Byłam ostatnio z moim chłopakiem na imprezie w klubie. Konkretnie na urodzinach koleżanki. Mogliśmy tam zostać tylko dwie godziny, ze względu na transport do domu. Nikogo na parkiecie nie było, DJ coś się nie starał a ja postanowiłam jednak iść potańczyć. Mój chłopak został na kanapie z piwkiem w ręku a ja razem z dwoma kumplami poszliśmy tańczyć. Było nie było, impreza się rozkręciła i za chwilę było już ful ludzi na parkiecie. Tańczyłam z kumpelkami (a i sama też). Nagle pojawił się mój chłopak (za bardzo nie lubi tańczyć, ale utrzymuje, że ze mną to tak), zatańczył ze mną przez pięć minut, po czym zostawił mnie samą, bo kumpel zaproponował mu pójście do baru. Cóż, w pojedynku piwo vs taniec z dziewczyną odniosłam sromotną porażkę. Warto dodać, że przez cały czas bacznie mnie obserwował, z kim tam wywijam na parkiecie <_<
Czuję się strasznie głupio, że całą imprezę przetańczyłam sama, bo on wolał pić.
A może powinnam go zrozumieć?
Co o tym myślicie? I pytanie do facetów - też tak działacie na imprezach?
Czuję się strasznie głupio, że całą imprezę przetańczyłam sama, bo on wolał pić.
A może powinnam go zrozumieć?
Co o tym myślicie? I pytanie do facetów - też tak działacie na imprezach?