witam
Skoro smierc jest nieunikniona chyba najlepiej probowac sie z nia pogodzic, nie traktowac jej jako wroga,
tak juz zbudowany jest wszechswiat ze wszystko odbywa sie w cyklu narodzin i umierania i my jestesmy czescia tego mechanizmu, i raczej nic na to nie poradzimy, wiec po co walczyc miotac sie skoro kostucha i tak dopanie nas wszystkich
osobiscie mam przeczucie ze to tylko stan przejsciowy , ze nic nie ginie w naturze i ze cos musi byc po smierci ,ze nie jest to tylko nicosc i pustka zupelna, obawiam sie jednakze ze nasza jazn, poczucie wlasnego ja w momencie smierci rzeczywiscie znika , wiec w ludzkim egoistycznym znaczeniu smierc moze oznaczac rzeczywiscie koniec
najbardziej w tym wszytkim boimy sie chyba cierpienia , samotnosci umierania , strachu przed nieznanym ( tym co bedzie po smierci), bolu jaki swym odejsciem zadamy bliskim Najwazniejsze zeby ten strach nas nie sparalizowal, zeby nie odebral nam mozliwowsci cieszenia sie zyciem ,a w tym moze nam pomoc czesciowe chociaz pogodzenie sie z tym ze tak to juz wszystko jest zbudowane, proba nabrania pewnego dystansu do samych siebie , bo to wlasnie zbytnie przywiazanie do naszego wlasnego ego jest czesto przyczyna cierpien i strachu
jest taka fajna chinska przypowiesc o tym ze smierc jest nieodlaczna czescia natury i ze warto sie z nia probowac pogodzic ( prosze nie myslec ze jestem czlonkiem jakiejs groznej chinskiej sekty
, po prostu uwazam ze to madra przypowiastka) :
" Gdy mistrzowi Czuang umarła żona, mistrz Huei odwiedził go, by mu wyrazić współczucie. Mistrz Czuang właśnie siedział z szeroko rozkraczonymi nogami, bębnił w misę i śpiewał.
Mistrz Huei rzekł:
- Skoro twoja żona mieszkała z tobą, zestarzała się wychowując twoje dzieci i umarła, to nie płakać po jej śmierci i tak byłoby dosyć, by wykazać swą dla niej obojętność. Lecz w takiej chwili bębnić w misę i śpiewać- czyż to nie za dużo?
Mistrz Czuang odpowiedział:
- Nie jest tak. Zaraz po jej śmiercu jakżebym i ja mógł nie zaznać żalu? Lecz gdy zastanowiłem się nad jej początkiem, doszedłem do tego, że ona pierwotnie nie miała życia. I nie tylko nie miała życia, lecz nie miała ciała. I nie tylko nie miala ciała, lecz nie miała i tchnienia. Potem nastąpiło zmieszanie gdzieś w niepojętym tworzywie; coś się zmieniło i powstało tchnienie, dalej nastąpiła zmiana w tcheniu i powstało ciało, wreszcie nastąpiła zmiana w ciele i powstało życie. A teraz znów zaszłą zmiana i oto umarła. Jest to podobne do biegu czterech pór roku. od wiosny do jesieni i od zimy do lata. Przecież ona teraz śpi spokojnie w wielkim domu, a ja gdybym łkał i opłakiwał ją , dałbym dowód ze nie pojąlem przeznaczenia. Dlatego przestałem płakać"
to na tyle wynurzen
pozdrawiam wszystkich