Han Pasado. Po części zgadzam się z tym co piszesz. Trochę przesadziłem z tym, że powstanie państwa polskiego było nie po myśli Niemiec. Sami takie zaczeli tworzyć. Jednak zbyt silne pańśtwo Polskie, nie sprzymierzone z nimi, do tego z Wielkopolską, dostępem do morza i cześcią Śląska to już nie było po ich myśli.
W 1916, ani w 1918 roku, mimo gestów Niemiec, nie było dobrego nastawienia do Prusaków. Nawet wśród współpracujących z Niemcami nie było zgody na koronacje króla wyznaczonego przez kajzera. Napięcia były większe jak choćby traktat brzeski. Głównie inicjatywa niemiecka, bo Austryjacy popierali ją dążąc tylko do jak najszybszego zakończenia Wielkiej Wojny. Tylko Prusacy nie zbudowali swojego trwałego stonnictwa propruskiego w Polsce pod zaborami ze wszystkich zaborców wypadli najgorzej jesli chodzi o współprace. Polacy dobrze się organizowali w zaborze pruskim, ale było to paradoksalnie spowodowane koniecznością walki o przetrwanie.
Bombardowanie Londynu nie było Niemców celem, ale praktycznie Londyn nie był w stanie akceptować takiego braku równowagi na kontynencie, wszelkie próby dążenia do ułożenia stosunków Berlin-Londyn, były torpedowane może nawet łącznie z doprowadzeniem do abdykacji przychylnego Berlinowi Króla.
Nie będę twierdził, że Hitler ze Stalinem się szczególnie kochali. Hitler chciał przeć na wschód, Stalinowi na rękę była wojna na zachodzie co umożliwiło mu ostatecznie zdobycie sporej części Europy i uczyniło go ostatecznie największym zwycięzcą tej wojny. Fakt, że o mało co nie przegrał tej wojny, totalnie się odsłaniając w nastawieniu do ofensywy. Co do źle dobranego, przez Hitlera terminu ataku, chodzio mi właśnie o to, że z powodu Bałkanów mógł poczekać do następnego roku. To, że tego nie zrobił może świadczyc o jakiejś dziwnej niecierpliwości, w co wątpie, albo raczej informacji o szykowanej ofensywie Stalina.
Nie mniej sojusz Prus z Rosją ma długotrwałą tradycje. Hitler tej współpracy nie mógł zerwać, bo bez niej nie dałby sobie rady. To, że bolszewicy byli wrogami nazistów i Hitler musiał zwalczać komunistów u siebie, przez co korzystnie było przedstawiać ZSRR jako wroga Rzeszy to już inna sprawa.
Zgadzam sie, że w polityce nie da się tak postępować jak rozgrywając partie szachów. Słaba po śmierci Piłsudskiego sanacja, nie mogła tak o sobie postawić na sojusz z odwiecznym wrogiem, nie dając żadnego argumentu. Argument wojny światowej nie był wtedy dobry. Polacy wierzyli w zwycięską wojnę z Niemcami, w Anglię i Francję. Udało się pięknie zmobilizować naród do walki z Niemcami, nie było przesłanek, do takiej mobilizacji na wojnę z Rosją, odgrywającą gołąbka pokoju i z w miarę dobrze rozegraną sprawę granic. Rozumiem, że może było by to racjonalne wyjście, zakłądając, że Hitler wygrałby wojnę. Tego czy wygrałby tego nie wiemy. Gdyby przegrał, a my poszlibyśmy śladem Węgier, pewnie mielibyśmy swój 1956 rok, który mógł wyglądać tylko gorzej. To, że stosunkowo mało ucierpieliśmy od ZSRR, jest wynikiem tylko tego, że dostaliśmy już od Niemców. Naród nie miał już siły na powstanie przeciw sowietom. Gdyby miał, doszłoby do niego i zostałoby ono stłumione niezwykle krwawo na oczach obojętnego świata. Likwidacja polskich elit była prowadzona w sposób konsekwenty zarówno przez Niemców jak i przez Rosjan. Gdyby Hitler nie wymordował części elity zrobiłby to w większej skali Stalin. Ciekawe jak wygladała by kwestia Żydów. Pewnie jakieś antyżydowskie czystki stali musiałby przeprowadzić w Polsce. Na pewno "architekt narodów" nie pozostawiłby u nas tak silnej grupy etnicznej. Tego wszystkiego jednak w latach trzydziestych niesposób było przewidzieć.
Gdyby Hitler wygrał nasza sytuacja była by zapewne lepsza. Po wygranej wojnie Niemcy dążyliby jednak do rozprawy z sojusznikami. Na ile by się to udało nie wiemy. Na pewno po śmierci Hitlera czy Himlera, doszło by do złagodzenia reżimu. Budowanoby nazizm z ludzką twarzą, a zbrodnie bagatelizowanoby jak dziś bagatelizuje się zbrodnie sowieckie.