Liczę sobie 18 lat.Tak, dalej niewiele wiem, przez co nie zwykłem mądrować się, okazywać tego jaki ja fajny jestem. Życie zawsze poukładane. Wiem jakimi priorytetami mam się kierować- obecnie za niecałe dwa miesiące matura- co dobre,co złe. Przez społeczeństwo uliczne jestem od jakiś trzech lat zaszufladkowany. Noszę trochę szersze spodnie, słucham rapu. Wiadomo, że taki 'element' to nic pożytecznego sobą nie potrafi reprezentować, a miotła i szufla to najbardziej optymistyczna wizja jego przyszłości. Otóż tutaj mały/wielki błąd popełniają, oceniając drugą osobę po powierzchowności. Obecnie uczeń najlepszego liceum w mieście, humanista z aspiracjami obrania jako kierunku studiów prawa. Idealny wiadomo, że nie jestem i nie chcę być. Lubię siebie. To nie narcyzm, raczej docenienie trudu jaki włożyłem we wszystko. Potrafię być chamski, zarzuca mi się wypaczony indywidualizm ze względu na swoisty styl bycia. By uniknąć pytań cóż to za ''styl'' powiem, iż mam zawsze swoje zdanie i potrafię go bronić nie zapominając jednak o zdaniu mojego/-ich 'oponentów'. I tak mogę rzecz- życie sielanka. Nie mam full znajomych. Stawiam na jakość. I tu narodził się mój dylemat. Miesiąc temu zerwała ze mną dziewczyna- przez sms. Widać jak wiele dla niej znaczyłem . Trudno, takie jest życie. Mam silny charakter więc dałem sobie rade. Jednak Ona- moja była dziewczyna- ma dwie przyjaciółki. Z jedną chodzi mój ziomek, sytuacja pokręcona zupełnie na maxa, ale życzę mu jak najlepiej. Z drugą zapoznałem się w Paryżu na wycieczce. Drogę powrotną siedzieliśmy razem. Gadka gadka żarciki i czas leciał szybciej. Nie wiedziałem, że ma chłopaka. W sumie nawet mnie to nie interesowało, bo nie pomyślałem sobie niczego na wyrost. We wrześniu zerwała. Od tamtego czasu dużo piszemy(w sumie Ona zaczęła), rozmawiamy, po drodze trafią się jakieś spacery, wyjścia na piwko czy mecz. Sylwester spędzony razem- pełno ludzi w domu, ale my zamknięci w pokoju do rana( nic się nie działo nie korzystam z każdej sposobności kiedy dziewczyna jest podchmielona). Rozmawialiśmy, a raczej jak to zwykle już zostało utarte, Ona opowiada jak została zraniona, a ja pocieszam. Nie- tak brzmi odpowiedź na Wasze pytania czy jestem jej przyjacielem. Zawsze podkreślałem tą granice jaka była między nami. Jesteśmy kumplami, z tym że takiej fajnej koleżanki nie miałem jeszcze. Teraz odczuwam- mam na myśli to, że znaczy dla mnie naprawdę wiele. Podoba mi się. Szanuje Ją i to, iż nie zapomniała o Tamtym chłopaku. Nie zadam często spotykanych i monotonnych już zwrotów typu: ''co mam zrobić'' ; ''jak Ją sobą zainteresować''... Nic na siłę? Wiem. Warto, lecz nie mam w zwyczaju dochodzić po trupach do celu. Jestem Jej jedyną tak bliską osobom płci przeciwnej, jakby co
To sobie popisałem. Haha.
Są obecni na tym forum ludzie umiejący doradzić oraz ocenić sprawę obiektywnie. Liczę na to
To sobie popisałem. Haha.
Są obecni na tym forum ludzie umiejący doradzić oraz ocenić sprawę obiektywnie. Liczę na to