Proszę o pomoc.

K

kate2

Guest
Lorellai napisał:
Raczej nie rozmawiamy. Jest pochłonięty pracą, prawie cały czas poza domem. Nigdy poważnie na żaden temat nie rozmawialiśmy, jak zostałam rzucona to czasami w biegu rzucił jakiś tekst typu, że będzie okej, że S. był dupkiem itd. albo robił miny by mnie rozbawić. Ale porozmawiać, usiąść razem przy kawie, nie.
Mi właśnie o kontakt emocjonalny chodzi. Nie tylko o zapewnienie dobrego standardu materialnego. Często staje się on jakby rekompensatą za brak czasu poświęconego dziecku/ dzieciom , i za brak nawiązania głębszej więzi. Często te braki z domu wychodzą w relacjach z ludźmi: przez zaborczość, usilne domaganie się miłości i zainteresowania, ciąły głód miłości który chce być ciągle zaspokajany przez nieustanne potwierdzanie miłości oraz przez paranoiczny lęk o utratę bliskiej osoby i uczucia.
 
B

Blancos

Guest
Lorellai napisał:
Chwilami czułam się na żywo z nim cudownie, chwilami znowu żałowałam że go poznałam bo ranił mnie właśnie tym, że czułam się przy nim jak pod babilonem (brak porozumienia, jakbyśmy mówili dwoma różnymi językami)
Przeczytaj sobie, co na początku mówiłaś - że wasz związek był idealny... ot, czasami się kłóciliście, ale to przecież normalne, a poza tym wszystko było perfekcyjnie. Porównaj to z tym, co piszesz teraz. Widzisz różnicę w tym jak na to patrzysz? Na pewno. Wiesz, z czego bierze się ta różnica? Z tego, że powolutku spadają Ci z oczu różowe okulary i zaczynasz patrzeć na wszystko nie przez pryzmat idealizacji podyktowanej zakochaniem, ale realistycznie - dostrzegając to, co faktycznie tam było. Wcześniej pewnie też pewne rzeczy dostrzegałaś, ale Twoje uczucia oślepiały Cię na tyle, że momentalnie wypierałaś te rzeczy z pamięci i nie zwracałaś na nie uwagi. Teraz to robisz, a to dobrze.

Pomyśl sobie tak - już teraz inaczej na to patrzysz, a to dopiero początek drogi. Wyobraź sobie jak odmienne podejście do niego będziesz miała np. za rok?



kate2 napisał:
Niepotrzebnie żyjesz jego życiem zamiast swoim. Gdy się człowiek ogląda za przeszłością (nie mogąc się od niej oderwać, jak żona Lota ) zostaje sparaliżowany , nie może wykonać ruchu w celu budowania lepszej przyszłości i własnego rozwoju.
Dokładnie. Autorko - musisz przestać analizować to, co on robi i to, co to oznacza. To już nie Twoja sprawa. To już nie jest Twój chłopak. W tej chwili to dla Ciebie ktoś obcy, kto zapewne nawet nie chce Cię znać. Rozumiem sentyment, ale jego decyzje, zachowania i problemy naprawdę już Ciebie nie dotyczą. Skupiając się na tym, co on robi teraz odrywasz się tylko od zajmowania się sobą, a to właśnie to - a nie jego kretyńskie i niedojrzałe akcje względem jakiś 13-latek, powinny być Twoim głównym zmartwieniem.

Z tego też powodu, ja już nawet nie będę wiecej wchodził w analizowanie jakichkolwiek wątków dotyczących jego osoby. Pora oddzielić to grubą kreską i skupić się na sobie.



Lorellai napisał:
Śniło mi się, że ma inną, lepszą. Że w sumie rzucił mnie dla niej. Pojechałam w tym śnie do jego pracy o tym pogadać. Stałam przed nim i ryczałam, o Boże jak ja ryczałam. Oczywiście obudziłam się z płaczem a trzęsłam się jakbym miała padaczkę... Ten sen był okropny. On i inna laska, lepsza ode mnie. On mówiący jaka jest za***ista i ode mnie lepsza.
Na trzeźwo też o tym myślisz?
Jeżeli tak to po co w ogóle zastanawiasz się, czy ma kogoś i czy ten ktoś jest lepszy od Ciebie? Przede wszystkim, ciężko powiedzieć, że ktoś jest "lepszy" a kto inny "gorszy" - to zależy w czym i w stosunku do kogo. Po drugie... To naprawdę są już teraz tylko i wyłącznie jego sprawy. Poza tym, nawet jeżeli on ma kogoś "lepszego" to skąd wiesz, że w jakiejś przyszłości Ty nie będziesz z kimś dużo lepszym od niego?



Lorellai napisał:
Cóż, chyba zaopatrzę się w nowe książki.
A czytałaś te artykuły, które Ci swego czasu poleciłem? Przeczytaj. Naprawdę warto.



greggxx napisał:
Przecież ten koleś ma ewidentne problemy, nie tylko emocjonalne. Napisałaś wystarczająco dużo, by można było wyrobić sobie mniej więcej jakieś zdanie, w części ukierunkowałaś jego charakter.
Też jestem tego zdania. Moim zdaniem ten chłopak potrzebuje pomocy psychologa i naprawdę sporej lekcji życia oraz dojrzałości. W obecnym stanie ja jakoś nie widzę tego, żeby on był w stanie budować z kimkolwiek zdrowe relacje. Podobnie zresztą jak autorka. Moim zdaniem oboje zainteresowanych ma spore problemy ze swoją psychiką i dojrzałością, ale... No, różnica jest taka, że autorka potrafi być (nawet za bardzo) autokrytyczna i potrafiła przyznać się, że potrzebuje pomocy chociażby tu na forum, więc w jej przypadku są szanse, że z czasem te problemy da się rozwiązać.



Lorellai napisał:
Ale widzisz, ze mną jest znowu taki problem, że ja jestem wrażliwa, uczuciowa. Bardzo łatwo się zakochuję. Wstyd mi o tym pisać ale taka jest prawda! Wstydzę się tego. Zakochuję się, przywiązuję bardzo szybko i mocno. Więc potem kiedy ktoś odchodzi, przeżywam - bo jestem wrażliwa i uczuciowa.
A moim skromnym zdaniem... Ty nie tyle szybko się zakochujesz, co na tyle czujesz potrzebę bycia kochaną, że sama sobie te uczucie narzucasz. Innymi słowy, tak bardzo chcesz stworzyć z kimś udany związek, że kiedy tylko pojawia się ktoś, z kim jest to możliwe to rzucasz się na tę szansę jak wygłodniały pies na mięso, potem to Cię obezwładnia i tracisz dystans, aż w końcu w taki lub inny sposób kończy się to źle i przeżywasz.

Moja rada dla Ciebie... Jest prosta - zanim zaczniesz szukać kogoś nowego, najpierw zajmij się sama sobą. Moim zdaniem, w przeciwieństwie do kolegi, teraz nie jest dobry moment, żebyś sobie kogoś szukała. Raz, że zasypywanie dziury po kimś uczuciami do kogoś nowego nie jest zazwyczaj szczere i często kończy się tym, że w zasadzie się kogoś zwyczajnie wykorzystuje do zapomnienia, a nie rzeczywiście buduje się z nim zdrową relację (innymi słowy - nie jest się z kimś, bo się tego faktycznie chce, ale jest się z kimś, bo ten ktoś jest zamiennikiem dla kogoś innego). Dwa, że moim zdaniem w tej chwili jesteś w takim miejscu w swojej głowie, że ciężko Ci będzie stworzyć udany związek.

Dlatego ja bym radził to, abyś teraz zajęła się SOBĄ i zbudowała swój własny świat w oparciu o siebie, a nie znowu szukała kogoś, kto będzie fundamentem tego świata i wokół kogo będzie się kręcić swoje życie. Wyjdź do ludzi, pielęgnuj i rozwijaj istniejące kontakty, a także poznawaj nowe osoby. Szukaj nowych pasji i rozwijaj obecne. Skup się na tym, żeby poznać samą siebie - podnieść swoją samoocenę, poznać swoje faktyczne potrzeby i pragnienia, także w temacie związku. Postaraj się polubić sama siebie i swoje życie - to życie, które masz sama i w którym sama powinnaś czuć się dobrze, bez obezwładniającej potrzeby posiadania kogoś. Spróbuj nauczyć się cieszyć się swoim zyciem w pojedynkę, a dopiero potem szukaj kogoś, kto te życie DOPEŁNI.

I tak - dopełni. Ty w tej chwili, odnoszę wrażenie, masz taki problem, że potrzebujesz kogoś, żeby być szczęśliwa - jak jesteś sama to nie potrafisz za bardzo czuć się komfortowo we własnym życiu, a to wcale nie o to chodzi, aby jakiś człowiek stał się kluczowym elementem Twojego życia, wokół którego wszystko będzie się kręcić i z którego bedzie wynikać całe Twoje szczęście. Nie. Oczywiście, partner musi być ważną częścią Twojego świata - ale mimo wszystko tylko częścią, a nie całym światem, partner musi dawać Ci szczęście, ale nie może być jego jedynym bądź głównym źródłem. Mam nadzieję, że rozumiesz, o czym mówię.

Jeżeli uda Ci się to zrobić to po pierwsze, będziesz miała większą świadomość w wyborze partnera - bo nie będzie Ci on bezwzglednie potrzebny i nie będziesz wiązać się z kimś, bo musisz i bo bez tego nie możesz być szczęśliwa, ale dlatego, że ktoś naprawdę będzie Ci wiele dawał i będzie czynił Cię dużo bardziej szczęśliwą niż już wtedy sama z siebie będziesz, a więc będziesz chciała (a nie musiała) budować z tym człowiekiem coś więcej. To pozwoli Ci nabrać trochę dystansu w tym wszystkim. Po drugie, jak lepiej poznasz siebie, zbudujesz fundamenty swojego zycia w oparciu o samą siebie i będziesz wiedziała czego chcesz to dużo łatwiej będzie Ci zbudować udaną relację - będziesz w stanie temu partnerowi dać więcej, ale w taki sposób, że nie będziesz się ubezwłasnowolniać i popadać w obsesję. Będziesz też zdolna do tego, aby bardziej walczyć o swoje i nie pozwalać komuś na to, aby robił sobie z Ciebie wycieraczkę.

Jak więc widzisz... Moim zdaniem masz w tej chwili bardzo dużo rzeczy, nad którymi sama powinnaś popracować. Jesteś młoda i na związki przyjdzie jeszcze czas. Nie mówię, że masz się od czegokolwiek odcinać, ale nie szukaj teraz kogoś na siłę. Spokojnie i powolutku pracuj nad sobą, rozwijaj się, a kiedyś pojawi się w Twoim życiu ktoś naprawdę warty grzechu. Być może, w pewnym sensie, te rozstanie jest dla Ciebie nie klęską, ale SZANSĄ na to, abyś stała się lepszą osobą i kiedyś była gotowa na to, aby z tym jednym, jedynym zbudować naprawdę udany związek? Może dzięki temu, co teraz się stało uda Ci się spojrzeć wgłąb siebie i zidentyfikować problemy, z którymi zmagałaś się całe życie i które sprawiały, że Twoje dotychczasowe związki nie były udane? Kto wie.

Ważne jest to, abyś spróbowała to zrobić, a nie rzucała się w kolejny związek, w którym całkowicie się zatracisz, bo to naprawdę nie tędy droga.



greggxx napisał:
Jeśli uda Ci się spojrzeć nieco głębiej w to, co chcesz, czego oczekujesz, za czym podążasz, czego pragniesz, będziesz mogła nad pewnymi skłonnościami zapanować. Nie staniesz się zimna, ale bardziej konkretna. Bardziej świadoma. Mniej podatna na problemy, których tak naprawdę można uniknąć. To pozwoli oddzielić dwie sfery, które w Twoimi przypadku po prostu się nakładają. Sferę własnych wyobrażeń i tego co chcesz widzieć, do czego się przywiązujesz oraz sferę świata realnego. Który jak wiadomo jest brutalny i niesympatyczny
Właśnie. Jak będziesz lepiej wiedziała, co tak naprawdę chcesz odnaleźć w związku to będziesz mogła faktycznie to znaleźć. Cieżko jest znaleźć coś, jeżeli nie wie się, co to nawet jest. Moim zdaniem jest tak jak pisałem wyżej - Ty nie budujesz związku, bo coś Ci to autentycznie daje, ale dlatego, że nie chcesz być sama i desperacko chcesz stworzyć udany związek i być kochana... Choć sama tak naprawdę nie do końca wiesz, jak ten związek ma wyglądać i czego Ty byś od niego chciała. Dlatego najpierw zajmij się sobą - poznaj siebie i swoje potrzeby, a dopiero potem poszukaj kogoś, kto faktycznie będzie dla Ciebie odpowiedni.

Mi się wydaje, że Ty jesteś naprawdę dobrą i fajną dziewuchą, więc... jak trochę ogarniesz swoją własną głowę to spokojnie dasz radę kiedyś zbudować zdrowy związek. Tylko ten związek musi być rozwinięciem Twojego już dobrego życia, a nie całym Twoim życiem.



kate2 napisał:
Wystarczy , że rzucę okiem na pobliskie podwórko rodziny czy znajomych by wysnuć wniosek, że mąż/żona nie wyszli za mąż za współmałżonka a za swoje oczekiwania, które nie znalazły odbicia lustrzanego w realu
To się wszystko bierze z tego, że... No, to dość długa historia, ale tak w telegraficznym skrócie - to wina ślepej wiary w tę "chemię". Zakochanie/zauroczenie czyli właśnie ta "chemia" i "motylki w brzuchu" to nie jest miłość. To przejściowy, krótkotrwały stan zaburzenia równowagi hormonalnej wywołany różnymi bodźcami. Niestety, ludzie tak ślepo w to wierzą, że są bezkrytyczni i z automatu przypisują osobie, do której czują "chemię" cechy swojego idealnego partnera i czynią z niej osobę, która spełnia ich wszystkie oczekiwania oraz marzenia. Taka idealizacja sprawia, że ludzie brną w daną relację na ślepo i potem właśnie jest tak, że kiedy zakochanie opadnie, kiedy ta chemia się wyczerpie (bo musi - dla naszego organizmu to jest jak choroba i kiedyś musi się skończyć) to okazuje się, że ludzi tak naprawdę niewiele łączy i wcale nie są tak udaną parą.

TO, ŻE DO KOGOŚ CZUJEMY CHEMIĘ NIE OZNACZA, ŻE TA OSOBA JEST TĄ WŁAŚCIWĄ.

Dlatego potrzebny jest tutaj dystans i umiejętność kontrolowania własnych emocji. Dzięki temu możemy spojrzeć na wszystko bardziej obiektywnie i po pewnym czasie przekonać się, czy ktoś jest dla nas odpowiedni, czy też tym razem te uczucia były skierowane w kierunku nie tej osoby, co trzeba (bo to bardzo często się zdarza). Stąd też taka rada dla autorki - nie snuj planów tak szybko i nie myśl o slubie i wspólnym życiu po tak krótkim czasie. Aby kogoś poznać i naprawdę ocenić, czy dany związek ma sens potrzeba dużo więcej czasu i doświadczeń.

Najlepsze możliwe podejście to jak pojawi się chemia - próbować, ale starać się zachować do tego dystans i działać spokojnie, powolutku... Jeżeli z czasem ta relacja stanie się głębsza i przestanie być oparta na obezwładniającym uczuciu, a zacznie być budowana na wspólnych wartościach - porozumieniu, zaufaniu, wspieraniu siebie nawzajem, umiejętności wspólnego przezwyciężania problemów, zgodności charakterów, etc... Wtedy możemy tak naprawdę, z perspektywy czasu, ocenić czy dany partner i związek spełnia nasze oczekiwania i marzenia. Jeżeli z czasem ta burza uczuć się uspokoi, a my i tak dojdziemy to wniosku, że na kimś ZALEŻY nam na tyle, iż stał się on/ona ważną częścią naszego życia i chcemy, aby dalej w nim był/-a to wtedy możemy mówić, że pojawiła sie ta dojrzała i prawdziwa miłość, a nie prosta i płytka "chemia". I wtedy można myśleć o tym, aby z tego było coś więcej. Tylko... żeby się przekonać, czy to nastąpi to trzeba czasu.



kate2 napisał:
trzeżwym okiem ocenić sytuację i drugiego człowieka, by po raz kolejny nie marnotrawić swojego czasu, zdrowia i zaangażowania
Żeby to zrobić... To albo trzeba poczekać aż ta "chemia" przygaśnie, albo trzeba umieć na tyle panować nad własnymi prymitywnymi uczuciami i emocjami, żeby być w stanie. Warto zwrócić uwagę na to, że na początku związku uczucia są zawsze bardzo silne i prowadzą do osłabienia naszych zdolności do osądu, lub wręcz właśnie do tego, że człowiek nie potrafi w ogóle spojrzeć na coś obiektywnie i po prostu tę drugą stronę, bez względu na swoje starania, idealizuje. A to nie jest dobre.

W sprawach związkowych... Za często patrzymy tylko na to, co mówi serce, a ignorujemy to, co podpowiada rozum. A wbrew pozorom, z racji tego, że rozum jest z reguły mądrzejszy od serca, warto czasami jego też posłuchać.



Elen napisał:
I powiem Ci jedno- niemozliwym jest, zeby w milosci "twardo stapac po ziemi." I kazdy kto choc raz byl szalenczo, spontanicznie zakochany potwierdzi moje slowa. Szczegolnie w poczatkowej fazie zakochania. Owszem z czasem kiedy uczucie ewoluuje i przechodzi na kolejne etapy relacji powoli schodzi sie na ziemie. Milosc to ... taniec na cienkiej linie. Czasami sie spadnie.
To kwestia nie popadania w skrajności. Ani ja, ani (jak mniemam) Greg, nie mówimy, żeby kierować się wyłącznie rozumem. Uczucia też są ważne i potrzebne, a zakochanie faktycznie ma to do siebie, że ciężko jest myśleć trzeźwo i czasami popełnia się błędy pod wpływem natłoku emocji. Z tym, że można do tego albo podchodzić kompletnie bezkrytycznie tj. na zasadzie "jest chemia = mój partner jest idealny, na pewno nam się uda, etc.", albo próbować się chociaż trochę hamować w tej idealizacji, szaleństwie i spontaniczności, żeby w trakcie rozkoszowania się uczuciami umieć także dostrzec wady naszego partnera i móc ocenić, czy tak naprawdę do siebie pasujemy czy nie.

Racjonalne weryfikowanie własnych uczuć jest potrzebne, choć zgodzę się z Tobą, że jest trudne i w większości przypadków wymaga czasu, bo często dopiero po jakimś czasie uczucia opadają na tyle, by człowiek nabrał zdrowego dystansu.



greggxx napisał:
Warto być tego świadomym. Trzeba odróżnić poszczególne etapy i co najważniejsze - miłość nie spada z nieba, tylko trzeba ją BU-DO-WAĆ. To nie tylko wyjątkowe chwile, ale również i codzienność. Tam trzeba ją żywić i pielęgnować. Zaangażować się obustronnie i starać się podtrzymywać ten ogień tak dobrze jak się da. Z własnej woli. Doskonale to znam, mnie nie musisz tego mówić - spontaniczne i szalone uczucie - jasne! Jak najbardziej, to bywa wręcz pożądane dla udanego związku, ale co dalej? Co za tym idzie? Zauroczenie to nie wszystko, to nawet nie jest fundament, ani miłości, ani czegokolwiek. Dlatego ja bym z tym pojęciem "Miłość" nie rzucał na lewo i prawo. To jest zbyt potężne słowo.
Dokładnie! Ta chemia, zauroczenie czy zakochanie - zwał jak zwał... To w najlepszym wypadku doskonały impuls do tego, aby dwoje ludzi się do siebie zbliżyło i się poznało. Warto jest być tego świadomym i mieć taki zdrowy dystans - to, że na widok kogoś czuje się motylki w brzuchu i że jest cudownie, zwłaszcza na początku relacji (kiedy oboje jesteśmy napędzani przez hormony) naprawdę nic nie znaczy. Ważne jest to, czy ludzie w tym wszystkim zbudują taką wzajemną wieź, którą będą chcieli pielęgnować i rozwijać, gdy te gwałtowne emocje miną.



Lorellai napisał:
Nigdy poważnie na żaden temat nie rozmawialiśmy, jak zostałam rzucona to czasami w biegu rzucił jakiś tekst typu, że będzie okej, że S. był dupkiem itd. albo robił miny by mnie rozbawić. Ale porozmawiać, usiąść razem przy kawie, nie.
To może właśnie tego Ci tak naprawdę brakuje - może to, że tak łatwo się zakochujesz i tak desperacko potrzebujesz bycia "kochaną" wynika w części z tego, że Twój ojciec, choć oczywiście się o Ciebie troszczy, nie daje Ci właśnie takiego poczucia i potrzebujesz jakoś wypełnić tę lukę?
 

Lorellai

Nowicjusz
Dołączył
8 Wrzesień 2015
Posty
184
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Katowice
kate2 napisał:
przez zaborczość, usilne domaganie się miłości i zainteresowania, ciąły głód miłości który chce być ciągle zaspokajany przez nieustanne potwierdzanie miłości oraz przez paranoiczny lęk o utratę bliskiej osoby i uczucia.
O, o, dokładnie jakbym czytała o sobie!



Blancos napisał:
Właśnie. Jak będziesz lepiej wiedziała, co tak naprawdę chcesz odnaleźć w związku to będziesz mogła faktycznie to znaleźć. Cieżko jest znaleźć coś, jeżeli nie wie się, co to nawet jest. Moim zdaniem jest tak jak pisałem wyżej - Ty nie budujesz związku, bo coś Ci to autentycznie daje, ale dlatego, że nie chcesz być sama i desperacko chcesz stworzyć udany związek i być kochana... Choć sama tak naprawdę nie do końca wiesz, jak ten związek ma wyglądać i czego Ty byś od niego chciała. Dlatego najpierw zajmij się sobą - poznaj siebie i swoje potrzeby, a dopiero potem poszukaj kogoś, kto faktycznie będzie dla Ciebie odpowiedni.
Nie wiem czy mogę nazwać to "wiem czego chcę w związku" ale mam określone cechy, zachowania, które powinien mieć partner i takie, których nie tolerowałabym. Wiem też, czego mogłabym chcieć w związku. Moje wymagania, cóż... Poprzeczka jest na prawdę wysoka. Dlatego po prostu boję się, że nie znajdzie się nikt kto mógłby temu sprostać. Owszem, akceptuję ludzkie wady i słabości ale są dla mnie granice. Np. nie toleruję u ludzi alkoholu. Kto teraz go nie pije? Wiem, że potrafiłabym się nieźle wkurzyć na partnera może nie o piwo ale jakby mu się zdarzyło opić. Tak samo jak nie toleruję imprez lub papierosów. Na prawdę ciężko ze mną w temacie tego co akceptuję a czego nie.



Blancos napisał:
To się wszystko bierze z tego, że... No, to dość długa historia, ale tak w telegraficznym skrócie - to wina ślepej wiary w tę "chemię". Zakochanie/zauroczenie czyli właśnie ta "chemia" i "motylki w brzuchu" to nie jest miłość. To przejściowy, krótkotrwały stan zaburzenia równowagi hormonalnej wywołany różnymi bodźcami. Niestety, ludzie tak ślepo w to wierzą, że są bezkrytyczni i z automatu przypisują osobie, do której czują "chemię" cechy swojego idealnego partnera i czynią z niej osobę, która spełnia ich wszystkie oczekiwania oraz marzenia. Taka idealizacja sprawia, że ludzie brną w daną relację na ślepo i potem właśnie jest tak, że kiedy zakochanie opadnie, kiedy ta chemia się wyczerpie (bo musi - dla naszego organizmu to jest jak choroba i kiedyś musi się skończyć) to okazuje się, że ludzi tak naprawdę niewiele łączy i wcale nie są tak udaną parą.
Miłość, to tylko wyrzut neotransmitera zwanego dopaminą do mózgu, stymulowany oksytocyną lub wazopresyną. :D
 
K

kate2

Guest
Lorellai napisał:
kate2, dnia 14 List 2015 - 11:42, napisał: przez zaborczość, usilne domaganie się miłości i zainteresowania, ciąły głód miłości który chce być ciągle zaspokajany przez nieustanne potwierdzanie miłości oraz przez paranoiczny lęk o utratę bliskiej osoby i uczucia. O, o, dokładnie jakbym czytała o sobie!
Wrzuciłam Ci wczesniej artykuł na temat miłości neurotycznej. Pewnie go beznamiętnie pominęłaś :) a myślę, że sporo byś z tej treści wyciagnęła dla siebie.
 
B

Blancos

Guest
Lorellai napisał:
Moje wymagania, cóż... Poprzeczka jest na prawdę wysoka. Dlatego po prostu boję się, że nie znajdzie się nikt kto mógłby temu sprostać.
Te Twoje wymagania, przynajniej te, o których pisałaś, wcale nie są jakieś straszne... To, że nie chcesz, aby Twój partner się upijał jak bela albo nie chcesz, żeby palił, albo nie szlajał się po imprezach bez ustanku to raczej stosunkowo normalne wymagania. Nie widzę w nich nic strasznego. Chociaż... w kwestii tego alkoholu i imprez to moim zdaniem powinnaś obrać nieco mniej radykalne stanowisko, bo naprawdę nie ma nic złego, że człowiek od czasu do czasu pójdzie sobie na jakąś imprezę, czy to potańczyć, czy może nawet trochę więcej wypić. Problem zaczyna się wtedy, kiedy ktoś robi to nagminnie i jest to kluczowy element jego egzystencji, a jeżeli takie wyjście zdarzy się... no nie wiem, raz na parę tygodni czy miesięcy to ja serio nie widzę w tym nic złego :) Nie musisz brać w tym udziału jak nie lubisz, ale nie powinnaś też ograniczać ewentualnego partnera, jeżeli on sporadycznie taką formę rozrywki lubi :)

Poza tym... Mi bardziej chodziło o takie... Inne rzeczy. Przykładowo, uważam, iż mając na względzie Twoje problemy ze sobą, powinnaś oczekiwać od partnera dużo empatii, wsparcia, zdolności do rozmawiania z Tobą na trudne tematy, a także... nie obraź się, ale tego, żeby sam był bardziej stabilny psychicznie od Ciebie i potrafił Ci pomóc w uporządkowaniu pewnych spraw w Twojej głowie.

---

A co do tej noradrenaliny to... Nie jest to może tak proste jak mówisz, ale tak - zakochanie to w gruncie rzeczy właśnie taki czysto biochemiczny proces. Gorzej jest z miłością, bo to już jest nie tyle "chemia" i "uczucie", co po prostu głęboka wieź pomiędzy dwojgiem ludźmi, która nie jest aż tak łatwa do wyjaśnienia :)
 
E

Elen

Guest
Blancos napisał:
Gorzej jest z miłością, bo to już jest nie tyle "chemia" i "uczucie", co po prostu głęboka wieź pomiędzy dwojgiem ludźmi, która nie jest aż tak łatwa do wyjaśnienia :)
Nie jest latwa do zerwania przede wszystkim. Jesli nastepuje, to wymaga czasu. To proces.
greggxx napisał:
(...) co najważniejsze - miłość nie spada z nieba, tylko trzeba ją BU-DO-WAĆ. To nie tylko wyjątkowe chwile, ale również i codzienność. Tam trzeba ją żywić i pielęgnować. Zaangażować się obustronnie i starać się podtrzymywać ten ogień tak dobrze jak się da. Z własnej woli. Doskonale to znam, mnie nie musisz tego mówić - spontaniczne i szalone uczucie - jasne! Jak najbardziej, to bywa wręcz pożądane dla udanego związku, ale co dalej? Co za tym idzie? Zauroczenie to nie wszystko, to nawet nie jest fundament, ani miłości, ani czegokolwiek. Dlatego ja bym z tym pojęciem "Miłość" nie rzucał na lewo i prawo. To jest zbyt potężne słowo. O Ciebie Elen w tych sprawach jestem spokojny. Na szczęście wiesz na co należy wrócić uwagę i to się ceni :)
Madry z Ciebie mezczyzna Greggxx. :) No nie wiem....czy milosc z nieba nie spada. To dar niebios i nie kazdemu jest dana spelniona wielka milosc. Oczywiscie masz racje ze trwaly zwiazek buduje sie kazdego dnia. Milosc to potega. Ps. Ja bym o siebie nie byla az taka "spokojna", bo doskonale wiem, ze mimo rozwagi zyciowej... jestem zdolna do szalonych porywow serca. :D >Milosc to sila.
 

Lorellai

Nowicjusz
Dołączył
8 Wrzesień 2015
Posty
184
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Katowice
Blancos napisał:
Poza tym... Mi bardziej chodziło o takie... Inne rzeczy. Przykładowo, uważam, iż mając na względzie Twoje problemy ze sobą, powinnaś oczekiwać od partnera dużo empatii, wsparcia, zdolności do rozmawiania z Tobą na trudne tematy, a także... nie obraź się, ale tego, żeby sam był bardziej stabilny psychicznie od Ciebie i potrafił Ci pomóc w uporządkowaniu pewnych spraw w Twojej głowie.
Nie obrażam się, jestem tego samego zdania!
 

greggxx

Stały bywalec
Dołączył
1 Marzec 2011
Posty
580
Punkty reakcji
153
Lorellai napisał:
Raczej nie rozmawiamy. Jest pochłonięty pracą, prawie cały czas poza domem. Nigdy poważnie na żaden temat nie rozmawialiśmy, jak zostałam rzucona to czasami w biegu rzucił jakiś tekst typu, że będzie okej, że S. był dupkiem itd. albo robił miny by mnie rozbawić. Ale porozmawiać, usiąść razem przy kawie, nie.
Straconego czasu nie nadrobisz i nawet nie radziłbym tutaj do czegokolwiek wracać. Ale mimo wszystko wydaje mi się, że jest najwyższa pora by znormalizować Twoje stosunki z ojcem. Przynajmniej na tyle, na ile jest to możliwe. Wątpię, by owe stosunki miały decydujący wspływ na stan, w którym się znajdujesz, bo w życiu miałem do czynienia z ludźmi, którzy mieli podobne problemy, a ich relacje z rodzicami nie należały do najgorszych. Niemniej na dobry początek powinnaś ustabilizować swoją relację z ojcem. Spróbować przejąć inicjatywę, przynajmniej w jakieś części, skoro jak piszesz wasz kontakt nie jest zbyt intensywny ale ogólnie dobry, dba o Ciebie, to w gruncie rzeczy masz ułatwione zadanie. Wystarczy od czasu do czasu coś podjąć wspólnie, gdzieś się wybrać, pooglądać, porozmawiać, cokolwiek co was zbliży. Jesteś dorosła, wypada więc byś to Ty wyszła z inicjatywą. Moi rodzice również byli zapracowani i to zarówno ojciec jak i matka. Nieraz było tak, że nie mieli dla mnie czasu. Kupowali za to różne duperele, które były co prawda fajne, ale do czasu, w pewnym momencie nie dawały już radości. Z czasem udało mi się to przełamać. Z korzyścią dla siebie jak i moich rodziców.


Elen napisał:
No nie wiem....czy milosc z nieba nie spada.
Wiesz Elen, z nieba może spaść wiele rzeczy, ale napewno nie miłość :)
Spotkanie właściwej osoby jest darem losu. Wszystko to, co ma miejsce później jest efektem naszego zaangażowania, naszych chęci, naszej dojrzałości, naszego zrozumienia, odpowiedniego charakteru, świadomości, przewidywalności, otwarcia, umiejętności radzenia sobie w trudnych chwilach, walki z egoizmem, który zawsze się gdzieś tam wkrada i jeszcze kilku innych czynników, które tworzą i dopełniają miłość. Cała ta reszta zależy od nas i nie spada z nieba. A bez tego nie zbudujemy trwałego związku.


kate2 napisał:
Wrzuciłam Ci wczesniej artykuł na temat miłości neurotycznej. Pewnie go beznamiętnie pominęłaś a myślę, że sporo byś z tej treści wyciagnęła dla siebie.
Niestety, ale w poważniejszych przypadkach nie obejdzie się bez pomocy specjalisty. Ale nie zakładajmy od razu najgorszego. Myślę, że autorka jest w stanie przy odrobinie chęci jak i większego zaangażowania wyjść na prostą. Przynajmniej powinna spróbować.


Lorellai napisał:
Nie obrażam się, jestem tego samego zdania!
A zatem, jakie przemyślenia, jakie refleksje, jakie konkluzje? Możesz przebierać w poradach, temat został dość dobrze rozpracowany. Teraz wszystko zależy od Ciebie. Jaki kierunek wybierzesz, tak minimalizować ryzyko popełnienia błędów z przeszłości?
 
K

kate2

Guest
greggxx napisał:
Spotkanie właściwej osoby jest darem losu. Wszystko to, co ma miejsce później jest efektem naszego zaangażowania, naszych chęci, naszej dojrzałości, naszego zrozumienia, odpowiedniego charakteru, świadomości, przewidywalności, otwarcia, umiejętności radzenia sobie w trudnych chwilach, walki z egoizmem, który zawsze się gdzieś tam wkrada i jeszcze kilku innych czynników, które tworzą i dopełniają miłość. Cała ta reszta zależy od nas i nie spada z nieba. A bez tego nie zbudujemy trwałego związku.
Dobrze powiedziane (napisane) :) Bez naszej dojrzałości i świadomości oraz pewności czego się chce można w ludziach przebierać jak w ulęgałkach i ciągle być samemu. Bez postawy i chęci dawania z siebie wszystkiego, co najlepsze a koncentrowanie się tylko na tym, by poszukać kogoś kto idealnie sprosta moich wielkim i często wyimaginowanym oczekiwaniom nie zbuduje się niczego trwałego.



greggxx napisał:
'kate2', dnia 15 List 2015 - 11:50, napisał: Wrzuciłam Ci wczesniej artykuł na temat miłości neurotycznej. Pewnie go beznamiętnie pominęłaś a myślę, że sporo byś z tej treści wyciagnęła dla siebie. Niestety, ale w poważniejszych przypadkach nie obejdzie się bez pomocy specjalisty. Ale nie zakładajmy od razu najgorszego. Myślę, że autorka jest w stanie przy odrobinie chęci jak i większego zaangażowania wyjść na prostą. Przynajmniej powinna spróbować.
Mnie bardzo pomaga czytanie . Oczywiście przeczytanie czegoś zwiąanego z naszym życiem i problemem nagle go nie rozwiąże jak za pomocą czarodziejskiej różdżki ale gdy sobie człowiek pewne zjawiska w sobie uświadomi to już pierwszy krok by zmiana w nas była możliwa. Reszta zależy od naszych chęci i determinacji.



greggxx napisał:
Jesteś dorosła, wypada więc byś to Ty wyszła z inicjatywą. Moi rodzice również byli zapracowani i to zarówno ojciec jak i matka. Nieraz było tak, że nie mieli dla mnie czasu. Kupowali za to różne duperele, które były co prawda fajne, ale do czasu, w pewnym momencie nie dawały już radości. Z czasem udało mi się to przełamać. Z korzyścią dla siebie jak i moich rodziców.
No to gratuluję bo ja mam inne doświadczenia. Mimo moich starań rodzice nagle nie zmienili się w nnych ludzi. Ponieważ nie nawiązali kontaktu ani z samymi sobą ani ze mną w dzieciństwie to mimo, iż relacje są można powiedzieć poprawne to jednak powierzchowne i bez głębi spotkania. Nie oczekuję od nich więcej bo wychodzę z założenia, że co się nie wykształciło przez pół zycia ciężko o zmianę w późniejszym czasie. Jestem już dorosłą kobietą w związku z czym buduję relację tam, gdzie mam teraz wpływ na zupełnie inne życie moje i moich bliskich.

Ale oczywiście próbować ulepszać stosunki zawsze można. Warto jednak pamiętać, że nie zawsze będzie tak jakbyśmy chcieli gdyż druga strona musi mieć takie same potrzeby i pragnienia by coś owocnego z tych wysiłków wyszło :)
 

Lorellai

Nowicjusz
Dołączył
8 Wrzesień 2015
Posty
184
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Katowice
greggxx napisał:
A zatem, jakie przemyślenia, jakie refleksje, jakie konkluzje? Możesz przebierać w poradach, temat został dość dobrze rozpracowany. Teraz wszystko zależy od Ciebie. Jaki kierunek wybierzesz, tak minimalizować ryzyko popełnienia błędów z przeszłości?
Przede wszystkim muszę na własnych błędach się uczyć i wyciągnąć jakieś wnioski. Nie szukać nikogo na siłę, zająć się sobą, o siebie dbać, o swoje pasje i rodzinę. Któregoś dnia na mojej drodze stanie mężczyzna, nie jeden. Wtedy będę ostrożniejsza, nie będę taka "szybka" w relacjach z mężczyznami. Będę spotykała się z wieloma, bo jak inaczej można kogoś poznać? W internecie? Niby tak, ale w internecie każdy może być kim chce. Jeśli już dobrze poznam mężczyznę, wtedy analizując jego wady i zalety podejmę decyzję o tym, czy warto z nim być. Oczywiście biorąc pod uwagę także uczucie jakim go darzę, nie mówię od razu o zakochaniu ale zauroczeniu, sympatii. Jeśli będzie mi pasował, jeśli będę wiedziała, że stara się o mnie, o to by ze mną być, jeśli nie będę mu obojętna i będę dla niego ważna, jeśli poczuję po prostu że to jest to, będę brnąć w to dalej, pozostając jednak ostrożna. Wolę nastawić się na najgorsze i potem być mile zaskoczona.



greggxx napisał:
Straconego czasu nie nadrobisz i nawet nie radziłbym tutaj do czegokolwiek wracać. Ale mimo wszystko wydaje mi się, że jest najwyższa pora by znormalizować Twoje stosunki z ojcem. Przynajmniej na tyle, na ile jest to możliwe. Wątpię, by owe stosunki miały decydujący wspływ na stan, w którym się znajdujesz, bo w życiu miałem do czynienia z ludźmi, którzy mieli podobne problemy, a ich relacje z rodzicami nie należały do najgorszych. Niemniej na dobry początek powinnaś ustabilizować swoją relację z ojcem. Spróbować przejąć inicjatywę, przynajmniej w jakieś części, skoro jak piszesz wasz kontakt nie jest zbyt intensywny ale ogólnie dobry, dba o Ciebie, to w gruncie rzeczy masz ułatwione zadanie. Wystarczy od czasu do czasu coś podjąć wspólnie, gdzieś się wybrać, pooglądać, porozmawiać, cokolwiek co was zbliży. Jesteś dorosła, wypada więc byś to Ty wyszła z inicjatywą. Moi rodzice również byli zapracowani i to zarówno ojciec jak i matka. Nieraz było tak, że nie mieli dla mnie czasu. Kupowali za to różne duperele, które były co prawda fajne, ale do czasu, w pewnym momencie nie dawały już radości. Z czasem udało mi się to przełamać. Z korzyścią dla siebie jak i moich rodziców.
Nie wiem czy to coś zmieni. Kiedy S. u mnie bywał, mój tata z nim miał lepszy kontakt niż ze mną. Strzelali razem z wiatrówki albo grzebali przy samochodach (mamy 5 samochodów i motor). Mój tata zawsze chciał z nim wypić piwo albo mawiał, że zrobią sobie "królestwo flaków" :lol: (oboje lubili flaki)
 
K

kate2

Guest
Lorellai napisał:
Przede wszystkim muszę na własnych błędach się uczyć i wyciągnąć jakieś wnioski. Nie szukać nikogo na siłę, zająć się sobą, o siebie dbać, o swoje pasje i rodzinę. Któregoś dnia na mojej drodze stanie mężczyzna, nie jeden. Wtedy będę ostrożniejsza, nie będę taka "szybka" w relacjach z mężczyznami. Będę spotykała się z wieloma, bo jak inaczej można kogoś poznać? W internecie? Niby tak, ale w internecie każdy może być kim chce. Jeśli już dobrze poznam mężczyznę, wtedy analizując jego wady i zalety podejmę decyzję o tym, czy warto z nim być. Oczywiście biorąc pod uwagę także uczucie jakim go darzę, nie mówię od razu o zakochaniu ale zauroczeniu, sympatii. Jeśli będzie mi pasował, jeśli będę wiedziała, że stara się o mnie, o to by ze mną być, jeśli nie będę mu obojętna i będę dla niego ważna, jeśli poczuję po prostu że to jest to, będę brnąć w to dalej,
:eek:k:
 

greggxx

Stały bywalec
Dołączył
1 Marzec 2011
Posty
580
Punkty reakcji
153
kate2 napisał:
No to gratuluję bo ja mam inne doświadczenia. Mimo moich starań rodzice nagle nie zmienili się w nnych ludzi.
Hola, hola, kto tutaj mówił coś o zmienianiu kogoś w innego człowieka? :)
Ogólnie znamy nasze otoczenie i ludzi z którymi mieszkamy, żyjemy. Wiemy też jak daleko możemy się posunąć by mieć na nich wpływ. Niekiedy wystarczy naprawdę niewiele, aczkolwiek wszystko zależy od "jakości materiału" z jakim mamy do czynienia. Moim celem nie było nigdy zmienianie moich rodziców w innych ludzi, tak by całkowicie lub w znaczącym stopniu wyparli się tego kim są. Za daleko bym się posunął. A i ryzyko porażki byłoby większe. Nie byłem na tyle nierozważny by cokolwiek w tych sprawach komplikować. Udało im się pewne rzeczy zrozumieć i do tego nie trzeba było rewolucji. Potem i tak długo w domu nie zagrzałem, bo po maturze dałem dyla zagranicę. I szybko stanąłem na własnych nogach. Ale stosunki z rodzicami mam stabilne. Każdy przypadek jest inny i jak autorka nie spróbuje, to nie będzie wiedziała na ile ją stać, ją i jej ojca. Proste jak drut. Odpowiednie wyczucie zależy już od niej. Jeśli chodzi o mnie, to ja bym się chwytał wszystkiego co by mnie popchało do przodu. Nie znoszę płaczu nad niewykorzystanymi szansami, które były realne i możliwe. Dla mnie jest to jakaś masakra. Niemniej piszę o sobie i mam na uwadze to, iż każdy jest inny i powinien najlepiej wiedzieć czego chce.


Lorellai napisał:
Przede wszystkim muszę na własnych błędach się uczyć i wyciągnąć jakieś wnioski. Nie szukać nikogo na siłę, zająć się sobą, o siebie dbać, o swoje pasje i rodzinę. Któregoś dnia na mojej drodze stanie mężczyzna, nie jeden. Wtedy będę ostrożniejsza, nie będę taka "szybka" w relacjach z mężczyznami. Będę spotykała się z wieloma, bo jak inaczej można kogoś poznać? W internecie? Niby tak, ale w internecie każdy może być kim chce. Jeśli już dobrze poznam mężczyznę, wtedy analizując jego wady i zalety podejmę decyzję o tym, czy warto z nim być. Oczywiście biorąc pod uwagę także uczucie jakim go darzę, nie mówię od razu o zakochaniu ale zauroczeniu, sympatii. Jeśli będzie mi pasował, jeśli będę wiedziała, że stara się o mnie, o to by ze mną być, jeśli nie będę mu obojętna i będę dla niego ważna, jeśli poczuję po prostu że to jest to, będę brnąć w to dalej, pozostając jednak ostrożna. Wolę nastawić się na najgorsze i potem być mile zaskoczona.
Brzmi rozsądnie. Jak na początek. Ale nie przesadzaj znowu z tą intensywnością w poznawaniu nowych facetów. Nie nakręcaj się i nie poddawaj się presji. Nie stwarzaj sobie niepotrzebnych problemów, nie powielaj w tej konkretnej sprawie błędów z przeszłości, nie wmawiaj sobie, że musisz już kogoś mieć i to najlepiej w przyszłym tygodniu bo upływa jakiś bliżej niezdefiniowany deadline, w tej kwestii. Spokojnie, naturalnie, bez hektyki. Oczekujesz jakiegoś trwałego związku, więc Twoje podejście musi być adekwatne co zamierzonego celu, do oczekiwań jakie masz.


Lorellai napisał:
Nie wiem czy to coś zmieni.
Warto spróbować :)


Lorellai napisał:
Kiedy S. u mnie bywał
Na litość! Wywal tego eS. na śmietnik swojej pamięci! ;)

Niech Ci nawet przez myśl nie przejdzie próba porównania jego osoby z Tobą w kontekście Twojego ojca. Patrz na siebie. Tylko i wyłącznie.
 
K

kate2

Guest
greggxx napisał:
Hola, hola, kto tutaj mówił coś o zmienianiu kogoś w innego człowieka? :)

kate2 napisał:
No to gratuluję bo ja mam inne doświadczenia. Mimo moich starań rodzice nagle nie zmienili się w nnych ludzi. Ponieważ nie nawiązali kontaktu ani z samymi sobą ani ze mną w dzieciństwie to mimo, iż relacje są można powiedzieć poprawne to jednak powierzchowne i bez głębi spotkania.
Chyba niezbyt trafnie się wyraziłam skoro zrozumiałeś mnie tak, jakobym miała wysiłki swoje koncentrować na ich zmianie. Nie o to mi chodziło. Wysiłki swoje czyniłam w celu spotkania się i mimo przykrych i bolesnych zaszłości wyciagnęłam rękę, nie po to, by ich kształtować pod swoją modłę ale by stworzyć dobry grunt pod umacnianie więzi ich z nami i ich z wnukami. Z mojej strony nie było żadnych pzreszkód (a mogłabym je w uzasadniony sposób mieć) by relacje pogłębiać i czynić lepszymi. Moje wysiłki miały na celu nie tylko zadbanie o relacje i umozliwienie kontaktu z moimi dziećmi ale też by wyrwać ich z ich pustki i stanów, do których doprowadziło ich życie ( ich czyny i decyzje) . Nie byli tym zbytnio zainteresowani. Zostali w swoich światach uciekając w swoje nory. Nie zechcieli czegoś z siebie dać ale raczej skostnieli w swoich wyuczonych pozach. To miałam na myśli pisząc, że niczego nie oczekuję ponieważ o co się nie dbało całe życie to nadal jest nieważne i nie może zostać cudem wskrzeszone. Szanuję ich decyzję i koncentruję się na TU I TERAZ.

Kontakt jest jaki jest i przyjmuję to. Niczego nie wymuszam. Jednak taki kontakt nie jest wcale rozwojowy dla żadnej ze stron.
 
E

Elen

Guest
greggxx napisał:
No nie wiem....czy milosc z nieba nie spada.
Wiesz Elen, z nieba może spaść wiele rzeczy, ale napewno nie miłość :)
Spotkanie właściwej osoby jest darem losu. Wszystko to, co ma miejsce później jest efektem naszego zaangażowania, naszych chęci, naszej dojrzałości, naszego zrozumienia, odpowiedniego charakteru, świadomości, przewidywalności, otwarcia, umiejętności radzenia sobie w trudnych chwilach, walki z egoizmem, który zawsze się gdzieś tam wkrada i jeszcze kilku innych czynników, które tworzą i dopełniają miłość. Cała ta reszta zależy od nas i nie spada z nieba. A bez tego nie zbudujemy trwałego związku.
Wiem wiem ... Greggxx :) podbieram Cie, bo wiesz ze lubie z Toba pobajdurzyc. ;) Zreszta takich solidnych, poukladanych mezczyzn jak Ty, to chyba ze swieca szukac w tych czasach.
 

Lorellai

Nowicjusz
Dołączył
8 Wrzesień 2015
Posty
184
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Katowice
Zanim wywalę S. z ... pamięci? Nie wiem czy to możliwe. Ale z serca? Tak. Więc zanim to zrobię, napiszę jeszcze COŚ co mi na duszy leży. On nigdy nie był osobą należącą do szarej masy. Postów na fb nie dawał NIGDY, żadnych. Pusto. Ja od rozstania trochę tego dodawałam, zresztą, ja ogólnie dużo dodawałam ale ostatnio chciałam pokazać mu, że sobie radzę. (Nie wywalił mnie wciąż z fb!) - dodawałam posty z podróży, z różnych miejsc. Nagle dziś widzę u panicza że... dodał post i to nie jeden. Wczoraj i dziś i to totalnie głupi post bo fotka samochodziku-zabawki i jakiś podpis w stylu, że zawsze chciał taki mieć. Mam to rozumieć jako jakiś rewanż? Nie wiem. Nie powinnam w ogóle o tym myśleć, wiem. Ale jestem po prostu ciekawa.
 

greggxx

Stały bywalec
Dołączył
1 Marzec 2011
Posty
580
Punkty reakcji
153
@Kate, wątpię by opisany przez Ciebie przypadek Twoich rodziców miał odzwierciedlenie w relacji ojca Lorellai i jej samej. Każdy z nas ma swoją historię i co zresztą podkreśliłem wcześniej, znamy naszych rodziców, ich charaktery, ich bolączki, przekonania, ewentualny upór i wszystko to, co wpływa na nasze relacje z nimi. Każdy ze wspomnianych ojców czy to mój, Twój czy Lorellai jest inny. Ja nie twierdzę, że się uda, albo że to będzie miało wpływ na stan, w którym Autorka się znajduje. Wysuwam jedynie propozycję próby rozwiązania problemu. Ale kurcze, dlaczego nie spróbować, cóż można stracić? Na szali zysków dostrzegam mnóstwo pozytywów. Nie znam jej ojca, a co za tym idzie, jestem świadomy ewentualnej ułomności takich porad. Piszę jedynie to, co ja bym zrobił, jeśli wyczułbym podatny grunt. Nie trzeba od razu zasypywać go jakimś zalewem uczuć, ale od czasu do czasu odbyć dorosłą rozmowę. Próbować się otworzyć. Stopniowo. Wiem, że nie każdy posiada takie zdolności i wie jak sobie w takiej sytuacji poradzić, jakich argumentów użyć, jak pokierować rozmowę, jak wyczuć dobre miejsce i czas itd. Tak czy inaczej, Autorka sama będzie wiedziała najlepiej na co może sobie pozwolić, a na co nie. I czy warto cokolwiek w tym kierunku zdziałać.



Elen napisał:
podbieram Cie, bo wiesz ze lubie z Toba pobajdurzyc.
A była jakaś inna opcja? :lol: Niemniej jestem świadomy również tego, że piszemy na forum (nie na pw) i warto by z tego "pobajdurzenia" wyniknął jakiś konkret :)
A, że Ty wiesz i ja wiem o co chodzi, to tym lepiej (tak sądzę) dla dyskusji.

Mam to rozumieć jako jakiś rewanż? Nie wiem. Nie powinnam w ogóle o tym myśleć, wiem. Ale jestem po prostu ciekawa.
:sleep:
 
K

kate2

Guest
greggxx napisał:
@Kate, wątpię by opisany przez Ciebie przypadek Twoich rodziców miał odzwierciedlenie w relacji ojca Lorellai i jej samej. Każdy z nas ma swoją historię i co zresztą podkreśliłem wcześniej, znamy naszych rodziców, ich charaktery, ich bolączki, przekonania, ewentualny upór i wszystko to, co wpływa na nasze relacje z nimi. Każdy ze wspomnianych ojców czy to mój, Twój czy Lorellai jest inny. Ja nie twierdzę, że się uda, albo że to będzie miało wpływ na stan, w którym Autorka się znajduje. Wysuwam jedynie propozycję próby rozwiązania problemu. Ale kurcze, dlaczego nie spróbować, cóż można stracić? Na szali zysków dostrzegam mnóstwo pozytywów. Nie znam jej ojca, a co za tym idzie, jestem świadomy ewentualnej ułomności takich porad. Piszę jedynie to, co ja bym zrobił, jeśli wyczułbym podatny grunt. Nie trzeba od razu zasypywać go jakimś zalewem uczuć, ale od czasu do czasu odbyć dorosłą rozmowę. Próbować się otworzyć. Stopniowo. Wiem, że nie każdy posiada takie zdolności i wie jak sobie w takiej sytuacji poradzić, jakich argumentów użyć, jak pokierować rozmowę, jak wyczuć dobre miejsce i czas itd. Tak czy inaczej, Autorka sama będzie wiedziała najlepiej na co może sobie pozwolić, a na co nie. I czy warto cokolwiek w tym kierunku zdziałać.
Greggxx ale ja nie przykładam swojego czy Twojego przypadku do sytuacji Lorellai. Po prostu podzieliłam się kawałkiem swojego życia w obrębie omawianego tematu. Tylko tyle.....czasem w toku dyskusji zatrzymujemy się przy jakiejś kwestii i dzielimy się swoimi spostzreżeniami. Autoka nie jest zobligowana podkładać nasze doświadczenia pod swoją historię życia. Rzecz to jest dla mnie oczywista że nie da się wszystkich historii ludzkich wsunąć pod jeden mianownik. A Lorellai bierze sobie z treści założonego przez Nią wąttku, to co chce :)
 
B

Blancos

Guest
Lorellai napisał:
Nie wywalił mnie wciąż z fb!
1. Jeżeli on nie wywalił Cię z facebooka to Ty wywal jego.
2. Przestań patrzeć, co on tam dodaje albo nie dodaje.
3. Olej to wszystko całkowicie i nie analizuj jakiś pierdół.
 
K

kate2

Guest
Blancos napisał:
1. Jeżeli on nie wywalił Cię z facebooka to Ty wywal jego. 2. Przestań patrzeć, co on tam dodaje albo nie dodaje. 3. Olej to wszystko całkowicie i nie analizuj jakiś pierdół.
Usunięcie przyczyny Twoich nastrojów i nostalgii jak najbardziej wskazane . To do Autorki kieruję :)
 

Lorellai

Nowicjusz
Dołączył
8 Wrzesień 2015
Posty
184
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Katowice
To będzie ciężkie, wbrew pozorom, próbowałam ale jakoś nie umiem zdobyć się na kliknięcie tego magicznego przycisku usunięcia...
 
Do góry