Deszcz wzmagał się. Atmosfera tężała. Ciemny, aksamitny nieboskłon przecięła krzywa linia błyskawicy. Sarch chciał przemówić, ale przerwał mu starzec w monoklem. Gdy mówił, jego zniszczone wargi zdawały się rozpadać.
- Moi ludzie przekazali wam wytyczne parę tygodni temu. Dotrzeć tutaj i zniszczyć plugawy artefakt. Przykro mi jeśli odebraliście jakiekolwiek działania moich podopiecznych jako atak. - mówił spokojnie, posługując się dyplomatycznym tonem - Proszę podać mi sytuację, gdy bezpośrednio was zaatakowaliśmy. Słucham, hm?
Igranhen był niecierpliwy.
- Dlaczego my? To było z góry zaplanowane? Rozumiem, że my też mieliśmy zginąć w walce z orkami?
Sarch popatrzył krzywo na elfa Vanoe. Zbrojny odpowiedział mu.
- Źle nas oceniasz Igranhenie. Jesteśmy tu ze szlachetnych pobudek. Przybyć do lasu i zabić druidów. Druidów to znaczy cienie.
Wysłana kompania popatrzyła na siebie ze zdziwieniem.
- Z resztą będziemy mieli okazję uciąć sobie z nimi krótką pogawędkę. - wskazał na kilkanaście postaci w białych szatach, wyłaniających się na koniach z gęstwin lasu.
Grupa była nieco liczniejsza od zgromadzonych. Starym mężczyznom z siwymi włosami, słynnym już druidom towarzyszyła elitarny oddział strzelców z królestwa Gramnoadel. Świadczyło to o ich niebagatelnej pozycji. Hermetyczny ród rzadko kontaktował się, a tym bardziej pomagał obcym. Druidzi dotarli wnet do rozmawiających. Najstarszy druid o srebrzystych oczach i brodą sięgająca pasa staksował wzrokiem zgromadzonych.
- W imieniu legend tego świętego lasu rozkazuję wam, zarazo tego świata, opuścić ten teren i wrócić tam, skąd przybyliście.
Ciekawskie oko obok monokla zatoczyło kilka kółek.
- Arcykapłan Banhorn jak mniemam, przywódca druidzkiej szajki?
- Słusznie plugawcze. Teraz możesz się oddalić.
Obydwaj przywódcy wpatrywali się w siebie bez cienia emocji, za to z kamiennymi minami. Deszcz siekł ich po twarzach, a mimo to żaden nawet nie mrugnął. Sarch skierował się do wcześniej przybyłych.
- Ci o to druidzi to prawdziwi cienie. Od początku chcieliśmy jeno pozbyć się ich i zniszczyć artefakt przesiąknięty trzecią mocą. Dołączcie do nas i zakończmy tą farsę.
Tymczasem stary druid poświęcił uwagę tym samym osobnikom. Coś było nie w porządku. Jedna ze stron próbowała zwieść doświadczonych już bojowników na swoją stronę.
- Nie wiem kim jesteście, ale widzę, że reprezentujecie bractwo. Po prostu to wiem. - spojrzał po okolicy, gdyż zapewne przejrzał magiczną mistyfikację zbliżających się sojuszników - Posłuchajcie mnie teraz uważnie. Ci o to szubrawcy tylko podają się za szlachetnych. To są prawdziwi cienie. Chcą wyzwolić zaklętą dawno temu magię w skrzyni, jaką chronimy.
Rozpoczęła się zaciekła debata. Teraz nawet najemnicy nie byli tak pewni siebie i nie wiedzieli kogo mają słuchać. Przywódcy przekrzykiwali się, a emocje wzrastały.
- Przecież chroniliśmy was, próbowaliśmy bronić przed orkami!
- Nie słuchajcie tej bandy, bractwo na pewno was przed nimi ostrzegało!
- Zabijaliśmy tych, którzy nam stanęli na drodze. Cel uświęca środki.
- Jesteśmy świętymi mężami tego lasu, po mielibyśmy nagle zmieniać stronnictwo i hołdować złu?
Obnażyły się ostrza stali. Napięły się cięciwy łuków. Rozległ się grzmot, a sylwetki w deszczu rozświetliły jaskrawe rozbłyski. Starzec poprawiając monokl i zakrzyknął jeszcze:
- Dołączcie do nas i przyłączcie się do słusznej sprawy. Możecie zyskać potęgę waszych marzeń!
Druid parsknął.
- Róbcie jak chcecie. Jeśliście nas godni, wybierzecie właściwą stronę.
Uzurk czuł, że jego blizna znów daje o sobie znać. Faktycznie mieli do czynienia z cieniami, ale którzy nimi byli de facto? Spojrzał jeszcze w górę, na kilka sekund przed nadchodzącą bitwą. Ujrzał ciemniejszą plamę na tle nocnego nieba, rozproszonego ulewą. Wielki, czarny kruk.