Jan Stanisław
Nowicjusz
Rozterka
W przyćmionym oświetleniu, po krawędziach stołu,
Myśl luźno rozsypaną w kąt zdmuchnąć potrzeba,
Nie udał się dziś wcale słów dobór i połów,
I wiersz nie napisany przyjdzie mi pogrzebać.
Rwą się w strzępy przenośnie, inwersje gdzieś giną,
Szyk się miesza, rytm gubi i całość się łamie,
A miało być tak pięknie i wiersz miał tak płynąć,
By uwieść czytelnika i wbić się mu w pamięć.
Myśli wzajem się plączą, zapalają, gaszą,
Na nic czarna linijka założeń konspektu,
I pusta biała kartka leży oczy strasząc,
Jak wyrzut indolencji, niemoc intelektu.
Czemuż ranisz mnie Muzo myśli mych obłędem?
Opuszczony przez ciebie czyż poetą będę?
W przyćmionym oświetleniu, po krawędziach stołu,
Myśl luźno rozsypaną w kąt zdmuchnąć potrzeba,
Nie udał się dziś wcale słów dobór i połów,
I wiersz nie napisany przyjdzie mi pogrzebać.
Rwą się w strzępy przenośnie, inwersje gdzieś giną,
Szyk się miesza, rytm gubi i całość się łamie,
A miało być tak pięknie i wiersz miał tak płynąć,
By uwieść czytelnika i wbić się mu w pamięć.
Myśli wzajem się plączą, zapalają, gaszą,
Na nic czarna linijka założeń konspektu,
I pusta biała kartka leży oczy strasząc,
Jak wyrzut indolencji, niemoc intelektu.
Czemuż ranisz mnie Muzo myśli mych obłędem?
Opuszczony przez ciebie czyż poetą będę?