Maćku, chyba każdy, kto w taki właśnie sposób zawiódł się na swojej rodzinie, snuje plany, że rodzina, którą sam kiedyś założy, będzie szczęśliwa, będzie przeciwieństwem tej, w której dorastał... Pamiętaj jednak, że to, jak teraz układa się twoje życie, może skutecznie zatruć ci przyszłość: ja np. odcięłam się od tego zbyt późno i do dzisiaj łapię się na tym, że jestem przewrażliwiona, załamuję się, bo widzę, że w chwilach wybuchu zachowuję się jak matka, albo panicznie boję się popełniać błędów wobec mojego chłopaka, co zazwyczaj doprowadza do jakichś kłótni i nieporozumień. Nieco poprawiło mi się, kiedy w te święta, po powrocie od rodziny, kiedy rodzice znów się kłócili, zeszłam do nich do pokoju i zaczęłam na nich krzyczeć, mówiąc, że zachowują się gorzej niż dzieci, że skoro tak bardzo zależy im na rozwodzie, to niech to do cholery jasnej wreszcie zrobią, a nie tylko wciąż się kłócą i zatruwają nam życie. Że dzieciaki już nie wytrzymują psychicznie, siostra dusi się ze strachu, a brat nie potrafi przestać płakać. Kiedy nimi wstrząsnęłam, kazałam im usiąść obok siebie i nie pozwalałam im wyjść z pokoju, ani kłócić się, dopóki nie powiedziałam im wszystkiego, co o nich myślę i nie doprowadziłam do tego, że zaczęli ze sobą normalnie rozmawiać. Robiłam za rozjemcę i od tego czasu sytuacja się nieco uspokoiła. W każdym razie ich kłótnie są rzadsze i nie odbijają się na reszcie rodziny.
Może powinieneś zrobić coś podobnego, dać im znać, że tam jesteś, że nie są sami i ich kłótnie odbijają się właśnie na tobie. Powiedzieć im śmiało, co o tym wszystkim myślisz, dać im jakąś alternatywę.
Heh, ja też nigdy nie umiałam zagadać, chłopacy wręcz mnie unikali (chociaż podobno do brzydkiej mi daleko), a na mojego "mężczyznę życia" trafiłam przypadkiem przez internet, więc nie załamuj się. Rozumiem, że jest ci naprawdę ciężko, bo ta dziewczyna była w obecnej sytuacji najbliższą ci osobą, ale brutalna prawda, że życie musi toczyć się dalej, jest ciągle aktualna...