List otwarty do pana Premiera Donalda Tuska.
Rzeczywistość polska bywa tak straszna, że aż śmieszna. Nie dziwmy się więc, że świat się z Polski śmieje. A już z tragedii smoleńskiej i wszystkiego z nią związanego, niestety, w szczególności. I, co przykre, śmieje się dzięki tym, którzy przysięgali strzec godności, honoru i dobra swojej ojczyzny.
10 kwietnia 2010 roku Polska po raz kolejny wpisała się w annałach lotnictwa światowego. Zginęło 96 osób. Wielka tragedia rodzin., to oczywiste, i wielkie kuriozum w historii awioniki.
To, że można było tak wiele tak znacznych pozycją w państwie osób wsadzić do jednego samolotu nie mieści się w głowie nikomu rozsądnemu. Jak widać, w niektórych polskich głowach się jakoś zmieściło, dziękujmy więc opatrzności, że nie lecieli Boeingiem 747 albo nie brali pasażerów na kolana, bo ofiar byłoby znacznie więcej. Niesmaczne? Może i tak. Nie na miejscu? Pewnie tak, ale tylko z punktu widzenia Polaka. Bo punkt widzenia "z zewnątrz" jest już niestety nie tak sentymentalny jak polski punkt widzenia.
Świat się śmiał z tego wypadku. Mógłby spokojnie pretendować do nagrody Darwina. Bo mimo całej tragedii nie da się ukryć, że tak zorganizowany lot nie mógłby mieć miejsca w tej formie w żadnym innym kraju. Czy ktoś z osób odpowiedzialnych za taki stan rzeczy za to „beknął”? Nie.
Nie jest dla mnie istotne, czy wybór B.Komorowskiego na Prezydenta RP był trafny. Gołym okiem widać bowiem było, że nie ma spośród kogo wybierać. Polska od Okrągłego Stołu nie miała i nie ma szczęścia do posiadania mężów stanu, a takim powinien być Prezydent. Wybrano zatem tego, kogo wypunktowały media. Niech i tak będzie. Przeżyłem Jaruzelskiego, dałem radę za Wałęsy, dam i radę za Komorowskiego.
Jest jednak kolejna odsłona tragifarsy ze Smoleńskiem w tle. Miernoty polityczne załatwiają dzięki niej swoje prywatne rozgrywki, gryzą się po łydkach i obszczywają. Tak po stronie PIS, jak i PO. Mnie zaś interesuje coś innego. Nie to, czy śp.gen.Błasik zmusił śp. kapitana Protasiuka do lądowania we mgle, nie to, czy zmusił go do tego grożący mu palcem śp. Prezydent Lech Kaczyński, ale to, że całkowicie żywy i świetnie się fizycznie czujący pan Premier Tusk nie raczył ruszyć dupy i bronić honoru i godności nie tylko tych, którzy zginęli w Smoleńsku, ale i tych, którzy tak jak ja, niczemu przecież nie zawinili.
Być może pan Premier Tusk nie do końca ma rozeznanie w realiach, zatem mu je nieco przybliżę. Tak trochę łopatologicznie, aby dotarło.
Zatem, panie Premierze Tusk, Polska, to także ja. To mój sąsiad Zbyszek, sąsiadka Wanda, pani Tereska z warzywnego i kasjerki z pobliskiego TESCO. Polska, panie Premierze, to nie tylko PIS, bo ja np. polityką polską się brzydzę. Ale to, że się brzydzę polityką nie zwalnia pana, panie Premierze Tusk, z obowiązków. A Pana obowiązkiem, tak jak i obowiązkiem Służb, urzędników i mediów państwowych, a takie jeszcze istnieją, jest bronienie interesów, honoru i dobrego imienia WSZYSTKICH OBYWATELI Polski.
I pan, panie Premierze Tusk, tego obowiązku nie dopełnił. Podległe panu Służby także zawiodły. Jest bezdyskusyjne, że w chwili gdy pana głos mógł coś w tej kwestii znaczyć – pan milczał.
I żeby było prościej, znowu trochę łopatologii, bo czuję, że tak dotrę do pana najlepiej. Otóż jest różnica dla staruszki, czy widząc ją wsiadającą do autobusu pomoże jej pan natychmiast, czy też po odjeździe autobusu. W tym drugim wypadku niby też pan zadziała, ale wzbudzi co najwyżej śmiech obserwatorów.
Pan co prawda powiedział „światu” jakie jest stanowisko rządu polskiego jednak, bądźmy szczerzy, świata przy tym już nie było. Autobus odjechał dzień wcześniej, drogi panie.
Brak reakcji też jest reakcją i to niezwykle wymowną. Trzeba zrozumieć, czym jest dyplomacja w polityce, jaka jest jej rola, czym jest zdrowo pojęta służba Narodowi. W tę służbę wpisuje się też niewystawianie Polaków na pośmiewisko i obrona rodaków i ich dobrego imienia w każdy możliwy sposób. Jeżeli pan tego nie rozumie, jeżeli pan tego robić nie umie, jeżeli wreszcie pan tego robić nie chce – proszę mieć chociaż odrobinę szacunku dla piastowanego urzędu i podać się do dymisji.
Nie ma sensu odnosić tych zarzutów do Prezydenta RP. On co prawda też swej roli nie spełnił, odzyskał głos dopiero dwa dni po sprawie, zresztą tylko po to, aby wymruczeć całkowite poparcie dla indolencji Premiera i jego rządu. Nie ma sensu, bo niczego innego spodziewać się po nim nie było można. Wiadomo kto tu pociąga za sznurki, a kolejność wystąpień obu panów tylko to potwierdza.
Źródło: http://www.funsbook.pl/