Ja mam 22 i naprawdę nie rozumiem, co to ma do rzeczy?
"Nie pamięta wół jak cieleciem" coś tam..
Właśnie ten wół i inne woły, które znałem w wieku 14 lat nie zajmowały się w tym okresie dziewczynami, ale tym, jak tu pograć w piłę, iść na jakieś działki na szaberek, zrobić jakiś fajny dowcip koledze, ograć kogoś w kapsle. Jak już zajmowaliśmy się koleżankami to bardziej tym jak którejś wyciąć jakiś numer, a nie jak tu ją poderwać. Owszem, pojedyncze osoby tworzyły pary, ale nie było to tak powszechne i "poważne" jak jest teraz.
Tak więc... Twój argument bardzo mocno chybiony.
Jak na moje to wystarczy olać sprawe i sie spotykać z chłopakiem
Nie wiem, co zrobią rodzice tych dzieci, ale wiem, jak ja bym postąpił jako ojciec w takiej sytuacji - porozmawiałbym z moim dzieckiem i stwierdziłbym, że jeżeli chce zachowywać się jak osoba dorosła to niech idzie i znajdzie sobie pracę, bo skoro jest na tyle dorosły, by decydować o sobie to musi być na tyle dorosły, by zajmować się sobą i ponosić za siebie odpowiedzialność. Jasno zapowiedziałbym, że w geście dobrej woli nie wymagam, aby mi płaciło za mieszkanie czy jedzenie, ale na wszelkie inne przyjemności - w tym telefon, komputer, internet, telewizję, jakieś bardziej wyszukane ubrania, czy wszelkie inne rzeczy, które nie są mu potrzebne do szczęścia musi sobie zapłacić sam.
I wcale nie uważam, że to byłaby jakaś bardzo przesadzona reakcja. Uważam, że jak ktoś chce mieć pretensje do dorosłości to proszę bardzo, ale nie tylko do przywilejów, ale też obowiązków, bo tak potem jest w życiu.
Naprawdę... Bądźmy trochę obiektywni w tym wszystkim. Rozumiem potrzebę buntu i bezustanny konflikt interesów na linii dziecko-rodzic. Rozumiem też to, że dziecko nie zawsze słucha się rodziców, to zupełnie normalne dla tego wieku, ale tak jak patrzę na to wszystko... Nie wiem, jak was, ale mnie przeraża to, że w dzisiejszych czasach dzieciaki coraz częściej sprowadzają rodziców do roli tych, którzy mają dać na wszystko, ratować jak się wpadnie w problemy i nie stawiać żadnych wymagań czy zakazów oraz nie ustalać zasad, bo dziecko ma mieć prawo robić, co mu się tylko żywnie podoba. Twoją radę odbieram jako promocję takiej postawy.
I nie jest to wina dzieci, ale rodziców, którzy nie potrafią sobie dzieciaków ustawić i wyrobić sobie pewnego autorytetu oraz pozycji. Rodziców, którzy pozwalają dzieciom na zbyt wiele w porównaniu do tego, czego od nich wymagają i potem pewnego dnia budzą się z ręką w nocniku, bez żadnego posłuchu u swoich pociech.
Co do konkretnej rady - tak, może olać tę kobietę i dalej spotykać się z chłopakiem, ale powinna liczyć się z tym, że mogą pojawić się konsekwencje, bo wbrew pozorom matka tego chłopca ma pełne prawo do tego, aby go ukarać (za nieposłuszeństwo) i naprawdę ma środki, aby to zrobić. Dlatego też, jeżeli nawet mają próbować ją obchodzić, to ja zamiast zwykłego, bezpośredniego zignorowania matki proponowałbym w jakiś sposób ją sobie urobić. Nie będę mówił, jak to zrobić, choć mam pewien pomysł, ponieważ do tego akurat powinni dojść sami zainteresowani.
macie prawo się sobie podobać i nikt Wam tego nie zabroni
Jasne, ale nie nazywajmy tego miłością... bez przesady. To jeszcze nie ten czas.
Pani Mama trochę histeryzuje
Pani Mama to przede wszystkim obrała sobie najgorszy z możliwych sposób, aby pokazać swoją dezaprobatę dla tego niby-związku. Moim zdaniem wszczynanie o to awantur jest mocno nie na miejscu i jej reakcja, sama w sobie, co do formy, jest mocno przesadzona - zamiast się kłócić, powinna wprost wyjaśnić dzieciakom, o co jej chodzi i dlaczego jest przeciwna.
Ja jestem w stanie zrozumieć, że boi się tego, iż dzieciaki zaczną uprawiać seks i albo wpadną, albo przyczepi się do tego prokuratura (bo to jeszcze ten wiek, gdzie prawo zabrania takich rzeczy), albo ta niby-miłość odbije się na zachowaniu jej syna oraz jego sytuacji w szkole. Rozumiem to, że jest przeciwna temu związkowi i gdybym był w jej sytuacji też byłbym mocno sceptyczny wobec czegoś takiego, ale...
Moim zdaniem ona podchodzi do tego nieodpowiedzialnie. Ja, będąc na jej miejscu, wyjaśniłbym dzieciakom, o co mi chodzi i zgodziłbym się na to, aby oni ze sobą byli, ale pod pewnymi warunkami. Dla przykładu - "możecie być ze sobą, jasne, ale jeżeli zauważę, że to odbija się na zachowaniu mojego syna oraz jego nauce, albo że przymierzacie się do seksu to nie zgodzę się na to, abyście kontynuowali swoją znajomość". Coś w ten deseń.
Przecie w tym wieku para nie uprawia seksu..
Jakiś czas temu byłoby to raczej mało prawdopodobne, ale w dzisiejszych czasach wiek inicjacji seksualnej znacznie się obniżył i z tego, co wiem wiele dzieci w tym wieku już ten seks uprawia.
To jest 2Gim wtedy sie nie ma prawdziwych przyjaciół.. Więc spotkanie kogoś kogo można nazwać swoim chłopakiem/ dziewczyną to poprostu namiastka przyjaźni, że tak powiem.. Tyle różnicy, że czasami sie pocałują czy powiedzą wiecej miłego niż przyjacielowi.. No nie wiem czy wiecie o co mi chodzi..
Tak jak pisałem - ja, jako rodzic, byłbym sceptyczny wobec tego związku i studziłbym zapędy młodych (a zwłaszcza tłumaczył im, aby nie podchodzili do tego tak super na poważnie), ale bym się zgodził na to ich spotykanie się ze sobą pod pewnymi warunkami. Oczywiście, gdyby to miało wyglądać tak, ze ten cały związek sprowadza się do zwykłego spędzania razem czasu, chodzenia za rękę, niewinnego pocałunku czy nawet jakichś wyznań miłosnych to ok, nie ma czego się obawiać. Niemniej, nie ma takiej gwarancji, stąd też w pełni rozumiem obawy matki, choć uważam, że zamiast robić z tego powodu wojnę, powinna jasno wytłumaczyć, o co jej chodzi i co jej będzie przeszkadzać.