Z własnego doświadczenia wiem, że mówienie "nie lubię tańczyć" oznacza tak na prawdę "czuję się jak drewno i się tego wstydzę". Problem tkwi tutaj. Moim zdaniem jeżeli zabiera się kogoś na imprezę czy jakikolwiek inny wypad, to nie po to żeby sobie iść w ch*l*rę, ale z tą osobą się bawić/spędzać czas. Jeżeli się kiedyś przełamie i zobaczy, że to wcale nic trudnego, to bardzo możliwe, że przy następnej imprezie walnie 2 browarki i z parkietu nie będzie chciał zejść(chyba żeby złapać oddech). Nie ma powodu robić z tego awantury, ale ja bym stanął po twojej stronie. Zaproponuj mu, żebyście w domu trochę potańczyli we dwoje, powiedz mu co i jak, niech złapie jakieś podstawy, poćwiczy. Jeżeli nic tym nie wskórasz, to wtedy dopiero odpuść i po prostu baw się sama na imprezach, albo na nie nie chodź z nim jeżeli masz się źle bawić. Ostatecznie to i tak tylko głupi taniec.
Prędzej czy później będzie musiał zatańczyć...na własnym ślubie, tylko on, ty i kilkanaście/kilkadziesiąt par oczu, a wtedy nie zmiłuj i do baru nie ucieknie. Ja bym go w ten sposób zmotywował do pracy