Nigdy nie ufaj cieniom

Status
Zamknięty.

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Oczyma wyobraźni Wulzo zobaczył jak przyciąga, zapewne z niemałym trudem, truchło wspaniałej zwierzyny do domu. O tak, to musiałoby mu dać renomę jakiej potrzebuje, zaraz pozwoliliby mu brać na kredyt - to pewna! No i ten zakopany gdzieś głęboko instynkt sportowca, który musi się sam ciągle sprawdzać. Myśliwy postanowił, że podąży za ofiarą niezbyt daleko, a jeśli nie dogna jej w miarę szybko, wróci tu na miejsce. Wyrwał z ziemi kępkę sychej, twardej trawy i położył ją pod dębem wzdłuż kierunku, w którym miał podążyć. Taka polisa, gdyby noc zapadła ciemna.
A właściwie to przypomnienie, by wracając ze zdobyczą (jak się spodziewał wracać) wiedział, że ma też inne zadanie.
Tak uspokoiwszy siebie, nie przejmując się zbytnio zwłoką w penetrowaniu tajemnic osady, Wulzo ruszył spiesznie ale cicho za dzikiem.

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 2, Wytrzymałość: 2, Zręczność: 3, Inteligencja: 2, Charyzma: 1

Umiejętności: spostrzegawczość, tropienie

Ekwipunek: 24 zł, 5 s,
łuk i kołczan, 10 strzał, długi nóż,
zastępujące buty grube, zszywane płaty skór, lniane ciemne spodnie, lniana koszula, skórzana kurta, jedna długa rękawica (ważne, tylko jedna),
juk na plecach, skóra (derka), 3 sztuki mięsa, bukłak z wodą, specjalny kamień do ostrzenia noża
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
- Panie strażniku... Człowiekowi który mnie uratował zawdzięczam wszystko. Jeżeli jemu może się coś stać, to lepiej niż miałoby stać się to mi. - Powiedział Igranhen lekko zamroczonym głosem.
- Od teraz to mój przyjaciel! Gdyby nie on już bym pewnie leżał z rozbitą głową i możliwe nawet, że bym umarł. - Rzekł do strażnika obejmując Sale'a ramieniem.
- Tak więc... Możemy wracać już do garnizonu? - Zapytał z uśmiechem na twarzy Igranhen. Igranhen nagle ocknął się i szybko zdjął ramię z Sale'a. Już to, że był pijany nie zawracało mu głowy. Chciał tylko wywinąć się jakoś od kary.

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 2, Wytrzymałość: 3, Zręczność: 1, Inteligencja: 1, Charyzma: 3

Umiejętności: spostrzegawczość, dowodzenie

Ekwipunek: 53 zł, 5 s,
długi miecz,
tarcza z herbem mojego rodu, lekka zbroja,
parę gorzałek, zioła
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Zbrojny popatrzył na Sale'a. Widocznie żeglarz mu się nie podobał, w spojrzeniu dało się wychwycić pogardę.
-Pracujesz jako najemnik powiadasz. Dla naszego wojska… – podniósł brew w geście zdziwienia. -A to ciekawe, chętnie pogadam z waszym dowódcą. Może mnie oświeci, dlaczego jego podkomendni miast szykować się do wyprawy, rozbijają się i awanturują po mieście.
Tym samym cała grupa ruszyła w kierunku garnizonu. Mieszkańcy, którzy podłapali nową rewelację pokazywali na schwytanych palcami. W końcu ci trafili na placyk przed garnizonem, gdzie zebrał się cały skład eskapady. Najbardziej rośli, najsilniejsi mężczyźni w ciemnoczerwonych zbrojach okazali się być tutaj przywódcami. Sierżant Wilson dyskutował z nimi żywo. Gdy ujrzeli przybyszów bez słowa podeszli do strażników.
-Wiedziałem, wiedziałem, że będą kłopoty! Zostawić obdartusów na chwilę to narobią zamieszania. Psia mać, jak wy wyglądacie?! – zaczął swoje Wilson. Jeden z dowódców kompani podniósł rękę na znak, aby spuścił z tonu. Zabrał głos:
-O co chodzi panowie? Nasi najemnicy brali udział w bójce? Oh, to zapewne jakieś nieporozumienie. Nasza służba działa zawsze w imieniu szlachetnych pobudek. Myślę, że jakoś załagodzimy tą sprawę. – choć za sprawą długiej brody i wygolonej głowy ten wyglądał groźnie, zachowywał spokój.
Brodacz wziął na stronę strażników, zakute draby tylko łypały tępawo. Za chwilę dowódca wrócił, a strażnicy, uwolnili żeglarza i jego kompana.
-Także ustalone. Dziś obok karczmy nic nie zaszło, nikt nic nie widział, czy tak? – brodaty zapytał.
Kapitan straży pokiwał głową i znacząco podrzucił złotą monetą. Jedną z tych, które właśnie po kryjomu zarobił. Kiedy pojmani i straż oddaliła się wybawca zerknął groźnie na dwójkę.
-Mamy teraz za dużo roboty, ale jeszcze odpracujecie u mnie tą farsę. Nie chcę więcej takich oznak niesubordynacji, zrozumiano? – po wzroku jakim obdarzył Igranhena dało się zauważyć, że nie umknął jego uwadze stan w jakim rycerz się znajdował.
Tymczasem wraz z resztą wrócił na czoło pochodu. Najemników było sporo, większość dało się rozpoznać z zebrania w garnizonie. Ale doszli też nowi. Sale już wyłowił wzrokiem chama, który chciał mu odebrać pieniądze, a Igranhen rycerza Devosa. Obydwaj byli tu chyba jedynymi szlachcicami. Oprócz wspomnianych było tutaj także parunastu sarwenowskich i ludzkich wojowników, kilku początkujących magów rasy garun, grupka konspiracyjnie rozglądających się typków, nawet parę kobiet – krótko obciętych, w kaftanach nabijanych guzami. Tylko nieliczni z nich mieli swoje konie, głównie wychudzone szkapy. Większość musiała będzie poruszać się na własnych nogach. Do wyprawy należały także trzy powozy, prowadzone przez chudawych woźniców. Dowódcy przedstawili się jak Sarch, Vandos i Mick (ten, który uratował dwójkę). Asystowała im piątka żołnierzy w podobnych do nich zbrojach. Dowódcy zdawali się być bardziej opanowani i chłodni od sierżanta, który odprowadzał całą drużynę wzrokiem, aż do bram miasta. Wreszcie eskapada rozpoczęła się. Pochód minął mury i przeszedł starym mostem nad rzeką, która opadała nieopodal do urwiska jako spieniony wodospad. Tereny wokół miasta Samroug były górzyste, toteż początkowo cała ekipa poruszała się wolno. Atmosfera zelżała, a najemnicy zaczęli poznawać się między sobą, rozprawiać. Ci z tyłu, gdzie nikt bacznie nie pilnował otworzyli nawet jakieś trunki i podawali między sobą parę butelek.


* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *​

Wulzo nie tracąc nic ze swej czujności czmychnął w las za zwierzem. Jako że ściółka już podmiękła od delikatnego deszczu, ślady racic były łatwe do znalezienia. Zwierzyna poruszała się bardzo szybko, ale i myśliwy był bardzo zwinny, prędki. Wychwycił wzrokiem swój cel, w panice uciekający między wysuszonymi drzewami. Wykonał kilka szybkich susów, dzik musiał dostrzec go kątem oka, gdyż zakwiczał dziko i desperacko próbował przyspieszyć. Razem wbiegli do niewielkiego jaru, z którego wystawało mnóstwo pajęczych, cienkich korzeni pobliskich drzew. Teraz jego ofiara nie miała szans. Jeszcze metr, może dwa…
Nagle Wulzo usłyszał przeraźliwy pisk, spojrzał w kierunku jego źródła. Na zboczu dolinki stał baragdun. Tylko tego brakowało.
baragdunowie.jpg

Stwór rzucił się w dół na niedoszły łup Wulza, zatopił żółte zęby w zwierzu. Locha poczęła miotać się to na prawo, to na lewo, ale pasażer na jej grzbiecie nie dawał za wygraną. Szybko zza pazuchy wyciągnął przerdzewiały nóż i wbił go w głowę ofiary. Zawył dziko ogłaszając wszem i wobec swoje zwycięstwo. Teraz był tak zaabsorbowany sytuacją, że chwilowo nie zwracał uwagi na myśliwego.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Myśliwy zaś w tym czasie na chwilę zawahał się, czy lepiej będzie mu uciec co szybciej tam, skąd przyszedł, czy też pokluczyć trochę po tej nie tak często odwiedzanej przez niego okolicy. Patrzył jak ohyda pożera łapczywie kawałki ociekającego świeżą krwią mięsa, wydając przy tym pomruki i piski zadowolenia. Owszem, baragdunowie kręcą się zazwyczaj w pobliżu źródeł takiej czy innej mocy - a może jednak ten jest wyjątkiem i zechce podążyć za świadkiem aż do jego zamieszkania? Wulzo nie mógł pozwolić sobie nawet na nikłą szansę sprowadzenia takiego kłopotu na osadę, której kłopoty miał przecież ukrócić.
Wykonując wyćwiczone praktyką ruchy, usztywnił nogi w stawach, szybko wyciągnął przed siebie łuk i nałożył strzałę na cięciwę. Wpatrywał się krótki moment w swój cel myśląc czy warto celować w małą i ruchliwą głowę. Ostatecznie postanowił porazić wroga w plecy co powinno być dużo prostsze i nie mniej efektywne. Przed wypuszczeniem strzały wziął głęboki oddech i zatrzymał go w płucach dając pulsowi chwilę na wyrównanie. Był zbyt blisko baragduna, by liczyć na kolejny dobry strzał, więc gdy tylko zwolnił palce trzymające strzałę, natychmiast odrzucił łuk i sięgnął do łydki po nóż, czekając na odparcie ewentualnego ataku.

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 2, Wytrzymałość: 2, Zręczność: 3, Inteligencja: 2, Charyzma: 1

Umiejętności: spostrzegawczość, tropienie

Ekwipunek: 24 zł, 5 s,
łuk i kołczan, 10 strzał, długi nóż,
zastępujące buty grube, zszywane płaty skór, lniane ciemne spodnie, lniana koszula, skórzana kurta, jedna długa rękawica (ważne, tylko jedna),
juk na plecach, skóra (derka), 3 sztuki mięsa, bukłak z wodą, specjalny kamień do ostrzenia noża
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
Sale był zdenerwowany. Zastanawiał się na jak długo starczy alkoholu tym ludziom. Musi wyczuć moment kiedy będą najbardziej rozpici i pozbyć się jednego problemu. Lub liczyć, że szczęście komuś nie dopisze. Ma czas, miasto dopiero za ich plecami. Postanowił zbliżyć się do szlachetnych, licząc, że jeden szybko trzeźwieje i uda się rozmowę nawiązać. Ujrzał Igranhena, a razem z nim Devosa. Podniósł butelkę gorzałki do ust.

Ciepła się robi, dobrze że mam tą kiełbasę, bo bym chyba wypluł to. Trzeba wypić zanim całkiem się rozgrzeje. A potem znów rybi żywot na wodzie
Kontemplując ten coraz cieplejszy napój, zagryzając kiełbaską, której od dawna już nie miał okazji jeść zbliżył się do rycerzy. Uznał, że mimo kompania łotrów wszelkich to, to wypada grzeczniej jakoś na ich tle wypaść, przełknął kęs, schował resztę kiełbasy i gorzałkę, wyprostował się...
-Witajcie panowie! Jak się czujemy? Wybaczcie że głowe zawracam, ale nie mogłem się oprzeć, i chciałem się dowiedzieć czego się spodziewacie...

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 3, Wytrzymałość: 3, Zręczność: 1, Inteligencja: 1, Charyzma: 2

Umiejętności: jeździectwo, kowalstwo

Ekwipunek: sakwa z 1 zł, 3 s,
miecz długi jednoręczny,
proste marynarskie ubranie (koszula, spodnie, bielizna, buty), stary lekki napierśnik, rękawiczki skórzane,
torba, lina, 2 bochenki chleba, suchary, pęto kiełbasy, krzesiwo, brzytwa, pusty już bukłak, butelka gorzałki, stara fajka, tytoń
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
Igranhen podszedł do Devosa i uśmiechnął się.
- Witaj! Widzę, że ty też jesteś szlachcicem jaśniepanie. Może trochę mi o sobie opowiesz? - Powiedział Igranhen.Po krótkim czasie rozmowy zaczęła się ona dłużyć. aż nadszedł Sale, wybawiciel Igranhena.
- Ahh, to ty! Witaj! - Igranhen Powitał serdecznie Sale'a. - Widziesz Devos, to mój wybawiciel. Gdyby nie on już bym nie żył. Sale, może się przyłączysz do naszej rozmowy? - Zapytał Igranhen Sale'a a ten miło przytaknął i przyłączył się do rozmowy.
- Hmm, czego się spodziewam? Wytłukę wszystkich druidów. Niech sobie oni nie myślą, że mogą się mierzyć ze szlachcicem wysokiego rodu. Phii, nie mogą się równać nawet z tymi opryszkami którzy są w garnizonie. - Igranhen zaczął się przechwalać a dla jego kompanów robiło się to nudne.

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 2, Wytrzymałość: 3, Zręczność: 1, Inteligencja: 1, Charyzma: 3

Umiejętności: spostrzegawczość, dowodzenie

Ekwipunek: 53 zł, 5 s,
długi miecz,
tarcza z herbem mojego rodu, lekka zbroja,
parę gorzałek, zioła
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Pochód powoli opuszczał okolice Samroug. Mury miasta były już cienką linią majaczącą na horyzoncie, gdy podróżnicy wkraczali do doliny upstrzonej ostrymi kamieniami. Nad ich głowami wyrosły majestatyczne skały, gdzieniegdzie wiła się po nich latorośl. Igranhen widząc, że najemnicy dyskutują między sobą, sam postanowił zapoznać się z rycerzem, który jechał samotnie obok powozu. -Witaj! Widzę, że ty też jesteś szlachcicem jaśniepanie. Może trochę mi o sobie opowiesz? - zaczął rozmowę.
Rycerz Devos obdarzył go chłodnym spojrzeniem. Miał starannie ułożone włosy i przystojne rysy twarzy. Wydawał się być nieco skryty, ale gdy odezwał się jego głos był ciepły i raczej serdeczny.
-Widzę kolega po fachu. Jestem Devos z rodu Latingar, jeśli takowy kojarzysz.
Wymieniając uprzejmości i chwilę rozmawiając Igranhen dowiedział się, że Devos wybrał służbę z najemną z typowo szlachetnych powodów. Jego ojciec Sirix posiadał liczne potomstwo, ale on sam nie dostał od niego zbyt wiele, jako dziesiąty już syn. Toteż postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zdobyć własny dobytek, a przede wszystkim chwałę. Tym samym zaczął od służby najemnej. Tymczasem do dwójki podjechał Sale. Po kolejnej introdukcji, żeglarz przeszedł do sedna sprawy – druidów. Igranhen swoim zwyczajem zaczął się przechwalać. Devos był bardziej stonowany:
-Interesuje mnie jedna rzecz. Tak się składa, że znam paru druidów. Zawsze widzieli mi się jako święci, nieskazitelni mężowie. To bynajmniej podejrzane, że tak nagle zamienili się w zdrajców i zaczęli parać się, tfu czarną magią. Sami pomyślcie, ten sierżant Wilson i jego pomocnik udzielili nam bardzo skąpych informacji, a sprawa jest nadto poważna.
Jego rozmyślania przerwały nawoływania dowódców. Podczas opuszczania doliny już zmierzchało, więc zarządzony został postój. Na miejsce obozowiska wyznaczono niewielką polanę okoloną pojedynczymi lipami. Wystawiono warty, a najemnicy mieli czas dla siebie. Większość usiadła przy ognisku objadając się, popijając. Inni udali się już na spoczynek, gdy dowiedzieli się, że wszyscy ruszają ledwo o brzasku. Kiedy Sale oporządził się i miał wreszcie chwilę, żeby odpocząć, poczuł na ramieniu ciężką dłoń. Odwrócił się. Tak, mógł tego oczekiwać. Znów ten wioskowy idiota w sprawie zakładu. Tym razem wykazał się ciut rozumem, zaskoczył go, gdy stał nieco dalej od grupy. Tutaj nikt nie zwróci na nich specjalnej uwagi.
-Zdaje się, że mieliśmy dokończyć naszą pogawędkę. Gdzie pieniądze dla mnie? – uśmiechnął się brzydko.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *​
Baragdun był cały czas zajęty posiłkiem. Po całej jego twarzy spływała krew zdobyczy. Nie zważył nawet, gdy Wulzo wyciągnął łuk i strzałę. Dopiero gdy usłyszał dźwięczny odgłos napinanej cięciwy, podniósł głowę. Wydał się z siebie nieartykułowane przekleństwo w swoim języku. Z impetem rzucił się w bok. Ale zrobił to sekundę za późno. Myśliwy cały czas zachowywał zimną krew, a ręka mu nie drgnęła. Strzała ze świstem przecięła powietrze. Dogodna sytuacja pozwoliła mu trafić dokładnie w plecy. Stwór splunął śliną zmieszaną z krwią i zataczając się wykonał kilka nieskładnych kroków w kierunku atakującego. Wyciągnął pokryty posoką nóż i zamachnął się. Tracił z każdą chwilą siły, był ciężko raniony i teraz zostawiał za sobą karminową ścieżkę. Jego ataki przypominały wręcz jakąś makabryczną parodię baletu. Jako łatwy już cel został ostatecznie przebity szybkim ciosem Wulza. Sztylet łowcy mocno osadził się w ciele przeciwnika, który opadł na ziemię (3 zł, nóż, wbita strzała, kamienna tabliczka). Wulzo ze smutkiem popatrzył na dzika. Ten przeklęty karakan zmarnował sporo mięsa rozszarpując ścierwo i brudząc błotem. Wiele niedojedzonych partii leżało na ziemi, pokrytych piaskiem.
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
Sale nie był senny, ale dzieckiem też nie był, potrzebował wypoczynku. Gwar mu szczególnie nie przeszkadzał, ale nie chciał by jak się ściemni ktoś po nim deptał, więc szukał miejsca w którym nikomu się nie zechce iść. Uznał, że jeszcze do druidów długa droga, może sobie odpocząć na uboczu. Postanowił zapalić sobie w spokoju fajkę. Gdy już miał sięgnąć po po tytoń poczuł rękę na ramieniu. I usłyszał najgorszy głos z całej kompanii. Więc jednak nie mógł liczyć, że los go wyręczy. Myśli szybko przeleciały mu przez głowę
Nie zdążysz pożałować, od lat robie mieczem, ostatnio trochę lenistwa w fachu było, ale prawica mi się rozmachała pod karczmą. Do stu diabłów, tutaj jak go bym zabił jeszcze kto by zobaczył jak chowam jego ciało, zbyt niebezpiecznie...
Sale nie zamierzał płacić. Wiedział co zrobi. Odskoczył w tył, ominął drzewo. Krzaki. O nie mu chodziło, przeskoczył je, i udał, że się przewraca. Robiąc hałas, nie zbyt wielki by wartownicy go nie usłyszeli, wyciągnął miecz.
- Uuaa... Ym! - tak durniu, przewróciłem się, leże, łatwy tchórzliwy kmiotek tu leży, a Ty chodź po jego sakwę, skocz mu na plecy, przygwoźdź go do ziemi...
Tak myślał zadowolony z siebie Sale, lekko odsuwając się by drab nie skoczył prosto na niego, trzymał miecz po swojej prawej stronie patrząc w górę, by temu niezdarze prosto w gardło wbić ostrze. Nie chciał by ten hałasu narobił
-Trzeba będzie miecz wytrzeć, szybko przeszukać ciało i zabrać co on tam ma, i zabrać się po cichu na drugą stronę obozu.
Więcej nie zdążył pomyśleć, resztkę światła przesłonił mu brudny mężczyzna, któremu tak zależało na łatwym zarobku. Sale pchnął mieczem. I jedna myśl mu jeszcze zaświtała w głowie
-Odskoczyć wyciągając miecz! Lepiej teraz nie paradować w świeżej krwi...
Myśl w ułamku sekundy, bardziej dwa obrazy w głowie niż słowa, widok siebie samego skaczącego w tył, i widok siebie pobrudzonego wśród ludzi, obraz doprawiony negatywną emocją odpowiadającej niechęci spełnienia tego obrazu.

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 3, Wytrzymałość: 3, Zręczność: 1, Inteligencja: 1, Charyzma: 2

Umiejętności: jeździectwo, kowalstwo

Ekwipunek: sakwa z 1 zł, 3 s,
miecz długi jednoręczny,
proste marynarskie ubranie (koszula, spodnie, bielizna, buty), stary lekki napierśnik, rękawiczki skórzane,
torba, lina, 2 bochenki chleba, suchary, pęto kiełbasy, krzesiwo, brzytwa, pusty już bukłak, butelka gorzałki, stara fajka, tytoń
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Jeden zwierz głupszy od drugiego - mruczał Wulzo, kępką wyrwanej trawy wycierając swój nóż. Po tym jak wyciągnął z pleców całą ciągle strzałę, przewrócił nogą ciało nieruchomego już wroga i przyjrzał się chwilę jego osobie. Zabrał leżącą tam tabliczkę i obejrzał ją ale nie powiedziała mu tak naprawdę nic. O dziwo, udało się wyciągnąć ze szmat będących ubraniem baragduna, trochę złota. Nie było wiele więcej do oglądania, splunął tylko i poszedł do truchła dzika. Nie mając siekiery, by porąbać kości, Wulzo wiedział, że nie uratuje wiele z upolowanego dzika. Uciął mu więc ucho i wrzucił między resztę swoich rzeczy. Zastanawiał się dłuższą chwilę, czy powinien teraz bawić się w wycinanie zdatnych części i czyszczenie tych mnij zdatnych. I znowu mu nie uwierzą, że złapał takiego dzika o jakich krążą opowieści starych myśliwych! Zdenerwowany, nie widząc dobrego wyjścia z sytuacji, kopnął ciężkie cielsko i rozejrzał się raz jeszcze wokoło uważając, czy nie ma tu nic niepokojącego - szybkie wydarzenia i emocje na tych parę chwil zagłuszyły jego rozsądek. Nie usłyszał ani nie dostrzegł jednak tymczasem niczego groźnego, powoli więc wycofał się tam skąd przyszedł, po drodze odbijając trochę w bok, starając się iść świeżą drogą i zacierać ślady. Maszerował kilkanaście minut tak, aż stwierdził, że wystarczy, spojrzał więc jeszcze na słońce i kontastując, że ciągle jest wcześnie, poszedł ku miejscu gdzie spotkał nieszczęsnego dzika - ku wielkiemu dębowi i dalej, ku łysym wzgórzom.

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 2, Wytrzymałość: 2, Zręczność: 3, Inteligencja: 2, Charyzma: 1

Umiejętności: spostrzegawczość, tropienie

Ekwipunek: 27 zł, 5 s,
łuk i kołczan, 10 strzał, długi nóż,
zastępujące buty grube, zszywane płaty skór, lniane ciemne spodnie, lniana koszula, skórzana kurta, jedna długa rękawica (ważne, tylko jedna),
juk na plecach, skóra (derka), 3 sztuki mięsa, bukłak z wodą, specjalny kamień do ostrzenia noża, ucho dzika, kamienna tabliczka
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
Tym razem Igranhen nie chciał się popisywać. Usiadł spokojnie, wyciągnął gorzałkę i popijając myślał o druidach.
- Czy one mogą być aż tak silne? - Zapytał sam siebie Igranhen w myślach. - Może po prostu oni studiują jakąś czarną magię. Tak, możliwe, że robią iluzję. - Powiedział do siebie pewnym głosem.
- Ej ludzie, ci druidzi używają iluzji! - Krzyknął i czekając na odpowiedź stał w milczeniu.

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 2, Wytrzymałość: 3, Zręczność: 1, Inteligencja: 1, Charyzma: 3

Umiejętności: spostrzegawczość, dowodzenie

Ekwipunek: 53 zł, 5 s,
długi miecz,
tarcza z herbem mojego rodu, lekka zbroja,
parę gorzałek, zioła
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Zachłanny drab prędko zerwał się za Sale’m, tak jak ten tego oczekiwał.
-Gdzie uciekasz gnido?! – rzucił za nim.
Z lubieżnym uśmiechem zauważył, że Sale wyłożył się na ziemi. W okolicy nie brakowało wystających korzeni, więc nieświadomy napastnik uznał, że ofiara potknęła się o jeden z nich. Chciał paść na leżącego i przygwoździć go do ziemi. Nie zauważył w porę nikłego światła wschodzącego księżyca, jakie odbijało ostrze, wystające teraz z wysokiej trawy. Upadł na nie grubą nogą i krzyknął. Na szczęście w tym samym momencie Igranhen integrujący się z resztą przy ognisku podniósł głos, zagłuszając draba. Począł żywo dyskutować z innymi na temat druidów i jakiejś iluzji. Sale nie miał czasu przysłuchiwać się pogawędkom. Jeśli całe zajście miało pozostać niezauważone musiał działać szybko. Jego przeciwnik złapał się za świeżą ranę i wlepił w niego przekrwione ślepia. Następnie rzucił się zarzucając Sale’owi ręce wokół szyi. Zwarci w uścisku przemierzyli kawałek polanki wpadając między drzewa. Dobra okazja, tutaj już nikt ich nie zobaczy. Gorzej, że ten osiłek zaczął w walce dominować.
Tymczasem Igranhen kontynuował rozmowę, prawdopodobnie sądząc, że jego towarzysz śpi teraz nieopodal. Do zebranych wokół ogniska podszedł dowódca Vandos gryząc spory udziec, wyciągnięty z powozu. Był to mężczyzna o czujnych oczach, pooranej zmarszczkami twarzy i rozrzedzonymi, ciemnymi włosami. Nosił długie wąsy na których teraz usadowiły się resztki mięsa.
-Na druidów jeszcze przyjdzie czas, mamy obecnie inne zmartwienia. Jutro wieczorem dotrzemy w okolice miasteczka Qalorn. Ostatnie raporty donoszą, iż zostało zaatakowane przez królestwo Margod. Ci naznaczeni Karraesh potrafią być bezwzględni, zatem miejmy się na baczności.
Na to jeden z dryblasów z wielkim toporem na plecach zakrzyknął.
-A pies ich rżnął! Karruchy* lepiej niech się nie wychylają, co by łbów nie stracili. Niech żyje Narean! – rzucił do zgromadzonych wokół.
-Niech żyje! – odezwali się gromko.
Dowódca podkręcił wąsa, zasępił się.
-Radzę wam nie rwać się jeszcze do wojaczki, może ich być znacznie więcej. Przejdziemy tamtędy szybko, mało uczęszczanymi drogami. Bądźcie czujni.

*Obelżywe, potoczne określenie na osobników związanych z Karraesh.


* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *​
Wulzo zdziwił się, że przy stworzeniu znalazł złote monety. Z tego co było mu wiadomo, baragdunowie to prymitywne istoty, zbyt głupie, aby znać wartość pieniądza. A tym bardziej posługiwać się nim. Mając jednak ważniejsze problemy przerwał rozważania i zajął się dzikiem. Mięso było rozszarpane, truchło w większości niezdatne było do oprawienia. Uciął mu tylko ucho i rzucił je między swoje rzeczy. Przystanął jeszcze na chwilę nasłuchując odgłosów lasu. Panowała cisza, jedynie czasem odezwał się jakiś ptak skrzecząc złowieszczo. Teraz obrócił w rękach następny łup – kamienną tabliczkę. Na jednej stronie były wygrawerowane zapiski w nieznanym mu języku. Całość mocno się wytarła. Spojrzał na znalezisko wnikliwie, rozpoznał wśród symboli znak wypalony na ciele Reda. Po proporcjach można było domyślić się, że oznacza dużą literę. Czyżby nazwa własna? Obracał jeszcze chwilę tabliczkę, przyglądał się, ale nic więcej nie dostrzegł. Dopiero gdy już ją chował poczuł mrowienie. Od przedmiotu, po całej dłoni, a później i ramieniu przeszedł go nienaturalny dreszcz. Wyglądało na to, że tablica jest naładowana magią. To by tłumaczyło, dlaczego ta kreatura miała ją przy sobie.
Uznając, że nic więcej tu nie zdziała wrócił lasem na ścieżkę, z której zboczył. Im bliżej docelowego miejsca, tym bardziej była porośnięta i nieprzystępna. Co prawda mocna rękawica znacznie pomagała łamać mu gałęzie na swojej drodze, ale kilka razy jego warkocz zaplątał się o inne. To przypomniało mu, że choć fryzura wygląda efektownie nigdy nie będzie praktyczna w podróżach po lesie. W końcu wyszedł na teren, gdzie drzewa znacznie przerzedzały się. Powoli zapadał zmrok. Wraz z zachodem słońca, przestawało także padać. Wulzo musiał się spieszyć, jeśli chciał jeszcze przy nikłym świetle tu coś wywęszyć. Na podmokłym gruncie znalazł ślady i wnet skierował się ich tropem. Prowadziły na kolejne wzgórze. Tam gdzie grunt się wyrównywał dostrzegł w błocie jakieś linie. Przy sporym głazie wyrysowano na ziemi parę wyobrażeń. W paru miejscach przecinały je linie, koła. Niestety deszcz zrobił swoje, myśliwy nie potrafił zidentyfikować nic konkretnego.
Słońce rzucało już ostatnie promienie, mdło prześwitujące między listowiem.
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
- Niech żyje! - Krzyknął Igranhen razem z innymi. Czara zafascynowania Igranhena przelała się. Wiedział on, że może zginąć na misji jednak wszystko go w pewien sposób podniecało. Dopił więc gorzałkę i zaczął szukać Sale'a. Udał się więc w miejsce w którym go ostatnio widział.
- Sale? - Zawołał Igranhen jednak nie było słychać żywej duszy. - Jesteś tam? Halo! - Wołał Igranhen. Nikt się n ie odzywał. Usiadł więc w spokoju i czekał na jakiś znak.
- A co jeżeli ktoś go zabił? Może uciekł? Może go w ogóle nie było? - Męczyły go różne pytania na które nie znał odpowiedzi.
-Ehh, muszę przeszukać teren! - Powiedział i ruszył w stronę małej polany. Przemierzał ją spokojnym krokiem lecz nic się tam nie znajdowało.

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 2, Wytrzymałość: 3, Zręczność: 1, Inteligencja: 1, Charyzma: 3

Umiejętności: spostrzegawczość, dowodzenie

Ekwipunek: 53 zł, 5 s,
długi miecz,
tarcza z herbem mojego rodu, lekka zbroja,
parę gorzałek, zioła
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
Sale poczuł że jest w opałach. Najpierw próbował dusić osiłka lecz wiedział że w tym nie ma szans. złapał go za ręce lecz szybko zdał sobie sprawę że to się nie uda. Przez lata Sale obdarzony został umiejętnością nie popadania w panikę
Brzytwa!
Sięgnął prawą ręką do pasa, obecnie w sakwie zamiast złota trzymał różne drobne rzeczy, w tym brzytwę. Szybko ją otworzył. Drab myślał, że Sale powoli się poddaje. Nie docenił go. Brzytwa rozcięła mu gardło. Sale złapał ręką za usta napastnika by go zagłuszyć. Teraz to będzie miał czerwony problem... Żeby mieć pewność, Sale zaczął pracować brzytwą... Skoro już ma być czerwony, to przynajmniej niech ma pewność że trafił.

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 3, Wytrzymałość: 3, Zręczność: 1, Inteligencja: 1, Charyzma: 2

Umiejętności: jeździectwo, kowalstwo

Ekwipunek: sakwa z 1 zł, 3 s,
miecz długi jednoręczny,
proste marynarskie ubranie (koszula, spodnie, bielizna, buty), stary lekki napierśnik, rękawiczki skórzane,
torba, lina, 2 bochenki chleba, suchary, pęto kiełbasy, krzesiwo, brzytwa, pusty już bukłak, butelka gorzałki, stara fajka, tytoń
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Dziwne rysunki na ziemi nie przypominały niczego konkretnego ani żadnego znanego symbolu. Wulzo obszedł je kilka razy, tu i ówdzie się nachylając. Postarał się zapamiętać dobrze wygląd całości, tak, by potem móc opisać to głasynowi, który już niech się martwi sam do kogo się z tym zwrócić. Osobiście łowca sądził, że podobnie jak ta tabliczka, znaki na ziemi mogą mieć znaczenie rytualne czy magiczne. Na tym jednak się zupełnie nie znał i nie mógł nic więcej zrobić.
Widząc z kolei, że dzień ma się ku końcowi, Wulzo zawrócił w stronę domu idąc już szybciej przetartym dziś raz szlakiem i w wyobraźni odmalowując sobie jeszcze raz widziane obrazy. Teraz mógł spokojnie wyjąć i przeżuć kawałek mięsa, popijając go wodą. Lekki posiłek dodał mu sił tak, że wracał ku osadzie rześko i z humorem - ostatecznie dzień nie był taki zmarnowany a kto wie co wyniknie z przyniesionych przez niego wiadomości?

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 2, Wytrzymałość: 2, Zręczność: 3, Inteligencja: 2, Charyzma: 1

Umiejętności: spostrzegawczość, tropienie

Ekwipunek: 27 zł, 5 s,
łuk i kołczan, 10 strzał, długi nóż,
zastępujące buty grube, zszywane płaty skór, lniane ciemne spodnie, lniana koszula, skórzana kurta, jedna długa rękawica (ważne, tylko jedna),
juk na plecach, skóra (derka), 3 sztuki mięsa, bukłak z wodą, specjalny kamień do ostrzenia noża, ucho dzika, kamienna tabliczka
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Igranhen postanowił zajrzeć jak się miewa jego nowy przyjaciel. Wstał chwiejnie od ogniska (ledwo począł trzeźwieć a już otworzył kolejną butelczynę), po czym skierował się na ubocze. Po kompanie została tylko wgnieciona trawa, w miejscu jakie wybrał sobie na spoczynek. Teraz rycerz nie mógł dostrzec towarzysza. Usłyszał jednak zduszony krzyk z pobliskich drzew. Idąc tym tropem spostrzegł wnet druha, który tym razem sam wpakował się w tarapaty. Dla uściślenia tarapaty oznaczały potężnego najemnika, która zaciskał tłuste paluchy na jego krtani. Atakowany szamotał się próbując wyjąć coś przypiętego do pasa. Resztkami sił wydobył brzytwę. Chlasnął go po szyi i twarzy, ale oponent zdążył się w porę uchylić – pozostawił na skórze tylko delikatną, czerwoną linię. To jednak wystarczyło, aby go rozwścieczyć. Potężnym kopnięciem zwalił Sale’a na ziemię. W ferworze walki nie zauważył jednak Igranhena, który był już bardzo blisko. To było jego szansa dla zrewanżowania się przyjacielowi. Musiał działać szybko. Sale widocznie tracił siły, a od strony ogniska usłyszał nawoływania.
-Kto tam jest? Co się dzieje do cholery!?


* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *​

Wulzo widząc, że niewiele już tu zdziała jeszcze raz zlustrował rysunki. Widząc, że szybko zmierzcha ruszył w stronę wioski. Las nocą był bardzo cichy, napajał spokojem nawet po ostatnich wrażeniach. Po drodze łowca zjadł niewielką kolację. Powoli wschodził księżyc, jako że niebo bo mżawce rozpogodziło się zajaśniały też gwiazdy. Noc była tak urokliwa, że upajając się nią Wulzo przez moment zatracił na swojej czujności. Dopiero po paruset metrach zdał sobie sprawę, że ktoś od jakiegoś czasu go chyba śledzi. Obrócił się i wytężył wzrok w ciemnościach. Cisza. Kiedy kontynuował wędrówkę przysiągłby, że po swojej prawicy słyszał kroki. Nie pomyślał o świetle, dopiero ta sytuacja uświadomiła mu swój błąd. Spokojny i przyjazny mu dotąd las zdawał się mu teraz być groźny i niebezpieczny. Delikatny wiatr świszczał nienaturalnie. A co jeśli to nie wiatr a szepty?
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
Igranhen wyjął miecz i szybkim ruchem wbił go w plecy przeciwnika Sale'a.
- Szybko! Podaj mi rękę! - Igranhen pomógł wstać swojemu przyjacielowi. Zaczęli uciekać. Igranhen był przerażony. Musieli zakraść się jakoś z powrotem do obozu jednak musieli zatuszować śmierć człowieka.
- Cholera! - Powiedział tylko Igranhen biegnąc szybko przed siebie.

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 2, Wytrzymałość: 3, Zręczność: 1, Inteligencja: 1, Charyzma: 3

Umiejętności: spostrzegawczość, dowodzenie

Ekwipunek: 53 zł, 5 s,
długi miecz,
tarcza z herbem mojego rodu, lekka zbroja,
parę gorzałek, zioła
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Szybko przywoławszy się do porządku, Wulzo z podniesionym pulsem wskoczył szybko w las po lewej stronie ścieżki, starając się zejść z oświetlonego terenu. Z każdą chwilą zbliżał się do osady i z jednej strony przyspieszał, chcąc dotrzeć tam szybciej, z drugiej jednak - wiedział, że jego zmysły rzadko go zwodzą. Postanowił stopniowo przyspieszać i nagle stanąć. Tak przykucnął i trzymając się pnia drzewa, rozejrzał się wokoło uważnie licząc na to, że coś dostrzeże. Tak się jednak nie stało. Ale to przeświadczenie... Lewą ręką ujął nóż za ostrze tak, by nie odbijało światła i mieć jednocześnie w pogotowie. Potem schylony zaczął posuwać się dalej lasem w stronę osady, co jakiś czas przystając i bacząc uważnie dookoła.


<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 2, Wytrzymałość: 2, Zręczność: 3, Inteligencja: 2, Charyzma: 1

Umiejętności: spostrzegawczość, tropienie

Ekwipunek: 27 zł, 5 s,
łuk i kołczan, 10 strzał, długi nóż,
zastępujące buty grube, zszywane płaty skór, lniane ciemne spodnie, lniana koszula, skórzana kurta, jedna długa rękawica (ważne, tylko jedna),
juk na plecach, skóra (derka), 3 sztuki mięsa, bukłak z wodą, specjalny kamień do ostrzenia noża, ucho dzika, kamienna tabliczka
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
-Igranhen, stój! - zawołał go Sale - Mam pomysł, nie możemy tak ciała zostawić blisko obozu. Zajdź do wartowników pobliskich i zagadaj ich w miarę głośno co u nich, czy nic podejrzanego nie widzieli, a w tym czasie ja odciągnę ciało.
Pomoc rycerza pomogła mu uniknąć kłopotu. Gdyby zabił brzytwą nieprzyjaciela byłby teraz zakrwawiony. Gdyby nie rycerz, byłby teraz martwy. Pozostało odciągnąć ciało, zabrać sakwę i drobiazgi,

i liczyć że nikt nie zauważy braku jednego przygłupa... Niestety broni jego nie wezmę, jeszcze ktoś by coś zauważył.

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 3, Wytrzymałość: 3, Zręczność: 1, Inteligencja: 1, Charyzma: 2

Umiejętności: jeździectwo, kowalstwo

Ekwipunek: sakwa z 1 zł, 3 s,
miecz długi jednoręczny,
proste marynarskie ubranie (koszula, spodnie, bielizna, buty), stary lekki napierśnik, rękawiczki skórzane,
torba, lina, 2 bochenki chleba, suchary, pęto kiełbasy, krzesiwo, brzytwa, pusty już bukłak, butelka gorzałki, stara fajka, tytoń
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Cios rycerza był szybki i celny. Napastnik zachłysnął się chwilę, zarzęził, po czym padł na ziemię obficie brocząc posoką. Sale odruchowo odsunął się. Parę czerwonych kropel nasiąknęło w jego spodnie, ale nie tyle aby budzić podejrzenia u postronnych osób. Igranhen nieco spanikował pod wpływem nagłych emocji – wszystko rozgrywało się w przeciągu paru sekund. Zaczął uciekać w las nawołując jednocześnie przyjaciela. Jednak Sale miał inny plan. W ostatniej chwili udało mu się odciągnąć ciało do zagłębienia nieopodal, gdzie nie był chwilowo na widoku. Do rycerza dopadło dwóch żołnierzy biorących udział w misji. W rękach trzymali długie halabardy, czujnie pikując nimi na boki, w oczekiwaniu na zagrożenie. Gdy dostrzegli Igranhena zaczęli go wypytywać:
-A gdzie to pan szlachetny się wybiera? Nie wolno oddalać się od obozowiska, to zbyt niebezpieczne po zmroku. I do cholery co tu się działo? Wyraźnie słyszeliśmy odgłosy walki.
Rycerz musiał szybko obmyśleć dobrą wymówkę, dwójka przed nim oczekiwała odpowiedzi tu i teraz.
Tymczasem niedaleko od nich Sale miał chwilę na ogarnięcie się. Wyjrzał z dołu w jakim się teraz znajdował. Widział rycerza i żołnierzy jako niewyraźne kontury między drzewami, jakieś sto metrów od niego. Teraz mógł zająć się swoim prześladowcą. Począł przeszukiwać jego rzeczy (9 zł, 3 s, pałka, spleśniały ser). Teraz przyszedł czas załatwić kwestię z ciałem.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *​
Wulzo zastosował prostą sztuczkę, aby upewnić się, czy ktoś go śledzi. Przyspieszył kroku i zaraz momentalnie zatrzymał się. Wyraźnie usłyszał za sobą kroki, były coraz bliżej. Rzecz jasna te zaraz ucichły, ale kogoś zdradziła przede wszystkim gałąź, na którą nastąpił. Chcąc nie chcąc, szedł dalej. Wszystko to sprawiło, że z wielką ulgą przywitał widok jego rodzinnej wioski. Wyszedł z lasu na ścieżkę, gdzie widoczność była lepsza ze względu na dość silne dziś światło księżyca. Obejrzał się za siebie, między drzewa. Nikogo nie dostrzegł – a może to wszystko było kwestią zmęczenia? Porzucając tą sprawę skierował się do bramy. Mimo, że było już ciemno, a większość mieszkańców udała się na spoczynek, głasyn już czekał na Wulza przed swoją chatą. W drżącej ręce trzymał butelkę z wodą, z której co chwilę pociągał złorzecząc pod nosem o bólach głowy. Na twarzy miał trzy czerwone ślady, jakby po przejechaniu paznokciami. Przywitał łowcę i zaprosił go z powrotem do siebie. Z dużym przejęciem słuchał rewelacji jakich dostarczył mu wysłannik. Gdy został poruszony problem Reda, nieco zbladł.
-Obawiam się, że go straciliśmy. Do twojej wyprawy dało się z nim porozmawiać, ale wieczorem biel pokryła jego oczy i zaczął się obficie ślinić. Pod skórą pojawiły się jakieś guzy, wyglądało to jakby przechodził metamorfozę. Razem z paroma chłopami ze wsi poszliśmy pomóc jego żonie. Biedula nie wyrabia już przy nim. Gdy byliśmy u niego Red bez powodu rzucił się na mnie, musieliśmy go przywiązać sznurami do łoża. Choroba to jaka czy diabły go opętały? Jak myślisz Wulzo? Ty ostatni rozmawiałeś z nim, kiedy jeszcze to było możliwe.
Głasyna najbardziej zainteresowała tabliczka. Gdy Wulzo pokazał mu ją, przejechał palcem parę razy po tekście, mamrocząc po cichu.
-Czy wiem co to jest? Oczywiście, że tak. To fragment legendy z księgi Terdilli. Co robisz taką minę, nie kojarzysz?
Wstał i wskazał gestem ręki gościowi, aby podszedł wraz z nim do małej biblioteczki w kącie. Głasyn chwilę szukał po półkach, aby w końcu wyciągnąć opasłe tomisko. Na okładce wymalowano znak Narean, zielony symbol przypominający kształtem hełm. Maverick chwilę wertował żółte stronice.
-Ta księga to kopia relikwii kapłanów Terdilli, wiesz tej bogini co ją choćby w Gerathalli czczą. Kiedyś za młodu zajmowałem się takimi historiami i dam głowę, że ten fragment to…oho! Tutaj patrz!
Wskazał palcem na zapiski w języku z tabliczki, a pod nimi tłumaczenie na ojczysty Margod.
,, ,,...po czym zwarli się w morderczym uścisku. Majestatyczna pani, zdaje się niczym kochanka, silnie oplotła członkami ogarniętego gniewem wroga. Zaraz jednak ten, objął ją silnym ramieniem i dusić począł, pokrzykując złowieszczo. A Cień opadł na nich i zespolił na chwil kilka...”
-Jak zapewne wiesz, według legendy siły Narean i Karraesh zostały zrodzone przez boginię Terdillę i boga Baptuliona. Ich walka tutaj ma być symbolem równowagi i ścierania się obydwu. Rozumiesz, równowaga w przyrodzie i te sprawy. Według tej księgi przy stworzeniu mocy był ktoś jeszcze, zauważ że Cień jest napisany z dużej litery
Zamknął księgę. Popatrzył teraz pytająco na Wulza.
-Niezła historia, nie? O co tutaj chodzi, może jakaś sekta… Przychodzi ci coś do głowy?

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *​
Delikatne światło poranka prześwietlające się przez dziury w deskach obudziły Nadię. Ręką zasłoniła błysk, ale na domiar tego ktoś zaczął pokrzykiwać przy szopie. Przeklęte miasteczko, jakkolwiek się tam nie nazywało. Wczoraj wieczorem nie miała nawet czasu zajmować się takimi kwestiami. Była zmęczona, toteż kiedy tylko tu dotarła załatwiła sobie nocleg. Przy jej skromnych zasobach pieniężnych nie mogła pozwolić sobie na luksusy, więc wybrała odpoczynek w stajni u jakiegoś rzemieślnika.
Zdecydowanie nie były zbyt kolorowo. Ale sama tak wybrała. Miała dość swojego domu i całej Gerathalli. Warunki w jakich się wychowywała sprawiły, że choć ledwo przestała być dzieckiem ruszyła sama w świat. Ot, czasem dorwać jakąś fuchę na boku, coś podwędzić, jakoś się żyło. Od czasu opuszczenia rodzinnych stron bywało różnie, raz na wozie, raz pod wozem. Czując się w królestwie Gerathalli nieswojo zawędrowała aż do Margod. Tutaj zdecydowanie odżyła, aura była inna, inni ludzie. Po prostu potrafiła się tu lepiej odnaleźć. W końcu zdała sobie sprawę, że to kwestia spowinowaconych z nią mocy. Musiała być jednym z wyjątków w Gerathalli, które reprezentują Karraesh*.
Na zewnątrz panował zgiełk. Ludzie biegali tam i z powrotem. Paru sarwenów wyciągało muszkiety ze swojego powozu nieopodal. Ktoś przechodząc szturchną Nadię i pokrzykiwał o zbrojeniu się. Choć świeciło słońce, było dość zimno. Słynny, surowy klimat Margod.

*Rzadko się zdarza, aby osoba urodzona w królestwie była ,,nośnikiem” innej mocy niż owo reprezentuje. Jest to jednak możliwe na przykład przy mieszanych związkach.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
- Jakaś sekta, jakieś odżycie dawnego kultu o którym widać twoje legendy nie mówią - to miałoby sens. Może od zawsze istniały trzy moce ale tylko dwie znamy? - Wulzo zrobił parę kroków po pomieszczeniu, zasadzając swoim zwyczajem, kciuki za opasujący pas sznur.
Przystanął i patrzył w sufit, kiedy jednak próbował wymyśleć cokolwiek sensownego do powiedzenia głasynowi, jego myśli uciekały gdzieś i dawało o sobie znać zmęczenie. Wygiął się do tyłu i znowu do przodu a jego stawy zatrzeszczały. Wiedział jednak, że musi coś powiedzieć zanim będzie mógł odejść.
- Słuchaj Maverick, myślę, że więcej się tam nie znajdzie a to co było, zatrze deszcz. Zawahał się, czy opowiedzieć głasynowi o swoich przeczuciach co do kogoś śledzącego go. Ostatecznie jednak wiedział, że skoro coś mu się zdawało to COŚ musiało tam być. Postanowił opowiedzieć Maverickowi, nawet jeśli miał przez to poddać pod zwątpienie swoje umiejętności.
- Jeszcze coś, gdy wracałem ktoś mógł iść za mną. Upewniałem się kilka razy ale mimo, że nikogo nie dojrzałem to jest szansa, że doszedł za mną tutaj. Może warto by zarządzić coś w stylu patroli mieszkańców? Było nie było mamy wojnę.
Pomyślał też o Redzie - pierwszy raz słyszał o podobnym wypadku, czy to jakaś wścieklizna, może zatrucie, może pasożyt?
- Tam w lesie wszystkie cholerstwo można spotkać, uważaj, żebyś i ty się czymś nie zaraził - powiedział, spojrzawszy przelotnie na ślady na twarzy głasyna - Ale, stary jesteś a on młody, szkoda.
Pomyślawszy, że ostatnie zdanie nie było raczej szczytem taktu, posunął się cicho w stronę drzwi i stojąc w już otwartych, rzucił jeszcze bez odwracania się - Idę do chaty, tabliczkę możesz sobie zatrzymać.

Gdy zamknął za sobą drzwi własnej izby, poczuł wreszcie, że nic nie jest już tego dnia od niego wymagane. Odłożył wszystkie swoje rzeczy na stół i zawiesił łuk. Chwilę zastanawiał się czy woli zjeść coś szybkiego i prostego czy zmarnować czas na gotowanie. Stwierdził jednak, że nie wiadomo co mogą zechcieć od niego jutro a więc, że dziś warto zjeść spokojnie. Do gotującej się wody wrzucił kawałek mięsa, wyciągnięte z kąta chaty resztki kaszy, jakieś rosnące przy drzwiach ziele o kwaśnawym smaku używane powszechnie jako tania przyprawa i nazwał to co zrobił zupą. Nic go nie powstrzymywało by po jej zjedzeniu bezczelnie rozzuć nogi z owijki a nawet, zdjąć kurtę i rękawicę i w tak komfortowych warunkach - położyć się spać.

<> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <> <>
Siła: 2, Wytrzymałość: 2, Zręczność: 3, Inteligencja: 2, Charyzma: 1

Umiejętności: spostrzegawczość, tropienie

Ekwipunek: 27 zł, 5 s,
łuk i kołczan, 10 strzał, długi nóż,
zastępujące buty grube, zszywane płaty skór, lniane ciemne spodnie, lniana koszula, skórzana kurta, jedna długa rękawica (ważne, tylko jedna),
juk na plecach, skóra (derka), 2 sztuki mięsa, bukłak z wodą, specjalny kamień do ostrzenia noża, ucho dzika
 
Status
Zamknięty.
Do góry