Cios rycerza był szybki i celny. Napastnik zachłysnął się chwilę, zarzęził, po czym padł na ziemię obficie brocząc posoką. Sale odruchowo odsunął się. Parę czerwonych kropel nasiąknęło w jego spodnie, ale nie tyle aby budzić podejrzenia u postronnych osób. Igranhen nieco spanikował pod wpływem nagłych emocji – wszystko rozgrywało się w przeciągu paru sekund. Zaczął uciekać w las nawołując jednocześnie przyjaciela. Jednak Sale miał inny plan. W ostatniej chwili udało mu się odciągnąć ciało do zagłębienia nieopodal, gdzie nie był chwilowo na widoku. Do rycerza dopadło dwóch żołnierzy biorących udział w misji. W rękach trzymali długie halabardy, czujnie pikując nimi na boki, w oczekiwaniu na zagrożenie. Gdy dostrzegli Igranhena zaczęli go wypytywać:
-A gdzie to pan szlachetny się wybiera? Nie wolno oddalać się od obozowiska, to zbyt niebezpieczne po zmroku. I do cholery co tu się działo? Wyraźnie słyszeliśmy odgłosy walki.
Rycerz musiał szybko obmyśleć dobrą wymówkę, dwójka przed nim oczekiwała odpowiedzi tu i teraz.
Tymczasem niedaleko od nich Sale miał chwilę na ogarnięcie się. Wyjrzał z dołu w jakim się teraz znajdował. Widział rycerza i żołnierzy jako niewyraźne kontury między drzewami, jakieś sto metrów od niego. Teraz mógł zająć się swoim prześladowcą. Począł przeszukiwać jego rzeczy
(9 zł, 3 s, pałka, spleśniały ser). Teraz przyszedł czas załatwić kwestię z ciałem.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Wulzo zastosował prostą sztuczkę, aby upewnić się, czy ktoś go śledzi. Przyspieszył kroku i zaraz momentalnie zatrzymał się. Wyraźnie usłyszał za sobą kroki, były coraz bliżej. Rzecz jasna te zaraz ucichły, ale kogoś zdradziła przede wszystkim gałąź, na którą nastąpił. Chcąc nie chcąc, szedł dalej. Wszystko to sprawiło, że z wielką ulgą przywitał widok jego rodzinnej wioski. Wyszedł z lasu na ścieżkę, gdzie widoczność była lepsza ze względu na dość silne dziś światło księżyca. Obejrzał się za siebie, między drzewa. Nikogo nie dostrzegł – a może to wszystko było kwestią zmęczenia? Porzucając tą sprawę skierował się do bramy. Mimo, że było już ciemno, a większość mieszkańców udała się na spoczynek, głasyn już czekał na Wulza przed swoją chatą. W drżącej ręce trzymał butelkę z wodą, z której co chwilę pociągał złorzecząc pod nosem o bólach głowy. Na twarzy miał trzy czerwone ślady, jakby po przejechaniu paznokciami. Przywitał łowcę i zaprosił go z powrotem do siebie. Z dużym przejęciem słuchał rewelacji jakich dostarczył mu wysłannik. Gdy został poruszony problem Reda, nieco zbladł.
-Obawiam się, że go straciliśmy. Do twojej wyprawy dało się z nim porozmawiać, ale wieczorem biel pokryła jego oczy i zaczął się obficie ślinić. Pod skórą pojawiły się jakieś guzy, wyglądało to jakby przechodził metamorfozę. Razem z paroma chłopami ze wsi poszliśmy pomóc jego żonie. Biedula nie wyrabia już przy nim. Gdy byliśmy u niego Red bez powodu rzucił się na mnie, musieliśmy go przywiązać sznurami do łoża. Choroba to jaka czy diabły go opętały? Jak myślisz Wulzo? Ty ostatni rozmawiałeś z nim, kiedy jeszcze to było możliwe.
Głasyna najbardziej zainteresowała tabliczka. Gdy Wulzo pokazał mu ją, przejechał palcem parę razy po tekście, mamrocząc po cichu.
-Czy wiem co to jest? Oczywiście, że tak. To fragment legendy z księgi Terdilli. Co robisz taką minę, nie kojarzysz?
Wstał i wskazał gestem ręki gościowi, aby podszedł wraz z nim do małej biblioteczki w kącie. Głasyn chwilę szukał po półkach, aby w końcu wyciągnąć opasłe tomisko. Na okładce wymalowano znak Narean, zielony symbol przypominający kształtem hełm. Maverick chwilę wertował żółte stronice.
-Ta księga to kopia relikwii kapłanów Terdilli, wiesz tej bogini co ją choćby w Gerathalli czczą. Kiedyś za młodu zajmowałem się takimi historiami i dam głowę, że ten fragment to…oho! Tutaj patrz!
Wskazał palcem na zapiski w języku z tabliczki, a pod nimi tłumaczenie na ojczysty Margod.
,, ,,...po czym zwarli się w morderczym uścisku. Majestatyczna pani, zdaje się niczym kochanka, silnie oplotła członkami ogarniętego gniewem wroga. Zaraz jednak ten, objął ją silnym ramieniem i dusić począł, pokrzykując złowieszczo. A Cień opadł na nich i zespolił na chwil kilka...”
-Jak zapewne wiesz, według legendy siły Narean i Karraesh zostały zrodzone przez boginię Terdillę i boga Baptuliona. Ich walka tutaj ma być symbolem równowagi i ścierania się obydwu. Rozumiesz, równowaga w przyrodzie i te sprawy. Według tej księgi przy stworzeniu mocy był ktoś jeszcze, zauważ że Cień jest napisany z dużej litery
Zamknął księgę. Popatrzył teraz pytająco na Wulza.
-Niezła historia, nie? O co tutaj chodzi, może jakaś sekta… Przychodzi ci coś do głowy?
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Delikatne światło poranka prześwietlające się przez dziury w deskach obudziły Nadię. Ręką zasłoniła błysk, ale na domiar tego ktoś zaczął pokrzykiwać przy szopie. Przeklęte miasteczko, jakkolwiek się tam nie nazywało. Wczoraj wieczorem nie miała nawet czasu zajmować się takimi kwestiami. Była zmęczona, toteż kiedy tylko tu dotarła załatwiła sobie nocleg. Przy jej skromnych zasobach pieniężnych nie mogła pozwolić sobie na luksusy, więc wybrała odpoczynek w stajni u jakiegoś rzemieślnika.
Zdecydowanie nie były zbyt kolorowo. Ale sama tak wybrała. Miała dość swojego domu i całej Gerathalli. Warunki w jakich się wychowywała sprawiły, że choć ledwo przestała być dzieckiem ruszyła sama w świat. Ot, czasem dorwać jakąś fuchę na boku, coś podwędzić, jakoś się żyło. Od czasu opuszczenia rodzinnych stron bywało różnie, raz na wozie, raz pod wozem. Czując się w królestwie Gerathalli nieswojo zawędrowała aż do Margod. Tutaj zdecydowanie odżyła, aura była inna, inni ludzie. Po prostu potrafiła się tu lepiej odnaleźć. W końcu zdała sobie sprawę, że to kwestia spowinowaconych z nią mocy. Musiała być jednym z wyjątków w Gerathalli, które reprezentują Karraesh*.
Na zewnątrz panował zgiełk. Ludzie biegali tam i z powrotem. Paru sarwenów wyciągało muszkiety ze swojego powozu nieopodal. Ktoś przechodząc szturchną Nadię i pokrzykiwał o zbrojeniu się. Choć świeciło słońce, było dość zimno. Słynny, surowy klimat Margod.
*Rzadko się zdarza, aby osoba urodzona w królestwie była ,,nośnikiem” innej mocy niż owo reprezentuje. Jest to jednak możliwe na przykład przy mieszanych związkach.