Wolfie wyjął monetę i jeszcze raz, dokładniej, zbadał jej aurę. Osłabła, takie widma rozpływają się najczęściej w ciągu 36 godzin. Mimo to, wciąż można było ją wyczuć- ciemną, najprawdopodobniej nekromanty lub zwykłego maga z paskudnym charakterem. Zamknął oczy i uruchomił tę umiejętność, której nauczono go 13 lat temu- zeskanował okolicę od strony podejrzanie silnych skupisk magii. Jego myślowa sonda wyciągała się i poszukiwała czegokolwiek magicznego. W takim widzeniu kopalnia była wręcz oślepiająco jasna, ale chociaż w tym świecie nie było kolorów, była tam CZERŃ. Zasłona. Coś poza rozumieniem zwykłych ras. Coś, co badano od niepamiętnych czasów, tylko po to, by się pogodzić ze swoją niewiedzą. Budziło to niepokój. Duży niepokój. Postanowił więc zajrzeć dalej. Zmusił swój umysł do sięgnięcia za kopalnię. Niedaleko. Nagle coś zobaczył. Niezwykły, magiczny blask, widzialny tylko w ten sposób. Aura czarnoksiężnika. Pasowała idealnie do cienia, który trzymał w ręku. Wtem poczuł szarpnięcie. I odczuł dotyk drugiej sondy. Zaczynającej się z drugiej strony wydobywiska. Gwałtownie otworzył oczy i krzyknął.
- On wie! On wie!
Po czym zamarł i zaczął patrzeć tępo przed siebie, nie słysząc nic z otoczenia.