Witam wszystkich Życzliwych,
Jak w temacie zauważyliście, straciłam sens bycia. Trzyma się to mnie od paru miesięcy. Chwile radości pojawiają się bardzo rzadko, na nic nie mam ochoty, kilka niepowodzeń w życiu. Odejście ze studii, brak normalnej rodziny, tęsknota za dawnymi czasami, beztroskimi, sprawiają, że chodzę przygnębiona. Pojawiają się myśli samobójcze, bardzo częste. Proszę o wyrozumiałość, nie łatwo było mi o tym napisać, miejcie to na względzie. Przyjaciele, jeśli mogę ich tak nazwać, nie pomagają, bliscy mi ludzie, którzy mnie otaczają, chwilami mnie pogrążają jeszcze bardziej. Co w tej sprawie powinnam zrobić? Jakie Waszym zdaniem, należy podjąć kroki, by było DOBRZE?
Dziękuję, za wszelkie odpowiedzi,
Hmm ja raczej twardo stapam po ziemi, wiec skoncentruje sie na bardziej lopatologicznym podejsciu
Strzelam, ze masz pewnie jakies 19-22 lat. Wchodzic w doroslosc nie jest latwo. Ja to myslalem, ze wszyscy czekaja na mnie z otwartymi ramionami, mimo ze tak naprawde, nic nie umialem
Coz za bolesna lekcja to byla
Jakos tak mlodego 19-latka, wiedzacego ze jest inteligentny, sexowny (a co
) nikt nie chcial przyjac do pracy. Nic zreszta dziwnego bo wiekszosc z nich miala ukryte przeslanie: "przyjme 20-latka, z 5-letnim doswiadczeniem w branzy"
To byl taki czas, ze zaczalem troche watpic w siebie - otoczenie wywieralo presje, a mi zadne ogloszenie sie nie podobalo. Nawet na rozmowy za czesto nie chodzilem.
Pewnie spora czesc przezyla to samo - odrzucic idealy z mlodosci i zaczac smutna, "szara" prace. Nie jest latwo. Ja zreszta tego nie zrobilem. Dopisalo mi troche czescia no i dzisiaj moge powiedziec, ze jestem zadowolony z tego co robie. Wszedlem w doroslosc umiarkowanie bezbolesnie. Doroslosc w stosunku do beztroski, dziecinstwa tez ma swoje zalety. Nikt mnie nie zmusza do nauki, od rodzicow nie dostaje kieszonkowego (to raczej ja moglbym juz im dawac
), za to moge isc sobie kupic to co mi sie podoba, jak chce to wychodze do klubu sie napic, czy poszalec sobie z jakimis dziewczynami. Robie to co mi sie podoba, jestem kowalem swojego losu. Staram sie nie dawac zyciu okazji, aby byc popychadlem
Czy chcialbym byc ponownie np. w czasach Liceum ? Zapewne tak, choc tak szczerze mowiac to wolalbym miec 19-20 lat i pieniadze takie jak teraz, no ale tak sie nie da wiec nie placze za tym. Albo rybki albo akwarium
Przyjaciol moge na palcach jednej reki policzyc (a w zasadzie to na dwoch palcach
), ale moze to i dobrze. Nie mialbym czasu dla wszystkich, tak naprawde. Bliscy ? No coz, w ostatnich latach to bardziej chcialem sie wyrwac od nich bo sie dusilem, ale nie zaprzecze - dobrze jest ich miec.
Nie lam sie, nigdy nie wiadomo kiedy szczescie sie do Ciebie usmiechnie. Tak naprawde niewiele trzeba, aby wrocic na wlasciwe tory. Ja przede wszystkim staram sie nie popadac w monotonie - to mnie niszczy. Znajdz sobie jakies hobby. To zawsze okazja do poznania nowych ludzi, poszerzenia horyzontow. Mnie od dziecka przesladowalo jedno zainteresowanie, ktore permanentnie ignorowalem
W koncu sie poddalem, wydalem troche pieniedzy, aby je zrealizowac, ale dalo mi sporo szczescia
Co robic aby bylo DOBRZE ? Dobrze to pojecie wzgledne. Dla zurka "dobrze" znaczy, ze o 6 rano sobie walnie winko
Rob to co Ci sprawa przyjemnosc. Co mi sprawia przyjemnosc ? Duuzo rzeczy
Moje hobby mi sprawia przyjemnosc, lubie sie zmeczyc fizycznie (choc np. znoszenie lodowki nie sprawi mi przyjemnosci
), lubie jak mam troche czasu dla siebie, lubie pieniadze bo to oznacza, ze moge realizowac rozne swoje mniejsze i wieksze wariactwa. Swoja prace lubie, ale i tak traktuje ja tylko jako cos co mnie przybliza do przyjemnosci. W ostatnich latach w ogole moje postrzeganie swiata z ultra racjonalnego, zmienilo sie na optymistyczne. Dlaczego ? Czy ja wiem - moze dlatego, ze mam swiadomosc tego, ze jakos jednak radze sobie. Raz lepiej raz gorzej, ale sie nie poddaje bo to nie jest zadne wyjscie. Poddaja sie tylko slabi, a ze od malego ganialem za pilka i sie wychowalem w duchu (sportowej) rywalizacji to predzej padne trupem niz sie poddam
ps. Moze czas rowniez na zmiane wygladu ? Dla kobiet to na pewno wazne. Dla mnie niekonieczniecznie, zreszta zawsze bylem zadowolony ze swojego wygladu - akceptuje siebie, lubie swoje cialo
No ale nie jestem takim perfekcjonista jak kobiety - nie musze wygladac jak bogini
(co najwyzej jak mlody Bog
)