Na poczatek brawo za polemikę.
No proszę, nie spodziewałam się tylu wypowiedzi w tak krótkim czasie... Zatem, po kolei:
No wiesz, to bardzo drażliwy temat jest...
ja jeszcze w nic nie weszłam.
I bardzo dobrze. Zwracam część honoru.
Co nie znaczy, że nie chcę. Zastanawiam się ciągle, czy aby na pewno jest to dobrym pomysłem.
A jak Ty sobie wyobrażasz swoją relację z nim?
Jak dla mnie logiczne jest, że celem relacji damsko-męskich mogą być zasadniczo 2 rzeczy:
a) Dobra zabawa (w tym seks, chwalenie się, zwykłe miłe spędzanie czasu etc.)
b) Stworzenie poważnego związku z powaznym zamiarem bycia razem i braniem pod uwagę związania swojego życia z tą osobą.
Określ swój cel - jeżeli to dobra zabawa, to zastanów się, czy warto dla tego rozbijać czyjeś małżeństwo, czy też raczej brać udział w jego rozbijaniu. Jeżeli chcesz stworzyć poważny związek to pomyśl, czy osoba, która zdradza swoją obecną żonę (!!), nawet nie dziewczynę, jest odpowiednim partnerem do takiej relacji. Już nawet pomijając to, czy zostawiłby żonę czy nie.
Kolejna rzecz, dla większości facetów kochanka jest potrzebna z reguły praktycznie jedynie do seksu. Jeżeli ktoś nie czuje się z kimś szczęśliwy, to się z tą osobą rozstaje i szuka kogoś nowego. Chcesz ryzykować, że Twój "przyszły kochanek" jest akurat jednym na tysiąc, który ma czyste intencje? Jak dla mnie -> nie warto.
Szkoda mi rezygnować z tego konkretnego faceta, z drugiej strony jednak wiem, że nie będę w porządku w stosunku o jego kobiety. On w końcu jednak ją zdradzi, prędzej czy później, ze mną albo z inną.
Ja też potrafię tak relatywizować.
Na tej samej zasadzie można powiedzieć, że np. pobijesz koleżankę, która jest niemiła dla innych, bo w końcu ktoś i tak jej przyłoży, albo obrabujesz sklep z niedostateczną ochroną, bo w końcu i tak ktoś go obrabuje. Czy wreszcie - można zabić dowolnego człowieka, bo i tak w końcu kiedyś umrze, "prędzej czy później", tak czy inaczej. Twój argument jest równie bezsensowny jak te podane w tym momencie.
Takie stwierdzenia to niedolne i śmieszne próby usprawiedliwienia swojego działania. Nie liczy się to, co ktoś komuś ostatecznie złego zrobi, ale to czy Ty weźmiesz w tym udział. A dlaczego? Bo moralnośc określa się na podstawie dokonywanych wyborów, a jedyny wybór jaki masz w tej sytuacji to to, czy wejdziesz w tą relację czy nie. Na to czy on ją zdradzi nie masz wpływu.
nie liczę, że zostawi żonę dla mnie. Jeśli tego nie zrobił do tej pory, to wątpię, by znajomość ze mną miała być jakaś spektakularna w skutkach.
To na co Ty liczysz? Jeżeli nie zostawi dla Ciebie żony to nie będzie brał Cię na powaznie, więc suma sumarum w końcu mu się znudzisz i znajdzie sobie inną kochankę.
Pozwolę sobie jeszcze na stwierdzenie, że nie jestem "nastolatką, która nieszczególnie myśli o skutkach i konsekwencjach swoich działań w skali ogólnej, a co dopiero w tak nieobiektywnym i zniewalającym umysł sektorze jak uczucia".
Dobra, to jesteś egoistką. Lepiej?
Nie jestem "zauroczona do niepamięci", staram się rozważyć wszystkie za i przeciw na tyle racjonalnie, na ile jestem w stanie.
I niech zgadnę - więcej wychodzi Ci tych argumentów "za"?
Wiesz, argumenty same w sobie nie są jak pieniądze - ich się nie liczy, nie podsumowuje. Są po prostu pewne argumenty, które są nadrzędne. Takim argumentem dla porządnego człowieka chcącego się związać z innym człowiekiem jest chociażby "on jest żonaty!".
Otóż, rola kochanki nie jest dla mnie jednoznacznie czarna z tego prostego względu, iż sama wzięłam się z takiego związku. Moja Rodzicielka miała romans z Protoplastą, w owym czasie już żonatym i dzieciatym.
I niech zgadnę - jestes bardzo szczęśliwa, że wzięłaś się praktycznie z przypadku, Twoja mama jest bardzo szczęsliwa, że facet, z którym Cię miała was zostawił (errata - o ile tak sie stało), i w ogóle wszyscy są bardzo szczęśliwi, że tak się stało...
Primo - jeżeli Twoja matka wiedziała, że jest tylko kochanką, tak - jest albo była niemoralna. Basta. Możesz jej bronić, ile chcesz, rozumiem - to Twoja matka, ale prawdy to nie zmieni.
Jeżeli Twoja matka nie wiedziała i też została przez tego osła oszukana to współczucie dla was obu.
"ta trzecia" w związku nie jest jednoznacznie "szmatą".
Jakieś argumenty? Powiedzmy, że masz jeden naciągany - że wzięłaś się z takiej relacji. Coś więcej?
Myślę raczej, że gdyby mężczyzna, o którym mowa, czuł się w związku szczęśliwy i spełniony, to nie szukałby nikogo na boku.
Znowu - gdyby takie dziewczyny jak Ty nie ganiały za żonatymi facetami, oni nie mieliby z kim zdradzać żon, wskutek swojego nieszczęścia w związku by je zostawiali i układali sobie życie na nowo. Twój argument w tym wypadku to fikcja.