Wiem co czujesz. Pochodzę z religijnej rodziny. Od dziecka jeżdżę na rekolekcje, jestem nawet w szkole katolickiej. Niby wierzę w Boga, chodzę do kościoła, modlę się itd. ale czegos brak. Czegoś ważnego. Chociaż staram się/chcę (lub nie chcę) wierzyć, że ktoś jest, ktoś kto czuwa nad moim życiem to nie potrafię. Nie wiem czemu tak sie zrobiło. Zawiodłam się? byc moze. Tylko na czym? I tu jest pies pogrzebany. Teoretycznie mam wszystko czego chcę, kochajacą rodzinę, mam z kim wyjść na spacer, pojechac do kina, jestem zdrowa, czuje że ludzie się o mnie troszczą, chcą mojego szczęścia .. Problem tkwi w nas samych. Musimy znaleźć przyczynę tego, choc nie zawsze potrafimy na pierwszy rzut oka coś stwierdzić. Potrzebujemy czasu, może czujesz się samotny, opuszczony, pozostawiony sam sobie w cierpieniu? W takich wypadkach trudno wierzyc w istnienie kogoś kto chce naszego dobra, a taką osobą podobno jest Bóg. Siedzialam dziś w kościele i właśnie o tym myślałam. po co ja tu jestem? Zgubiliśmy się w drodze i tylko od nas zalezy czy ją odnajdziemy czy pójdziemy sobie na skróty. Nie poddawaj się w szukaniu Boga. W moich uszach brzmię jak hipokrytka. Ja nie mam zamiaru szukać Boga, nie wierzę, nie potrafię, nie chcę. Moze kiedyś ...
Ten mój post to jeden wielki chaos.