Ja jestem na nie. Co do Boga i cierpienia to poczytajcie (jeśli wam się chce) o Hiobie... Nic nie trzeba dodawać. A co do eutanazji, to dla mnie jest to bezsensu. Kim jesteśmy, aby decydować o czasie swojej śmierci? A tym bardziej innych! Po co tracić nadzieję, skoro ona zawsze jest?
A teraz troche co innego.
Wyobraź sobie że masz dziecko. Po, załóżmy, 4 miesiącach jego życia okazuje się, że jest nieuleczalnie chore. Zastanawiasz się, czy "skrócić mu cierpienia". W końcu dochodzisz do wniosku, że tak. Po prostu nie chcessz patrzeć na mękę swego dziecka.
I. Dwa dni po jego uśmierceniu okazuje się że była to pomyłka lekarska... Do końca życia sobie nie wybaczysz.
II. Jakiś czas później wynaleziono lekarstwo na tę chorobę. Twoje dziecko mogłoby żyć! A Ty skazujesz je na śmierć...
Oczywiście zamiast dziecka może to być ojciec, matka, brat, siostra, itd.
Zawsze pozostaje nadzieja.
Wiara czyni cuda.
A cuda się zdarzają...