Co ma wiara w Boga do jedzenia mięsa?
Cóż... nie należę do osób religijnych i wierzących ot tak w postacie utworzone przez ludzi. I nie chodzi tutaj o jakieś egregory (termin w ezoteryce określający bóżka stworzonego z wiary wielu ludzi), a o "mity i legendy" tworzące każdą religię.
Jeśli przypatrzeć się każdej religii, to każda z nich opiera się o proroków, a więc ludzi, którzy twierdzili, że zostali powołani przez najwyższe i najdoskonalsze byty. Czytając Biblię nie sposób pominąć wszystkie te manifestacje Bożej potęgi, a dziś... nie ma ich wcale. Pytanie - czy Bóg nagle zmienił kierunek działań? Akurat, gdy ludzkość ma większe możliwości poznania i zaobserwowania czegokolwiek wtedy byt, który tyle udzielał się wcześniej nagle milczy i nie daje znaku życia. Nie jestem tak pyszny, by sądzić, że rozumiem to istnienie i jego postępowanie.
Nie jest to atak na żadną z religii. Powiem więcej - w prawie każdej z nich są elementy wspólne dla zwartej i logicznej całości - tej pierwotnej religii, a raczej pierwotnej wiary, że jest coś wyżej ponad nami i opiekuję się zarówno światem jak i wszystkim, co stworzył. Obserwując świat zauważam tą logikę całego istnienia i nie mam wątpliwości, że istnieje BYT, który to wszystko utworzył - nie ma znaczenia jak go ludzie nazywają, jak o Nim mówią itd.
Na takim naprawdę podstawowym poziomie widać jasno, że człowiek powinien dążyć do cech idealnych, kształtować charakter, aby był czysty i bez skazy. Mówiąc prościej - mamy szlifować siebie niczym diament. Ktoś wierzący w reinkarnację dodaje sobie czasu, chrześcijanie mają tylko to jedno życie. Nadal jednak chodzi o doskonalenie się.
Czy wierzę w Boga?
A może nieco inaczej - czy Bóg jest mi potrzebny?
Tak jak wspominałem wcześniej - nie jestem szczególnie wierzący. Mam wrażenie, ulotne przeczucie, że gdzieś na poziomie mi niedostępnym jest ten BYT. Wszechświat wydaje mi się bardzo złożony i nie traci swej logiki ani na chwilę. Wszystko wokół mnie zachowuje porządek wcześniej wyznaczony przez kogoś mi nieznanego. Dlatego wierzę, że BYT w ogóle istnieje. Jest to miła świadomość jednak nie oczekuje od tego Boga, że będzie mnie wysłuchiwać ani, że będzie mi pomagać. Czasem proszę o pomoc, gdy jest ciężko, ale ogółem staram się sam poradzić sobie z problemami (które często sam sobie narobiłem).
Wiara w Boga i oddawanie mu czci nie jest mi potrzebna, abym był dobrym człowiekiem i starał się takim pozostać. Dlatego też nie jestem za żadną religią, channeling jest dla mnie ściemą, a wszelkie przekazy z ust ludzi przyjmuję z dużym filtrem i dozą zwątpienia (szczególnie jeśli chodzi o wiarę w cokolwiek). Nie przeszkadza mi to pomagać ludziom, wspierać ich i im radzić (w miarę możliwości).
Cenię sobie wolną wolę i dlatego drażni mnie sposób kategoryzowania ludzi. "Jak nie wierzysz w Boga, to jesteś ateistą!" - fajnie... Szkoda, że chrześcijanie często nie pomyślą, że sami odrzucają ponad 100 innych religii, a ja zrobiłem to samo, lecz z jeszcze jednym wyznaniem. Świadczy to o kompletnej ignorancji wynikającej z braku myślenia. Jakby wiara dawała zwolenieni na bycie myślącym człowiekiem.
Nie mam nic do ludzi z innym wyznaniem. Z księdzem w moim miasteczku rozmawiam jak z kumplem. Ze świadkami Jehowy jeżdżę rowerem na wycieczki, a z dziećmi mormonów gram w piłkę. Wszystko jest naturalne i fajne dopóki, ktoś nie próbuje mi wciskać swoje wyznanie. Niektórzy tak usilnie jakby się bali, że ich religia zniknie wraz z nimi. Czasem dochodzi do tego, że wszelkie tematy zawsze u nich sprowadzają się do ich wizji świata, gdzie ich bóg pcha swe łapy w każdą chwilę życia. Wtedy rozmowa z nimi nie ma już sensu albo kończy się wiecznym fochem i zerwaniem znajomości. Gdyby nie ten "fanatyzm" byłoby świetnie.
PS.
1. Sorry za błędy ortograficzne/interpunkcyjne. Staram się nad tym pracować.
2. Jeśli odpowiadacie na mój post nie rozwalajcie go na drobne cytaty. Ludzie tak robią zwykle wtedy, gdy chcą czepiać się każdego słowa.
3. Fajne forum. Postaram się być "normalny" xD