Zgodnie z planem, Klara została nieco z tyłu zajmując się maskowaniem śladów.
Phellan nie znalazł już na terenie pobojowiska nic, co mogło się przydać. Pozostało już tylko wrócić do klanu. Na odchodne żerca pogroził w kierunku, gdzie wiele mil dalej rozpościerały się ogromne molochy nieprzyjaciela.
W karczmie znów spotkał się z Quahronem i Naxume. Vilser nadal był w podróży, jednak jak się dowiedział od dwójki, przysłał do Wstęgi list, do którego załączono dodatkowe papiery. Phellan odkleił pieczęć i rozpostarł szorstki papirus:
Phellanie, mam nadzieję, że zastaję cię w zdrowiu, stary byku. Obecnie jestem w rozjazdach i nie mogę odwiedzić Cię osobiście. Widzisz, ja również dołączyłem do Zakonu i pracuję jako łącznik między poszczególnymi jednostkami organizacji. Co do twoich próśb, skontaktowałem się już z naszym klanem i nie powinno być żadnych ale jeśli idzie o dokumenty. Właściwie, powinieneś je dostać wraz z moim listem, znając szlaki gońców. Natomiast kurka wodna nie powiem, zagiąłeś mnie z tym kłem. Czasem mówili na ciebie ,,szalony”, ale i tak cię nie doceniałem. Williara i Birkarta rzecz jasna pamiętam, jednak mimo usilnych prób nie potrafiłem ich odnaleźć. Gdybyś jeszcze czegoś potrzebował, pisz śmiało. Większość gońców orientuje się, gdzie i kiedy się znajduję. Jako obieżyświat, że się tak określę, sporo się dowiaduję w naszej sprawie. Nie mogę jednak pisać o pewnych tematach, sam rozumiesz – kwestia bezpieczeństwa. Mam nadzieję, że spotkamy się wreszcie w lepszych czasach, i będziemy jeszcze zaśmiewali się z całej farsy przy chłodnym piwku.
Twój kompan, Vilser
Załącznikiem faktycznie okazały się być uwierzytelniające listy. Były to protokoły z różnorakich misji, jakie przeprowadził niegdyś Phellan w imieniu klanu.
Soldackie raporty
* * *
Woźnica chętnie przyjął zapłatę i zaraz zawołał po lokalnego żercę, który wgramolił się na dach pojazdu. Zatarł ręce, chwycił bat i strzelił nim nad głową rumaków. Rzecz jasna hanzyci nie mogli sobie pozwolić na byle wychudzone szkapy. Były to prawdziwie urodziwe zwierzęta o błyszczącej, ciemnej sierści.
Williar oraz Occahoe usadowili się do tego czasu na czerwonym pluszu w środku karety. Wnętrze było obite karminowym materiałem, co dodawało mu szyku. Na oknach wywieszono delikatne zasłony z falbankami.
Szosą wyjechali poprzez pola, gdzie od czasu do czasu wyrastały ze spalonej ziemi samotne ruiny. Później droga skręcała na wyboisty teren i owijała się wokół zakątka, gdzie tkwiły pozostałości po dawnej kopalni Hanzytów.
Mijając rozległe hangary, gdzie znajdowały się zejścia pod ziemię, Williar spojrzał na radar. Wyraźnie tkwiła na nim smuga, zdradzająca położenie upiora. Przejechali dalej, a punkt na sonarze nie poruszył się. Widocznie udało się zakumulować swoją obecność za pomocą medytacji.
Po dwóch milach droga wspinała się ponownie, by skierować się na drewniany most. Przynajmniej tak było do niedawna. Teraz bele leżały zniszczone po całej okolicy. Korytem płynęła zaś spieniona rzeka o szerokości dwudziestu metrów. Woźnica przeklinał na czym świt stoi.
- Do diaska. Droga na około to kwestia dodatkowych dziesięciu mil – westchnął ciężko.
* * *
Śniący wyraźnie pobladł na słowa radcy. Dobrze wiedział o statusie
Magnusa w klanie, a mimo tego odmówił:
- Wybacz. Moja moc nie równa się z tamtym stworzeniem. I to właśnie dotyczy moich domysłów na jego temat. To upiór. Był na tyle sprytny, aby przechytrzyć lokalne straże i przedrzeć się do klanu. Jest bardzo silny, acz mieliśmy tyle szczęścia, że u nas zaatakować nie mógł*.
Lucy natomiast przystała na propozycję Magnusa. Z resztą nawet gdyby nie chciała, to była jej praca i za to przecież płacono ochroniarce.
Razem ruszyli z klanu, niepewni co do dalszych zdarzeń. Lucy milczała, nigdy nie lubiła mówić za dużo, ale działać. Była świetnie wyszkolona, jeśli idzie o walkę. Dodawało to otuchy, jednakże jeśli rzeczywiście zagadkowy mężczyzna miał okazać się upiorem, na niewiele miały zdać się jej fizyczne umiejętności.
Niebawem ujrzeli stare zabudowania kopalni. Wokół nikogo nie było, towarzyszył tu jedynie świszczący wicher. Bez problemu dwójka sforsowała starą furtkę i ruszyła do jednego z baraków. Zagracony korytarz, pełny zapomnianych rupieci prowadził do ciemnego szybu. Pierwszy poziom kopalni stanowił jedynie połączenie tuneli i odnóg. Magnus nie widział dlaczego, ale podświadomie czuł którędy ma iść. Zupełnie jakby ktoś go wzywał. Wraz z Lucy zeszli niżej po zardzewiałej drabince i zanurzyli się w kolejne przejście. Dziewczyna wysunęła ostrze ze swojego wachlarza, a w prawej ręce umieściła sztylet z rękojeścią w kształcie splecionych węży. Oręż był zaklęty, emanował lekkim światłem, rzucając blask na grotę.
Gdzie okiem sięgnąć, jedynie gruz, stare bele, a czasem porzucone kilofy. Miejsce od dawna zapomniane, a zatem idealne dla wszelkiego rodzaju plugastw. Nadal jednak nie ozwał się żaden dźwięk. Magnus i Lucy ostrożnie przedarli się do następnego szybu. Mrok natężał się, jakby był rozumną istotą. Światło rzucane przez sztylet przegrywało z nim walkę, przez co musieli błądzić prawie, że na oślep. Minęli zakręt upstrzony stalagmitami i zeszli do szerokiej niszy. Wtedy dopiero Magnus wyczuł czyjąś obecność. Ktoś stał tuż obok nich, a coś mu jeszcze mówiło, iż uśmiecha się drapieżnie.
- Przyszedłeś Magnusie – poznał znajomy głos
- Krocz za mną.
Nie było to łatwe, gdyż mogli posługiwać się teraz jedynie zmysłem słuchu. Parę razy wydawało się, że zgubili już trop, gdy znów odczuwali obecność przewodnika tuż obok. W pewnym momencie zimne powietrze zastąpiła dziwna woń. Pachniało ziołami o gryzącm zapachu. Coś rozbłysło. Odsłanięto kamienną pokrywę, prowadzącą do oświetlonego pomieszczenia. Gdy oczy przybyszy, przyzwyczajone do mroku, przestały się mrużyć, dwójka ujrzała szeroką salę wykutą w jednej z jam. W jakiś sposób wniesiono tutaj kamienne filary, nad którymi unosiły się płonące, ludzkie czaszki. Z prawej strony widniała sporych rozmiarów biblioteczka, zawierające dziwne tomiszcza, których okładki spływały krwią. Z przeciwnej strony sali znajdował się napotkany w klanie upiór. Nie pozostawały wątpliwości, co do jego natury. Teraz nie nosił eleganckiego stroju, a jego ciało pokrywały długie, czerwone sznyty ułożone w skośne symbole. Eteryczne ciało było rozerwane od pasa w dół. Wnętrzności skapywały strużkami krwi, a mimo tego żadna nie upadała na ziemię, gdzieś niknąc. Najwięcej miejsca zajmował zaś tron. Na wielkim siedzisku z granitu usadowiona była kobieta o bladej twarzy. Nosiła na sobie ciemny strój, który splatał się z kamieniem tworząc przedziwną mozaikę osobliwości. Na czole wymalowano tatuaż z symbolem oka Cesarza. Bezimienny Cesarz Ebionitów uchodził za istotę, która potrafi dojrzeć wszystko i wszędzie. Obok siedzącej leżał sporych rozmiarów wór z pieniędzmi.
Kobieta leniwie otworzyła oczy. Zdawało się, że nie widzi przybyszy. Wpatrując się nieobecnym głosem przemówiła:
- Nazywam się Yirpenth. Oczekiwałam cię Magnusie. Twoja sława cię wyprzedza. Nie przerywaj mi i słuchaj. Nasz lud od dawna obserwuje poczynania najwybitniejszych osobników Unii. Nie ukrywam, że jesteś jednym z nich. Postanowiliśmy, że wykorzystamy sytuację z egzorcystą, aby poddać cię próbie. Co prawda, uciekł nam, ale wprawnemu obserwatorowi nie umknie żaden szczegół. Jesteś świetnym mówcą i masz silny charakter. A takich ludzi potrzebujemy. Chcę, abyś do nas dołączył. Unia jest tonącym statkiem. Nie udawaj, że tego nie wiesz. Jednak Dominatowi nie zależy tylko na pokonaniu wroga. Nasza walka jest koniecznością, a my nie chcemy marnować jestestw tak interesujących. Dołącz do nas, a przy swoich umiejętnościach zostaniesz kimś więcej niż rzecznikiem w prowincjonalnym obozie.
Nastała krótka chwila ciszy, po czym upiór skonkretyzował obecną sytuację.
- Chcemy jednakże ostatecznego dowodu twej lojalności. Zniszczyliśmy most, przez który miał przeprawić się Williar, a właściwie Ulvhedin Volden, bo tak naprawdę się nazywa. Miejsce jest oddalone o kilkanaście minut drogi. Pozbędziemy się razem egzorcysty. Nie będziesz potrzebować już swej laluni, więc przejmę jej ciało i wspomogę cię w walce.
Yirpenth po raz pierwszy spojrzała na Magnusa. Jej oczy mroziły niewypowiedzianą mocą.
- Jeśli się zgodzisz, obiecane trzysta denarów zwiększy się o dwieście. Oczekuję decyzji tu i teraz.
[sup]
* Wokół klanu Hanzytów rozciąga się wielki okrąg z magicznych runów, wygrawerowanych na kamiennych płytach. Kilka lat temu obóz wydał krocie, aby sprowadzić kilkunastu rytualistów, którzy postawili tą barierę o wielkiej wartości defensywnej przeciw duchowym atakom.[/sup]