Sprawa wygląda tak:
Jestem w związku od 8 lat, ba nawet już za rok miał być ślub ale się wszystko zepsuło.
Cały proces trwał dość długo i miał kilka etapów o których napisze. Zacznę jednak od przedstawienia mojej osoby z punktu widzenia mojej narzeczonej, tak żeby było ciekawiej.
JA (jej oczami)
Z tego co mi mówi to ona nie jest ze mną szczęśliwa bo nie poświęcam jej wystarczająco czasu, za dużo pracuje, nie prawie jej wystarczającej ilości komplementów. (TYPOWE NIESTETY)
JA (według mnie)
Przyznaje racje i też widzę to że w pogoni za kasa straciłem trochę życia i zaniedbałem związek. Jednak tylko ja nas utrzymywałem od jakiś 3 lat i musiałem walczyć za 2 osoby żeby zapewnić nam fajną i stabilną przyszłość. Wiem że popełniam błąd chcąc to wszystko na już ale prawda jest taka że teraz mam klientów i nie wiem co będzie potem wieć muszę mieć jakieś zabezpieczenie tej "przyszłości".
Teraz czas na trochę historii
Jesteśmy razem od liceum (bez przerw), później były studia itd, tu wszystko było ok, chemia się zgadzała że tak powiem. Potem ja rzuciłem studia i zająłem się programowaniem żeby nas utrzymać bo chcieliśmy mieszkać sami. I tak sobie pracowałem 2 latka robiłem doświadczenie i zdobywałem wiedzę dość szybko bo było to moją pasją. W między czasie moja ukochana kończyła studia. Po mgr. sie obudziła że to nie do końca dużo jej dało i że czas do pracy. Znalazła robotę w sklepie w galerii handlowej. Siana wielkiego z tego nie miała ale miała to dla siebie na rozwalenie (każda kobieta potrzebuje wydać trochę "na siebie") rozumiałem to i dalej zapierdalałem na nas. Po jakiś 5-6 miechach rzuciła tą robotę i siedziała w domu potem po 6-7 miechach zaczęła planować swój własny biznes i tak nic nie otworzyła, miała też prace zdalna ale nie lubiła jej. A w miedzy czasie zmieniło się dużo w moim życiu bo z racji doświadczenia założyłem firmę, zmieniłem prace mam wielu klientów. Niestety tu mój czas dla nas się skończył tzn z jej punktu widzenia. Bo generalnie średnio 2 razy w miechu chodziliśmy do restauracji, dostawała drogie prezenty i mogła zawsze na mnie liczyć czy z tym biznesem czy z jakąkolwiek inna rozterka (zawsze próbowałem ją jakoś pocieszyć). Dodatkowo nie brakowało jej nic, oczywiście według niej to ona nic nie miała :/. Z tego co czytacie powyżej można rzeczywiście wysnuć że zatraciłem się w pogoni za kasą ale musicie zrozumieć że mieliśmy w planach budowę domu zakup działki , dzieci, ślub i tylko ja miałem prace więc jakoś musiałem na to zarobić żeby spać spokojnie. Ale tez nie jest tak że ja nie chciałem nigdzie jeździć ani spędzać z nią czasu bo byliśmy w Paryżu, Berlinie z 3 razy i w Chorwacji + wiele wyjazdów do rodziny, sylwester itp itd w ciągu ostatnich 1,5 roku. Z mojego punktu widzenia plan był napięty i wszystko było ok. Teraz można zapytać co się zmieniło?
Jakieś 5 miechów temu wyjechaliśmy podbijać Anglię, wszystko spoko ale trafiły się słabe warunki, które szybko zmieniliśmy Wynająłem nam cały dom i wszystko było już ok, do czasu odwiedzin moich rodziców. Oni namieszali dość sporo ponieważ mają problem z tym że moja narzeczona nie dba o porządek w domu, obiady itp ale kurcze żyjemy w XXI wieku i ja nie szukam kury domowej ale moja matka tego nie rozumie bo jest innej daty. Wcześniej potrafiła jej rodzicom nagadać że źle ją wychowali i ja z:cenzura:ałem że nic nie zrobiłem, tzn nie do końca bo równo skomentowałem te działania mojej matce ale ona jest dziwna i nie widzi nic poza swoim zdaniem. Dlatego też rozumie tu swoją że nie znosi moich rodziców, lecz tą nienawiść przelała na mnie i tak się wszystko posypało...
Generalnie mam lekki żal do niej że rzeczywiście nie dba o nic, tzn powiem tak że dba o taki lekki ład ale porządek jest dopiero po tym jak ja w weekend ogarnę dom i na kolanach wyczyszczę wszystko. Pewnie przez to że zawsze bałem sie o takach rzeczach z nią gadać, tzn zwracać jej uwagę że wszędzie są jej ciuchy porozwalane np. powodowało to że chodziłem trochę oziębły i gburowaty. I tak wiem że kobieta nie jest od sprzątania nie jestem tego typu facetem tylko chciałbym widzieć że pomaga mi w utrzymaniu tego co mamy, że widzi ile ja pracuje na nas i że to docenia że nie mamy takich problemów jak dużo naszych znajomych którzy muszą brać wszystko na kredyt.
Wiem tylko że bardzo mocno ją kocham i że to wszystko nie miało większego znaczenia do póki ona czuła to co ja do niej ale własnie nie dawno mnie uświadomiła że już nie wie co czuje. Dlatego zaproponowałem wspólny wyjazd itp itd, ale ona nie chce bo chce szukać pracy teraz, bo ma prace tymczasową od jakiegoś miesiąca ale z niej nie jest zadowolona. W sumie to liczyłem że tutaj w końcu znajdzie coś co jej sprawi przyjemność i zacznie mnie wspierać w kosztach utrzymania tak że będę mógł zrezygnować z dodatkowych prac, chociaż do póki się dziecko nie pojawi tak żeby nacieszyć się sobą, sorry my nawet o tym wiele razy rozmawialiśmy i razem tak planowaliśmy.
Potrzebuje jakiś porad, tzn czy to ja jestem zaślepiony i nie widzę swojej winy poza tym że rzeczywiście nie poświeciłem jej wystarczająco uwagi, czy po prostu ona nie docenia tego co dla nas robię. Już sam nie wiem więc proszę o jakieś obiektywne uwagi na ten temat.
Jestem w związku od 8 lat, ba nawet już za rok miał być ślub ale się wszystko zepsuło.
Cały proces trwał dość długo i miał kilka etapów o których napisze. Zacznę jednak od przedstawienia mojej osoby z punktu widzenia mojej narzeczonej, tak żeby było ciekawiej.
JA (jej oczami)
Z tego co mi mówi to ona nie jest ze mną szczęśliwa bo nie poświęcam jej wystarczająco czasu, za dużo pracuje, nie prawie jej wystarczającej ilości komplementów. (TYPOWE NIESTETY)
JA (według mnie)
Przyznaje racje i też widzę to że w pogoni za kasa straciłem trochę życia i zaniedbałem związek. Jednak tylko ja nas utrzymywałem od jakiś 3 lat i musiałem walczyć za 2 osoby żeby zapewnić nam fajną i stabilną przyszłość. Wiem że popełniam błąd chcąc to wszystko na już ale prawda jest taka że teraz mam klientów i nie wiem co będzie potem wieć muszę mieć jakieś zabezpieczenie tej "przyszłości".
Teraz czas na trochę historii
Jesteśmy razem od liceum (bez przerw), później były studia itd, tu wszystko było ok, chemia się zgadzała że tak powiem. Potem ja rzuciłem studia i zająłem się programowaniem żeby nas utrzymać bo chcieliśmy mieszkać sami. I tak sobie pracowałem 2 latka robiłem doświadczenie i zdobywałem wiedzę dość szybko bo było to moją pasją. W między czasie moja ukochana kończyła studia. Po mgr. sie obudziła że to nie do końca dużo jej dało i że czas do pracy. Znalazła robotę w sklepie w galerii handlowej. Siana wielkiego z tego nie miała ale miała to dla siebie na rozwalenie (każda kobieta potrzebuje wydać trochę "na siebie") rozumiałem to i dalej zapierdalałem na nas. Po jakiś 5-6 miechach rzuciła tą robotę i siedziała w domu potem po 6-7 miechach zaczęła planować swój własny biznes i tak nic nie otworzyła, miała też prace zdalna ale nie lubiła jej. A w miedzy czasie zmieniło się dużo w moim życiu bo z racji doświadczenia założyłem firmę, zmieniłem prace mam wielu klientów. Niestety tu mój czas dla nas się skończył tzn z jej punktu widzenia. Bo generalnie średnio 2 razy w miechu chodziliśmy do restauracji, dostawała drogie prezenty i mogła zawsze na mnie liczyć czy z tym biznesem czy z jakąkolwiek inna rozterka (zawsze próbowałem ją jakoś pocieszyć). Dodatkowo nie brakowało jej nic, oczywiście według niej to ona nic nie miała :/. Z tego co czytacie powyżej można rzeczywiście wysnuć że zatraciłem się w pogoni za kasą ale musicie zrozumieć że mieliśmy w planach budowę domu zakup działki , dzieci, ślub i tylko ja miałem prace więc jakoś musiałem na to zarobić żeby spać spokojnie. Ale tez nie jest tak że ja nie chciałem nigdzie jeździć ani spędzać z nią czasu bo byliśmy w Paryżu, Berlinie z 3 razy i w Chorwacji + wiele wyjazdów do rodziny, sylwester itp itd w ciągu ostatnich 1,5 roku. Z mojego punktu widzenia plan był napięty i wszystko było ok. Teraz można zapytać co się zmieniło?
Jakieś 5 miechów temu wyjechaliśmy podbijać Anglię, wszystko spoko ale trafiły się słabe warunki, które szybko zmieniliśmy Wynająłem nam cały dom i wszystko było już ok, do czasu odwiedzin moich rodziców. Oni namieszali dość sporo ponieważ mają problem z tym że moja narzeczona nie dba o porządek w domu, obiady itp ale kurcze żyjemy w XXI wieku i ja nie szukam kury domowej ale moja matka tego nie rozumie bo jest innej daty. Wcześniej potrafiła jej rodzicom nagadać że źle ją wychowali i ja z:cenzura:ałem że nic nie zrobiłem, tzn nie do końca bo równo skomentowałem te działania mojej matce ale ona jest dziwna i nie widzi nic poza swoim zdaniem. Dlatego też rozumie tu swoją że nie znosi moich rodziców, lecz tą nienawiść przelała na mnie i tak się wszystko posypało...
Generalnie mam lekki żal do niej że rzeczywiście nie dba o nic, tzn powiem tak że dba o taki lekki ład ale porządek jest dopiero po tym jak ja w weekend ogarnę dom i na kolanach wyczyszczę wszystko. Pewnie przez to że zawsze bałem sie o takach rzeczach z nią gadać, tzn zwracać jej uwagę że wszędzie są jej ciuchy porozwalane np. powodowało to że chodziłem trochę oziębły i gburowaty. I tak wiem że kobieta nie jest od sprzątania nie jestem tego typu facetem tylko chciałbym widzieć że pomaga mi w utrzymaniu tego co mamy, że widzi ile ja pracuje na nas i że to docenia że nie mamy takich problemów jak dużo naszych znajomych którzy muszą brać wszystko na kredyt.
Wiem tylko że bardzo mocno ją kocham i że to wszystko nie miało większego znaczenia do póki ona czuła to co ja do niej ale własnie nie dawno mnie uświadomiła że już nie wie co czuje. Dlatego zaproponowałem wspólny wyjazd itp itd, ale ona nie chce bo chce szukać pracy teraz, bo ma prace tymczasową od jakiegoś miesiąca ale z niej nie jest zadowolona. W sumie to liczyłem że tutaj w końcu znajdzie coś co jej sprawi przyjemność i zacznie mnie wspierać w kosztach utrzymania tak że będę mógł zrezygnować z dodatkowych prac, chociaż do póki się dziecko nie pojawi tak żeby nacieszyć się sobą, sorry my nawet o tym wiele razy rozmawialiśmy i razem tak planowaliśmy.
Potrzebuje jakiś porad, tzn czy to ja jestem zaślepiony i nie widzę swojej winy poza tym że rzeczywiście nie poświeciłem jej wystarczająco uwagi, czy po prostu ona nie docenia tego co dla nas robię. Już sam nie wiem więc proszę o jakieś obiektywne uwagi na ten temat.