chciałem się podpiąć pod wątek, mam nadzieję, że jeszcze nie umarł
ja ciągle chodzę do szkoły i w szkole, jak w szkole uczymy się języka tylko i wyłącznie pod kątem zdania matury. wszystkie książki, ćwiczenia, pisanie pocztówek, listów, rozmówki, argumentowanie - wszystko jest doapsowane właśnie pod kątem tego, co będzie na maturze. Nigdy nie pobierałem innych lekcji, w prywatnych szkołach, więc nie wiem, na czym dokładnie polegają metody nauki, ale chciałem tutaj opisać przypadek mojej mamy, która z wykształcenia jest krawcową i przez wiele lat pracowała w różnych firmach, w końcu postanowiła założyć swoją, na początku w piwnicy w naszym domu, potem miała coraz więcej zamówień, zatrudniła drugą krawcową i przeniosła zakład do miasta. (niewielkie turystyczne miasteczko Pisz na Mazurach). Klientów sporo, a w sezonie jeszcze więcej. Pamiętam, że często wracała z pracy podenerwowana, bo mówiła, że znowu jacyś turyści przyszli do niej ze spodniami, a ona nie umiała się dogadać po angielsku i nie wiedziała czego chcą, na migi wszystko. W sumie po 2 latach zapisała się na angielski, bo tak ją to denerwowało
Była na kursie fast languages, angielski w tydzień. Ja szczerze, to zupełnie nie wierzyłem, że w tydzień może się czegokolwiek nauczyć i odradzałem, wolałem żeby poszła do jakiejś szkoły prywatnej po prostu, ale ona stwierdziła, że jak w tydzień niczego nie załapie to już nie ma dla niej ratunku. Moja mama ma 44 lata i mało cierpliwości, więc nawet się nie dziwiłem, że chce wszystko na szybko i na już. Po tym kursie, wróciła do domu i z tatą ją wypytujemy, "hał do ju du" i inne takie, a ona do nas, nieco łamaną, ale jednak, angielszczyzną, że nie będzie z nami gadać. My z ojcem w słup, szczena nam opadła, nie mam pojęcia jak dokładnie działa ta metoda, poczytałem trochę w necie, wymyslił ją Mateusz Grzesiak, działa chyba na zasadzie skojarzeń językowych. Mama przywiozła ze sobą jeszcze jakieś materiały do nauki na następny tydzień i siedziała i się uczyła. Ma jakąś matrycę do ogarnięcia gramatyki, taką, na której wszystkie czasy można sobie rozpisać. Nie powiem, że mówi płynnie i z akcentem, ale mówi! Łamanym językiem, troszkę twardo, ale rozmawia. Na wakacjach w Bułgarii sama zamawiała w restauracji już bez pokazywania numerku w karcie. Nie wiem, czy fast languages to jakaś zaawansowana metoda, czy są jakieś kontynuacje, krusy dla zaawansowanych, ale po mojej mamie widzę, że dla osób, które w ogóle nie znają angielskiego albo w stopniu ledwo ledwo to może być spoko rozwiązanie
Coś słyszeliści na temat tej metody? Ktoś miał z nią styczność?