Zależy od wariantu. Jeśli miałbym tylko ja umrzeć, chciałbym to zrobić w objęciach osoby którą kocham. Jeśli byłby to koniec świata (a tego nigdy do końca nie wiemy
) to zrelacjonowałbym najpierw co czuję, co czują inni, ogólny zarys sytuacji i dobrze zabezpieczył tą wiadomość. Potem, bym zrobił coś kompletnie bez znaczenia - udał się do kina, poszedł na spacer, kochałbym się jak nigdy wcześniej z ukochaną osobą;, puściłbym ulubioną muzyką, zjadłbym to na co nigdy nie miałbym czasu/pieniędzy/chęci. Pozostałbym trzeźwy do samego końca by mieć czysty obraz. I zasnął...
Zasnął, po bardzo ciężkim dniu.
Dniu pełnym wrażeń. Pełnym słońca. Wiatru. Piasku w stopach. Pełnym zapachu dymu we włosach. Pełnym zapachu miłości. Ciepła. Pełnym zapachu kwiatów wszelkiej maści. Pełnym spadających czerwonych i złotych liści, podczas ciepłego jesiennego popołudnia. Pełnym od kochanego dotyku.
I powiedzieć sobie: było dobrze. Czasem przesranie, samotnie, zimno, kłująco, szorstko, daleko, ale to część gry. Było dobrze, bo wiem że nie zmarnowałem żadnych szans. Było dobrze, bo chciałem by tak było. Chciałem żyć jak wiatr - nie wiadomo skąd przybywa, raz jest raz go nie ma, czasem ciepły i miły zefir, innym razem niszczący wszystko na swej drodze tajfun. Wiatr który sprawia że trawy falują. Który strąca liście z drzew. Który targa długie włosy wszystkich kobiet na tym świecie. Wiatr, którego nie widzisz, ale go czujesz. Który sprawia, że znowu czuję się dzieckiem...