Mam pytanie do kobiet z forum. Czy ma dla Was znaczenie, że mężczyzna nie uprawiał nigdy seksu?
Ma.
Mam już pewne preferencje co do seksu i szukam partnerów, którzy będą mnie dopełniać. W przypadku takiego faceta nie wiadomo jak jest, więc musiałabym inwestować czas i energię nie wiedząc zupełnie, czy za X miesięcy albo rok nie okaże się, że po prostu do siebie nie pasujemy. To nie znaczy, że na pewno bym się na to nie zdobyła, no ale powiedzmy to byłaby dla mnie trudniejsza decyzja. Dochodzi też do tego kwestia doświadczenia w byciu w związku w ogóle. Brak seksu prawdopodobnie znaczy też brak długoterminowego, dojrzałego związku - to stanowi wyzwanie samo w sobie, bo pewnych rzeczy o byciu razem nie dowiemy się z książek, musimy się przekonać na własnej skórze, nauczyć się rozmawiać, otwierać przed partnerką, kłócić się, rozwiązywać konflikty, wybaczać sobie, dzielić się obowiązkami, dzielić przestrzeń na wspólną i osobistą... Całą masę rzeczy. Tego osoba, która nie była w dłuższym związku, po prostu nie umie.
Jaka jest pierwsza myśl, która przychodzi Wam do głowy? Że to człowiek z zasadami, który nie ulega instynktowi, czy raczej frajer, który jest tak piz*owaty, że nawet szkoda słów.
Może nie frajer, ale że coś z nim nie tak. Pierwsza myśl - problemy psychiczne na tle skopanej rodziny. Druga myśl - zaburzenia osobowości. (Zakładam, że go minimalnie znam, widzę i wiem, że nie jest upośledzony ani jakoś okaleczony żeby to mogło być powodem.) Zasady zasadami, ale jak ktoś 10-15 lat nie znajduje żadnej osoby do związku, to na rzeczy jest coś więcej niż zasady.
Jak byście go traktowały w rozmowie? Przechodzicie nad tym do porządku dziennego czy drążycie temat?
Pewnie, że drążę, bo chcę się dowiedzieć, co z nim nie tak i czy to już za nim czy nie. Jeśli nie, bardzo możliwe, że w ogóle jeszcze nie pora na związek, bo najpierw musi przerobić swoje problemy, żeby móc jakiś zdrowy stworzyć.
Traktujecie go jak równorzędnego partnera czy protekcjonalnie i z politowaniem.
Po pierwsze zależy w jakiej kwestii.
A dlaczego tylko te dwie opcje?
Załóżmy, że nigdy nie żeglowałam, związałam się z chłopakiem, którego pasją jest żeglarstwo i zabiera mnie pierwszy raz na rejs. I co - albo będzie mnie traktować jak równorzędnego marynarza, albo z politowaniem..? No halo, równorzędnym marynarzem nie jestem i jeszcze jakiś czas nie będę, bo gówno wiem o żeglowaniu, a jak mnie będzie traktować z politowaniem, to jest dupkiem. ALE jeśli ja będę pierwszy raz na łodzi, a spróbuję się zachowywać jak nie wiadomo jak doświadczona żeglarka i w ogóle fafarafa, to ja z siebie zrobię idiotę i słusznie mnie z tej łodzi wysadzi, tak?
W związku identycznie - jeśli nigdy w nim nie był, to nie będę go traktowała równorzędnie, bo to by było dla niego niesprawiedliwe, skoro prawie nic o tym nie wie. Będę się starała go nauczyć zdrowych zasad i będę oczekiwać, że on będzie chciał się uczyć, ale jeśli on będzie miał do mnie pretensje o to, że próbuję go uczyć, to niestety, ale go pożegnam. W seksie identycznie - też próbowałabym go uczyć, starała mu się pomóc zrozumieć swoje ciało, swoje potrzeby i moje ciało i potrzeby, ale gdyby przyszedł z głową napchaną wyobrażeniami o tym jaki jest seks, próbował pozować na kozaka, to bym go z tego łóżka wykopała szybciej niż wpuściła.
Zrozumiałem też, że z pensją 1500 zł brutto nie mam szans u żadnej dziewczyny.
Hm...
A dlaczego w wieku 30 lat zarabia 1000 z haczykiem? Bo do tej pory nie potrzebował więcej, czy to wszystko na co go stać? Czy może znaleźć lepszą pracę i zarobić więcej, czy to szczyt jego możliwości? Jeśli to drugie, to mamy problem, bo jakkolwiek nie oczekuję, że mnie facet utrzyma, o tyle oczekuję, że wspólne utrzymanie to nie 80% mojego wysiłku i 20 jego. No, chyba, że on zajmie się np. domem, gotowaniem, zakupami, a ja będę zarabiać i tylko trochę on dołoży do budżetu, a ja do domowych obowiązków. Ale ponownie - jakby za jakiś czas zaczął mieć o to pretensje, to walizy za drzwi.
Już wiem, że na randkę należy iść ubranym lepiej niż na grilla ze znajomymi.
Zależy jeszcze, gdzie ta randka, no ale jak mnie na randkę do Mac'a zaprosi - sorry, nie te lata.
Kolejna sprawa, że nie chciałabym odkryć, że facet, z którym się spotykam, ładnie się ubierał tylko na spotkania ze mną, a poza nimi chodzi np. w brudnych ciuchach. Zaczęłabym się zastanawiać, co jeszcze dostosował pode mnie, a naprawdę jest całkiem inny.