Damphti
Nowicjusz
- Dołączył
- 6 Styczeń 2008
- Posty
- 92
- Punkty reakcji
- 0
Kiedy problemy stają się potężniejsze niż miłość?
kiedy miłość nie umie już zwalczyć problemów?
kiedy przekracza się granice zrozumienia i wytłumaczenia przed sobą ukochanej osoby?
gdzie i czy jest granica poświęcenia się ukochanej? ile można mieć cierpliwości?
do jakiego stopnia można skrzywdzić zęby nie trzeba było odchodzić dla jej dobra?
ile czasu można czekać na "lepsze jutro"?
ile można wybaczyć?
ile rzeczy, czasu a nawet takich błahych rzeczy jak pieniądze można poświęcić żeby z nią być i walczyć o nią?
czy ona kocha jeśli przychodzą mi na myśl takie pytania?
jak długo można czekać na zrozumienie?
czy można żyć z nią w szczęściu bez zrozumienia z jej strony?
do jakiego stopnia powinno się walczyć o nią, a do jakiego stopnia można walczyć z nią?
i czy można kiedyś ustąpić?
a jeśli są granice których dotyczą pytania i wszystkie zostały przekroczone to czy to oznacza że lepiej odejść?
P.S.
kocham pewną dziewczynę i ona mnie, jesteśmy razem już prawie 2 lata, wyprówam sobie żyły żęby być zawsze przy niej choć ona mieszka troche daleko odemnie, ostatnio mieliśmy kilka sprzeczek i z tąd te pytania o granice,
ale już po wszystkim, wszystko sie rozsypało, przedwczoraj strasznie się pokłóciliśmy, cały dzień chodziła wściekła jak osa, ale udawało mi sie ją okiełznać, ale wieczorem bardzo przesadziła, zdenerwowałem się na nią i żeby sie nie kłucić chciałem ją odwieźć do domu, ale zatrzymaliśmy się żeby porozmawiać, tzn.: z mojej strony to wygląda tak, posłuchać jak ona mi zarzuca różne rzeczy i wmawia to co sobie myśli, i wybuchłem pare razy krzyknąłem na nią żeby przejrzała na oczy, wystraszyła sie mnie a ja sie rozpłakałem, bo nienawidze na nią krzyczeć, kiedyś obiecałem jej żę tego nie zrobie. potem jeszcze powiedziała żę mnie nie potrzebuje, i po chyba 2 albo 3 godzinnej bezowocnej rozmowie odwiozłem ją do domu, z domu napisałem jeszcze esemesa z przeprosinami i że ją kocham, nie odpisała. wczoraj nie odezwałem sie nie zadzwoniłem nie napisałem esemesa, bo chciałem żęby przekonała sie czy napewno mnie nie potrzebuje, a przed chwilą zadzwoniła i powiedziała że to już koniec, że mnie nie chce...
kiedy miłość nie umie już zwalczyć problemów?
kiedy przekracza się granice zrozumienia i wytłumaczenia przed sobą ukochanej osoby?
gdzie i czy jest granica poświęcenia się ukochanej? ile można mieć cierpliwości?
do jakiego stopnia można skrzywdzić zęby nie trzeba było odchodzić dla jej dobra?
ile czasu można czekać na "lepsze jutro"?
ile można wybaczyć?
ile rzeczy, czasu a nawet takich błahych rzeczy jak pieniądze można poświęcić żeby z nią być i walczyć o nią?
czy ona kocha jeśli przychodzą mi na myśl takie pytania?
jak długo można czekać na zrozumienie?
czy można żyć z nią w szczęściu bez zrozumienia z jej strony?
do jakiego stopnia powinno się walczyć o nią, a do jakiego stopnia można walczyć z nią?
i czy można kiedyś ustąpić?
a jeśli są granice których dotyczą pytania i wszystkie zostały przekroczone to czy to oznacza że lepiej odejść?
P.S.
kocham pewną dziewczynę i ona mnie, jesteśmy razem już prawie 2 lata, wyprówam sobie żyły żęby być zawsze przy niej choć ona mieszka troche daleko odemnie, ostatnio mieliśmy kilka sprzeczek i z tąd te pytania o granice,
ale już po wszystkim, wszystko sie rozsypało, przedwczoraj strasznie się pokłóciliśmy, cały dzień chodziła wściekła jak osa, ale udawało mi sie ją okiełznać, ale wieczorem bardzo przesadziła, zdenerwowałem się na nią i żeby sie nie kłucić chciałem ją odwieźć do domu, ale zatrzymaliśmy się żeby porozmawiać, tzn.: z mojej strony to wygląda tak, posłuchać jak ona mi zarzuca różne rzeczy i wmawia to co sobie myśli, i wybuchłem pare razy krzyknąłem na nią żeby przejrzała na oczy, wystraszyła sie mnie a ja sie rozpłakałem, bo nienawidze na nią krzyczeć, kiedyś obiecałem jej żę tego nie zrobie. potem jeszcze powiedziała żę mnie nie potrzebuje, i po chyba 2 albo 3 godzinnej bezowocnej rozmowie odwiozłem ją do domu, z domu napisałem jeszcze esemesa z przeprosinami i że ją kocham, nie odpisała. wczoraj nie odezwałem sie nie zadzwoniłem nie napisałem esemesa, bo chciałem żęby przekonała sie czy napewno mnie nie potrzebuje, a przed chwilą zadzwoniła i powiedziała że to już koniec, że mnie nie chce...