Bliskość to kwestia hmm subiektywna
Znowu wyjdzie, że faceci to roboty, ale w sporym stopniu zgadzam się z ponurym murzynem. U facetów bliskość jest silnie związana z seksem. Poza tym aspektem to ... nie jest aż tak potrzebne. Jasne, czasem mogę obejrzeć film z kobietą czy to ją obejmując czy ona mi leży na kolanach, albo ja, ale to jest tak naprawdę ... choć miłe to ... mógłbym się bez tego obejść. Nie jest to coś absolutnie kluczowego w życiu faceta.
My inaczej postrzegamy bliskość (a przynajmniej ja). Samo to, że kobieta jest ze mną, jest obok mnie, "w pobliżu", chce się ze mną kochać jest bliskością. Nie potrzebuję jej non stop mieć 20 cm obok siebie i tulić jak jakieś dzieciątko
Robie to głównie dlatego bo wiem, że kobieta tego bardziej potrzebuje ode mnie. Ja bardziej potrzebuje innych rzeczy...
Jasne, jak autorka tematu nie otrzymuje tyle bliskości ile potrzebuje to warto zastanowić się nad przyszłością. Analogiczna sytuacje jest taka, że np. facet potrzebuje seksu i jego kobieta nie spełnia jego potrzeb - również wtedy należy się zastanowić nad przyszłością. To ten sam kaliber choć na swój sposób zabawne jest to jak diametralnie inny odbiór jest w zależności od tego czy to kobieta nie dostaje tego co chce czy facet. Jak kobieta potrzebuje bliskości i facet jej tego nie daje no to ona jest biedną istotą
Natomiast jak facet potrzebuje seksu i kobieta mu tego nie daje to jest on ... zwierzęciem
Jak dla mnie wszystko grubymi nićmi jest szyte, coś jest nie halo w tej relacji, moim zdaniem miłość tak nie wygląda. Ty probujesz rozmawiać o tym, że potrzebujesz przytulenia i tego by został na noc, a on odbiera to jako naciskanie na niego?
Ja tam to rozumiem. Sposób odbierania tego co chce druga strona zalezy od rozmowy. Jeśli rozmowa jest prowadzona "nieumiejętnie" no to się odbiera, że druga strona naciska. Ja akurat mam tak, że im bardziej druga strona naciska, tym bardziej ja się zapieram
Dlatego m.in. jak np. podrywa mnie dziewcze i ja po 2 sekundach mówię: 'nie', to jest to naprawdę nie. Dalsze drążenie tematu jest odbierane jako 'naciskanie', co tylko skutkuje jeszcze wiekszym zapieraniem się, a w końcowym rozrachunku może się zakończyć powiedzeniem albo czegoś niemiłego, albo zbyciem : "daj mi spokój"
No ale może nie wszyscy tak mają. Ja się wpisuję w kanony mojego zodiaku. Jestem upartą, autonomiczną jednostką i słabo znoszę wszelkie naciski
Natomiast odnośnie całej tej sytuacji to mimo wszystko wydaje mi się, że coś jest nie tak. tzn. być może jemu też łatwo nie jest i pewnie nie tak sobie wyobrażał atmosfere przed ślubem. Jeśli nie pokazuje Ciebie ani rodzicom, ani rodzeństwu to na pewno konflikt jest jakiś. Po prostu ma jakąś przybitą rodzinkę... Nie bardzo wiem jak temu zaradzić bo jest coś takiego, że jak kobieta zbyt często porusza dany temat to już automatycznie może wylądować w szufladce "naciskanie" i wtedy nici z rozmowy. Hehe, no czasem nie jest łatwo się dogadać dwóm płciom
No ale to nie znaczy, że trzeba od razu rzucać zabawkami - to akurat każdy potrafi. Sztuką jest dojść do porozumienia
Ja jakbym miał kandydatkę na przyszłą żonę i wiedziałbym, że jej rodzice mnie nie akceptują to jednak starałbym się zmienić ich ocenę, jacy by nie byli. Choćby dla mojej kobiety, aby jej było łatwiej.
Dopiero jakbym się sam przekonał, że są skończonymi kretynami to bym im wprost powiedział, że mogą mnie pocałować w trąbkę, a córeczkę i tak zabieram
czasami mam wrażenie, że ludzie zbyt szybko się poddają... Nie kieruję tego do Ciebie, ale ogólnie. Najłatwiej ludziom przychodzi unoszenie się honorem i rezygnowanie. Ja tam w miarę możliwości staram się nie myśleć jak "hamulcowy", "na nie". Kocham kobiete, jest przerąbana sytuacja z jej rodzicami no to musze to zmienić.
Innej opcji nie ma, bo zabieranie zabawek z piaskownicy to dziecinada. No chyba, że ludziom tak łatwo przychodzi odkochiwanie się
Ja tam jak sobie upatrzę odpowiednią piaskownice to tak szybko nie odpuszcze