Najwyraźniej odkopałeś topór wojenny
Pax, …. Parabola, na twoje życzenie, a czy wiesz że jedni z największych wojowników i powszechnie uważani za najokrutniejszych w Ameryce potocznie zwani Irokezami, byli pod wielkim wpływem kobiet i to na ich życzenie często wyruszali na wojny, lub zawierali pokój.
Zacznę więc na odpowiedź na twoje pytanie dotyczące źródeł wiedzy o historii i kulturze Indian. Tzn. może ograniczę się do wieków XVI – XVIII i tylko do terenów Ameryki Płn. na północ od Rio Grande, bo ten okres mnie najbardziej interesuje, ostatnimi czasy. Jeśli chodzi o źródła pisane o pierwszych kontaktach Indian z białymi, to jest ich jak na lekarstwo, szczególnie jeśli chodzi o wiek XVI kiedy pojawiają się pierwsi Europejczycy Hiszpanie, Francuzi, Anglicy i podejmowane są pierwsze próby osiedlania się na nowo odkrytych ziemiach. Zazwyczaj są one nieocenione jeśli chodzi o badanie dziejów politycznych Indian i ich stosunków z białymi, dużo mniej w nich informacji o szeroko pojętej kulturze. Są to nieliczne relacje osadników, (tu należy pamiętać ze nie wielu z nich nie umiało czytać i pisać), albo nie byli zainteresowani barbarzyńskimi wg nich obyczajami Indian, np. ciekawe relacje zostawił słynny John Smith (ten od Pocahontas), czy nielicznych podróżników którzy ośmielali się wyruszyć dalej w interior (z takich traperów jeszcze mniej umiało czytać i pisać), Np. Hiszpan Hernan De Soto, którego wyprawa przeszła tysiące kilometrów przez terytoria płd-wsch. USA. Relacja z tej wyprawy jest bezcenna, bowiem on i jego ludzie mieli wgląd w niezwykły świat tamtejszych plemion, które były jednymi z najbardziej rozwiniętych w Północnej Ameryce. jak napisał Ch. Mann, De Soto i jego ludziom, udało się jak przez okno zajrzeć w prawdziwy świat Indian, a potem to okno zostało raz na zawsze zamknięte, bowiem kultura Indian uległa wielkiej dezintegracji w wyniku niewyobrażalnej dla nas katastrofy, jaką były epidemie europejskich chorób. Są relacje misjonarzy, np. hiszpańskich franciszkanów, którzy stworzyli w XVI w. liczne misje na Florydzie, Georgii, czy Alabamie oraz jezuitów z Kanady które są bezcenne w kontekście badania kultur płn-wsch. Ameryki. Często właśnie misjonarze, którzy starali się poznać ludzi, którym nieśli „słowo boże” i często byli wręcz nimi zafascynowani, zostawiali najwięcej informacji o obyczajach i kulturze Indian. Jednak należy podchodzić do takich źródeł niezwykle ostrożnie, bowiem są one silnie nacechowane światopoglądowo bo ich autorzy ukształtowani byli przez kulturę europejską, chrześcijańską, w przypadku misjonarzy – np. jezuicką, ważny był też czynnik narodowościowy. Dlatego widząc rzeczy nowe, całkiem odmienne od tego co widzieli do tej pory, próbowali sobie tłumaczyć otaczającą ich rzeczywistość za pomocą znanych sobie schematów, zniekształcając przez to często prawdziwy obraz Indian. Oczywiście wiek XVIII przynosi najwięcej opisów życia Indian, czy do ich dziejów politycznych, jednak należy pamiętać ze kultury Indian uległy wielkim przeobrażeniom w wyniku styku z kultura Europejczyków i zmian wywołanych wstrząsem jakim były epidemie. wiele zwyczajów uległo zapomnieniu, Indianie tez zmieniali swoją technologię i kulturę materialną. Jeśli chodzi o migrację plemion, to przed przybyciem białych odtwarza się je przez interpretacje znalezisk archeologicznych, czy badania językowe, w okresie pojawienie się białych ruch plemion znacznie się zwiększył, biali kronikarze często wzmiankowali o tym, szczególnie w kontekście prowadzonego z Indianami handlu. Jednak jedno plemię było często określane różnymi nazwami i stąd trudności z ustaleniem ze chodzi o jedno i to samo plemię. Zazwyczaj też interesowano się głównie dużymi plemionami, które często stanowiły konfederacje różnych grup, o mniejsze grupach mamy bardzo skape informacje, bo często zanim ktoś się nimi interesował, były one już tak rozbite i liczebnie zmniejszone, ze traciły swoją suwerenność i dołączały do większych grup.
Bezcenna jest archeologia, oraz dziedzina nauki zwana etnohistorią (subdyscyplina etnologii zajmująca się rekonstrukcją historii grup etnicznych i ich kultur, zwłaszcza tych, które nie mają własnych źródeł pisanych) czy antropologia. Jednak ciągle jeszcze pozostaje wiele niewiadomych i pytań, a historycy, antropolodzy i inni ciągle toczą spory i dyskusje na temat Indian.
Chciałem dodać jeszcze ze właściwie wśród ludzi dominują dwie postawy wobec Indian Północnoamerykańskich. Większość jest albo uprzedzonych i ma lekceważący stosunek do Indian, uważając że byli prymitywni, albo też ma romantyczny i wyidealizowany stosunek do Indian. Patrząc pod katem cywilizacyjnego dorobku Europy i Ameryki w chwili kontaktu można wysnuć wniosek ze kultury indiańskie były prymitywne (Europejczycy mieli bezsprzecznie przewagę technologiczną), jednak nie uważam żeby tak było, kultury te były po prostu INNE. Zważmy że Indianie rozwijali się w całkowitej izolacji i na wielu płaszczyznach osiągnęli niezłe wyniki. Na pewno Ameryka nie była ziemia niczyja jak to chcieli przybysze, Indianie przekształcali otaczający ich świat bardziej niż nam się wydaje, m.in. przy pomocy ognia. Nie musieli też rozwijać też agresywnych technik militarnych, jak w starym świecie. Zresztą oddam głos C. Lévi-Strauss (najwybitniejszy antropolog) o osiągnięciach amerykańskich Indian, których odkrycia postępowały bardzo szybko i szły zawsze dobrym kierunku. „Ludzie ci wykazali się najbardziej zadziwiającą historią kumulatywną, jaka istnieje na świecie; przebadawszy gruntownie zasoby nowego środowiska naturalnego, opanowali uprawę najróżnorodniejszych roślin otrzymując z nich pożywienie, lekarstwa i trucizny, i – rzecz gdzie indziej niedościgniona – z trujących substancji, jak maniok, uczynili podstawowy produkt żywnościowy, a także lekarstwa stymulujące i znieczulające. […] Aby docenić to ogromne dzieło, wystarczy uzmysłowić sobie wkład Ameryki do cywilizacji Starego Świata. W pierwszym rzędzie ziemniaki, kauczuk i coca (podstawa nowoczesnej anestezji), które stanowią filary zachodniej kultury, kukurydza i arachidy, które przeobraziły gospodarkę Afryki, zanim rozpowszechniły się w Europie, potem kakao, wanilia, pomidory, ananasy, papryka, kilka gatunków fasoli, bawełny i dyni. W końcu zero, baza arytmetyki, znane było i używane przez Majów, przynajmniej 500 lat wcześniej, nim odkryli je uczeni indyjscy, od których Europejczycy przejęli je za pośrednictwem Arabów.” Osiągnięcia Indian w dziedzinie urbanistyki, irygacji i lecznictwa przewyższały ówczesne zdobycze europejskie. Amerykańscy tubylcy doprowadzili do perfekcji tkactwo, ceramikę, obróbkę szlachetnych metali. Ale to ich osiągnięcia w zakresie harmonijnego współżycia jednostki ze zbiorowością, zbiorowości ze środowiskiem naturalnym, wypracowanie równowagi między ciałem i duchem są dziś dla nas zjawiskiem godnym podziwu.”
Również idealizowanie Indian nie jest dobrym posunięciem, oni też przecież byli ludźmi z ich wadami i przywarami. Ba większość plemion szczególnie te z Wielkich Równin cechował swoisty etnocentryzm, czyli stawianie własnego narodu lub grupy etnicznej w centrum zainteresowania i wywyższanie go ponad inne. Część z was próbuje mieć obiektywny stosunek do relacji białych z Indianami, jednak tu też rodzi się pewne niebezpieczeństwo. Wynika ona z europocentrycznego punktu widzenia tych relacji, dlatego rozumienie pewnych wydarzeń wiąże się z ich zniekształceniem, a powodem jest rozumienie aspektów życia Indian pod katem kultury europejskiej co jest z gola błędne, jak również niezrozumienia i powierzchownej znajomości kultur indiańskich. Przykładem może być film „Człowiek zwany Koniem”. Niby film realistyczny, Indianie są prawdziwi z kwi i kości, wiernie odwzorowane zwyczaje indiańskie, tylko ze przedstawiają one zwyczaje Mandanów (wzorem dla filmu były ryciny Catlina) a nie Siuksów którzy byli bohaterami filmu, a biały bohater z niezwykłą łatwością dochodzi do rangi wodza, Pomimo sympatii autorów do Indian, i ogromnej chęci pokazania autentycznych Indian film nie wyszedł i stał się jeszcze jednym obrazem mówiącym o wyższości białych nad Indianami.
Na te powyższy aspekt składa się stereotypowy postrzeganie Indian, co zdarza się nawet osobom znającym tematykę (w tym osobie piszącej ten tekst).
Chciałem zacząć od religii, ale niech będzie temat trudny i niewdzięczny – eksterminacja Indian, choć wielu twierdzi ze jej nie było. Wounded Knee to preludium tragicznych zmagać dwóch całkowicie odmiennych kultur. Zderzenie było nieuniknione, jednak ja ciągle zadaje sobie pytanie, czy historia spotkania Europy z Ameryką musiała być aż tak dramatyczna. Przyglądając się postawie Europejczyków w Ameryce, twierdzę że odkrycie „Nowego Świata” ich przerosło. Europejczycy woleli zniszczyć ten całkiem odmienny kulturowo, światopoglądowo świat niż go poznać i zaakceptować. Europa nie była gotowa na przyjęcie „INNEGO”. Pisze o tym t. Todorow w Podbój Ameryki. Problem innego. Stąd tylko dwie drogi w historii – albo Indianie musieli zniknąć i starano się to osiągnąć wszelkimi możliwymi sposobami albo mieli stać odwzorowaniem białych, całkowicie odrzucając swoją tożsamość i kulturę.
Przeraża też ogrom zbrodni jakie miały miejsce podczas podboju. I nie można tego tylko rozpatrywać w kontekście podboju jednej cywilizacji przez drugą cywilizację, chodzi o skalę tych wydarzeń. Zacytuje teraz obszerny fragment artykułu Zofii Kozimor „Podwójny dramat podboju Indian” - „Zresztą prawda o podboju nie wszystkich interesuje, wielu jej sobie nie uświadamia, a inni jeszcze odpychają ją od siebie, uważając, że wydarzenia te odbyły się tak dawno, że "ubolewanie nad tym, iż źli biali napadli na dobrych Indian nie ma już dziś sensu". Tego niewątpliwie zdania jest wielu potomków białych osadników, a także wielu Europejczyków, którzy chwytają się argumentu o nieodwracalności faktów dokonanych, by zapewnić sobie spokój sumienia. Nie wszyscy jednak patrzą na te sprawy podobnie. Andrzej Wala stwierdza na przykład, że "prawda o podboju Ameryki, którą można wysupłać z materiałów źródłowych, jest porażająca nawet wtedy, gdy o nim piszą zdobywcy. Lecz kiedy pozna się to samo w opinii podbitych, kiedy zda się sobie sprawę, że najbardziej «zhumanizowane» spojrzenie Europejczyka jest przeważnie zaprawione wyższością i pychą, wtedy dopiero ogrom dokonanego zła przygniata nas zupełnie. Współcześni jednak rzadko chcą o tym pamiętać. To są dla nich rzeczy przebrzmiałe…. Niechęć do wiązania faktów i tendencja do rozgrzeszania się ze wszystkiego prowadzą do stwierdzenia, że "podbój innych ludów i zabór ziem dzieją się od początku istnienia ludzkości, więc nie ma co lamentować nad podbojem Ameryki". Przy takim rozumowaniu, można się obawiać, iż fakt, że Rzymianie z zabijania ludzi uczynili zabawę, posłuży kiedyś za argument przy realizacji kolejnego programu Reality Show. Chyba nie każdy przykład z zamierzchłej przeszłości może służyć za argument w świecie, który zwie się "cywilizowanym" i którego kamieniem węgielnym stało się chrześcijaństwo. Apel Ryszarda Kapuścińskiego, dostrzegającego barierę ochronną przed aktami ludobójstwa "we wrażliwości duchowej, silnej woli czynienia dobra i w nieustannym, uważnym wsłuchiwaniu się w słowa przykazania miłuj bliźniego jak siebie samego", może się wydać naiwny. Jest jednak przypomnieniem pewnego odkrycia, które wraz z kilkoma innymi, legło u podstaw naszej kultury. Zrodzona dwa tysiące lat temu moralność wniosła ze sobą pojęcie miłosierdzia, miłości bliźniego, wartości i godności człowieka. Wiele wieków później dorzucono do tej podstawy świeckie wartości humanizmu. Później jeszcze pojawiło się pojęcie równości i braterstwa, sformułowano prawa człowieka, zerwano z zasadą niewolnictwa, odświeżono ideę ludzkiej godności. Można było nabrać złudzeń o moralnym doskonaleniu się zachodniego świata. I co z tych wartości zostało? Wiek po wieku, wymyślano preteksty i ideologie pozwalające owe nakazy i zakazy moralne obejść. Odkrycie i podbój Ameryki stanowiły prawdziwy dysonans w humanistycznej tradycji Renesansu. Skompromitowały jego odkrycia u samej bazy. A odbyło się to w ciszy, bez specjalnego protestu moralistów, gdyż chodziło o "barbarzyńców". Nie można jednak bezkarnie godzić się na zło. Zezwolenie na grabież, zbrodnię i niesprawiedliwość musiało obrócić się przeciw nam samym. "Po jednej zbrodni – pisze Zygmunt Bauman - przychodziła druga i tym łatwiej było ją jednym dokonać, a innym przełknąć, że była to druga właśnie, trzecia, pięćdziesiąta. Oswajając się ze zbrodnią, wywracając po kolei wszystkie wartości, tworząc ideologię za ideologią, przygotowano grunt pod ostateczne rozwiązania ideologii jedynych i prawdziwych. Nie można odrzucać refleksji nad historią z obawy przed pamiętliwością. Gdyby ludzie Zachodu wcześniej zdali sobie sprawę z monstrualności tego, co zrobili amerykańskim tubylcom, gdyby bili na alarm, gdyż chwiały się ich wartości, może nie doszłoby tak łatwo, w sercu cywilizowanej Europy, do nowej zagłady. Bo jednej i drugiej nie dokonali ani genetycznie uwarunkowani mordercy, ani źli biali. Dokonali jej cywilizowani, dobrzy ludzie. Na tym polega moralny aspekt tego problemu i nasza mimo wszystko odpowiedzialność.”
Wciąż dziwią mnie sformułowania typu że nie było eksterminacji Indian, świadczą o tym fakty. Biali eksterminowali i to bardzo. Pisze o tym chociażby Henry Kamen w Imperium hiszpańskie. Dzieje rozkwitu i upadku. Na str. 148 stwierdza on że wielkie okrucieństwo wobec Indian jest faktem bezspornym. Było to okrucieństwo barbarzyńskie, dzikie i bezlitosne, którego nigdy nie zdołała okiełznać administracja kolonialna. Hiszpanie robili tak by czuć się bezpiecznie w podbitym kraju, pomimo że niszczyli tym samym system encomiendy i nie mieli NIBY w tym interesu. Już w kilkanaście lat od rozpoczęcia podboju Ameryki przez Hiszpanów, Europejczycy mieli świadomość dokonywanych tam barbarzyńskich masakr ludności tubylczej, a hiszpańskie okrucieństwo stało się przysłowiowe. Podam tylko jeden przykład - Sławne zwycięstwo jak kto woli podczas którego nie zginął ani jeden żołnierz hiszpański w pueblo Acoma w I 1599r., było świetnie przeprowadzoną akcja pacyfikacyjną, efekt 850 trupów kobiet, mężczyzn i dzieci, pozostałym przy życiu mężczyznom wziętym do niewoli ucięto stopę, dzieci zaś odebrano rodzicom, w celu „zbawienia ich dusz”. A nie odpuszczę i Kolumbowi, masakrował on opornych Tainów. korpus pod jego dowództwem przy pomocy kusz i psów bojowych zmasakrował setki kobiet i dzieci. Proponuję też poszukać na Internecie tekstu Ks. Prof. Jana Kracika NAWRACANIE W CIENIU KONKWISTY,.
Nie mniej „chlubną” kartę w podboju Ameryki zanotowali też, Anglicy, dokonujący pacyfikacji wiosek indiańskich w swych wojnach totalnych, jakie wydawali opornym plemionom w skali jakiej Indianie nigdy nie znali. Słynna wojna purytanów z Pequotami w 1637r., której kulminacją była masakra Fortu Mystic, skala tej masakry przeraziła nawet zaprawionych w boju i nie jedno widzących sojuszników Anglików wojowników Mohegan i Narraganset (poczytać o tym można u M. Rozbickiego). Wojna króla Filipa, bezkompromisowa walka po obu stronach, ale to Anglicy bezmyślnie atakowali i masakrowali wioski Indian, bo każdy Indianin był wrogiem, szczególnie znamienne były masakry tzw. „modlących się Indian”, czyli tych którzy przeszli na chrześcijaństwo. Anglicy kierujący się zasadą devide et impera wykorzystali walki plemion indiańskich, by nad nimi zapanować, niewolnictwo, nagrody za skalpy, dystrybucja alkoholu, to tylko niektóre przykłady sprawnej polityki mającej na celu wyeliminowanie tubylców. Szczególnie niewolnictwo Indian, które to zjawisko dopiero tak naprawdę wydobywane jest w USA na światło dzienne, przeraz swoją skalą. Z samego Charleston w Karolinie mogło zostać wywiezionych miedzy 30 – 50 tys. może więcej, niewolników indiańskich do pracy na plantacjach trzciny na Karaibach, tysiące innych wywieziono z innych portów jak Boston (pobożni purytanie nieźle zarabiali handlując niewolnikami) czy francuski Nowy Orlean. Wiele tysięcy było niewolnikami w koloniach angielskich, francuskich czy hiszpańskich. Nie do obliczenia są liczby osób, które zginęły podczas rajdów łowców niewolników. choć należy tu pamiętać, że większość niewolników dostarczali białym sami Indianie widząc w tym interes bo w zamian dostawali broń palną i inne wartościowe dla nich rzeczy. Jednak takich procederów nauczyli ich biali, bowiem nawet rozumienie niewolnictwa było zgoła odmienne w obu kulturach.
Czy Holendrzy, o których mówi się że prowadzone przez nich wojny były jednymi z najkrwawszych we wczesnych dziejach kolonialnych Ameryki Płn. W ciągu prawie półwiecznej historii kolonii Nowy Niderlandy wyniszczonych zostało większość plemion Long Island, i wybrzeża obecnego stanu Nowy Jork, czyli dziesiątki tysięcy ludzi.
Na deser zostawiłem sobie Francuzów, jako żyjący w największej przyjaźni z Indianami w Ameryce. Nic bardziej mylnego. Przykłady można by mnożyć – próba całkowitej eksterminacji plemienia Lisów, zatwierdzonej nawet przez krola ludwika XIV. W ciągu kilku lat walk plemię przestało faktycznie istnieć, lisów uratował jedynie opór profrancuskich plemion, które miały już dość tej masakry. Eksterminacja Natchezów, którzy mało kto o tym wie walczyli w ramię w ramię z czarnymi uciekinierami z francuskich plantacji, broniąc swojej wolności, plemię rozbito wybijając większość, resztę pochwycono i sprzedano w niewolę, małym grupom udłao się przetrwać wśród innych plemion. Pacyfikacje wiosek ludu Chitimacha, którzy w ciągu 17 lat prawie przestali istnieć, nieudana próba zniszczenia Chickasaw. Niestety jak to słusznie zauważył mój kolega na Francuzów patrzy się przez pryzmat chłopców z puszczy i wojny 1763r. no i powstania pontiaka, który przewodził Indianom przeciw Anglikom, po klęsce kolonii francuskich w Ameryce.
Właściwie z państw kolonizujących obecne USA, tylko Szwedzi (kolonia Nowa Szwecja w latach 1638 - 1655) mieli przyjazne stosunki z Indianami, o czym mówili sami Indianie Delaware podczas wizyty króla Szwecji w USA w 1988r.
Pozostaje więc USA. Już te dane powinny stanowić jedyny argument o brutalności kolonizacji reszty kontynentu przez USA. Między 1850 r., kiedy to odkrycie złota prowadzi do najazdu na stan Klaifornia, a rokiem 1860, Biali wybili 60 % kalifornijskich Indian, czyli co najmniej sto tysięcy osób. Inne liczby są równie wymowne: w przeciągu 16 lat, od 1849 do 1865, zgładzili trzy tysiące Indian z ludu Yana, trzy tysiące bez pięćdziesięciu. Miały tam miejsce masakry o wiele wymowniejsze niż ta w Wounded Knee. Jednak pamięta się zazwyczaj tylko o tej, ponieważ Siuksowie są najpopularniejszym i najbardziej znanym plemieniem. Amerykanie zresztą nie tylko dokonywali masakr opornych Indian, nie mniej ważnym elementem eksterminacji były przymusowe przesiedlenia. Dla przykłady dokonana w latach 30-tych akcja przesiedlenia plemion płd-wsch. USA, jak m.in. Czirokezi, Krik, Czikasaw, Czoktaw i Seminole na tereny za Missisipi (terytorium Indiańskie) kosztowała życie wielu tysięcy ludzi. W przypadku Czirokezów wysiedlonych zostało około 20 tysięcy członków plemienia. Drogę, w którą wysłał ich biały człowiek, zwaną „Szlakiem łez", zaznaczono grobami od 2 do 8 tysięcy osób (zależnie od źródeł podawane są różne wartości). Dane uśredniające podają, że przesiedlenia tego nie przeżył co piąty Czirokez. Na podsumowanie jeszcze w latach 70 XX w. Amerykanie stosowali sterylizację kobiet indiańskich (oczywiście bez ich wiedzy), co było kontynuacją tzw. Eugeniki (proponuje poszukać w Google) wypracowanej przez Amerykanów. Czerpali z niej m.in. naziści, a Adolf Hitler bacznie przyglądał się rozwiązaniom kwestii indiańskiej w USA, m.in. rezerwatom i wiele z nich stosował później w swojej polityce holocaustu. Jeszcze jeden cytat Alexis de Tocqueville w latach 30-tych XIXw. napisał: "Hiszpanie dopuszczali się bezprzykładnych okrucieństw i okryli się wieczystą hańba, a jednak nie zdołali wymazać rasy indiańskiej z powierzchni ziemi, ani nawet zepchnąć jej poza granice prawa. Amerykanie ze Stanów Zjednoczonych osiągnęli jedno i drugie z nadzwyczajną łatwością, spokojnie, bez trudu, filantropijnie, nie przelewając krwi i pozornie nie naruszając żadnej podstawowej zasady moralności. Trudno byłoby nieść zagładę ludziom lepiej przestrzegając praw ludzkości."
„Gdyby zwyciężeni napisali historię swojej klęski,
zwycięzcom przy jej lekturze na myśl by nie przyszło,
że jest to historia ich zwycięstwa”
Historię trzeba poznawać, nie po to, aby rozpamiętywać żale, innym wytykać zbrodnie, lecz po to, aby samemu takich zbrodni w przyszłości nie popełnić.