Witam wszystkich.
Witam tym bardziej gorąco, że pierwszy raz jestem na tym forum.Piszę, gdyż potrzebuję oceny mojej sytuacji przez kogoś całkowicie obiektywnego. Chodzi o mój związek... Otóż, zaczął się on półtora roku temu. Mniej więcej. Na początku jak to na początku wszystko pięknie i idealnie... On się Szukałam przyczyny w sobie, ale starałam się nadal tak jak kiedyś o ile nawet nie bardziej. Natomiast on jakby całkowicie odpuścił. Pomijam to, że sam tego nie robił to nie potrafił też docenić tego co robię ja. Kiedyś zabrałam go na romantyczną kolację do restauracji, sama ozdobiłam stolik , dałam mu strony internetowe z wyznaniami miłosnymi.... Dałam mu kiedyś pudełko zrobione przeze mnie, w środku na małych zwijanych karteczkach 100 powodów dla których go kocham...
Musiałam się prosić z tydzień, żeby w ogóle raczył to przeczytać, jak już to zrobił usłyszałam wyrzut, że bolą go od tego palce... Mimo to nadal się starałam. A było coraz gorzej, kłóciliśmy się, rozstawaliśmy, potem się godziliśmy. Moim zdaniem nie jest to normalne, że zawsze w takich sytuacjach to ja dążyłam do zgody, bez względu na to kto popełnił błąd, a dla niego jedynym wyjściem było tylko rozstanie. Zawsze to ja musiałam przepraszać i prosić, żeby wrócił. Przez cały nasz związek wpoił mi do głowy skutecznie, że jestem brzydka i gruba. Na pewnym etapie zaczęłam sądzić, że powinnam być mu wdzięczna, że w ogóle chce być z kimś takim jak ja... I tak jest do dziś. Dziś znów było to samo. Próbowałam być dla niego miła, przytulić, pocałować. On mnie odpychał.Czy Wam nie byłoby przykro? Mi było. A usłyszałam, że to znów moja wina, bo zrobiłam aferę o nic i powinnam przeprosić. Jak poszłam do domu napisał, że nie ma ochoty ze mną gadać, jak będzie miał to się odezwie. Czemu ja tak bardzo to przeżywam? Wiem, że ta droga prowadzi mnie w złą stronę, chciałabym, żeby moje życie się zmieniło. Ale kocham go, nie potrafię się zwziąć i nie wracać, kiedy pomyślę, że będzie kiedyś z kimś innym pęka mi serce, wiązałam z nim całe swoje życie
Mam nadzieję,że Was nie zanudziłam. Bardzo proszę Was o pomoc
Nie radzę sobie z tym co czuję
Witam tym bardziej gorąco, że pierwszy raz jestem na tym forum.Piszę, gdyż potrzebuję oceny mojej sytuacji przez kogoś całkowicie obiektywnego. Chodzi o mój związek... Otóż, zaczął się on półtora roku temu. Mniej więcej. Na początku jak to na początku wszystko pięknie i idealnie... On się Szukałam przyczyny w sobie, ale starałam się nadal tak jak kiedyś o ile nawet nie bardziej. Natomiast on jakby całkowicie odpuścił. Pomijam to, że sam tego nie robił to nie potrafił też docenić tego co robię ja. Kiedyś zabrałam go na romantyczną kolację do restauracji, sama ozdobiłam stolik , dałam mu strony internetowe z wyznaniami miłosnymi.... Dałam mu kiedyś pudełko zrobione przeze mnie, w środku na małych zwijanych karteczkach 100 powodów dla których go kocham...
Musiałam się prosić z tydzień, żeby w ogóle raczył to przeczytać, jak już to zrobił usłyszałam wyrzut, że bolą go od tego palce... Mimo to nadal się starałam. A było coraz gorzej, kłóciliśmy się, rozstawaliśmy, potem się godziliśmy. Moim zdaniem nie jest to normalne, że zawsze w takich sytuacjach to ja dążyłam do zgody, bez względu na to kto popełnił błąd, a dla niego jedynym wyjściem było tylko rozstanie. Zawsze to ja musiałam przepraszać i prosić, żeby wrócił. Przez cały nasz związek wpoił mi do głowy skutecznie, że jestem brzydka i gruba. Na pewnym etapie zaczęłam sądzić, że powinnam być mu wdzięczna, że w ogóle chce być z kimś takim jak ja... I tak jest do dziś. Dziś znów było to samo. Próbowałam być dla niego miła, przytulić, pocałować. On mnie odpychał.Czy Wam nie byłoby przykro? Mi było. A usłyszałam, że to znów moja wina, bo zrobiłam aferę o nic i powinnam przeprosić. Jak poszłam do domu napisał, że nie ma ochoty ze mną gadać, jak będzie miał to się odezwie. Czemu ja tak bardzo to przeżywam? Wiem, że ta droga prowadzi mnie w złą stronę, chciałabym, żeby moje życie się zmieniło. Ale kocham go, nie potrafię się zwziąć i nie wracać, kiedy pomyślę, że będzie kiedyś z kimś innym pęka mi serce, wiązałam z nim całe swoje życie