Odkąd pamiętam byłem bardzo specyficznym człowiekiem. Po prostu od zawsze byłem dla innych... śmieszny . Sam nie wiem czemu tak było. W każdym razie niektórzy uważali mnie przez to za sympatycznego, ale w większości przypadków byłem przez ludzi wyzywany, wyśmiewany, itd. Przez to już od dziecka odcinałem się od ludzi. Miałem kilku znajomych i z nimi zadawałem się przez cały czas, w ich gronie byłem sobą, robiłem to co chciałem i nie uważałem się nigdy za jednego z tych podwórkowych wyrzutków, którzy nie mogą znaleźć sobie miejsca w świecie, bo są jacyś wyjątkowo grzeczni i nudni. Obecnie mam tak zrytą psychę, że już prawie wszystko mam gdzieś. Jestem nastolatkiem i dalej mam kilku znajomych, z którymi można się pośmiać, powygłupiać, itd. I dalej nie uważam się za jakiegoś grzecznego, mola książkowego, albo maniaka komputerowego w okularach . Wydaje mi się, że jestem człowiekiem wesołym, miłym, pozytywnie zakręconym, a jednak... przy ludziach jakoś się blokuję i zamykam w sobie. Podobnie jest w szkole. ZAWSZE jest garstka osób, która mnie bardzo lubi i nawzajem, a reszta sobie robi ze mnie żarty, ale obecnie już to olewam . Potrzebuję dużo czasu, żeby się "oswoić" z ludźmi i z nimi zaprzyjaźnić. Oprócz tego czuję, że nigdzie nie pasuję. Wiem, że mógłbym mieć masę dobrych znajomych, żyć pełnią życia, a ciągle siedzę sam i pogrążam się w mojej inności. Chyba nie muszę mówić, że z dziewczynami to już w ogóle mi nie idzie. Albo coś schrzanię, albo nie mam u jakiejś szans, albo nie jestem wystarczająco śmiały, żeby zagadać, itd. Zresztą mam dość dziwny gust i większość dziewczyn wydaje mi się istotami z Marsa .
Matko, to wygląda jak list do Bravo, ale co tam, może ktoś mi doradzi . Może później jeszcze coś dopiszę, bo obecnie siły już nie mam.
Matko, to wygląda jak list do Bravo, ale co tam, może ktoś mi doradzi . Może później jeszcze coś dopiszę, bo obecnie siły już nie mam.