Into the Darkness

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
Po Jarvanie przebiegł dreszcz podniecenia. Oblizał dolną wargę, na jego całkowicie zacienionej twarzy widać było wręcz chamski uśmiech.
- Dajesz, Master. - Nie mógł opanować trzęsienia rąk.
Raptory. Pamiętał, jak ciął takie na Rdzawych Polach razem z Kate, podczas jednej z ich pierwszych podróży. Co prawda, miał wtedy srebrne ostrze, przez co ich twarda skóra topiła się jak owady w gorącym ołowiu, jednak teraz było to bez znaczenia. Jego idealnie wymierzony cios poradzi sobie z jednym potworem. W końcu, nie raz z nimi walczył, doskonale wiedział jak uderzyć, aby zabić.
Gdy tylko snajper wychylił się i puścił strzałę, Jarvan razem z nią popędził w kierunku stworów. Joshua dzielnie leciał za nim, jednak z perspektywy trzeciej osoby - Co osoba w bogatych szatach, która całe życie spędziła w mieście, mogła wiedzieć o szybkich biegach i skokach? Nie mógł go dogonić.
A potem żerca wpadł w wir. Dosłownie.
Biegnąc, obrócił się i wyciągnął ostrze, wybijając się od murku, rotował w wietrze, niczym szalony tancerz. Nadał sobie w ten sposób niesamowitej prędkości, tylko idealnie wymierzona strzała mogłaby go teraz powstrzymać. Ale nikt do niego nie celował.
W pewnym momencie wyprostował się, podciągnął zgięte w kolanach za siebie, to samo zrobił z mieczem, trzymając go oburącz. Kątem oka zobaczył jeszcze twarz starego Soldata, który coraz bardziej rozszerzał wzrok. Mimo, że wszystko trwało nie więcej niż kilka sekund, wystarczyło, aby przekonać się, że Jarvan to jeden z największych profesjonalistów w swoim fachu.
Wymierzył cios prosto w kark, odgiął się pod dziwnym kątem. Głowa raptora odleciała kilka metrów dalej, nerwy przeszły po martwym już ciele, rzucając się w spazmach i pogrążając w kałużach krwi.
Jarvan w tym czasie, dzięki szybkiemu skuleniu głowy i podniesieniu nóg w górę, wylądował na zgiętych kolanach, niczym asasyn podcinający gardło z ukrycia. Wstał. Odsapnął, znowu oblizał wargę. Wyprostował ramię, strzepując brudną krew z ostrza, a potem schował go do pochwy, którą upodobał sobie nosić na plecach.
Było już po wszystkim. Moment zaskoczenia dla splugawionych okazał się ich największym przekleństwem. Ale były to tylko stwory bez duszy, nic nie warte, po śmierci nie spotkały nic.
Wstrzymał się z przemówieniem do zmartwionych ludzi, ledwo uratowanych z opresji. Czekał, aż zrobią to oni, albo Joshua. Bardzo napalił się na walkę.
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Master skinął tylko głową na znak, że wyraża aprobatę na plan współtowarzyszy. Gdy tylko się przygotowali wybrał cel dalszy. Przyglądnął się stworowi. Po chwili był już pewien swojego celu. Uśmiechnął się lekko wyciągając strzałę. Nałożył strzałę na cięciwę. Wstrzymał oddech i gdy tylko raptor zawył w złowieszczym okrzyku triumfu. Już czuł, zapach krwi. Właśnie w tym momencie snajper wypuścił śmiercionośną strzałę w sam środek jego gardła. Dał w ten sposób znak do ataku. Sam pozostał z tyłu i wyciągał drugą strzałę tym razem celując w przeciwnika, który został bardziej odsłonięty przez towarzyszy. Po chwili następna strzała pomknęła do celu. Master przemknął po pół okręgu szukając nowego miejsca by móc wypuścić następną strzałę. Cały czas także obserwował okolicę, nie tylko te stwory mogły się czaić w tym lesie.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Plan był następujący: pierwszy miał zaatakować Master, zaraz potem żerca i rzecznik ruszali z przeciwnych stron na poszczególne raptory. Śniący uznał, że pomoże Coornelisowi, jako że żerca był bardziej doświadczony w walce i w mniejszym stopniu potrzebował asekuracji.
Snajper wychylił się zza krzaków i zaczął naciągać strzałę. Robił to setki razy - jego ręce były jak maszyny, które bezbłędnie wykonywały poszczególne ruchy. Cięciwa wydała z siebie ciche skrzypnięcie. Cel miotał się na wszystkie strony, także strzelec był zmuszony ciągle wodzić grotem za raptorem. Kiedy stwór wreszcie zatrzymał się na moment, ręka technoklanyty uwolniła pocisk. To była kwestia ułamku sekundy, jednak to wystarczyło. Strzała ze świstem pomknęła, nad murem, wprost ku gardle przeciwnika [Test Strzelectwa +1 za zaskoczenie]. Zwierzę wygięło się w łuk, wyrzuciło z siebie strugę zielonej cieczy, która chlusnęła po całej okolicy. Raptory były silne i niebezpieczne, ale niezbyt bystre. Monstrum nawet nie zdało sobie sprawy co je raniło. Soldat zechciał natychmiast wykorzystać swoją szansę i dopadł do rannej istoty, jednak druga natychmiast stanęła mu na drodze. Odpuścił, bowiem gdyby na chwilę pozostawił swoją linię obrony, napastnicy rozszarpaliby grupkę tuż za nią.
Jarvan wyprysnął zza krzaków i rzucił się sprintem ku drugiemu oponentowi. Dla takich chwil żył. Czy było coś bardziej wzniosłego od tej prostej chwili, gdzie stawali w szranki: on oraz splugawiona bestia? Zmysły szalały, czuł silne podniecenie. Na Rdzawych Polach nauczył się już, że te bestyjki potrafią być wymagającymi przeciwnikami w zwarciu. Wystarczył jeden błąd, aby szpony bestii rozerwały człowieka na strzępy. Widział takie sceny, a były to sytuacje, które pamięta się przez całe życie. Jarvan krótkim susem wskoczył na murek i wybił się z niego. Chwilę wzlatywał ku raptorowi - w tym momencie adrenalina wręcz rozsadzała wojownika. Wreszcie spadł na bestię, zamierzając się na nią zręcznym ciosem [Test Walki Bronią]. Raptor już wcześniej zauważył go i rozwał paszczę, gotów zamknąć w niej nowego oponenta. Żerca był jednak szybszy. W ostatnim momencie, jakby łamiąc prawa fizyki, zmienił nieco kąt lotu i uderzył splugawionego w szyję. Zwierzę ryknęło donośnie, aż z pobliskich drzew dało się usłyszeć zerwane do lotu stada ptactwa. Wojownik spoczął na ziemi, wpatrując się teraz na rozszalałe zwierzę. Tym ciosem wykupił sobie krótką chwilę, nim raptor dojdzie do siebie.
W tym samym momencie Joshua wypadł na ranionego przez Mastera stwora. Tamten był mocno osłabiony utratą krwi, ale nadal wierzgał na wszystkie strony i nie zdawał się odpuszczać. Hanzyta wymierzył kilka cięć, po czym natychmiast zawrócił. Zrobił tak jeszcze kilka razy, licząc na błąd przeciwnika [Test Walki Bronią]. Stwór również nie szarżował. Atakował zaciekle pazurami, ale nie rzucił się z pełnym impetem na Joshuę. Żaden nie przodował w tej walce, jednak zajęcie zwierzęcia dało szansę śniącemu. Ten zaszedł pogrążona w walce bestię od tyłu, po czym rzucił się jej na szyję z obnażonym sztyletem. Przez kilka zapierających dech w piersi sekund dwójka mocowała się - szata śniącego powiewała widowiskowo niczym prześcieradło niesione silnym wiatrem. Wreszcie kolejny ryk obwieścił koniec tego pojedynku. Raptor upadł z głuchym dźwiękiem na pylistą ziemię. Z jego czaszki wystawała teraz rękojeść długiego sztyletu rytualistów.
Soldat mógł teraz spokojnie zająć się drugim stworem, którego zaatakował Jarvan. Zaraz jak Jarvan skończył swój atak, tamten skierował swoje ostrze na przeciwnika. Odrzucił pochodnię na bok, krzyknął donośnie i skoczył na agresora. Uderzył z lewa, bardzo szybko i zabójczo precyzyjnie. Tego ciosu nie dało się przeżyć. Sztych nakreślił grubą linię na ciele zwierzęcia. Przez chwilę pulsowała ona zgodnie z motoryką mięśni, zaraz potem wysypały się przez nią przegniłe wnętrzności.
Krew splugawionych parowała po okolicy. W tle kilka kobiet cicho zawodziło. Trwoga wciąż nie opuściła ich dusz. Soldat stał nad truchłem pokonanego zwierza, ciężko dysząc. Był cały oblany potem oraz krwią. W tej pozie wyglądał jak leśny demon, który dokonał rytualnego mordu i napawa się się widokiem ofiar. Jego jagatan cały czas był wzniesiony. Unita wcale nie skończył walki.
- Na co czekacie, śmiecie? Macie teraz wolną drogę, co?
Nikt nie odpowiedział, bo i też nikt nie spodziewał się takich słów.
- Kruku, nie sądzę... - odezwała się jakaś starowinka.
- Milcz kobieto! - krzyknął wspomniany - Ja tu jestem od myślenia. Dawajcie psy! Obiecałem, że będę chronił tych ludzi i jeśli przyjdzie mi tu zginąć, to właśnie na służbie!
- To nieporozumienie. Chcieliśmy ci pomóc - zaczął spokojnie tłumaczyć śniący.
- Pomóc? W środku zapomnianego przez bogów lasu? Nie dam się nabrać na te sztuczki!
Zamachnął się na stojącego najbliżej Jarvana. Ten instynktownie odskoczył.
- Chodźcie tu przeklęci bandyci! Dalej! - wciąż cedził rzekomy Kruk.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Joshua podszedł do truchła raptora i wytarł o jego martwe ciało swój oręż. Podał rękę śniącemu, który zbierał się z ziemi po szamotaninie ze zwierzęciem.
-Dzięki za pomoc - schował rapier - Tacy przeciwnicy to dla mnie pewna nowość. Zwykle musiałem się bronić przed rozgniewanymi kupcami i mężami szlachcianek - zaśmiał się po czym poklepał śniącego po ramieniu
Razem z rytualistą podeszli do Jarvana i Soldata chroniącego grupkę podróżnych. O dziwo ten niestrudzony wojownik odniósł chyba wrażenie, że jego wybawiciele byli wrogami. Coornelis od razu przypomniał sobie słowa starca. Mówił on przecież o ludziach, którzy zwracają się przeciwko sobie i takich różnych, nie da się ukryć, że przerażających rzeczach. Jako wyuczony mówca i negocjator postanowił porozmawiać z Soldatem.
-Witam. Nazywam się Joshua Coornelis. Jestem rzecznikiem rodu w Dornwall - skłonił się, ale profilaktycznie nie podał ręki rozmówcy (kto wie co mogło by mu odbić?) - Wędrujemy na południe razem z pewnym kupcem. W każdym razie widzieliśmy zakrwawione ślady przy drodze i postanowiliśmy dowiedzieć się jakie jest ich pochodzenie. Zapewniam na honor mojej rodziny, że nie jesteśmy jakimiś trefnisiami. Leśne zbójectwo nie jest naszą profesją, więc prosiłbym o chwilę spokoju. W końcu bądźmy racjonalni... Gdybyśmy mieli zamiar Was ograbić to poczekalibyśmy aż rozszarpią Was raptory i dopiero później zabralibyśmy cenne towary [test negocjacji] - spojrzał wojownikowi prosto w oczy, widać że mężczyzna był nabuzowany emocjami i może taki czysty racjonalizm pozwoli mu zejść na ziemię - O ile dobrze pamiętam raptory złota nie jedzą, prawda? - spojrzał na żercę jakby szukając potwierdzenia u znawcy tematu
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Snajper po skończonej walce ze stworami, powolnym krokiem ruszył do zgromadzonych osób, jednak nie zbliżył się nadto. Oparł się o pobliskie drzewo i przysłuchiwał się toczącej rozmowie. Nie chciał się wtrącać, w końcu są w jego kompani lepsi mówcy. Słuchał uważnie i przyglądał się otoczeniu. Był gotowy by w razie jakiejś negatywnej akcji chwile wcześniej uratowanego człowieka posłać na drugi świat. Jego oczy przyglądały się uzbrojeniu mężczyzny zwanego Krukiem i bandy dzieci, starców, kobiet bronionych przez niego. Zastanawiał się, co takiego sprowadziło tak nie przygotowany orszak w tak niebezpieczne strony. W czasie swoich przemyśleń i wsłuchiwania się w prowadzoną niedaleko rozmowę, bawił się strzałą, tak, że wydawało się iż jest całkowicie pochłonięty tym zajęciem.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Master zachował dystans od miejsca zajścia. W dłoni trzymał strzałę i doglądał jej z różnych stron. Kątem oka zerkał jednak na Joshuę, który w tym momencie zaczął powoli podchodzić do wojownika z lekko podniesionymi rękoma. Na chwilę spojrzenia rzecznika i snajpera spotkały się jeszcze. Wzrok tego drugiego mówił jasno: jest gotowy zabić i tego człowieka, jeśli będzie sprawiać zagrożenie. Najpierw jednak hanzyta postanowił pertraktować. Wszakże na tym znał się, jak mało kto.
- Witam. Nazywam się Joshua Coornelis. Jestem rzecznikiem rodu w Dornwall.
- A ja kuglarzem z Omamu - usłyszał kpiącą odpowiedź.
- Wędrujemy na południe razem z pewnym kupcem. W każdym razie widzieliśmy zakrwawione ślady przy drodze i postanowiliśmy dowiedzieć się jakie jest ich pochodzenie. Zapewniam na honor mojej rodziny, że nie jesteśmy jakimiś trefnisiami.
Soldat zmarszczył gniewnie brwi. Już szykował jakąś ripostę, ale w słowo weszła seniorka, która już wcześniej próbowała zażegnać konflikt.
- Naprawdę, powinniśmy przynajmniej go posłuchać.
Coornelis czując, że ma w niej sojusznika, nie przestawał mówić:
- Leśne zbójectwo nie jest naszą profesją, więc prosiłbym o chwilę spokoju. W końcu bądźmy racjonalni... Gdybyśmy mieli zamiar Was ograbić to poczekalibyśmy aż rozszarpią Was raptory i dopiero później zabralibyśmy cenne towary. [Test Negocjacji]
Cierpliwość i spokojne wykładanie faktów były tu dobrą strategią, tym bardziej, że Joshua miał przed sobą prostego wojownika, a nie zręcznego w słowach mówcę. Wraz z kolejnym argumentami hanzyty wyraz twarzy obrońcy grupki zmieniał się od irytacji, przez zniecierpliwienie, na rezygnacji skończywszy. Z głębokim westchnięciem Kruk osunął się na omszały głaz, wbił ostrze swojej broni w ziemię i oparł głowę na rękojeści. Ręce lekko mu drżały. W tym momencie starsza kobieta uznała za stosowne odezwać się raz jeszcze.
- Musicie mu wybaczyć. Jesteśmy trzy dni w drodze. Kruk niewiele spał, a stara się nas jedynie ochronić. Za wszelką cenę - tu znacząco spojrzała po drzewach wokół.
Nie było potrzeba więcej słów. Ci ludzie musieli już sporo przejść w tym lesie. Zmęczeni wędrówką, przerażeni do cna, reprezentowali sobą żałosny widok. Tym bardziej, że pochodzili z Kompani Soldackich, grup słynących z poczucia dumy i śmiertelnie poważnie rozumianego honoru. Mając za ochronę jedynie jednego, zdolnego do walki człowieka, musieli być w swojej wyprawie zdesperowani. Szare twarze tych ludzi prosiły tylko o trochę spokoju i jakiś azyl.
Niedawny agresor podniósł się, sapnął donośnie. Niechętnie schował miecz do skórzanej pochwy na plecach.
- Ta. Nie myślcie, że bez was bym sobie nie poradził. Po prostu czekałem, aż się zmęczą - ostentacyjnie kopnął czubkiem buta w jedno z trucheł - Wygląda na to, że jestem wam winien podziękowania. Także, eee tego. Dzięki - znać było, że nie przywykł do podobnych deklaracji - Słuchajcie, nie mamy zbyt wiele przy sobie, ale myślę, że możemy podzielić się kilkoma dobrami. Jeśli chcecie, mogę wam pokazać także parę sztuczek w walce. A potem każdy uda się w swoją stronę.

Każdy może wziąć dwa z poniższych przedmiotów. W tym przypadku wybór graczy może się powtarzać (np. dwie osoby biorą sztylet). Manewr bojowy liczy się jako jeden z fantów.

dugisztylet.jpg
Sztylet +1 obr. 5 den
skorzanyczepiec.jpg
Skórzany czepiec +0,2 ochr. 5 den
puklerz.jpg
Puklerz +0,5 ochr. 10 den
prowiant.jpg
Prowiant 1 den
wodaf.jpg
Woda 1 den
nhhxy.jpg
Stukwietnik ziele o mocnym, przyjemnym zapachu 5 gr
denary.jpg
Mieszek z 10 denarami

Manewry bojowe

adept.jpg
Adept - dodatkowa kość (punkt) do testu walki.
dzikiryk.jpg
Dziki ryk - przeszywające wycie paraliżuje przeciwnika na 1 rundę.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Joshua odetchnął z ulgą. Ostatnią rzeczą jaką by brakowało to bratobójczy konflikt z Unitami.
-Nie ma za co - uśmiechnął się słysząc słowa Soldata.
Kiedy padła propozycja nagrody sam wybrał dla siebie sztylet i 10 denarów. W sumie nic innego nie było mu na rękę. Jednak miał jeszcze ochotę porozmawiać.
-Kruku, jeśli Twoja oferta lekcji fechtunku jest aktualna to proszę o udzielenie mi kilku porad - położył rękę na rapierze - Pewnie przyda mi się lekcja z kimś obeznanym w bardziej... - szukał dobrego słowa - brutalnej walce
Kiedy stanęli naprzeciw siebie Coornelis skorzystał z okazji i dopytał go o to co ich tutaj sprowadza.
-Jaki jest cel waszej podróży? - zrobił unik a w lewą rękę chwycił sztylet - Udajecie się do Dornwall?
Znowu minęło kilka chwil podczas, których Joshua pierwszy raz od dawna miał przed sobą oponenta w postaci prawdziwego wojownika.
-Podobno na południu dzieją się jakieś nadzwyczajnie dziwne rzeczy. Mógłbyś rzucić na to trochę światła? Właśnie udajemy się w tamtym kierunku i niezwykle ważne dla nas było by wiedzieć cokolwiek o sytuacji w tamtejszych klanach.
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
Jarvan nie był zainteresowany raczej żadnym z przedmiotów. Jego uwagę przykuły zwoje. Powoli je podniósł, i schował. (Manewr bojowy Adept oraz Dziki Ryk)
- Walce? - Pomyślał. Był w niej dobry. Trenowała go Kate, sam uczył się na błędach, wyjąc z bólu przez zerwane mięśnie. Potwory łamały mu kości, przebijały ciało, niemalże śmiertelnie raniły, jednak zawsze wychodził z opresji jako zwycięzca. Myślał, że jedyna droga nauki w jego przypadku, to coraz silniejsi przeciwnicy. Jednak - Kruk nie był młody. Na oko był przynajmniej dwukrotnie starszy od młodego żercy. Idąc tym tropem - walczył z potworami, zanim do wioski przyszli podróżni i udali się na noc z jego "matką" i innymi kobietami. Trzymał ostrze dużo dużo wcześniej. Czyli faktycznie, mógł umieć więcej, chociaż teraz jego ciało nie dawało wszystkim tego do zrozumienia.
Jarvan podszedł pod starego soldata. Poczuł z nim... Więź.
- Witaj. - Wyciągnął do niego dłoń. Miał nadzieje, że wszystkie emocje u obojga zostały doszczętnie wyciszone. - Jestem Jarvan, Soldacki Żerca. Chcąc nie chcąc - należymy do tej samej rodziny. Nie proszę o wiele. Ja, razem z innymi, pomogłem tobie i twoim ludziom, a teraz może ty mógłbyś pomóc... Mi? Wspominałeś coś o walce, Kruku.
Miał nadzieje, że osoba z którą łączyły go więzy krwi zgodzi się na to, co sama zaproponowała.
Po wszystkim uznał, że czas wracać do Ottona.
- Pewnie obgryza paznokcie u nóg ze zniecierpliwienia. - Pomyślał, załamując się niecierpliwą postawą kupca, jaką wcześniej zademonstrował.
Poczekał na resztę, i poszedł za nimi, aby ubezpieczać tyły.
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Snajepr wybrał sztylet i czepiec. A potem po prostu patrzył co się dzieję w okół. Nie zależało mu specjalnie na rozmowie z nieznajomym. Dlatego też zlustrował tylko gromadę osób jeszcze raz. Podszedł do stwora ubitego wcześniej i spróbował odzyskać strzałę, którą wykorzystał na niego. Jeśli była by dobra schował ją do kołczanu Następnie wrócił na swoją pozycję przy drzewie i zmrużonymi oczami patrzył na sposób nawiązania kontaktu przez jego towarzyszy.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Joshua skorzystał z propozycji szybkiego treningu, ale głównie po to, aby dowiedzieć się od Kruka o kilku sprawach. Kiedy mitygowali wzajemne ciosy, hanzyta równolegle wypytywał:
- Jaki jest cel waszej podróży? Udajecie się do Dornwall?
Kruk przerwał swój atak. Jagatan zatrzymał w pozie cięcia. Coś go ubodło. Kontynuował pojedynek, bardziej agresywnie.
- A co? Jesteś z wywiadu, czy jak? Nie, nie wybieramy się do Dornwall. Nigdy nie upadnę taki nisko, aby prosić o pomoc ludzi, dla których liczą się tylko pieniądze - kiedy wspomniał o rodzinie Coornelisa, uderzył mocniej, prawie jak w normalnej walce - Podążamy do Wichrowego Wzgórza, tyle mogę ci powiedzieć.
Joshua wyraźnie widział, że pomimo ratunku, mężczyzna go nie lubił - prawdopodobnie przez pochodzenie. Zaryzykował jeszcze jedno pytanie:
- Podobno na południu dzieją się jakieś nadzwyczajnie dziwne rzeczy. Mógłbyś rzucić na to trochę światła? Właśnie udajemy się w tamtym kierunku i niezwykle ważne dla nas było by wiedzieć cokolwiek o sytuacji w tamtejszych klanach.
Kruk wyprowadził wymach zza prawego ramienia. Joshua nie zdążył odpowiedzieć prawidłowo blokiem, jego sztylet upadł na ziemię.
- Powienieneś bardziej usztywnić ramiona - odpowiedział wojownik, jakby nie słyszał pytania - Ręce prosto, lekko zgięte w łokciach. Następny! - zakrzyknął do Jarvana, lecz jeszcze na moment nachylił się ku rzecznikowi - A na południe nie idź, tak po prostu.
Joshua nie mógł zapytać o więcej. Zjawił się żerca, który przystąpił teraz do nauki. Kruk traktował go bardziej surowo w walce, lecz znacznie mniej poza nią. Coornelis zauważył, że w przerwach obydwaj nawet czasem gorzko zażartują lub rzucą niewybrednym tekstem. Sam Jarvan nie spodziewał nauczyć się wiele nowego, jednak weteran zadziwił go pewną, niecodzienną techniką. Po kilku sparingach, powiedział, aby przez chwilę nie atakował go. Kazał się zbliżyć. Dało się teraz odczuć intensywny zapach potu i krwi, z jego licznych, niezasklepionych jeszcze ran.
- Jeszcze jedno młody. Musisz wiedzieć, że przeciwnik nie może cię lekceważyć. Z wielu opresji wyjdziesz dzięki zwyczajnemu zastraszeniu. Twoje młynki i piruety robią wrażenie, technika też niczego sobie. Ale czasem przeciwnik da ci po prostu w ryj. Ot tak, bez żadnych ceregieli. Bo będzie silniejszy. Dlatego powinieneś używać też innych sztuczek. Na przykład okrzyku. To może wydać się dziwne, ale pomaga. Stań tutaj. W porządku. Za chwilę spróbuj mnie uderzyć.
Kruk nabrał powietrza w płuca. Zdawało się, że przez chwilę urósł pół metra. Jego sumiaste wąsy napuszyły się, brzuch podciągnął do góry. Wezbrany oddech został wypuszczony wraz z zawodzącym wyciem. Wszyscy wokół się odwrócili, w obawie przed kolejnym atakem. Nic takiego oczywiście się nie stało, nawet ze strony Jarvana. Poczuł, że nogi ma jak z waty. Na krótką chwilę zdawało mu się, że ma do czynienia z dzikim zwierzęciem, nie rozumnym człowiekiem. Pomimo maksymalnego wysiłku woli nie potrafił nawet udać, że uderza mieczem.
- O to właśnie chodzi. Nie przejmuj się. Niektórzy po czymś takim robią w gacie. He he. Z resztą, spróbuj kiedyś sam - soldat uśmiechnął się i zaczął nawoływać resztę swoich ludzi.
Także i czwórce nie pozostawało dłużej tutaj przebywać. Master obejrzał na odchodne ciało jednego z raptorów, ale ani jego przegniła skóra nie nadawała się do zdjęcia, jak i wetknięta weń strzała była bezużyteczna. Swoim zwyczajem nie rozmawiał z innymi. Niewiele go obchodzili, więc z milczącą aprobatą ponownie dołączył do towarzyszy, kierujących się z powrotem.

Handlarz istotnie dawno już zaczął wychodzić z siebie. W sumie, z planowanego kwadransu, czas zwiadu zajął godzinę. Widząc wychodzącą z zarośli drużynę, złapał się za głowę.
- Gdzieście byli tyle czasu? Co? A wiecie ile obchodzą jacyś soldaci w środku tej gęstwiny? Zbierajcie d*py w troki do cholery!
Spojrzał na Joshuę, lekko się uspokoił.
- Zapraszam na wóz. Proszę nie myśleć tylko, że te słowa adresuję w pańskim kierunku. Chodzi o tych tutaj, którzy za nic mają sobie moje słowa!
Ochrona znów zwarła szyk wokół wozu, zarządzono dalszą wędrówkę. Handlarz co jakiś czas rzucał pod nosem kolejne przekleństwa. Gdy wreszcie ochłonął, wysłuchał dokładniej co zaszło.
- No i co z tego? Nie mieliśmy interesu nawet się zatrzymywać - słowo ,,interes" powiedział głośniej - Jacyś ludzie codziennie umierają w tym lesie, a mój cel zwyczajny nie jest. Poza tym to soldaci. Nie grzeszą inteligencją, więc nic dziwnego, że dali się zagonić jakiejś zwierzynie. Powiadam wam, jeśli nadal będziecie będziecie mnie tak wystawiać, poniesiecie tego srogie konsekwencje.

Późnym popołudniem zatrzymano się w szerokiej kotlinie. Miejsce było dobre, gdyż ciężko było z niej upatrzeć nawet sam wóz. Dało się tu schować na jakiś czas i odpocząć. Każdemu kiszki już dawno grały marsza, także wszyscy wyciągnięli, co mieli do spożycia, napawając się posiłkiem (- prowiant i woda).
Mieli czas dla siebie. Master wykorzystał go, przechadzając się powoli po okolicy. Nawet w tej gęstwinie mógł dostrzec potencjalne niebezpieczeństwo już z daleka. Od kiedy się tu zatrzymali, zdążył obadać teren. Oczyma wyobraźni widział do którego zagłębienia mógłby się schować, na które drzewo wskoczyć i stamtąd natychmiast przeszyć wroga strzałą. Na szczęście to nie było konieczne. Póki co, nic nie zapowiadało wizyt istot lub osób niepożądanych. Master mógł pochwalić się nie tylko bystrym okiem. Wyczulony słuch również nigdy go nie zawodził. Dzięki temu już z kilkunastu metrów usłyszał zagadkowy szept. Spojrzał na resztę towarzyszy przy wozie. Handlarz tłumaczył coś reszcie, ale to nie on był źródłem tego dźwięku. Snajper powoli stąpał po ściółce, starając się nie nadepnąć na żaden suchy badyl, który zdradziłby jego obecność. Bardzo ostrożnie doszedł do wiekowego dębu i przywarł do niego plecami. Wychylił się nieznacznie. Za drzewem, pięć metrów od technoklanyty siedział śniący. On również opuścił na chwilę grupę, w tym przypadku jednak, aby oddać się medytacji <wiadomość na pw>.
Joshua, Otton i Jarvan zasiedli na zwalonym drzewie. Master już zjadł swoją porcję i teraz drzemał obok. Zadziwiające natomiast było to, że nawet w takich warunkach, handlarz wziął ze sobą mały talerzyk, na którym kroił teraz małe partie mięsa i duszonych warzyw. Gdy skończył swój posiłek, otrzepał ręce, wytarł twarz w białą serwetkę i spojrzał na dwójkę. Mówił teraz dziwnie spokojnie.
- Powinniśmy uważać na tego śniącego. Oczywiście jest moim pracownikiem, ale mówię tylko, że facet mi się nie podoba. Uratowaliście tych soldatów, choć nadal uważam, że było to zbędne. Ale niech już sobie żyją i chulają po lesie - zaśmiał się, choć minę miał poważną - Do czego dążę? Koniec końców pierwszy konflikt narodził się właśnie przez niego. Przez człowieka, który nie chce nam nawet pokazać twarzy, ani zdradzić imienia! Chyba nie muszę wspominać o tych jego dziwnych szeptach i manieryzmach. Myślę, że gdyby facet zaczął zachowywać się zbyt ekscentrycznie, jesteśmy gotowi go spacyfikować, czyż nie? Nie mówię tego już w charakterze ochrony mojego wozu, ale dobra nas wszystkich.
Odczekał na odpowiedź. Wyraźnie szukał poparcia śmiałej tezy u żercy lub rzecznika.
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
Jarvan nieźle się bawił podczas walki z Krukiem. Nie miewał takiego czasu od momentu rozejścia się z Kate. Przypomniały mu się dobre czasy. W pewnych momentach po prostu wybuchał śmiechem, gdy udało mu się zaskoczyć starszego Soldata. Z wzajemnością.
Gdy nauka się skończyła, przybili sobie piątkę, i trwając w uścisku Jarvan zaczął.
- Dzięki Kruku. Za wszystko. Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś się spotkamy, ale nie w takich okolicznościach. Bywajcie.

- Nie Ottonie, nie jesteśmy. Przynajmniej nie ja. - Odrzekł, patrząc się w dal. Obrócił się twarzą do kupca. - Śniący są dziwni. Znam ich tylko z opowiadań, ciężko takich dojrzeć w wielkich miastach, tak samo jak i w mniejszych. Z tego co mi wiadomo, śniący łączą się ze światem duchów. Więc widzą, że tak powiem, podwójnie. I choćby nawet... Nie wiem czy w piątkę dalibyśmy mu radę.
Potem po prostu ułożył się i starał zasnąć, aby świtem wyruszyć dalej.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Joshua popijał wodę spłukując z ust smak lekko już suchego chleba. W myślach rozważał wiele rzeczy, głównie bieżących wydarzeń. Rozmowa z Krukiem okazała się owocna jak uprawa roli na Rubieży, czyli osiągnęła poziom bliski zupełnej bezpłodności. Wprawdzie Coornelis zrozumiał, że sytuacja na południu jest zła, ale niestety miał wrażenie, ze Soldat był przykładem mięśniaka, który kiedy przychodzi co do czego pokazuje swoją kruchą psychikę. Żałował bardzo, że nie porozmawiał z kobietą, która zabierała głos w imieniu grupki uciekinierów. Teraz rozumiał, że na oko było w niej widać większego ducha niż w barczystym siepaczu.
Ottona słuchał jakby przez ścianę. Wszystkie jego słowa do niego docierały, ale skupił się na swoich myślach. Po pierwsze zastanawiał się kiedy będzie miał okazję posłać kuriera do Dornwall i czy w ogóle będzie to możliwe. Po drugie frapowało go powodzenie tej misji.
-Albo Lucjusz wpuścił mnie w szambo - rozmyślał nie wiedząc czy to przypadkowo czy w wyniku rozgrywej politycznych - albo sam jakimś cudem nie wiedział co tam tak na prawdę może się dziać...
W totalną apokalipsę na południu nie wierzył bo to by (mimo wszystko) w Dornwall "cichaczem" nie przeszło, ale sprawy miały się wyraźnie gorzej niż z początku mógł sobie wyborazić. Czuł w kościach, że jeśli spełni się czarny scenariusz to może zostać zupełnie odcięty od swego miasta, a to było mało optymistyczną wizją.
Kupiec skończył swój wywód. Pierwszy odpowiedział Żerca, który bardzo pragmatycznie wskazał na małe szanse w starciu ze śniącym. Joshua westchnął.
-Nasza walka ze śniącym była by jak walka miedzy rekinem a niedźwiedziem - spojrzał w oczy Ottona - Nasze domeny są niekompatybilne i albo musielibyśmy wejść na jego teren i go tam pokonać - zatrzymał się na chwilę - jak absurdalnie to brzmi chyba nie trzeba tłumaczyć - znów wziął łyk wody - albo sprawić by zatrzymał się w naszej domenie. Ani jedno ani drugie nie jest osiągalne.
W końcu odłożył butelkę i dodał jeszcze:
-Ojciec zawsze mi mówił żeby na długie i niebezpieczne wyprawy brać conajmniej dwóch "magów" - podłożył rękę pod głowę i ułożył się do snu - Inaczej zawsze będzie pewna nierównowaga w drużynie...
Nie miał zamiaru mówić "tak" albo "nie". Jesli okazałoby się że śniący działa na ich szkodę to możliwe, że najlepiej było by go unieszkodliwić, ale nie miał pewności czy wchodzenie tutaj w utrwalone sojusze z Ottonem miało sens. W końcu Coornelis nie wiedział do końca co kupiec kombinuje... Kiedy miał już zamknąć oczy dorzucił jeszcze:
-W najbliższym klanie muszę wysłać wiadomość do Dornwall, więc pamiętaj proszę aby zarezerwować na to trochę czasu. Nie chcielibyśmy chyba żeby na tę karawanę spadł gniew hanzyckich najemnych siepaczy - uśmiechnął się między wierszami sugerująć, że brak jego własnoręcznego podpisu pod listem do Lucjusza będzie miało srogie konsekwencje - Dobranoc szanownym panom...
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Snajper po chwili zastanowienia, ruszył bardzo wolno w pobliże szamana. Nie miał zamiaru się zdradzić, że tam jest jednak wolał usłyszeć wszystko to co mówił sam do siebie Śniący, w końcu każdy strzępek informacji może być przydatny w późniejszym czasie, kiedy sytuacja może się bardziej rozwinąć. Dlatego też Master delikatnie stąpał po gałęziach otaczających tego olbrzymiego dęba. Dokładnie wybierał ścieżkę po odsłoniętej ziemi. Gdy znalazł się przy pniu. Uchwycił się najbliższej gałęzi i bezszelestnie podciągnął się na nią. By po chwili znów wejść trochę wyżej. Gdy znalazł się około dwóch metrów nad ziemią powoli zaczął się poruszać w stronę okultysty. Cały czas jednak uważał by nie strącić nie potrzebnie jakiejś suchej gałązki czy liścia. Gdy znalazł się nie daleko kapłana, starał się usłyszeć o czym ten mruczy pod nosem.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Żerca zdecydowanie zaprzeczył słowom kupca.
- Nie Ottonie, nie jesteśmy. Przynajmniej nie ja.
Von Devereux podniósł pytająco brew.
- Śniący są dziwni. Znam ich tylko z opowiadań, ciężko takich dojrzeć w wielkich miastach, tak samo jak i w mniejszych. Z tego co mi wiadomo, śniący łączą się ze światem duchów. Więc widzą, że tak powiem, podwójnie. I choćby nawet... Nie wiem czy w piątkę dalibyśmy mu radę.
- Bzdura - zaśmiał się kpiąco kupiec - Toż to pospolity kuglarz. Miał tyle szczęścia, że nikt więcej nie dopisał się do tej wyprawy. W każdym razie, on coś knuje i ja to wiem - Otton poprawił poły swojej marynarki, zmienił ton na nieco spokojniejszy - A ty, Joshua? Co sądzisz?
Rzecznik zatopił się we własnych rozmyślaniach. Nie były one optymistyczne, bo w ogólnie ciężko było tak nazwać jego sytuację. Zaśmiałby się donośnie gdyby tydzień, ba - kilka dni temu, ktoś powiedział mu, że będzie błąkał się po Spopielonych Lasach z tym facetem. Człowiekiem, którego dobre obyczaje nie pozwalają nazwać inaczej niż oślizgłym.
Odchylił głowę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zadano mu pytanie.
- Nasza walka ze śniącym była by jak walka miedzy rekinem a niedźwiedziem. Nasze domeny są niekompatybilne i albo musielibyśmy wejść na jego teren i go tam pokonać. Jak absurdalnie to brzmi chyba nie trzeba tłumaczyć albo sprawić by zatrzymał się w naszej domenie. Ani jedno ani drugie nie jest osiągalne.
Jak już o tym było wiadomo, bogacz czuł bardziej lub mniej wymuszony respekt przed Coornelisem. Dlatego jego zdania nie podważał już tak dosadnie.
- Tak, słyszałem. Pomrok. Nie bądźmy zabobonni, przyjacielu. To wszystko sztuczki. Kiedyś wynająłem dla siebie kuglarza, co by uprzyjemniał mi wolne chwile. Nie był to bynajmniej facet, o którym zapewne czytałeś w zakurzonych księgach naszej biblioteki. Żaden trefniś z grzechotką na pstrym pomponie. To był zawodowiec, sztukmistrz z samego Omamu. Pokazywał takie rzeczy ze zwykłą talią kart, że bajki o odległych domenach były śmiechu warte.
Joshua nie skomentował już tego tego wywodu. Nie dziwił się nawet ignorancji Ottona. Facet przesiedział większość życia w bezpiecznych posiadłościach. Jeśli gdzieś się ruszał, to zawsze pod czujnym okiem ochroniarzy wynajmowanych przez kupiecki cech. Z drugiej strony jego spokój był godny pozazdroszczenia. Człowiek, który zobaczył na Rubieży pewne okropności, był już zawsze skazany na ich powracający w pamięci obraz. Rzecznik tym samym nie kontynuował wątku, lecz dodał tylko:
- W najbliższym klanie muszę wysłać wiadomość do Dornwall, więc pamiętaj proszę aby zarezerwować na to trochę czasu. Nie chcielibyśmy chyba żeby na tę karawanę spadł gniew hanzyckich najemnych siepaczy.
- Jasne. Lucjusz będzie informowany na bieżąco. Wyślesz wiadomość, jak tylko dotrzemy do jakiegoś klanu. Gońcy co prawda omijają to miejsce, ale ich tempo jest zabójcze.
Jednak Joshua już nie słuchał. Ledwie zamknął oczy i zapadł w sen.

Mastera intrygowały słowa śniącego. Rytualista tkwił w głębokim transie, to było pewne. Aby dosłyszeć coś więcej, technoklanyta posuwał się powoli w kierunku skulonej postaci. Niedaleko znajdowała się większa brzoza. Kilka razy przychodziło mu atakować wrogów właśnie ze szczytów wysokich drzew. Wiedział z grubsza jak balansować ciałem podczas wspinaczki. Pytanie tylko czy potrafił to robić dostatecznie dyskretnie [Test Czujności].
Śniący co chwila zniżał głos i mówił coś dalej. Jego szept był wciąż niewyraźny. Master podciągnął się na wąskim pniu, spojrzał po okolicznych drzewach. Gdyby wszedł jeszcze kawałek mógłby uchwycić się potężnego badyla, wyrastającego z sąsiedniego drzewa. A stamtąd miałby już drogę z górki. Wstrzymał oddech. Normalnie nie byłoby to dużym wyzwaniem, ale teraz musiał poruszać się bezszelestnie. Chwycił się wyżłobionej części brzozy, podszedł jeszcze wyżej. Nic, śniący nadal siedział w tym samym miejscu. Kolejny ruch ku górze. Chyba miał szczęście. Następna gałąź, bardzo blisko do tej, prowadzącej na kolejne drzewo. Teraz, aby prawidłowo przenieść ciężar ciała i snajper ,,był w domu". Cholera, gałąź była przegniła! Gdy tylko Master znalazł na niej punkt oparcia, oderwana się i powędrowała w dół. Za chwilę uderzyła w ściółkę z łoskotem, a okultysta stanął do pionu. Snajper niezdarnie zeskoczył z drzewa, jednak mag był już wybudzony.
- Co ty wyrabiasz? - zapytał, mocno przejęty - Skoro idę na stronę, znaczy że chcę być sam. Czy w waszych klanach nie znacie pojęcia: prywatność?
Master chciał już coś odpowiedzieć, ale nie było mu to dane.
- Z resztą. Co wy możecie wiedzieć o subtelności?
Śniący pokręcił głową i wrócił do pozostałych. Cokolwiek mówił w transie, nie miało to ostatecznie dojść uszu strzelca.

Minął jeszcze kwadrans, po czym Otton kazał się zbierać. Nocleg w lesie odpadał. Za dnia to miejsce było niebezpieczne, ale tylko szaleniec wchodziłby tu po zmroku. Krążyły legendy, iż w tym miejscu, nocą budzą się upiory. Były to duchy ludzi, którzy spłonęli w ogromnym pożarze, kiedy las był jeszcze zielony. Ile w tym prawdy - jak zwykle nie wiadomo. Fakty były jednak takie, że kiedy robiło się ciemno, nikt nie wychodził stąd żywy.
Coraz mniej można było uświadczyć wieczornego świtała, z trudem przebijającego się przez konary drzew. Wokół narastały cienie, w postaci fantasmagorycznych, pobudzających wyobraźnię kształtów. Nie dość, że malała widoczność, to sama droga była nieprzystępna. Lata temu drogę znaczył dukt wyłożony kamieniami. Teraz leżały rozkruszone we fragmentach. Rzadko kiedy pojawiało się miejsce, gdzie można było postawić pewnie stopę. Inne drogi blokowała ciernista roślinność. Wystarczyło się o nią otrzeć, aby pozostawiła na ciele krwawiącą ranę.
Nie dało się także pominąć dziwnych znaków, wymalowanych ciemną farbą na menhirach stojących tu co pewien dystans. Kamulce przedstawiały na sobie wyobrażenia pokrzywionych postaci ludzkich, jakby malowanych dziecięcą ręką. Na kilku gałęziach grupa zauważyła również spelcione z wikliny laleczki. Śniący kategorycznie odradzał dotykania ich, z resztą nikomu do tego się nie spieszyło. Wszędzie na Rubieży, dokąd nie docierała Inkwizycja, tam pleniły się dziwne kulty oraz sekty, którym lepiej było schodzić z drogi.
Robiło się już dosłownie ciemno. Do zapadnięcia zmroku pozostała niespełna godzina. Otton co chwilę zerkał nerwowo za siebie, przebierając nogami. Coś było nie tak. Wszyscy czuli przynajmniej lekki niepokój, ale z czasem pojawiło się coś jeszcze. Jakieś dziwne pobudzenie na granicy zmysłów oraz nagłe ożywienie. Dźwięki i kolory zaczęły się wyostrzać, cienie wokół lekko drgały, choć nie czuć było wiatru. Rzucane czasem zdania robiły się zniekształcone, jakby dochodziły zza ściany.
- Czuję się trochę dziwnie - powiedział ktoś, ale stracili rachubę kto konkretny.
Trzeba było się zatrzymać, zastanowić co właściwie zaszło. Ale nie mogli. Mimo woli, dalej szli do przodu.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Otton był coś nerwowy, nawet za bardzo jak na swój świński charakterek. Joshua nie był jakimś wielkim znawcą historii, o legendoznastwo otarł się na Akademii, ale nigdy się do tego nie przykładał. Jednak mimo jego skąpej wiedzy całość wyprawy dziwnie przypominała mu te opowieści o bohaterach wywiedzionych w pole przez trefnych kupców.
-Phellan Chandranath i ten... hm... Fiodor ten inkwizytor... - myślał - W ich przypadku też się to tak zaczęło... Szlag...
Z drugiej strony "kombinatorem" mógł być śniący albo w sumie każdy inny członek wyprawy. Czy to wszystko miało związek z posiadłościa Ottona? Czy Lucjusz wiedział więcej niż mówił? Czy może to zbieg okoliczności? Zwykłe hanzyckie machlojki zamieszane w wicher dzwinych wydarzeń na południu? Wszystko było możliwe, a jednocześnie nic nie wydawało się do końca realne... przynajmniej nie teraz kiedy rzeczywistość powoli zatracała się w jakiejś dziwacznej fatamorganie...
Joshua poprawił opaskę na oku, pogładził się po brodzie i złapał za rapier (może jakoś się przyda?). Jadąc na koźle powozu miał dobry widok na wszystkich członków wyprawy. Jego kompania kroczyła dalej pewnym krokiem, ale na twarzach malował się niewypowiedziany niepokój. Odwrócił się i spojrzał na twarz Ottona.
-Hm... - odwrócił się w stronę Śniącego
Mężczyzna z maską na twarzy, tajemniczy Rytualista bez imienia. W sumie był dziwny, ale nie dziwniejszy niż inne tego typu persony.
-Panie Śniący! Co się dzieje? Co się dzieje z tym lasem?
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Snajper wzruszył ramionami. Nie jego sprawa co robi Śniący, a także to jakie on ma zdanie o nim. Wrócił spokojnie do obozu usiadł i przymknął oczy by dać wytchnienie swojemu ciału. W tym czasie usłyszał to i owo z rozmowy prowadzonej przez współtowarzyszy. Jednak dalej pozostawał nieobecny. Gdy w końcu się zebrali wziął w dłoń łuk, pogładził go i ruszył razem ze wszystkimi. Noc się zbliżała i nie mógł się pozbyć uczucia iż wraz z nadejściem nocy jego strzały nie raz zagłębią się w miękkim ciele. Dlatego jego wzrok, a także słuch był wytężony na każde niebezpieczeństwo czające się wokół. Wymalowane sekciarskie znaki tylko umacniały go w przeświadczeniu, że za niedługo spotkają z jednym z najgorszych gatunków na tym świecie z ludźmi. Gdy po chwili las zaczął stawać się zniekształcony już wiedział, że zaraz coś się wydarzy. Dlatego też lekkim ruchem poprawił łuk wiszący mu na plecach i czekał.
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
Jarvan zachował zimną krew. Był żercą. Nieraz spotkał się z podobną sytuacją. Ale teraz był za kogoś odpowiedzialny, co całkowicie zmieniało postać rzeczy.
Wytężył wszystkie zmysły. Nałożył tarczę na lewą rękę, miecz powoli wysunął zza pleców, potem zrobił młynek. Zaczął rozglądać się dookoła.
Polegał na całym swoim instynkcie. W ciemnościach wytężał wzrok, co chwilę pociągał nosem, chcąc wykryć niepokojący zapach, czuciem całego ciała wykrywał zmianę wibracji w powietrzu, stopami czuł drgania otoczenia, słuchem lustrował wszystko wokół. Jeżeli faktycznie coś miało ich zaatakować, był gotowy.
Był bardzo cichy. Jego oddechy były wręcz niesłyszalne, wykonywane co dłuższy czas, jednak nieprzyśpieszające bicia serca.
W pewnym momencie przerwał ciszę.
- Panowie... - Powiedział do kupca i rzecznika, siedzących na wozie. - Lepiej byłoby zejść na twardy grunt.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Spokojnie - Joshua spojrzał na żercę - Mam swoje powody by tu być...
Choć wiedział, że Soldat ma pewnie rację to nie ruszał się z miejsca. Czuł w kościach, że w tym ambarasie lepiej być blisko Ottona...
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=CYv6GlcFGF0[/youtube]​

Master sięgnął ręką do kołczanu, jego dłoń musnęła lotkę. Instynkt bądź co bądź drapieżnika, podpowiadał mu, że to on może dla odmiany stać się teraz ofiarą. Nie miał zbyt wiele do czynienia z kultystami, ale coś mu podpowiadało, iż lepiej dla niego, aby leżeli na ziemi ze strzałą w plecach. Siedzący obok na wozie Coornelis również trwał w stanie wzmożonej czujności. Co chwila zerkał to na kupca, to na śniącego. Zastanawiał się jak wiele ktoś z tej dwójki miał wspólnego z kłopotami, na jakie się napotykają. Żerca natomiast już dosłownie przeczesywał wzrokiem teren wokół, w poszukiwaniu hipotetycznego wroga. Nachylił się lekko i delikatnie stawiał stopy, gotów odbić się z nich w kierunku przeciwnika. Po chwili polecił, aby Joshua zszedł na ziemię. Rzecznik zaprzeczył: cicho odpowiedział mu, że ma w tym pewien zamysł, aby być obok kupca.
- Panie Śniący! Co się dzieje? Co się dzieje z tym lasem? - zdążył jeszcze zapytać Joshua, ale nie doczekał się odpowiedzi.
To były bowiem ostatnie, świadome działania grupy. Las stawał się coraz mniej rzeczywisty, a ciała drużyny ogarnęło dziwne otępienie. Jarvan mógłby porównać je z tym, co czuł, gdy Kruk zaprezentował mu paraliżujące członki wycie. Ten stan jednak nie był wywołany stricte strachem, a osobliwym ukojeniem. Tak właśnie, dało się teraz odczuć z niewiadomego źródła spokój. Problemy odchodziły powoli na drugi plan [Test Dominowania Ducha dla wszystkich].

dGeZt.jpg

Kolory wciąż ulegały zmianom, aby wreszcie stać się zupełnie nienaturalne. Cała materia wokół została rozmyta na oczach wędrowców, którzy w tym momencie nie byli w stanie wykrzesać z siebie nic więcej jak zdławione westchnięcie. Zewsząd dochodziły mruki oraz odległe bicie bębnów. Niewidzialni mieszkańcy tego miejsca czaili się w cieniach, wyczuwało się ich obecność. Nikt nie czuł już przed nimi strachu. Dotychczasowe bodźce zastąpiła euforia oraz pierwotne emocje, które odrzucały ludzką percepcję. Choć zakrawało to na szaleństwo, obraz i dźwięki miały teraz smak (nieopisywalny rzecz jasna przez zwykłe słowa), zaś zmysł dotyku zaniknął całkowicie. Jarvan, Joshua czy Master - każdy przynajmniej na chwilę zapominał kim jest i skąd tu przybył. Świadomość była już na dobre zasypana kaskadą myśli z pokładów głęboko ukrywanej dotychczas jaźni.
Dosyć. Resztki rozsądku odzywały się gdzieś daleko. Musieli się wybudzić. Trzeba się z ratować z tego osobliwego miejsca, póki można. Zamknięcie oczu nic nie dało - psychodeliczne obrazy wciąż przewijały się w umyśle każdego z grupy. Pozostawało się ich wyrzec, odnieść do zdrowego rozsądku z całych, mentalnych sił.
Zryw. To pierwsze co poczuł Master. Jakby ktoś podniósł go wysoko nad ziemię. Zakręciło mu się w głowie, poczuł nudności. Opadł na kolana i zaczął wymiotować. Oszalały umysł powoli kończył gonitwę myśli. Snajper z trudem poniósł głowę. Spojrzał na Joshuę, który słaniał się na nogach tuż obok. Wcześniej próbował zejść z wozu, ale ostatecznie upadł z niego na kupę zeschniętych liści. Dopiero uderzenie w ziemię go ocuciło. Dysząc ciężko, powstał i uchwycił lejce, zatrzymując powóz. Śniący potrząsnął głową. Podobnie jak dwójka, on również właśnie się dobudzał. Otton siedział cały czas na miejscu woźnicy ze spuszczoną głową. Oczy miał otwarte, jednak jego wzrok był wręcz niesamowity. Źrenice dosłownie rozrywały jego tęczówki. Jarvan szedł dalej w amoku, dzieląc ten sam stan. Po Danterze nie było śladu.
Z trudem udało się ogarnąć kupca i żercę. Potrzeba było do tego wręcz kilka mocniejszych razów w twarz. Obydwaj nie wyszli ze swojego stanu samodzielnie, toteż i powrót z niego był bardziej bolesny (Jarvan -1 Mocy). Wszyscy jako tako otrzeźwieli, choć jeszcze przez kilka dobrych minut mieli przed oczyma dziwne pomroki a umysły skołowaciałe i niechętne do wysiłku. Nie trzeba było długo szukać powodu ich dziwnego stanu. Jak się okazało, w zapadającej ciemności nie dostrzeżono, iż wkroczyli na pole pełne rośliny, którą popularnie zwie się Duszołapem Samotnikiem. Normalnie te bladoniebieskie ziele rosło w samotnych kępkach, jednak czasem rozrastało się w większe skupiska. Jak się okazało, szczegóły znał śniący:
- To Duszołap. Cholerne zielsko. Produkuje halucynogenne zarodniki. Szprycują się tym rozmaici kultyści. Mieliśmy szczęście, że nie weszliśmy za daleko, bo szukalibyśmy tu wróżek aż do odwodnienia naszych organizmów.
Handlarz podniósł się na wozie, pokręcił głową.
- Sporo tego. Rozciąga się wzdłuż i wszerz. Cholera jasna! Czy ten piep.rzony las próbuje nas na siłę zatrzymać!?
Śniący wskazał dłonią, aby mężczyzna się uspokoił.
- Nie czas na tego typu emocje. Fakty są takie. Jeśli będziemy oddychać na terenie, gdzie rośnie Duszołap, stanie się dokładnie to, co przed chwilą. Nawet zasłaniając usta czy nos. Alternatywą jest wstrzymać oddech, ale nie wiadomo też jak długo to pole się ciągnie. Jak widzieliście, efekt można przerwać siłą woli, lecz jest to bardzo trudne i nie każdemu się udaje - spojrzał na Jarvana - Kiedy szkolono mnie w alchemii, mistrz powtarzał, iż zablokować działanie może chemia, jak antidotum albo obecność bardzo innego, silnego aromatu. Tyle pamiętam. Ostatecznie możemy obejść to miejsce i spróbować drogi na około.
- To wykluczone! Może i byśmy mogli pozwolić sobie na takie wycieczki... - zaczął handlarz - Gdybyście nie bawili się leśnych bohaterów! Przez ratowanie tyłków tych cholernych soldatów, straciliśmy dużo czasu. Zanim znajdziemy właściwą drogę, zapadnie zmrok, a nie tak się umawialiśmy. Spędzenie nocy w tym miejscu to zguba i dobrze o tym wiecie. Z resztą, wasz jeden koleżka już gdzieś przepadł!
Jakby na potwierdzenie tych słów gdzieś z daleka zaczął nieść się echem zniekształcony okrzyk zwierzęcia lub rannego człowieka. Handlarz ze strachu, aż uderzył nerwowo w deskę, na której siedział.
- Dbacie o moje bezpieczeństwo, więc coś wymyślcie. Aby szybko - mówił przez zęby, gdyż nerwy wyraźnie przejmowały nad nim kontrolę.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Drogi Ottonie spokojnie. Jak się jedzie w Rubież to trzeba się liczyć z niebezpieczeństwem. Ot taka nasza smutna rzeczywistość na tym ziemskim padole - strzepał kilka liści, które miał jeszcze przyklejone do ramienia - Skoro silne aromaty mogą nas uratować to czas zobaczyć co tam masz Ottonie!
Coornelis podchwycił pomysł Śniącego z dwóch powodów. Po pierwsze lepszego rozwiązania nie widział. Z rośliną nie powalczy ani tym bardziej nie będzie z nią negocjował. Po drugie sprawdzenie tego co przewoził kupiec było jednym z jego zamysłów od samego początku jedynie okazji brakowało, ale Joshua znał Rubież na tyle, że wiedział, iż prędzej czy później dostarczy ona powodu na tyle dobrego by mógł poszperać w transportowanym towarze.
-Drogi Ottonie! Przyprawy, maści, kadzidła, sole trzeźwiące! Co tam macie! Szybko! - sprawnie udawał roztargnienie typowe dla takich sytuacji co więcej podał rękę Śniącemu i wciągnął go na wóz zachęcając do szperania w transporcie - Panie Śniący tutaj proszę ja poszukam z przodu!
W końcu sam wszystkiego nie przejrzy a możliwe, że Rytualista będzie miał więcej szczęścia w szukaniu czegokolwiek co mogło się przydać lub rzucić światło na prawdziwy cel wyprawy Ottona.
-Tymczasem wszyscy na wóz! Szanowny Ottonie proszę pogonić konie! Wio!
 
Do góry