Rasizm dziś jest ideologią przegranych. W historii świata rasiści istnieli zawsze. Jednak w starożytności czy średniowieczu rasizm w świadomości ludzi rzadko dochodził do głosu. Arystoteles i Platon nie mieli nic przeciwko niewolnictwu, nie mieli nic przeciwko dyskryminacji ludzi reprezentujących inną kulturę. Uważali, że ich kultura jest najwyższa - mniejsza o to, czy słusznie -, wobec tego przedstawiciele innych społeczeństw powinni się podporzadkować. W średniowieczu rasizm przejawiał się w powszechnym praktykowaniu niewolnictwa dla osiągnięcia korzyści ekonomicznych. Nikt głośno nie pytał , czy biały człowiek ma prawo do wyzyskiwania "czarnego dzikusa". W średniowieczu rasizm nie był ideolodią przegranch, bo powszechną hierarchią wartości przewodziła rządza dominacji kosztem innych grup społecznych, co często było niemożliwe do osiągnięcia bez neiwolników z Afryki - taniej siły roboczej. Dopiero reformacja, rozwój protestantyzmu i związana z tym pośrednio Wielka Rewolucja Francuska doprowadziły do rozwoju idei oświeceniowych praw człowieka. Było to zaczynem do szerszej dyskusji nad problemem niewolnictwa, a pośrednio rasizmu. Od czasów zwycięstwa północnych stanów Ameryki w wojnie secesyjnej, niewolnictwo w cywilizacji zachodniej zaczęło formalnie zanikać. To był punkt przesilenia, kiedy to problem niewolnictwa, formalnie zdelegalizowaneogo, zastąpiony został bardziej wyrafinowanym dyskryminowaniem - rasizmem. nikczemność rasizmu jest w moim przekonianu większa niż niewolnictwa. System niewolnictwa był okrutny, niesrpawiedliwy, ale przynajmniej czytelny dla społeczeństwa. Do niewoli szło się w skutek przegranej bitwy czy też łapanki w Afryce. Było jasne, kto jest niewolnikiem, kto panem. Z rasizmem jest trudniej, gdyż za obłudnymi deklaracjami i pozorną normalnością kryją sie często niezbyt szczytne intencje i rozumowania. Ponad dwieście lat po zniesieniu niewolnictwa w USA problem rasizmu jest bardzo poważny. Wiem, bo byłem, i na własne oczy widziałem, jak w dwudziestym pierwszym wieku w tym supermocarstwie, kraju przewodzącym pod względem stylu życia w świecie, problem rasizmu formalnie nie istnieje, jednak obłuda i oczywiste miejsce w szeregu dla czarnych, widoczne są gołym okiem. Gorsze szkoły, gorsze dzielnice, brak awasnu mimo często oczywistych wyższych kwalifikacji, poczucie bezsilności wśród afroamerykanów to powszechne zjawiska w "kraju stworzonym dla ludzi wolnych". Najbardziej rasizm amerykański widoczny jest wśród białych, prostych ludzi z prowincji. Ci, którzy nie są milionerami w społeczeństwie, gdzie 9 milionów ludzi jest milionerami, czują sie gorsi. Etyka protestancka nakazuje bogacić się, a wiadmo, że nie wszystkim się udaje. Wielu białych amerykanów obwinia za niepowodzenia czarnych sąsiadów, co logicznie nie jest prawdziwe, ale nie miejsce tu na dowodzenie tej tezy. Nie wspominam tu o przypadku hitlerowskich Niemiec, gdzie problem poczucia niesprawiedliwości po I wojnie światowej i niższości w połączeniu z butą i dumą dorpowadził do wykwitu ideolodii rasistowskiej. O tym możnaby napisać setki stron i wszystko byłoby prawdziwe, jednak zawsze znajdą sie debile, którzy temu zaprzeczą i będą chodzili na demonstrację, gdzie w majestacie demokratycznego państwa prawnego mają dziś możliwość i ochotę do wykonywania "gestu zamawiania piwa", jak sprytnie tłumaczą gest "Sieg heil". Gdy jeszcze dodać do tego, że faszystkowskie gadżety produkowane są w Polsce i sprzedawane za Odrą, to włos na głowie się jeży. Demokracja to najlepszy ustrój z tych najgorszych, ale nikt nic lepszego jeszcze nie wymyślił - coś takego powiedział kiedyś Winston Churchill. Ja skromnie dodam, że w każdej demokracji znajdzie się miejsce dla srfustrowanych idiotów. Za takich uważam rasistów.