Powatpiewam czy 60%. Wiekszosc kapalnow ktorzych widzialem to takie leloki ze nie byliby wstanie zarwac zadnej kobiety
ktos kto moze miec kobiete, nie zostaje ksiedzem
To się grubo mylisz
Znam księży, którzy kochali swoje dziewczny, ale wobec swojego powołania zostawiali je i szli do seminarium, bo ich miłość do Boga była większa. Poza tym popęd seksualny po zostaniu księdzem nie znika. Kwestia tego jak dobrze umie go ów ksiądz kontrolować. Niektórzy księża potrafią być naprawdę obrotni w tych sprawach. Nie raz padały z ust kobiet słowa, że szkoda, że ten chłopak idzie na księdza, bo taki przystojny
Chcesz jeszcze powiedzieć, że skoro ty widziałeś kilku czy kilkunastu zniewieściałych księży, to chcesz się wypowiadać na temat 60% księży w Polsce, dobre sobie
A przeglądanie tego forum budzi we mnie instynkt obrony wierzących przed niewierzącymi, kiedyś kto się deklarował niewierzącym potrzebował obrony, dziś to raczej wierzący jej potrzebuje.
O ile dorośli ludzie nie powiedzą sobie tego wprost, to wśród młodych nie ma obijania w bawełnę. Teraz bycie wierzącym w młodym wieku jest zupełnie niemodne, wręcz obciachowe, że tak powiem. Nie tylko ateiści, ale i ludzie, którzy niby są wierzący, potrafią cię otwarcie wyśmiać za twoją religijność. Problem polega na tym, że katolicyzm niesie ze sobą pewne ograniczenia, a to nie na rękę młodym, którzy lubią się czuć wolni i nieskrępowani. Myślę, że to wlaśnie te "zakazy" są największym cierniem w oku dla wszystkich, nie zaś sama religia.
Problem z ludźmi jest niestety taki, że nie rozumieją nauk Kościoła, a te są całkiem fajne, nawet jeśli nie wierzymy w to to nie można wrzucić wszystkiego do worka "głupoty, głupoty, głupoty".
Oczywiście. Nauki kościoła nie są złe i ogłupiające. Naszym ateistom nie pasuje narzucanie poglądów i autorytetów. Koncentrują się na osobach w Piśmie Świętym, ale dość często pomijają to, co te osoby mówiły i jakie nauki z tego płynęły. Dziesieć przykazań Bożych to nic innego jak prawo naturalne, ale przecież to są CHRZEŚCIJAŃSKIE zasady, więc wrzucamy je do worka z napisem "GŁUPOTY" i się nimi nie przejmujemy i dalej jedziemy po chrześcijanach, bo przeca oni w takie dyrdymały wierzą
Osobiście uważam że to nie ma znaczenia czy wierzysz w jakiegokolwiek boga, czy w reinkarnację, czy w to że nic nie ma tak długo jak nie próbujesz narzucać innym tej wiary, nie nazywasz innych głupimi bo nie wierzą w to co ty, nie przekonujesz że tylko ty jeden na świecie masz słuszność.
No to jest trudne zadanie, bo praktycznie każdy myśli, że ma rację, a to czy dostrzega czyjąś rację, to już inna para kaloszy. Pozwolę sobie tutaj przytoczyć cytat z Dnia świra: "Moja jest tylko racja i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!" Myślę, że nie muszę nic do tego dodawać
Ja to należę do tych co mają pewnie przekichane kiedy istnieje jakikolwiek bóg, no chyba że będzie oceniał po czymś innym niż tylko stosowanie się do zasad wiary. Ale jak nie ma nic po śmierci też mamy przeckichane, nie chcę tak po prostu zniknąć
Ja też nie chcę po śmierci ot tak sobie zniknąć. Nie chcę, aby moje życie wypełnione wspomnieniami i doświadczeniami obróciło się w nicość. Skoro coś się kończy, to w te miejsce coś innego musi się zacząć. Nie wierzę, że nie ma niczego po śmierci, że wszystko to, co przeżyliśmy i przeżyjemy okaże się bez znaczenia, bo nasze "ja" przestanie istnieć.
Pewnym jest tylko to, że mamy jedno, krótkie życie na tym "łez padole". Warto je z sensem przeżyć, bez martwienia się co będzie potem. Jesteś depozytariuszką niepowtarzalnego, jedynego w swoim rodzaju kodu DNA. On nie zniknie, gdy odejdziesz, jeśli pozostawisz po sobie dzieci. Rozumiano tę prawdę tysiące lat przed powstaniem genetyki. Innym aspektem o którym warto pamiętać jest świadomość, iż atomy naszego ciała służyły innym istotom przed nami i nie zginą wraz z nami. Może to niewielka pociecha, ale zawsze.
Niestety, ale muszę powiedzieć, że to marna pociecha. Bo skoro, wg was ateistów, nasze ciało i umysł obróci się w nicość, to ani nasze potomstwo, ani ponowne wykorzystanie naszych atomów w przyrodzie nie będzie miało najmniejszego znaczenia. Nasza świadomość nie będzie istnieć, więc nie będzie nawet jak czuć zadowolenia z przekazania DNA potomstwu, ani z tego, że nasze atomy są częścią czegoś innego teraz. Totalna anihilacja naszego jestestwa. To jest właśnie koniec, którego każdy z nas się obawia. Nieważne czy chrześcijanin, czy ateista.