Kaznodzieya napisał:
Wow !!! A co sie stało. ? O ile można oczywiście zapytać.
Można
Czas już trochę zatarł rany i chętnie mogę się dzielić moim doświadczeniem. Kto będzie chciał, może przeczytać.
Podstawowy problem Świadków Jehowy jest taki, że nie uczą ewangelii Chrystusa tylko ewangelię brooklyńską. Ponadto Świadkowie mają bardzo destrukcyjny wpływ na psychikę człowieka. Rzadko które wyznanie opanowało do tak wysokiego stopnia sztukę indoktrynacji i manipulacji jak Strażnica.
Byłam w strukturach tejże Organizacji, znam ją od kuchni, znam strategię działania, metody, skłonności do budowania wrogiego nastawienia do wszystkiego co nie odpowiada Organizacji, wyryte na blachę argumenty, czerpania tego, co wygodne nawet od przeciwników Biblii, docelowych odbiorców (słabych, naiwnych, rozczarowanych, ze skłonnościami do bycia ofiarą, łatwowiernych, wykluczonych, takich którzy nie mają celu, a chcieli by mieć, prosto myślących, niejednokrotnie z problemami osobistymi, krótko mówiąc pewnej grupy w społeczeństwie która jest podatna na różnego rodzaju wpływy), unikania osób, które znają się na Biblii, oczerniania ich (z wiadomych względów), przekazywaniu informacji, które trudno zweryfikować, wątpliwości i niejasności uznawać za rzeczy pewne i oczywiste, graniu na emocjach - my dobrzy oni źli, izolacji myślowej, itd, itd.
Im bardziej zastanawiałam się nad sensem tego co "studiuję" tym więcej miałam wątpliwości. To, że Organizacja jest wilkiem w owczej skórze, dochodziło do mnie stopniowo. Bałam się pytać, presja psychiczna jakiej są poddawani członkowie nie pozwala tak naprawdę rozwinąć trzeźwego myślenia. Nie pytałam, bo wiem czym to groziło, więc odpychałam te myśli od siebie. Łykałam bujdy o palu, transfuzji, o imieniu JeHoWaH, chrystologii przewróconej do góry nogami, proroctwach opartych na kłamstwach do potęgi entej i tych wszystkich doktrynach, które zostały opracowane przez Ciało Kierownicze, wplecione do nauki w zborach ale nie mające z Biblią za wiele wspólnego.
Bardzo się zmieniłam, zerwałam z rodziną. Mój ojciec należy do Cerkwi, matka jest agnostyczką. Potrafisz pojąć to, że znienawidziłam własnego ojca? I to za zgodą starszych zboru! Jak sobie teraz przypominam cóż ja wówczas czyniłam dla dobra Organizacji i by przypodobać się Jehowie, wciąż łzy pojawiają mi się na twarzy. Byłam gotowa do wielkich poświęceń. Pracowałam. Angażowałam się. Robiłam to, co ode mnie oczekiwano. Lampka, która dała mi znak i zaczęła mi otwierać tak na dobre oczy, to był moment w którym starsi zboru weszli ze swoimi buciorami do mojego życia tak daleko, że próbowali wejść między mnie a chłopaka którego poznałam i w którym się zakochałam. Robiono różne rzeczy by go ode mnie odsunąć. Coś niebywałego. Nie chce dalej o tym pisać, bo to boli do dziś.
Gdy po wielkim wysiłku udało mi się oderwać od tych ludzi, straciłam wszystkich tak zwanych przyjaciół ze zboru. Nikt się ze mną nie kontaktował. Wylano na mnie wiadro pomyj. Miałam lęki, niepokój, zatraciłam poczucie własnej wartości. Nie obyło się bez psychologa. Ale wróciłam do życia z pomocą ukochanego, który przy mnie trwał. Odnowiłam moje stare kontakty, wróciłam do rodziny, błagałam moich rodziców, mojego ojca o przebaczenie. Przyjął mnie choć nie zasługiwałam na jego dobre słowa po tym, co mu powiedziałam gdy zostałam Świadkiem. Tego wieczoru, gdy wróciłam nie zapomnę do końca życia. Zostałam wyrwana przez własną głupotę i zaufałam Organizacji, która niszczy, wyzyskuje ludzi, straciłam cenne lata, wyrzekłam się ojca a on mi przebaczył. Wyszłam za mąż, znalazłam pracę i mam dwójkę dzieci. Dziękuję Bogu każdego dnia za dar nawrócenia i otrzeźwienia. Pozycja Chrystusa wróciła też u mnie na swoje miejsce. Bardzo Go zaniedbałam, będąc członkiem Organizacji.
Kaznodzieya napisał:
Chciałem początkowo się w tym nieco rozpisać ale uznałem, że tyle zapewne Ci wystarczy abyś mnie zrozumiał. Choć pewnie i to zapewni innym pożywkę do drążenia i dyskusji.
Widać wyżej, że użytkownik Vaffanculo jest jeszcze świeży. Też taka byłam. Identyczna. Rzeczywistość jest niestety zupełnie inna. Jeżeli uda mu się zachować jakimś cudem trzeźwość umysłu, szybko wystąpi, jeśli nie - straci samego siebie. Nie dla Boga ale dla Ciała Kierowniczego. Ciężko później siebie odnaleźć. Swoje niezadowolenie z czegoś tam, skanalizował nie tam gdzie trzeba. Złość nigdy nie jest dobrym doradcą, ona zwyczajnie zagłusza zdrowy rozsądek. Łatwo się wówczas czym zauroczyć, a później nieszczęście gotowe.