ZOMO wraca . Gazeta Polska.
Policjanci będą mogli strzelać do nas bez ostrzeżenia - także do dzieci, kobiet w ciąży i osób niepełnosprawnych.
Donald Tusk buduje państwo policyjne. Świadczą o tym nie tylko wizyty ABW o godz. 6 rano w domach dziennikarzy i kibiców czy zakrojona na szeroką skalę inwigilacja społeczeństwa i brutalne zachowanie służb mundurowych wobec opozycyjnych parlamentarzystów. Proponowana przez rząd ustawa o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej już niedługo może uzbroić policję w sprzęt i uprawnienia wykraczające poza standardy państwa demokratycznego. Jej uchwalenie może stanowić złowieszcze preludium do rozprawy z antyrządowymi manifestacjami, protestami związków zawodowych i akcjami środowisk kibicowskich.
Wszyscy jesteśmy przebierańcami
Celem ustawy miało być ujednolicenie przepisów prawa dotyczącego posiadania i stosowania środków przymusu bezpośredniego przez służby mundurowe. Tymczasem projekt, który trafił do uzgodnień międzyresortowych, wzbudził olbrzymi niepokój organizacji broniących praw człowieka. Proponowane w nim zapisy znacząco rozszerzają uprawnienia m.in. policji, żandarmerii wojskowej i ABW, przy jednoczesnym ograniczeniu praw zwykłego obywatela.
Największe zaniepokojenie budzą zapisy dopuszczające możliwość rezygnacji funkcjonariusza z oddania strzału ostrzegawczego. O tym, czy taki strzał oddać, decydowałby on sam. Jeżeli by uznał, że zwłoka powstała w wyniku przywołania kogoś do porządku przez użycie formuły „stój, bo strzelam” i strzału w powietrze, zagrażałaby życiu, zdrowiu lub mieniu, mógłby od razu oddać bezpośredni strzał do człowieka – także do dzieci, kobiet w ciąży i osób niepełnosprawnych.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, które jest gospodarzem projektu, w dziwny sposób tłumaczy wprowadzenie tych zmian. Resort twierdzi, że w dzisiejszym, mocno zurbanizowanym świecie oddanie strzału ostrzegawczego mogłoby zagrażać postronnym obywatelom m.in. poprzez niekontrolowany rykoszet. Używanie całego arsenału środków przymusu bezpośredniego wobec ciężarnych, dzieci i niepełnosprawnych tłumaczy z kolei narastającą falą terroryzmu. Funkcjonariusz nie jest w stanie w sytuacji stresowej „wystarczająco szybko określić, czy osoba stanowiąca poważne zagrożenie dla życia i zdrowia innych to drobnej budowy dorosły, kobieta czy dziecko do lat 13”. A także czy jest to „osoba ukrywająca niebezpieczny przedmiot pod ubraniem, kobieta ucharakteryzowana na ciężarną czy kobieta o widocznej ciąży”.
Policjant może też nie mieć czasu, aby rozpoznać, czy jest to „przebrana w charakterystyczne ubranie osoba udająca inwalidztwo, zdrowa osoba posługująca się rekwizytami lub dokumentami niepełnosprawnego czy osoba o widocznym kalectwie”.
Takie uzasadnienia ze strony MSWiA stanowią bezpośrednią wskazówkę dla policjantów, jak tłumaczyć się w przyszłości z nadużywania broni palnej. Zawsze można w raporcie napisać, że noszone w brzuchu dziecko wydawało się funkcjonariuszowi pasem szachida. – Nie można wszystkiego wrzucać do worka pod hasłem „zagrożenie terrorystyczne” – tłumaczy były szef ABW Bogdan Święczkowski. – Dbając o zabezpieczenie naszego kraju, trzeba pamiętać, że prawa obywatelskie także są ważne. Bardzo dokładnie należy określić, co oznacza zagrożenie terrorystyczne, aby uniknąć sytuacji, w których niewinne osoby mogą ponieść szkodę w wyniku działań funkcjonariuszy – dodaje Święczkowski.
Wyjaśnienia MSWiA z całą pewnością niezbyt dobrze świadczą o poziomie wyszkolenia funkcjonariuszy. Jeżeli nie są oni przygotowani na sytuacje stresowe i mogą nie odróżnić dziecka od osoby dorosłej, to znaczy, że na co dzień stanowią potencjalne zagrożenie dla przeciętnego obywatela.
Niepokój budzić może też dopuszczenie do rezygnacji z ostrzeżeń i strzału ostrzegawczego w przypadku niszczenia mienia przez potencjalnego przestępcę. Wprowadzając takie rozwiązanie, rząd stawia ludzkie życie i zdrowie niżej niż ewentualne straty materialne spowodowane przez czyn chuligański. Jak kończy się nerwowe strzelanie bez ostrzeżenia do ludzi, pokazuje zdjęcie kibica Avii Świdnik z rozerwaną twarzą, opublikowane w jednym z ostatnich numerów „Gazety Polskiej”. („GP” nr 23 z 8 czerwca br.)
Niebezpieczny arsenał
Rządowy projekt jest groźny także z innych powodów. Wyposaża on bowiem funkcjonariuszy w szeroki arsenał broni, której część może zagrażać życiu i zdrowiu ludzi. Dostępnymi środkami przymusu bezpośredniego będą urządzenia powodujące „dysfunkcję niektórych zmysłów lub organów ludzkich”, w tym paraliżujące, łzawiące, ogłuszające i oślepiające.
Policjanci chcąc zatrzymać osobę podejrzaną o przestępstwo lub wykroczenie, będą mogli swobodnie używać paralizatorów elektrycznych. Do jakiego stopnia są one niebezpieczne, pokazała sprawa Roberta Dziekańskiego, zabitego przez ochroniarzy na lotnisku w Kanadzie.
Policja będzie stosować także środki chemiczne oraz system LRAD. Long Range Acoustc Device to broń akustyczna. Jest ona w stanie wysłać wiązkę fali dźwiękowej o mocy 151 dB, na odległość do 1000 m. Dla porównania próg bólu u dorosłego człowieka wynosi 120 dB. LRAD jest w stanie obezwładnić w kilka sekund wybranego człowieka lub grupę osób. W armii Stanów Zjednoczonych wykorzystywana jest do walki z terrorystami na Bliskim Wschodzie czy piratami u wybrzeży Somalii. Urządzenie wywołuje panikę, ogromny ból i niejednokrotnie prowadzi do trwałej utraty słuchu. Stosowane jest także w krajach niedemokratycznych do walki z opozycją protestującą na ulicach. Wiele takich urządzeń wykorzystują m.in. Chiny i Tajlandia. Dlatego znajduje się ono na czarnej liście organizacji broniących praw człowieka.
Przeciwko jego stosowaniu na terenie USA protestuje część amerykańskich dziennikarzy. Dotarli oni bowiem do raportu Departamentu Obrony, z którego wynika, że LRAD może powodować pęknięcie bębenków, krwawienie z ucha środkowego, a w skrajnych przypadkach powstawanie tętniaków i śmierć. W ub.r. urządzenie LRAD 500X zakupiła polska Komenda Główna Policji. Jak na razie jego stosowanie byłoby niezgodne z prawem, na co zwraca uwagę m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Dlatego KGP czeka na wprowadzenie w życie proponowanej przez rząd ustawy. Wiadomo jednak, do jakich zadań polska policja wykorzystywałaby LRAD. Na poglądowych zdjęciach zamieszczonych na stronie internetowej KGP policjanci kierują to urządzenie w... tłum kibiców trzymających race. Niewykluczone, że poza LRAD do Polski sprowadzono by też broń mikrofalową, równie niebezpieczną dla życia i zdrowia ludzi.
Jak pisał niedawno Aleksander Ścios w tekście Czy rząd Tuska tworzy nowe oddziały ZOMO?, wraz ze zwiększaniem uprawnień policji obniża się wymagania wobec kandydatów do służby. Obecnie będą mogli w niej pracować policjanci karani za wykroczenia, w tym za czyny chuligańskie, a także niemający nawet średniego wykształcenia, jeśli „w toku postępowania kwalifikacyjnego stwierdzono, że kandydat wykazuje szczególne predyspozycje do służby”.
Drugi stan wojenny?
Projekt „ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej” to niejedyna inicjatywa polityków Platformy Obywatelskiej wprowadzająca niebezpieczne dla polskiej demokracji rozwiązania. W 2009 r. weszła w życie tzw. ustawa retencyjna, zezwalająca na gromadzenie olbrzymiej ilości danych telekomunikacyjnych przez służby specjalne, tworząc z naszego kraju prawdziwe podsłuchowisko.
Niezgodnych ze standardami demokratycznymi jest też wiele przepisów wchodzących w pakiet nowelizacji przygotowanych pod kątem organizacji Euro 2012. Szczególny niepokój budzą zapisy dotyczące monitorowania kibiców, w praktyce legalizujące daleko posuniętą inwigilację fanów futbolu.
Środowiska prawnicze, kibicowskie i organizacje broniące praw człowieka z niepokojem spoglądają też na instytucję sądów odmiejscowionych. W ich opinii sposób przeprowadzania rozpraw przed takimi sądami i pośpiech związany z przygotowaniem procesu w praktyce ograniczą znacznie prawo oskarżonego do obrony.
Najgroźniejszy dla polskiej demokracji jest jednak zaproponowany niedawno przez Bronisława Komorowskiego projekt ustawy o stanie wojennym oraz kompetencjach Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych, nazywany też ustawą o cyberataku. Dopuszcza on wprowadzenie stanu wojennego na terytorium całego państwa w przypadku wystąpienia zdarzenia określanego jako „szkodliwe z punktu widzenia żywotnych interesów i celów strategicznych Polski działanie podmiotu zewnętrznego, niezależnie od miejsca podejmowania przez niego tych działań”.
Takim działaniem mógłby być m.in. atak hakerski na najważniejsze instytucje państwa polskiego, prowadzony np. z Krakowa. Ustawa ta jest o tyle niebezpieczna, że chcąca uporać się z niewygodną opozycją nieodpowiedzialna władza mogłaby zainicjować lub zlecić jakiemuś podmiotowi takie działanie. Mógłby to przeprowadzić także obcy rząd, wspierając w ten sposób wygodną dla siebie władzę w Polsce.
Jeżeli dodać do tego fakt, że obecnie szefem BBN jest człowiek po kursie GRU, a doradcą prezydenta sowiecki agent i autor stanu wojennego z 1981 r., to do powyższych projektów należy podchodzić ze szczególną ostrożnością. O tym, że kolejne propozycje ustawowe dotyczące kwestii bezpieczeństwa, w praktyce ograniczają demokrację w naszym kraju, przekonany jest były szef ABW z okresu rządów PiS. – Obawiam się, że tworzenie takich ustaw ma umożliwić coraz większą represyjność i inwigilację społeczeństwa przez służby specjalne – kwituje Bogdan Święczkowski.Za cyberatak może zostać uznana strona przeciwna PO lub Prezydentowi. Te uprawienia policji pokazują że długi Polski są większe niż rzeczywistości i długi te połączeniu powrotem kryzysu powoduje protesty. Staruch kibic Legii zorganizował protesty przeciw rządowi i bezkarnemu zamykaniu stadionów i stosowaniu zbiorowej odpowiedzialności.
Staruch” sam się zgłosił na policję
Rzekomo błyskawiczna akcja zatrzymania Piotra Staruchowicza, kibica Legii Warszawa, w rzeczywistości wyglądała dość groteskowo. A przesłuchanie trwało niewiele ponad pół godziny.
„Staruch” w towarzystwie adwokata sam szedł zgłosić się na policję. Byli już na parkingu stołecznej komendy, gdy czterech funkcjonariuszy rzuciło się, aby w bohaterskiej akcji i z narażeniem życia „zatrzymać” Staruchowicza.
Jak dowiedział się portal Niezależna.pl Piotr Staruchowicz został już przesłuchany. Postawiono mu jeden zarzut - naruszenia ustawy o imprezach masowych. Chodzi o wbiegnięcie na murawę stadiony w Bydgoszczy po finale Pucharu Polski.
- Mój klient zapewnia, że nie popełnił tego czynu. Złożył stosowne wyjaśnienia – mówi Niezależnej.pl mecenas Mikołaj Wojciechowski, obrońca Staruchowicza.
Przesłuchanie Staruchowicza trwało niewiele ponad pół godziny. Najprawdopodobniej zostanie zastosowany dozór policyjny.
„Staruch” jest jednym z wielu kibiców zatrzymanych dzisiaj przez policję w Poznaniu i Warszawie. W akcji, w której udział wzięli nawet antyteroryści, nie trudno dostrzec zagrywki pod publiczkę. Skoro bydgoska prokuratura nawet nie zamierzała składać wniosków do sądu o tymczasowe aresztowanie zatrzymanych, to po co widowisko o godz. 6 rano, długa broń w rękach „kominiarzy”, awantura na całą Polskę? Wystarczyło wysłać wezwania. Wtedy jednak TVN24 nie miałby co pokazać w swoich serwisach.
Wiedzieliśmy, że i tak do nas trafisz . Gazeta Polska wywiad Staruchem.
Prokuratura oskarża Pana o popełnienie bardzo ciężkiego przestępstwa – rozboju.
Nie brałem udziału w rozboju. To absurdalny zarzut. Nie mam wątpliwości, iż przyczyna mojego aresztowania jest zupełnie inna. Zresztą w trakcie podejmowanych wobec mnie czynności miałem okazję się o tym przekonać.
To dlaczego, Pana zdaniem, został Pan zatrzymany i aresztowany?
Jeden z funkcjonariuszy, którzy się mną zajmowali – tak to określmy – powiedział wprost: od kilku miesięcy wiedzieliśmy, że do nas trafisz. Tylko nie powiedzieli z jakiego paragrafu.
Od kilku miesięcy jest Pan nie tylko gniazdowym Legii, ale także liderem bardzo licznych antyrządowych demonstracji. Z tą działalnością łączy Pan aresztowanie?
W mojej ocenie to właściwy trop. Tak jak już powiedziałem, nie popełniłem zarzucanego mi czynu, a mimo to siedzę w areszcie.
Senator Zbigniew Romaszewski po rozmowie z Panem powiedział portalowi Niezależna.pl, iż nie ma wątpliwości, że został Pan pobity przez policję. Czy to prawda?
Grożono mi, zostałem pobity – miałem okazję zobaczyć, jak respektuje się prawa człowieka w naszym kraju.
Spróbujmy zatem odtworzyć to, co wydarzyło się po aresztowaniu.
Na komisariacie policji rozmawiał ze mną naczelnik wydziału, który zajmuje się przestępstwami pseudokibiców. Nie był wybredny w słowach. W wulgarny sposób, którego nie będę tutaj cytował, dał mi do zrozumienia, że trafię za kratki, a tam zostanę zgwałcony. Potem uderzył mnie w twarz. Przez dłuższy czas nie byłem przesłuchiwany. Czekałem. Jak się później okazało – na policjantów z grupy realizacyjnej, czyli antyterrorystów. Mieli mnie zawieźć do Szpitala na Solcu, by lekarz sprawdził, czy mogę przebywać w areszcie. Wspomniany już naczelnik wydał policjantom polecenie, by traktować mnie jak zwykłego kryminalistę i się ze mną, cytuję, „nie op...ć”.
Posłuchali?
Nie mam wątpliwości, że dobrze zrozumieli intencje stróża prawa. Kazano mi się położyć w samochodzie policyjnym typu van. Jeden z policjantów butami przyciskał mi głowę do podłogi, drugi bił po udach i łydkach jakimś przedmiotem. Wydaje mi się, że czymś w rodzaju pałki. Tak minęła podróż do szpitala. Jeszcze na szpitalnym korytarzu zaliczyłem kilka uderzeń i kopniaków. W gabinecie lekarz nie był szczególnie zainteresowany stanem mojego zdrowia.
Badał Pana?
Prosił tylko, bym spojrzał w górę, w dół i w bok. Potem uznał, że wszystko ze mną w porządku. Domyślam się, że to taki standard.
Gdzie Pana przewieziono ze Szpitala na Solcu?
Do komisariatu przy Jagiellońskiej. W czasie drogi eskortujący mnie policjanci zajmowali się mną tak jak poprzednio. Z tą różnicą, że teraz bili obaj.
A w komisariacie nikt nie zauważył, że coś jest z Panem nie tak? Nie zauważyli śladów pobicia?
Zauważyli. I wtedy pojawił się problem. Bo w szpitalu lekarz stwierdził brak obrażeń. A ja byłem już posiniaczony. Zrobiło się zamieszanie. Policjanci z Jagiellońskiej bali się mnie przyjąć, bo uznali, że wina za pobicie spadnie na nich. Ktoś pewnie wywarł na nich presję, bo ulegli. Zażądali jednak, by policjanci, który mnie przewozili, czyli faktyczni sprawcy pobicia, napisali notatkę, iż też dostrzegli obrażenia na moim ciele.
I napisali?
Napisali, że mam ślady pobicia, w szpitalu ich nie miałem, ale oni nie wiedzą, dlaczego się pojawiły.
Jak to nie wiedzą? Przejazd samochodem z Solca na Jagiellońską zajmuje nocą około 12 minut. Jak mogli napisać, iż nie wiedzą, kto w tym czasie Pana pobił?
To pytanie o inteligencję tych policjantów albo o poziom determinacji ich mocodawców.
Wiele osób ze świata kultury, nauki i polityki chce ręczyć za Pana, by wyszedł Pan z aresztu.
Jestem tym bardzo wzruszony. Już same odwiedziny Pana Zbigniewa Romaszewskiego były dla mnie wielkim zaszczytem. Choć przyznam, że nie spodziewam się zmiany decyzji sądu i wyjścia z aresztu. Po tym, co usłyszałem na policji, nie mam wątpliwości, iż komuś zależy na tym, bym przynajmniej do wyborów posiedział na Białołęce.
Kilka tygodni przed aresztowaniem opowiadał mi Pan o planach na kontynuowanie protestu przeciwko rządowi.
Pamiętam tę rozmowę. Rzeczywiście, mamy zamiar kontynuować antyrządowy protest, bo sprzeciwiamy się forsowanej przez partię Donalda Tuska ustawie wprowadzającej m.in. możliwość sprzedaży piwa na stadionach. Chcieliśmy też pokazać, w jak fatalnym stanie są przygotowania do Euro. Wszystkie te pokazówki serwowane ludziom w telewizji to zwykła propaganda. Kibice rozumieją to najlepiej, bo jeżdżą po Polsce w dużych grupach na mecze. I jednego można być pewnym – nasz kraj jest nieprzejezdny. Kibice z wielu krajów nie będą mieli najmniejszych szans na szybkie przemieszczenie się z jednego miasta do drugiego na mecz. Donald Tusk najwyraźniej bardzo boi się tej prawdy.Ta osoba którą miał rzekomo napaść jest donosicielem policyjnym i drużyna której kibicował oficjalnie wyrzuciła go kibicowania tej drużynie.Donosiciele policyjni to kryminaliści i margines dla którego pieniądze są tak ważne że zrobi wszystko by je dostać.Lepiej nie protestować przeciw rządowi . Bo rząd zrobi ciebie kryminalistę a policja pobije.Telewizja publiczna stosuje cenzurę. Gazeta Polska wydała dziennik Gazeta Polska codziennie. TVP 1 miała pokazać reklamę tej partii i wzięli za to pieniądze . Wymienili tam osoby które zginęły tajemniczych okolicznościach np Lepper i szef kancelarii Premiera. Wyjaśnią śmierć tych osób . Powodem dla którego nie puścili tej reklamy jest agitacja polityczna . Są tam osoby nie żywe. Gazeta Polska ujawniła tajną rozmowę Lepperem i tam wyjaśniał że poda osobę która zdradziła mu aferę gruntową . Wiadomościach tego nie pokazano i nie pokazano ludzi składających kwiaty pod siedzibą partii Leppera . pogrzebu też nie pokazali. Nowa Prawica mediach się nie pojawia . Wiadomościach nie było kongresu założycielskiego tej partii. Unikają pokazywania działalności tej partii np Debata JKM i Palikot. Promują marginalną partie PPP i jej lidera.Pokazali spotkania z wyborcami różnych partii. Nie pokazali Nowej Prawicy a pokazują spotkania i przemowy Ziętka i jego partii. Każdych wyborach PPP i Ziętek mają poparcie mniej niż jeden procent a JKM dostał wyborach Prezydenckich prawie 4 procent a partie wyborach samorządowych 3 %. PPP pokazują a Nową Prawice nie pokazują .