Baskerville napisał:
Nie. Piszę całkiem poważnie. Przecież MacaN odpowiedział na cztery pytania twierdząco, a ponadto biorąc pod uwagę jego pozostałe wypowiedzi, to wszystko się zgadza. Człowiek z takim sposobem myślenia, to "idealny" kandydat na satanistę. A gdyby nim w końcu został, to być może, po dłuższej indoktrynacji, zaakceptował by nawet punkt związany z eugeniką.
To, że odpowiedział twierdząco, o niczym nie świadczy, przede wszystkim w świetle późniejszej argumentacji, w której to koncertowo popisał się nieznajomością materii, tematu w którym się wypowiada. Pogwałcił przy tym kilka zasad zdrowego rozsądku, a w momencie gdy zaczął opuszczać orbitę okołoziemską i wyleciał w kosmos, dałem sobie spokój. Nonsens. Zwyczajny. Więc szkoda było tracić na to czas. Chciał pokazać jaki jest kontrowersyjny, a zwyczajnie się ośmieszył. Jestem przyzwyczajony do merytorycznej dyskusji, wiem, że Macana na nią stać, jednakże takie przepychanki słowne bez merytorycznych odniesień, jakie starał się zainicjować pokazały, że pewne inne ambicje wzięły górę. Cóż, zdarza się.
Oto przykład wspomnianej fikcji i potwierdzenie moich słów, iż merytoryczna dyskusja nie mogła mieć po prostu miejsca:
Uważam, że psychopata to człowiek idealny, nie posiada uczuć, kieruje się w życiu tylko logicznym myśleniem. Super sprawa - nie zżerają go wyrzuty sumienia, nie tęskni za drugą osobą. Po prostu żyje wg ustalonego przez siebie porządku.
Klasyczny odlot. To akurat totalne przeciwieństwo człowieka idealnego. Dlaczego? A no dlatego, iż taki osobnik nie wykorzystuje, nie wyczerpuje w pełni swojego potencjału, jaki daje mu możliwość bycia człowiekiem, jego człowieczeństwo. Może co prawda żyć jako odizolowany pustelnik np. w afrykańskim buszu, ale nie w cywilizowanym świecie. To osobnik asocjalny, aspołeczny. Eliminowany i marginalizowany w życiu społecznym, gdyż nie wykazuje cech, które są niezbędne dla życia w grupie. Człowiek to zwierzę stadne, czyli dopasowuje swą moralność do grupy i to ona ustala, albo inaczej - wypracowuje obiektywne zasady moralne, które są niejako narzucane na poszczególne jednostki. Relatywista moralny choć może deklarować absolutną wolność etyczno-moralną, to nie bierze pod uwagę tego, że społeczeństwo zwyczajnie wymusza na nim konkretne postawy moralne (lub sam nieświadomie z nich czerpie budując swój system wartości, jeśli odbiegnie od ogólnie przyjętych wartości, odczuje to na własnej skórze), więc tutaj nie mają znaczenia jego subiektywne odczucia, przynajmniej nie na taką skalę wyrażoną w relacjach międzyludzkich, innymi słowy - kradzieże czy oszustwa spotykają się z konkretną reakcją ogółu, a co za tym idzie nawet jeśli ktoś chce być oszustem i nie widzi w tym nic złego, to i tak dopadną go konsekwencje z bycia właśnie owym oszustem. Grupa go po prostu przefiltruje, napiętnuje i zmarginalizuje, czyli zwyczajnie utrudni mu życie. Człowiek podlega cały czas ocenie moralnej, jak nie przez pojedyncze osoby, to przez społeczeństwo, które wyznaje jakieś standardowe/uniwersalne wartości.
Więc człowiek który wyznaje, albo inaczej - jest świadomy obiektywizmu moralnego posiada znacznie silniejsze fundamenty etyczne niż relatywista. Pewniejsze. Pisałem już o tym wcześniej, dzieję się tak, gdyż bazuje na doświadczeniu grupy, która wypracowywała ów zasady na przestrzeni iluś tam tysięcy lat. Zakładając, iż grupa nie dążyła do autodestrukcji i za wzór obierała sobie konkretne postawy moralne, można na bazie analiz przyjąć, iż są dobre. Ich jakość z kolei zależy od poziomu rozwoju, świadomości jak i ilości konkretnych doświadczeń danej grupy, danej cywilizacji. Stąd w szczegółach mogą być drobne różnice. W historii ten dorobek cywilizacyjny zazwyczaj był konkretyzowany w kodeksach moralnych, religiach etc. Wzniosłe, pożyteczne wartości, ideały przypieczętowywano autorytetem Boga lub zasłużonych postaci. Mała, osobista uwaga z mej strony - podzielam te ideały, wartości zdając sobie jednocześnie sprawę z ich uniwersalnego charakteru, mimo iż jestem ścisłowcem oraz osobą nieuznającą autorytety istot nadprzyrodzonych, metafizycznych.
Rzeczą absolutnie oczywistą jest również to, iż moralność, wrażliwość ludzi np. 5000 lat temu była nieco inna niż ludzi współczesnych.
Tak samo jak to, iż człowiek opierający się na zdrowym rozsądku również jest w stanie określić co jest sensowne a co nie, co jest dobre a co złe, odrzucając przy tym wszystko, co prowadzi do patologii. Tertium non datur - innej możliwości nie ma, albo coś jest pozytywne, albo negatywne. Tylko wnikliwa analiza potrafi rozstrzygnąć i znaleźć ową obiektywną granicę między jednym a drugiem. Ewentualnie możemy również bazować na zwykłym odczuciu, instynkcie (sumieniu?), który ukształtował się w nas w procesie ewolucji.
Baskerville napisał:
Zło to inicjowanie sytuacji, której rezultatem jest przemoc lub krzywda drugiej osoby.
To jest standardowa i podstawowa zasada ogólna, która definiuje zło. Z tym to chyba każdy zdrowo myślący, rozsądny człowiek się zgodzi.
O odpowiednich krokach w tym kierunku, jakie powinno uczynić społeczeństwo pisał J.S. Mill:
"Zasada ta brzmi, że jedynym celem usprawiedliwiającym ograniczenie przez ludzkość, indywidualnie lub zbiorowo, swobody działania jakiegokolwiek człowieka jest samoobrona, że jedynym celem, dla osiągnięcia którego ma się prawo sprawować władzę nad członkiem cywilizowanej społeczności wbrew jego woli, jest zapobieżenie krzywdzie innych."
oraz dalej, krzywdzić drugą osobę można również poprzez zmuszanie jej do konkretnych postaw, nawet jeśli sądzimy, iż działa na własną szkodę:
"Jego własne dobro, fizyczne lub moralne, nie jest wystarczającym usprawiedliwieniem. Nie można go zmusić do uczynienia lub zaniechania czegoś, ponieważ tak będzie dla niego lepiej, ponieważ to go uszczęśliwi, ponieważ zdaniem innych osób będzie to mądrym lub nawet słusznym postępkiem. Są to poważne powody, by go napominać, przemawiać mu do rozumu, przekonywać go lub prosić, lecz nie, by go zmuszać lub karać w razie, gdyby nas nie słuchał. Aby to ostatnie było usprawiedliwione, postępowanie, od którego chcemy go odwieść, musi zmierzać do wyrządzenia krzywdy komuś innemu. Każdy jest odpowiedzialny przed społeczeństwem jedynie za tę część swego postępowania, która dotyczy innych. W tej części, która dotyczy wyłącznie jego samego, jest absolutnie niezależny; ma suwerenną władzę nad sobą, nad swoim ciałem i umysłem."
Zgodziłbym się z poglądami Mill'a również, co do drugiego cytatu, który odnosi się m.in. do prywatności człowieka, jego życia osobistego, w szerszym pojęciu jego własnej szkodzie (np. nadużywanie alkoholu, narkotyki, papierosy itd.). Niemniej podział dobra i zła w ów drugim cytacie nadal jest obiektywny, gdyż w ramach własnej autonomii możemy robić coś nierozsądnego, a co za tym idzie - w bliższej lub dalszej perspektywie doświadczyć negatywnych konsekwencji takiego postępowania, co siłą rzeczy prowadzi do tego, iż poprzez konkretne doświadczenie zło zdefiniuje się po prostu samo. Bez względu na to jaki status moralny nadaliśmy owej czynności na początku naszego działania. Jedyne co nas mogło zmylić w prawidłowej ocenie danego czynu jest zwykła nieświadomość, brak odpowiedniej wiedzy, ewentualnie zbyt małe możliwości poznawcze by dostrzec wszystkie konsekwencje danej czynności na różnych płaszczyznach. Mamy tutaj do czynienia ze zwykłym odwołaniem się do wolności człowieka, zależnej od jego poziomu dojrzałości wraz ze wszystkimi jej konsekwencjami. Zatem podział na dobro i zło choć jedno i drugie jest zależne od człowieka, to nie on ustala granice a jedynie odczytuje konsekwencje takich czy innych postaw poprzez ocenę ich właściwości, które musi spełnić dany czyn by go zakwalifikować do pozytywnych lub negatywnych na różnych płaszczyznach, w różnych kontekstach.