Uwaga, będzie ostro i po męsku:
Chłopie, k...wa mać - weź się ogarnij. Dobra, dałeś ciała, zraniłeś kogoś, ok. Fajnie, że czujesz się temu winny, bo przynajmniej wiadomo, że nie jesteś wyrachowaną świnia, jakich trochę łazi po tym świecie. Tylko przestań na litość pańską robić z siebie jakiegoś potwora... Popełniłeś jeden błąd - jak ważny by on dla Ciebie nie był to był to TYLKO JEDEN BŁĄD. Komu się to się zdarza? No komu? Każdemu!
Jest takie świetne powiedzenie - "tylko ten, który nic nie robi nie popełnia błędów". Wiesz jaki jest z niego wniosek? Ten, co nic nie robi może nie popełnia błędów, ale też nie robi niczego pozytywnego. To samo z Tobą - dobra, schrzaniłeś jedną przyjaźń - to teraz spójrz na to z perspektywy czasu, wyciągnij dobre wnioski i zamiast wsadzać łeb w piasek niczym struś postaraj się zbudować coś nowego - coś, czego nie schrzanisz, bo masz już jakieś doświadczenie. Zamiast uciekać i żyć w poczuciu winy za to, co było - postaraj się jakoś to światu wynagrodzić, dać komuś jeszcze więcej niż dawałeś tej przyjaciółce - nie bój się, potrafisz.
K...wa, chłopie - znajdź nową przyjaciółkę albo nowego przyjaciela i bądź najlepszym przyjacielem jakim tylko da się być. Sam dobrze wiesz, że tego chcesz - to widać z kilometra, że Ty tak naprawdę siedzisz w jakiejś cuchnącej skorupie i boisz się, że jak wyleziesz to kogoś tym przygarniętym capem znokautujesz - nie, nie znokautujesz. Problem polega na tym, że sam się w tej swojej małej puszeczce pt. "ja+ja+nikt inny" w Twojej głowie zwyczajnie dusisz i nie chcesz w niej siedzieć, no ale boisz się wyleźć.
Spróbuj chociaż - każdy popełnia błędy. Wiesz jaka jest Twoja przewaga? Że Ty nie jesteś na tyle zepsuty, aby tego nie zauważać - ba, Ty jesteś na tyle "dobry", aby żałować swoich pomyłek. To olbrzymi atut. To teraz weź swój zadek, wstań na nogi i won ze skorupy. Jestem przekonany, że masz spory potencjał, aby być dla kogoś naprawdę cenną osobą - nie odbieraj sobie, ani tej drugiej stronie, takiej możliwości.
Powodzenia.
P.S. Ludzie nie są tak cholernie delikatni jak mogłoby się wydawać - przeciętny, standardowy człowiek jest w stanie znieść naprawdę dużo i otrząsnąć się po naprawdę poważnych ranach. Dlatego też nawet jeśli kogoś nieumyślnie zranisz, ta osoba zapewne prędzej czy później się pozbiera. Wyjątkiem mogą być sytuacje, gdy zranisz kogoś, kto miał przechlapane w życiu i jest u skraju wytrzymałości, albo zrobisz coś naprawdę esktremalnego (np. gwałt) - to będzie trwałe. A jak np. rozkochasz w sobie jakąś dziewczynę i dasz jej kosza, albo stracisz przyjaźń, bo sam zaczniesz chcieć coś więcej albo nawet zdradzisz to... spora szansa, że ta druga osoba pędzej czy później się tak czy siak ogarnie. Wniosek? Jeżeli nie jesteś jakimś skrajnym degeneratem i będziesz choć trochę uważał i myślał, co robisz to spokojnie - nikogo trwale nie zranisz.
P.S. 2 I nie, nie jesteś jakimś potworem - jakbyś był to byś miał to, że kogoś zraniłes w bardzo głębokim poważaniu. Każdemu zdarza się zrobić coś głupiego, co odbije się na innych - to element bycia człowiekiem. Każdy czasami przegrywa i każdego czasami coś boli. Tylko nie każdy popada ze skrajności w skrajność i robi z siebie męczennika - większość ludzi stara się przecierpieć swoje, a następnie dalej coś robić. Chcesz przykładu? Mój najlepszy przyjaciel swego czasu był naprawdę niezłym ch... - nie jedna osoba przez niego płakała. Ja zresztą też, ale to nieistotne... Ale wiesz co? Tyle razy, co on mi zadek ratował i tyle, co mi dał - cóż, cieszę się, że on kiedyś nie wpadł na taki genialny pomysł z poddawaniem się jak Ty.