chociaż słuchałem głównie punk-reggae to kto wówczas żył nie mógł przejść obojętnie wobec takiego
zjawiska jakim był Dżem i Riedel, zjawiska kultowego, porażającego i zarażającego swoim autentyzmem , przekazem
Nie wiem czy wiecie , ale Dżem to był najlepszy zespół koncertowy lat 80-tych, a frontman - nad spodziewanie spokojny skupiony nawet powiedział bym wycofany głęboko w siebie i scalony w jedno z przekazem wydobywającym sie z jego ust. Śpiewał jak by był na festiwalu piosenki aktorskiej - jeśli wiecie o czym mówię.
Porównanie z Morisonem - trafione, obaj byli wybrańcami Boga, ale Lestat nie uśmiercaj ich wszystkich
, daj prawo wielkim do życia bo nie wszyscy muszą i chcą umierać młodo.
Rysiek - nie chciał!- Posłuchajcie piosenki/modlitwy "Panie mój"
"może bym mógł spróbować ...jeszcze raz"
Po latach niebywania poszedłem na jeden z ostatnich koncertów Dżemu... wypalony, szczuplutki, szary, kłopoty z wymową, trzymał się (dosłownie) mikrofonu - wyjąłem aparat i zacząłem robić zdjęcia bo zrozumiałem, że ... to już niedługo. Poszliśmy za kulisy, paru fanów (starych) było zbulwersowanych i oburzonych jakością koncertu a szczególnie wokalu, Rysiek nie przyszedł - "źle sie czuje" A ja go broniłem choć wiedziałem, że położył koncert i chociaż koncert był cieniutki to
pamiętam go dokładnie do dziś
bo to był wielki człowiek i świetny zespół.
"podajcie sobie ręce
i żyjcie w zgodzie"