Sądzimy, że jest to burak. Sądzimy, że cywilizowany człowiek - nawet choleryk i nawet maksymalnie wkurzony - może: trzasnąć drzwiami, walnąć pięścią w stół, wywrzaskiwać mniej lub bardziej racjonalne argumenty na poparcie swoich racji, a niepochlebne określenia drugiej osoby nie powinny byc mocniejsze niż "głupia" i występować w liczbie większej niż 3.
Skakanie z łapami i wulgaryzmy zasługują na kopa w jaja, w tył zwrot, naprzód marsz, żegnaj na zawsze. Sądzimy, ze usprawiedliwianie agresji czyni agresora jeszcze bardziej bezczelnym. Potem będzie darł mordę, bo ma zły dzień, popychał, bo mu słonce zasłaniasz, a w końcu bił, bo jest pełnia i on ma syndrom napięcia przedzgagowego.
Czy osoba popchnięta i zbluzgana czuje się szanowana? Warto się zastanowić nie nad uczuciami tej drugiej osoby (czy szanuje, czy kocha) tylko nad swoimi. Czy czuję się kochana, lubiana, bezpieczna, pożądana - czy zagrożona, przestraszona, zniesmaczona, wściekła. Niektórzy ludzie stosuja agresję z milości ( jesteś bezmyślna, lekkomyślna, bezczelna, prowokująca i biję cię i drę się na ciebie, bo chcę cie wychować i uchronic przed twoimi błędami) i są przekonani o swoich uczuciach i dobrych intencjach i szacunku. Ale to musi dzialać w dwie strony.