Ciekawe Blancos czy gdybym zmienił wyraz na "myszka" dalej uznałbyś to za wstawkę. Nazywajmy rzeczy po imieniu, hormony buzują.
To samo można powiedzieć w sposób kulturalny i niekulturalny. Gdybyś napisał np. "jesteś niewyżyta seksualnie", "cierpisz na zespół nadmiernego popędu", "hormony buzują", etc. to bym się nie czepiał.
A co do autorki to nawet nie chce mi się tego komentować. Sprawa jest prosta jak budowa cepa i to jeszcze z instrukcją obsługi, i trzema instruktorami, naprawdę. Dziewczyna ma chłopaka i zakochała się w innym. Zdarza się, wielkie rzeczy. Rozwiązaniem czegoś takiego jest po prostu podjęcie decyzji, co zresztą pisałem wcześniej, czy zostaje się z tym, z którym się jest, czy zrywa się z obecnym i próbuje z tym drugim. Innej opcji nie ma. Idąc dalej - jak się decyduje zostać z obecnym to trzeba rozważyć to, czy ten pociąg do tego nowego jest na tyle mocny, że nie jest się w stanie go opanować, czy nie - jeżeli jest się w stanie to kontrolować to można utrzymywać kontakt, jeżeli nie to trzeba ten kontakt albo zerwać, albo drastycznie zminimalizować, ponieważ utrzymywanie bliskich stosunków z kimś, do kogo Cię "ciągnie" w sytuacji, gdzie jest się zdecydowanym zostać z obecnym partnerem, skrajną, bez urazy, głupotą, ponieważ owe relacje nie doprowadzą w 9/10 przypadków do wzrostu zainteresowania tym "nowym" i zarycia się w takiej sytuacji, w jakiej jest autorka. Co w tym u diabła trudnego do zrozumienia?
Jeśli chodzi o P, to dalej mam wobec niego dużo czułości, tęsknie za nim ale jednocześnie czuję się b. zaniedbana (wiem, że on pracuje, ale czasem mam wrażenie że praca to też trochę wymówka widujemy się ledwie kilka godzin/tyg.), ciągle chodze smutna i X. to trochę wyczuwa i nie wiem, może dlatego mnie tak przytulił i poklepał dla pocieszenia.
Gdyby tylko człowiek miał coś takiego jak usta i mógł powiedzieć temu partnerowi: "słuchaj, czuję się zaniedbywana, chcę, żebyś poświęcał mi więcej uwagi"... O, chwileczkę - przecież człowiek ma coś takiego jak usta! Tu znowu sprawa jest prosta jak słup - mówisz partnerowi, że nie poświęca Ci dosyć uwagi, czego oczekujesz i co Ci się nie podoba, prowadzisz spokojną rozmowę, starasz się zrozumieć jego argumenty (tak, zrozumieć - bo w życiu nie ma tak, że "ja chcę i tak być musi bez względu na wszystko" i czasami trzeba zrozumieć to, że druga strona może być na tyle zapracowana i zmęczona, że nie ma czasu ani siły na fajerwerki) i starasz się, razem z partnerem, wypracować jakiś kompromis. Co w tym u licha trudnego?
Jeżeli ta rozmowa nie przynosi skutku i partner, bez obiektywnych powodów, Cię zaniedbuje i/lub nie jesteś z nim szczęśliwa to zrywasz.
Czuję się beznadziejnie i coraz bardziej mnie to przytłacza, tymbardziej że mam też kilka innych problemów życiowych i dobija mnie to, że kolega poświęca temu więcej uwagi i zrozumienia niż P. Myślicie, że on coś do mnie czuje? Co powinnam zrobić?;//
1. Podjąć decyzję, czy chcesz być z P. czy z X.
2. Jeżeli chcesz być z P. - postarać się naprawić wasz związek (np. porozmawiać o tym zaniedbywaniu).
3. Jeżeli chcesz być z X. - zerwać z P. i starać się związać z X.
Czy X coś czuje? A skąd ktoś z nas ma to wiedzieć? Mi to wygląda na to, że czuje, ale może być też tak, że on ma po prostu taki styl bycia i jesteś dla niego bardzo bliską przyjaciółką. Znowu - gdyby tylko człowiek miał usta, albo chociaż palce, internet i klawiaturę... Ach, jeszcze jedno - zanim zapytasz się X. czy coś czuje, podejmij decyzję, czy chcesz dalej być z P. Jeżeli chcesz być z P. to uczucia X. nie mają żadnego znaczenia, jeżeli nie chcesz być z P. to z nim zrywasz i wtedy dopiero uczucia X. nabierają znaczenia. Bawienie się w coś takiego, że "jeżeli X. mnie kocha to zerwę dla niego z P., a jeżeli nie to postaram się naprawić to, co mam z P., aby nie być samą" jest jednoznacznie złe moralne i głupie.
Skoro jest z nim 2 i pół roku i w niczym chłopak nie zawinił i ciężko pracuje, to mnie ch*j bierze jak słyszę o takich sytuacjach. Szukamy zapasowej opcji, ale się jeszcze nie przerzucamy bo możemy zostać zupełnie na lodzie.
Mi to właśnie też na to wygląda. Nie obraź się autorko, ale Ty nie piszesz nic o tym, jak to się starasz naprawić Twój związek z P. - Ty oczekujesz, że on złapie jakieś wątpliwe sygnały i gesty, a do faceta często trzeba prosto z mostu - masz problem, mówisz o tym. Co więcej - także odnoszę wrażenie, że Ty wychodzisz gdzieś tam z takiego założenia, że chcesz z kimś być i ciągnie Cię do tego X, ale nie chcesz zostawiać swojego partnera, bo nie wiesz, czy X. odwzajemnia Twoje uczucia i nie chcesz, aby było tak, że zdecydujesz się na zakończenie związku z P. a od X. usłyszysz, że dla niego jesteś tylko przyjaciółką i w rezultacie zostaniesz na lodzie, tzn. sama.
Czasem mam wrażenie, że oczekuje się od faceta żeby był zawsze jak Elvis Presley - zawsze zadziwiał, zaskakiwał czymś nowym, troszkę kokietował z innymi aby wzbudzić zazdrość, nie chodził do pracy i ciągle się bawił. No ale rzecz jasna kasę też musi mieć. Nie rozumie to, że trzeba się poświęcić żeby nie wylecieć na zbity pysk z roboty. Nie rozumie to, że facet bywa zmęczony i oczekuje wytchnienia - nie tego, by w nagrodę jego luba rozglądała się za gratisową opcją.
A za to z kolei wielkie brawa i "plus" dla kolegi. Nigdy, ale to nigdy nie będzie tak, że ktoś całe życie będzie tak się starał jak na początku związku, gdzie człowiek jest zakochany, bardzo mu zależy i czuje się niepewnie. Każdy partner, wraz z upływem czasu, będzie starał się mniej, ponieważ dojdzie do zderzenia sie z życiem i obowiązkiem pracy, zarabiania, rozwiązywaniem pewnych poważnych problemów, etc.
P.S. A autorce, wydaje mi się, zamiast takiego przyjaciela w stylu "ciepły, dobry misio" bardziej potrzebny jest taki, który ją zdrowo ochrzani i wytknie pewne rzeczy. Tym razem uczyniłem to ja - bez urazy, zrobiłem to dla Twojego dobra, bo naprawdę - wiecznym dumaniem i tkwieniem w stanie zawieszenia nigdzie nie dojdziesz, musisz nauczyć się, nawet w sprawach uczuć, podejmować decyzje, również te radykalne.