieme przesluchanie bez jakichkolwiek pytan a za to z duza iloscia ciosow spadajacych na ciebie co chwila trwalo przez kilka dni po kilka godzin. Straciles rachube. W koncu na kolejnym przesluchaniu nastapil przelom, gdy straznik skonczyl cie katowac podszedl do ciebei i pochylil sie na twoim cialem elf mowiac ci na ucho tak ze tylko ty to doslyszales.- Ja doskonale wiem ze go nie zabiles, ja to zrobilem, mam tez paczke ktora miales odebrac. Zareczam ci tez ze twoj ojciec dowie sie o wszystkim chwile przed swoja smiercia a ciebie czeka teraz dluga podroz do koloni karnej na wschodzie. Tam bedziesz sobie pracowal spokojnie w kamieniolomach az do konca swych dni. - elf cicho sie zasmial - juz pewnie sie nie zobaczymy- Nie mogles nic zrobic w ciagu kilku godzin postawiono cie przed sadem gdzie o nic cie nie pytano i nie pozwolono ci bronic swoich racji, poprostu przeczytano ci wyrok: Skazany za morderstwo ze szczegolnym orkucienstwem, skazany spedzi reszte swego zycia we wschodniej koloni karnej przy najciezszych robotach. Tak on brzmial. Chwile potem zaladowano cie na okratowany woz ktory ruszyl na wschod. Klatka na wozie byla wielkosci mniej wiecej 2m na 1m, podczas podrozy nigdy cie z niej nie wypuszczano. Nie bylo sposobu na ucieczke. Przynajmniej dopoki nic nadzwyczajnego sie nie stanie...
[rozumiem ze moze ci byc trudno odpisac na to:p ale oprocz tego co robisz(mozesz opisac jak zabijasz czas w tej klatce np) opisz tez swoje emocje, wczuj sie poprostu;)] aha caly twoj ekwipunek zostal skonfiskowany.



Lavena Muireann

Po dokonaniu przez ciebei wyboru drogi przez mogilniki, dotarlas na ich skraj w ciagu popoludnia. Gdy ujrzalas pierwsze kurhany zaczynala sie szarowka. Nie mialas wyjscia musialas zanocowac. Co prawda nie wierzylas w duchy czy ghule ale lepiej nie nocowac na srodku prasterego i olbrzymiego cmentarza. Rozlozylas sie na jego skraju w gestych zaroslach jak to zwykle czynisz by schowac sie przed niepozadanym wzrokiem. Obudzilo cie ciche parskniecie, gdy otworzylas oczy bylo blado z powodu swiatla ksiezyca. Na mogilnikach unosila sie gesta mgla o niesamowitej poswiacie zapewne spowodowanej przez swiatlo ksiezyca. Gdy rozgladalas sie wokol nasluchujac i szukajac zrodla owego parskniecia, dojrzalas 4 jezdzcow wylaniajacych sie z lasu na lewo od ciebie i smialo wjezdzajacych w gesta mgle. Bylo w nich cos dziwnego i jakby ciemnego. Nie moglas sobie uzmyslowic co to moze byc, jednoczesnie odpychalo cie ale i przyciagalo. Nieswiadomie ruszylas za nimi zostawiajac wszystkie swoje rzeczy, na szczescie resztki twojej swiadomosci kazaly ci sie pochylic i skradac sie za tajemniczymi postaciami. Po dluzszej chwili mniej wiecej po odcinku jednej staji zatrzymali sie wokol dwoch wielkich glazow ustawionych pionowo. Trzech z nich zeszlo z koni i zaczelo sie krzatac wokol tych glazow, 4 pozostal na koniu, moze byl wazniejszy od nich. Po krotkim czasie miedzy glazami zamajaczylo swiatelko malego ogniska. W tedy czwarty zszedl z konia i klekajac na ogniskiem wlozyl cos w nie co spowodowalo zmiane barwy plomienia na niebieskawo-zielona. Trzej pozostali w tym czasie obwiazywali sprawnie oczy wierzchowcow. Potem wszyscy 4 staneli w polkregu przed glazami i ogniskiem i zaintonowali krotka ale bardzo smetna i smutna piesn. Niebieskawo-zielony plomien powoli pelzl w gore rownolegle do kamieni rozszerzajac sie tworzyl, tak! Plomien utworzyl tak jakby portal. Bylo to niesamowite wrazenie. Wszyscy czterej wskoczyli na konie i jak gdyby nigdy nic przejechali przez plomien niknac w nim, gdy zniknal ostatni nastapil olbrzymi huk znany ci juz, jednak teraz bedac obok jego zrodla ogluszyl cie na tyle mocno ze stracilas przytomnosc. Obuczilo cie zimno, byl wczesny ranek gesta mgla nadal isiala w powietrzu. Macajac swoja glowe spostrzeglas kropelki krwi wokol uszu, chyba pekly ci bebenki od tego huku... Bylo juz jasno wokol a slonce zaczynalo przebijac sie przez mgle niesmialo wygladajac znad koron drzew...




Lokwid Utterndal

Noc minela ci spokojnie i jak zaplanowales o brzasku ruszyles w dalsza droge. Trakt prowadzil prosto na zachod i nadal zdradzal ze jest calkowicie zapomniany. Chociaz byl w dobrym stanie. Las troche zgestnial ale nadal bez problemu mozna bylo jechac. Nie wiedziales gdzie zaprowadzi cie trakt. Sprobowales nawet wdrapac sie na drzewo by sprawdzic czy nie widac zadnych ludzkich osiedli wokol, dymu, czegokolwiek. Ale niczego nie bylo. Natomiast las obfitowal w zwierzyne. Czesto turkot wozu ploszyl sarny i jelenie, wielkie maciory z mlodymi dzikami, i pelno zajecy. Znow zaczelo padac, chyba naprawde bedziesz musial postarac sie o zadaszenie wozu. Musisz chyba tez zaczac polowac bo twoje racje zywnosciowe i tak skape niedlugo sie skoncza. Poznym popoludniem gdy juz rozmyslales o zatrzymaniu sie gdzies na nocleg ujrzales miedzy drzewami czarna plame. Gdy postanowiles ja zbadac okazalo sie ze czarna plama to sadza ze spalonej doszczetnie rozlinnosci az do golej ziemi. Plama byla srednicy kilku metrow na oko z 8-9. A na jej srodku widnial dol dosc gleboki bo okolo metra glenbokosci i srednicy 3 metrow. Ziemia w dole byla matowa gdy jej dotknales byla gladka. Poprostu pod wplywem temperatury zamienila sie w szklo, Nigdy czegos takiego nie widziales. Po dluzszych ogledzinach tego miejsca jednak nie znalazles nic wiecej ciekawego. A sciemnilo sie juz zuplenie...




Salvroug Berghoven

Gdy przygotowania do podrozy zostaly ukonczone z twojej kiesy oprocz zaplaty z gory dla najemnika zniknelo 640sz wydanego na zapasy, ubrania podrozne oporzadzenie obozowe. Podroz mijala spokojnie, nic sie nie dzialo. Dwoch twoich ziomkow spokojnie pykalo fajki jadac najczesciej na wozie czasem szybko idac za nim. Woznica spokojnie lustrowal droge przed soba uwazajac na dziury w trakcie. a obstawa na koniach jechala po obu stronach wozu. Nowy nabytek twojej kompani trzymal sie jednak z daleka. Byl malomowny, jednak polecenia wykonywal dokladnie i starannie. Bylo jednak w nim cos dziwnego. No i jeszcze te jego wieczorne spacery... Codziennie gd zatrzymywaliscie sie na wieczor on po skonczonych przygotowaniach obozowych znikal gdzies. I nikt nie wiedzial gdzie, pytany o to twierdzil ze chodzi na spacery rozprostowac kosci po calodziennej podrozy na wozie. Mienelo poltora tygodnia i nic sie nie wydarzylo, wiec przestales sie temu tak niedpokojnie dziwic i stawalo ci sie to chyba obojetne gdzie on tak znika. Przebyliscie juz 2/3 drogi do Nowej Nadziei. I w tych okolicach bylo dosyc bezpiecznie, chociaz ostatnimi czasy slyszalo sie o grasujacych bandytach napadajacych na samotnych kupcow...
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Lokwid

Przywiązana do drzewa Bura grającymi nozdrzami wciągała wyczuwalny jeszcze w powietrzu zapach spalenizny osmalonych gałązek sąsiednich drzew, patrząc jednocześnie jak rozglądałem się po dziwnym wypalonym miejscu w lesie. Niewyraźny odblask wskazywał na zeszklenie się piasku. Widziałem coś takiego tylko raz, będąc świadkiem uderzenia pioruna - ale toż piorun nie obejmuje takiego terenu! Może jaki meteor... Dziwne. Ale ziemia już ostygła, jakakolwiek więc duża to nie była temperatura, była trochę czasu temu. Moje sprawy zaś trzeba było pospieszyć. Zacząć chyba najlepiej było od pomyślenia o jedzeniu. Ale to nic prostszego. Widziałem, że wiatr wiał na wschód, oddaliłem się więc trochę od przywiązanego konia wzdłuż traktu i na dłuższą chwilę zamarłem pod pniem grubego, omszonego drzewa. Minuty jednak leciały a nie usłyszałem żadnego naturalnego ruchu. Powoli i co chwilę przystając, wszedłem na zwisającą poziomo nad drogą gałąź. Z niej szybko przeszedłem na główny pień gdzie mogłem wygodnie się zaprzeć do dłuższego czekania. Do zmroku zostało może kilka godzin, wilki nie powinny więc zbyt szybko zbliżyć się do konia - zresztą, widziałem wóz stąd gdzie byłem.
Najpierw nadleciał dzięcioł i przekonawszy się, że nic mu nie grozi, zaczął swoją pracę. Widziałem wreszcie jak daleko przemyka locha z małymi, tej jednak lepiej było nie gonić. Moje czekanie się jednak opłaciło bo nie wyczuwając żadnego obcego zapachu, kilka saren zbliżyło się krok po kroku tak blisko, że mogłem zobaczyć ich rozbiegane, płochliwe źrenice. To był dobry czas by napiąć sklecony naprędce łuk z wilgotnej jeszcze łoziny. Nie liczyłem, żeby przetrwał długo, na kilka strzałów mógł jednak pozwolić. Zwierzę było już tylko około dwóch metrów pode mną, zmarnować taką okazję to nie być jej godnym. Wstrzymując więc oddech, wypuściłem strzałę a sarenka padła na ziemię, jakby coś ją przycisnęło do podłoża. Idące obok wpadły w popłoch, większość natychmiast zawróciła, jedna zaś ogłupiała, skoczyła i uderzywszy w drzewo, uciekła dalej wielkimi susami.
Ja zaś zsunąłem się powoli na ziemię i dobyłem pałki by dobić dyszące ciężko zwierzę. Potem wykonałem jak najszybciej wszystkie konieczne czynności; poderżnałem jej gardło i gdy tylko gorąca krew przestała pompować na ziemię, przewróciłem ją na plecy. Nie miałem czasu ani możliwości dokładnie oprawić zwierzyny, musiałem więc zwyczajnie rozpruć brzuch i odrąbać głowę tak by zabrać tylko potrzebne mięso. Było pewne, że na noc zejdzie się tu moc zwierząt zwabionych mięsem. Dlatego wróciłem szybko do wozu, wrzuciłem nań mięso i kilka grubszych konarów, świeżych i oliścionych. Potem posunąłem się tak daleko jak tylko zdążyłem na zachód by być dalej od miejsca porzuconego mięsa i tam ułożyłem konary między niskimi burtami wozu - dawało to dach na tyle, bym mógł się pod nim położyć. Zanim się całkowicie ściemniło, zdążyłem jeszcze rozpalić ogień i upiec dużą część mięsa, choć minimalnie zachowując je tak na potem. Wiedząc, że głównym problem mogły stanowić wilki, starałem się jak najdłużej wysiedzieć, pilnując ognia. Jednak nie niepokojony przez cały ten czasem nawet małym ich śladem - co mogło wydać się nawet dziwne - dorzuciłem raz jeszcze drzewa i mając nadzieję, że starczy ono do ranka, zasnąłem.
Kolejny dzień miał być bardziej wyczerpujący, postanowiłem bowiem sporządzić z płachty prowizoryczny worek i zawiesić go na koniu, wypełniając nielicznymi i tak rzeczami. To pozwoliłoby zostawić wóz, bo w pobliżu nie widać było żadnej miejscowości, ja zaś chciałem wyjechać z lasu już następnego dnia. Wóz i tak zresztą nie był żadnej misternej roboty. Zapadając w sen czułem, że każda kolejna noc zbliży mnie do jakiejś odmiany losu.
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
Siedziałem spokojnie w klatce. Wiedziałem, że sprawiedliwości niedługo stanie się zadość. Miałem skrytą nadzieje, że ktoś mnie uratuje. Zacząłem też śpiewać krasnoludową pieśń, lecz niedługo potem usłyszałem tylko "zamknij się".
- Ehh, może się prześpię... - Powiedziałem i zaraz zasnąłem.
 

Lavena

Nowicjusz
Dołączył
10 Listopad 2008
Posty
180
Punkty reakcji
0
Wiek
34
Miasto
aktualnie Mazury
Patrzyła się dluższą chwilę na okrwawione palce u rąk i dopiero zaczynała rozumiec powód dziwnej, otepiającej ciszy wokół. Było to zadziwiające. Miała wrazenie, jakby otaczało ją cięzkie i lepkie powietrze pod ogromnym cisnieniem. Dzwonilo jej w głowie. Nie w uszach, lecz gdzies jakby pod samym sklepieniem czaszki. Jednoczesnie czuła dosc mocny bol z tyłu. Podniosła rękę i macając delikatnie skorę pod wlosami, wyczuła solidnie nabitego guza.
- Dobrze , ze nie rąbnęlam o ziemię mocniej ...- wypowiedziała słowa dosc glosno, choc sama nie zdawala sobie z tego sprawy. Sama niemalze ich nie slyszala. ( A moze nie slyszala ich wcale, tylko tak jej się wydawalo ... ? )
"Psia krew ... cos ostatnio nie wiedzie mi się najlepiej... Chyba ktos postanowil dac mi prawdziwa lekcje zycia... Co bedzie nastepne? Obudze sie z nozem przystawionym do gardla czy moze juz w nei wbitym? Jeszcze troche podobnych wydarzen i wiele nei zostanie z mojego zywota. Skoro nawet na takim odludziu grozi czlowiekowi ogluchniecie to czego spodziewac sie dalej? " - zastanawiała się intensywnie. Od ostatnich dwóćh dni nie robiła zresztą nic innego. Zaczynala miec wrazenie jakby glowa miala jej peknac od nadmiaru mysli i pytan czekajacych na odpowiedzi. Na domiar złego nie zapowiadal się koniec, a wrecz przeciwnie- stos zagadek narastal i sprawial wrazenie jakby niebawem mial się stac wyzszy od niej samej.
Podrapala się w glowę.
- Sssss .... - poczula jak naprawde bardzo solidny jest jej nowy guz. - Do licha z taka robota ! zagderala pod nosem , rezygnujac z wszelakich form niesienia sobie ulgi, upatrujac w tym tylko dalsze szkody.
" No dobra... Przyszli , rozpalili ognisko, 'maly' dorzucil cos, ogien sie rozniecil , pospiewali, posmecili , zawiazali koniom oczy ... buch , wyczarowali przejscie, wjechali, znikneli, hukneło i koniec.

Noooo to mamy przynajmniej kolejnosc wydarzen wzglednie uszeregowana. Tylko... co mi z tego? Co z tego, ze przyszli rozpalili ogien, 'maly' dorzucil cos , ogien sie rozniecil... Zaraz ! Wroc ! "
oczy rozszerzyly się, a serce zabilo jej mocniej . " Co , u biesa, on tam wrzucil?! " Zerwala się na równe nogi i potykając się o kamienie, galęzie i wlasne nogi, dobiegla do miejsca, w ktorym bylo palenisko. Na kolanach poczęla wypatrywac sladow czegokolwiek. Wiedziala, ze tego co spowodowalo otwarcie sie portalu, nie znajdzie, bo uleglo spaleniu. Liczyla na to, ze 'herszt' ( jak go nazwala) uronil choc odrobinę 'tego'. Rozgrzebywala popiol i ziemię wokół okrąglego placyku. Odgarniala trawę i przeczesywala obszar w poblizu. Liczyła na łut szczescia. Bardzo.

" A dlaczego oni zawiazali tym koniom oczy? " jak grom spadlo na nia kolejne pytanie. Nie byla przekonana czy jest w stanie logicznie na nie odpowiedziec. Szukala haczyka. Nie mogla go dostrzec.

Pobiegla po swoje rzeczy. Chciala jeszcze raz rzucic okiem na fibule. Naiwnie łudziła się, ze ta chwila zwloki pozwoli jej wpasc na wlasciwy trop i odgadnac choc czesc ukladanki. Co chwila spogladala w niebo. Piekne slonce opromienialo okolicę. Wesolo iskrzyla się poranna rosa na krzewach i lisciach nizszych drzew. Wszystko wygladalo tak radosnie, jakby staralo sie jej udowodnic, ze nie ma się nad czym glowic i czym przejmowac. Zupelnie jakby swiat uwzial się na nią i chcial ja przekonac, ze problem nie istnieje.

Zdenerwowala się jeszcze bardziej. Poczula nagly przyplyw zalu i strachu. Przypomniala sobie wczorajsze obrazy i uklula ją niesprawiedliwosc i egoistyczne okrucienstwo. " Przeciez jezeli oni zabili te dzieciaki ,zeby wytworzyc to przejscie... to ..to i tak nic ich nie usprawiedliwia ! Nic! -zaplakała.
- I do tego znow się mazgaję... jak baba. - powiedziała juz polglosem do siebie.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Salvroug

Wygląda na to, że wybór Mordera był po części dobrą decyzją. Krasnolud był małomówny i skryty, lecz zdyscyplinowany, a to było dla mnie najważniejsze. Wieczorami rozbijaliśmy obozy na polankach, zajadając dziczyznę przy ognisku. Nowy jednak nie towarzyszył nam cały czas, znikał gdzieś kręcąc się po okolicy. Nieco mnie to ubodło, gdyż skoro wynająłem go za niemałe pieniądze powinien być do dyspozycji o każdej porze. Gdy wziąłem go zaś na stronę i zapytałem o eskapady, począł się tłumaczyć, że ponoć lubi odpoczywać w samotności. Tia, i może jeszcze podziwia uroki lasu, czy zbiera kwiatki niczym, dajmy na to cholerni elfowie.
Podróż na razie mijała nam bezpiecznie, sam więc przestałem się tak martwić przechadzkami Mordera. Jadąc traktem byłem teraz zajęty myślami o Nowej Nadziei. W międzyczasie rozglądałem się bacznie. Postanowiłem, że połowę tej nocy spędzimy w trasie, poświęcając jedynie cztery godziny na sen.
-Margveil, Tabhurn! Trzymajta broń w pogotowiu. Nocą mogą wyskoczyć jakieś bestyjki. A dotąd było aż nazbyt spokojnie... - zawołałem do towarzyszy. Przebyliśmy już większość drogi, ale czujności nigdy nie za wiele.
 

Wszebor

Nowicjusz
Dołączył
19 Październik 2008
Posty
207
Punkty reakcji
0
Miasto
kraina tysiaca jezior dawne włości prusów
[wybaczcie za tak dlugi zastoj ale w ostatnich dniach kiepskawo ze mna bylo:p ale teraz wracam mam nadzieje do formy, wiec pozwolcie ze bede kontynuowal nasza opowiesc.

Lokwid
Obudzily cie cieple promienie slonca padajace na twoja twarz. Dzien wstawal pogodny, lesne zycie toczylo sie wokol ciebie, w oddali slyszales spiew ptakow. Po zjedzeniu sniadania, zabrales sie za uszycie worka na swoj sprzet i zebraniu najpotrzebniejszych rzeczy jakie masz ze soba. Gdy worek byl gotowy spakowales sie zarzuciles go na grzbiet Burej i ruszyles w droge. Musiales jechac co prawda na oklep bo nie miales siodla ale byles gotow zniesc niewygode byle tylko jak najszybciej dotrzec do ludzi i oposcic wschodnie ziemie. Jadac caly dzien nadal niezauwazyles zadnych sladow ludzi. Las jednak znow zrobil sie troche rzadszy i byl w calosci lisciasty porosniety przez rozlozyste deby i buki. Pod wieczor jednak zauwazyles przed soba znak zwiastujacy rozumne istoty - ogien. Ogien zawsze towarzyszy istotom rozumnym. Dokladniej to zobaczyles struzke dymu na wprost przed soba unoszaca sie pionowo w gore. Nie wiesz co tam zastaniesz. Musisz sie zastanowic jak chcesz to rozegrac. Jestes juz niedleko granicy z zachodem. Zarowno moga byc to przedstawiciele ras zachodu: ludzie, krasnoludy i elfy (o tych ostatnich tylko slyszales nigdy nie widziales) rownie dobrze jednak moga to byc ludzie ze wschodu tacy jak ty lub duzo gorsi, orkowie lub gobliny. Nigdy nic nie wiadomo. Mozesz oczywiscie tez ominac to miejsce szerokim lukiem...


Cralin
Twoja popoludniowa drzemke spowodowana zwykla nuda w klatce, przerwalo ciche stekniecie woznicy ktory zaraz po wydaniu tego dzwieku osunal sie pod kola powozu. Po chwili inni twoi straznicy ktorych oolem bylo 17 zaczeli wydwac ciche stekniecia, tzn dwoch pierwszych wydao ciche i osuneli sie z konie, kolejni jednak niedokladnie trafieni beltami kusz umierali z zalosnym kwikiem. Belty zaczely leciec z obu stron drogi. Miejsce w ktorym zaatakowano twoj konwoj bylo plytkim wawozem ktorego dnem biegla kiepskiej jakosci droga. Brzegi wawozu porastaly krzaki a dalej rzadki las lisciasty. Jadacy nieopodal twojej klatki straznik na koniu zachwial sie i spadl z niego. Gdy na niego spojrzales z jego skroni wystawal belt chwile pozniej kola wozu przejechaly jego szyje czyniac z niej krwawa miazge. Straznicy nie zdazyli nawet przygotowac jakiejs obrony, umierali jeden po drugim z wyrazem zaskoczenia na twarzach. Cudem zaden ze smigajacych w kolo beltow nie trafil ciebie, jednak jeden z nich zauwazyles uszkodzil klodke zamykajaca twoje wiezienie... Musiales dzialac szybko, lub poczekac na niespodziewanych wyzwolicieli...



Lavena
Grzebiac juz praktycznie ze zrezygnowaniem kijkiem w popiele ogniska, raptem udalo ci sie cos wygrzebac, po wydobyciu okazal sie to lekko skrecony kawalek metalu, chropowaty o dlugosci dloni. Chyba byl to kiedys sztylet albo noz, niestety brak ci jakichkolwiek umiejetnosci aby cos wiecej o ty powiedziec. Nie jestes przeciez kowalem ale zielarka. Zblizalo sie poludnie. A w tym miejscu chyba nic wiecej juz ci sie nie uda znalezc. Droga do rodzinnej wsi tego chlopca zajmie co najmniej kilka godzin piechota. Lepiej sie pospiesz jesli chcesz zdazyc przed zamknieciem bram na noc... Niedlugo przed zachodem ujrzalas krzywo zbity ale znajomy ci juz czestokul wsi tego chlopca. Po przekroczeniu bramy ujrzalas kilka najblizej stojacych chat i biegnaca na wprost glowna ulice wsi. A wlasciwie glownyrynsztok, skladajacy sie z blot wszelkiej masci odchodow zwierzecych i nieczystosci wyrzucanych z domow w prost w bloto. Droga prowadzila na ryneczek rownie mocno zablocony co sama droga. Na srodku rynku jak to czesto bywa wtkaich miejscahc jest ocembrowana studnia, kilkanascie straganow z zywnoscia na obrzezach rynku. A dwa z wiekszych budynkow to kolejno karczma i dom soltysa. Ludzi juz praktycznie nie ma na dworze. Woknach pala sie swiatla swiec, widac tez ogien w kominkach i na palenikach. Niebawem zajdzie slonce.



Salvroug
Jest juz szarawo, niedlugo calkiem sie sciemni, powinniscie poszukac miejsca na nocleg. Niestety w tej okolicy brak jakichkolwiek polanek na ktorych mozna by sie bylo zatrzymac. Co zakret powtarzasz sobie sennie "Za zakretem zatrzymamy sie, musimy odoaczac" Jednak za kolejnymi zakretami nie ma gdzie sie zatrzymac, jest tylko waska droga biegnaca przez zadki krzaczasty i brzydki las. Tym razem jednak zza zakretu wylonil sie inny widok. Kilkadziesiat stop od zakretu bylo widac woz chyba porzucony, bez konia. Na ziemi chyba lezaly zwloki, ciezko stwierdzicy przy tym swietle z tej odleglosci. Porozrzucane i porozbijane paczki i pudla swiadczyly o prawdopodobnej napasci... Moze ktos przezyl?...
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
Nie zastanawiając się wybiegłem z klatki. Zaczęły lecieć na mnie bełty lecz próbowałem uciec w gęste zarośla. Siedziałem tam sporo czasu przyglądając się na wszystkich zabitych... Zastanawiałem się czy ktoś przeżył. Nawet nie wiedziałem gdzie jestem i co mam robić. Zacząłem się modlić... - Tak, ja. Krasnolud który się modli? Dla niektórych to głupota, lecz sam nie mogłem polegać na sobie. Prosiłem o uratowanie mając cichą nadzieje, że coś się stanie...

//Poprawione//
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Salvroug

Zauważyłem, że paru z moich kamratów zrobiło oczy niczym denka od butelek. Sam jednak zachowując zimną krew, wskazałem dłonią woźnicy, aby zatrzymał się. W zapadającym zmierzchu widziałem zarysy ciał i poprzewracane pakunki.
-Cholerni bandyci...Wiedziałem, czułem, że coś jest nie w porządku.
Zwróciłem się do Garsona, który teraz siedział na swoim rumaku obok mnie.
-Zejdź z konia i sprawdź jak świeże są ślady na drodze. Ty! - wskazałem palcem na Mordera. -Idź przodem, będziemy cię ubezpieczać.
Obserwując krasnoluda szepnąłem woźnicy Richardowi aby powoli ruszał. Sam wyjąłem topór, a Tabhurn pordzewiałą pistoletową kuszę. Nastała chwila skupienia.
 
Status
Zamknięty.
Do góry