Nawet nie w tym rzecz. Zebranie 500 tys. podpisów nie oznacza że zostanie przeprowadzone referendum. Sejm nie musi się zgodzić na przeprowadzenie referendum z inicjatywy obywateli...
Pisałem o tym już wcześniej. Jeżeli sejm będzie miał wolę odwołać rząd to sam uchwali votum nieufności, jeśli nie będzie miał woli, to nie dopuści do referendum. Referendum sejmowi jest niepotrzebne, a to sejm decyduje o jego zwołaniu, nie jakieś podpisy. Referendum potrzebne jest raczej propagandowo Gdyby Tusk był pewny, że referendum wygra, to doprowadziłby do niego bardzo chętnie. To umocniłoby jego pozycje. Opozycji zaś byłoby potrzebne o tyle, że byłoby argumentem podczas powrotu Tuska na stołek premiera za jakiś czas, oczywiście też o ile byłaby przekonana o sukcesie.
Referenda w Polsce to lipa. Świadczy o tym ich historia. Nie wiem po co im to zabezpieczenie, żeby nie odbywało się w kwestiach fiskalnych. Widać na zimne lubią dmuchać.
Dopiero parę miesięcy jak były wybory i ludzie ten rząd de fakto wybrali. Jak sytuacja się zmieniła? Gdzie byli ci ludzie, którzy tak atakują rząd teraz. Przecież juz podczas kampanii wyborczej, Sikorski mówił, że internet to syf i trzeba zrobić tam porządek, skąd teraz zdziwienie?
Co do problemu prawnego, sejm i tak decyduje o wotum więc tą uchwałą poddałby wotum pod referendum. Miałby do tego prawo jak mi się wydaje, bo nie jest to zastrzeżone. Jednak musiałoby to być wotum konstruktywne. Inne mogłoby być podważone. Mielibyśmy więc pierwszego premiera wyznaczonego w wyborach powszechnych. Oczywiście to skazuje taki projekt na porażkę. Poza tym, takie personalne głosowanie, można by podważyć jako niespełniające warunku jako o szczególnym znaczeniu dla państwa. Powiedzmy, że chcemy aby premierem został Ziobro, albo Pawlak, to jakie to szczególne znaczenie dla państwa?
Myślę jednak, że ściśle negatywne głosowanie byłoby też możliwe i już nie do podważenia. Po prostu zobligowałoby sejm w ciągu 60 dni do uchwalenia tego wotum, które już podczas głosowania w sejmie musiało by być konstrukcyjne. Tak mówi art. 10 ustawy o referendach. Problem w tym, że ustawa nie mówi nic o przypadku kiedy posłowie nie zagłosują jak nakazuje wynik plebiscytu. Jak egzekwować od poszczególnych posłów, że nie zagłosowali za odwołaniem rządu? Zwłaszcza, ze pojedyncze głosowanie byłoby jednocześnie powołaniem nowego premiera, więc można mieć pretensje, że w dwa miesiące się nie wyrobili, ale nie można by ich przecież ukarać, ani wykazać w którym momencie złamali konstytucje.
Cała idea nie przedstawia się tak prosto.