Racjonalizm

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Tzn. wydaje mi się, że ja właśnie o tym mówię.
Mi też wydaje się, że o tym mówisz, ale nazwałeś to bodaj "unikaniem wszystkich emocji" oraz "Wszystkie emocje są cierpieniem".

Cierpienie rodzi się z rozdzielenia z tym co kochamy, oraz z połączenia z tym czego nienawidzimy.
Należałoby sie jeszcze zastanowić, czy nienawiść nie powstaje czasem tylko i wyłącznie w przypadku zagrożenia dla tego od czego jesteśmy uzależnieni.

Żywię przekonanie, że ta zwykła radość którą przeżywamy w kontakcie z rzeczami lub zjawiskami które uważamy za wartościowe, nie jest prawdziwą radością, właśnie dlatego, że pojawia się tylko przy kontakcie z nimi. Jest taką "pół-radością".
Ja również mam takie przypuszczenia. Nie oznacza to jednak żeby tych pół-radości w jakiś sposób unikać.
 

Maver

Głęboko wierzący ateista
Dołączył
24 Listopad 2006
Posty
1 579
Punkty reakcji
3
Wiek
39
Miasto
Szczecin
Mi też wydaje się, że o tym mówisz, ale nazwałeś to bodaj "unikaniem wszystkich emocji" oraz "Wszystkie emocje są cierpieniem".

Wiesz, nie chce mi się sprawdzać. Być może masz rację, że coś w tym tonie powiedziałem.

Należałoby sie jeszcze zastanowić, czy nienawiść nie powstaje czasem tylko i wyłącznie w przypadku zagrożenia dla tego od czego jesteśmy uzależnieni.

Nie bardzo rozumiem co masz na myśli.

Ja również mam takie przypuszczenia. Nie oznacza to jednak żeby tych pół-radości w jakiś sposób unikać.

Ani ich nie unikać ani też specjalnie nie szukać. Nie chwytać, nie przywiązywać się. Hmm?
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Nie bardzo rozumiem co masz na myśli.
Napisałeś, że cierpienie to - zabierają nam coś co kochamy lub "dodają" coś czego nienawidzimy. Czy to nie jest jednak to samo? Czy nienawiść nie jest zawsze reakcją na zabieranie czegoś co się kocha? (nie przemyślałem tego, tak mi do głowy taki problem przyszedł).
Jak tak "na szybkiego" analizuję rzeczy, które się często nienawidzi, to chyba zawsze u podstaw znajduje - utratę czegos co "kochamy".

Ani ich nie unikać ani też specjalnie nie szukać. Nie chwytać, nie przywiązywać się. Hmm?
No to się zgadzam.
 

Maver

Głęboko wierzący ateista
Dołączył
24 Listopad 2006
Posty
1 579
Punkty reakcji
3
Wiek
39
Miasto
Szczecin
Napisałeś, że cierpienie to - zabierają nam coś co kochamy lub "dodają" coś czego nienawidzimy. Czy to nie jest jednak to samo? Czy nienawiść nie jest zawsze reakcją na zabieranie czegoś co się kocha? (nie przemyślałem tego, tak mi do głowy taki problem przyszedł).
Jak tak "na szybkiego" analizuję rzeczy, które się często nienawidzi, to chyba zawsze u podstaw znajduje - utratę czegos co "kochamy".

W sumie masz rację. Kiedy znajdujemy się w obecności osoby której nie lubimy, to po prostu "zabiera" nam się spokój. Więc cierpienie faktycznie zawsze może być utratą czegoś.

No to się zgadzam.

Wracając do tematu - czy możemy takie podejście do emocji jak ustaliliśmy nazwać racjonalizmem, o który pytał Caleb?

I jeszcze jedno. Może to nie miejsce na takie rozważania, bo staramy się określić czym jest racjonalizm i jaką ma wartość, ale skoro doszliśmy do tak dalece idącego wniosku, że prawdziwa radość i spokój to brak uzależnień, to w związku z tym mam jeszcze jedno pytanie. Wyłączmy na chwilę nasze uprzedzenia i odruchowe reakcje i postarajmy się z pomocą konsekwentnej logiki pociągnąć dalej ten wywód.

Szczęście to brak uzależnień. Nie da się jednak ukryć, że wszystko jest pewną formą uzależnienia. Oddychamy więc potrzebujemy powietrza. Jesteśmy uzależnieni od wody, jedzenia, snu, odpowiedniej temperatury, wilgotności, ciśnienia powietrza, siły ciążenia, itd. Technicznie rzecz biorąc to też są uzależnienia.

1. Czy nie wynika z tego, że tak długo jak jesteśmy ludźmi - bądź szerzej, istotami "foremnymi" - nie osiągniemy prawdziwego szczęścia? Podtrzymanie formy kosztuje energię. Zdobycie energii kosztuje wysiłek. Wysiłek powoduje cierpienie.

2. Czy nie wynika z tego, że takie formy życia jak rośliny, również cierpią w pewien sposób, ponieważ też są uzależnione od warunków środowiskowych i "wkładają wysiłek" w podtrzymanie własnej formy?
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Rzecz w tym właśnie, że emocje są zmienne i to z minuty na minutę. Aby podtrzymać pozytywne odczucia trzeba się ciągle wysilać. Ten wysiłek również jest cierpieniem. Trzeba wypić, spotkać się ze znajomymi, pobrechtać się z czegoś, zjeść porządną pizzę, wtedy jest ok. Ale jest ok tak długo jak powtarzamy te działania, a one wymagają poświęcenia czasu i energii. Ten ciągły ruch w stronę przyjemnych doznań to jest cierpienie. Ta jedna chęć - chęć doznania rozkoszy - puszcza w ruch całą machinę cierpienia. Żeby mieć przyjaciół, trzeba dobrze wyglądać, nie śmierdzieć, być ładnie ubranym, więc trzeba mieć mieszkanie, pracę, itp. Żeby mieć na piwo i pizze, trzeba zarabiać, ale żeby sobie wyjechać na wycieczkę z przyjaciółmi przy których doznaje pozytywnych emocji trzeba więcej zarabiać, itd.
Zauważ, że inne są emocje dziecka, a człowieka dorosłego. Inne osoby zwyczajnie prostackiej, odmienne od obytej i pracującej nad sobą. Typ człowieka jakiego sobie cenię to świadomy swoich zachowań i pracujący nad ich kontrolą. A takie skakanie od emocji do emocji, aby tylko czuć się dobrze to właśnie zatracanie tej kontroli, choć niestety większość z nas tak robi non stop. Grunt to właśnie nie przywiązywać się do chwilowej przyjemności, po prostu smakować ją. Trzeba nieraz się wysilić, ale ten wysiłek ma właściwy sens w przypadku przyjemności wyższych jak np. rozwój intelektualny. Rzeczy takie jak przypodobanie się ludziom, atrakcyjny wygląd to sprawy marginalne i nie warto przywiązywać do nich dużej wagi. Natomiast przywiązanie i możliwość utraty nadają wagi górnym uczuciom jak przyjaźń. Wiążąc się z osobą i odczuciami z nią związanymi ryzykujesz i przez to pokazujesz, że owa persona jest dla Ciebie ważna.

Dlatego mówię, że pozytywne emocje powodują cierpienie nie tylko kiedy za nimi tęsknimy ale także wtedy kiedy do nich dążymy, oraz nawet wtedy kiedy trwają, ponieważ w głębi mamy świadomość, że one miną. Nietrwałość stanów emocjonalnych jest tu kluczowa. Gdyby nie ona - nie pisałbym tego.
Nie chełpić się zwycięstwem, nie załamywać porażką - to odnosi się także do emocji.

To na pewno. Od tego w ogóle bym zaczął, tyle że - jak już wiesz - na tym bym nie poprzestał.
Rzecz w tym, że Ty popadasz z jednej skrajności w drugą. Gdyż stwierdziłeś - alternatywą dla życia emocjami jest się ich pozbycie. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie z poprzednich postów. A to droga, która i tak doprowadzi do punktu wyjścia. Nie uciekniesz przed własną naturą.

Caleb, ty za to jesteś optymistą.
Oportunistą, optymizm jest zwodniczy.

Dobrze wiesz, że nie zawsze tak jest. Gdyby tak było to poradnie psychologiczne by nie istniały. Brak pozytywów jednych motywuje a innych doprowadza do jeszcze większej rozpaczy.
Jest tak, bo ludzie są oporni na lekcje, jakie daje życie. Mnie teraz nie interesują inni, bo lwią część problemów u psychologów czy psychoterapeutów można załatwić samemu. To wynik globalizacji i rozluźniania stosunków międzyludzkich, cywilizacja jako całość się rozwija, pojedyńcze jednostki słabą. Zamiast dobrze poznać siebie samych idą do psychologa. Tu chodzi o samą ideę, którą trzeba wdrożyć, aby ze nieprzyjemnego wyciągnąć też jakąś naukę dla siebie.

Nie jestem pewien czy aby źle do tego nie podchodzisz... Czytając twoje słowa można dojść do wniosku, że zło tkwiące w "pozytywnych" emocjach to w zasadzie - uzależnianie się od nich.
Właśnie o tym mówiłem wcześniej. Maver nie chce rozróżnić pragnienia bodźców od nich samych.

Ja mam taką teorię, o której nie mówię zbyt głośno, bo wiem, że jest ciężka do zrozumienia i dość niecodzienna. Mianowicie, pozbywając się wszelkich "pozytywnych kontaktów" ze światem - jak to ładnie ująłeś - nie pozostanie jakaś pustka bądź zobojętnienie, lecz dopiero wtedy pojawi się spokój, a ze spokoju zrodzi się radość nieuwarunkowana posiadaniem czegoś, bądź przeżywaniem czegoś. Żywię przekonanie, że ta zwykła radość którą przeżywamy w kontakcie z rzeczami lub zjawiskami które uważamy za wartościowe, nie jest prawdziwą radością, właśnie dlatego, że pojawia się tylko przy kontakcie z nimi. Jest taką "pół-radością". A...
Maver, tutaj już wychodzisz poza człowieka, jego zachowania tworząc abstrakcyjną idyllę. Bo powiedz szczerze, czy spotkałeś osobę z takim nastawieniem? Tacy już jesteśmy, będziemy w jakimś stopniu potrzebować tego co przyjemne. Natomiast różnicą jaką mogą stworzyć światli ludzie jest
nakierowanie tych potrzeb, (wreszcie instynktu bo tak poniekąd można je nazwać) dla ambitniejszych i bardziej wysubliowanych celów niż reszta. Człowiek taki ujarzmiający własną naturę, a nie próbujący się jej pozbyć będzie wreszcie panem swojego losu, świadomy dlaczego czuje i w jakim kierunku jego uczucia podążają. Natomiast pełna radość o jakiej mówisz to trudna sztuka nauczenia się cieszenia życiem, prostymi przyjemnościami bez uzależniania się od nich i poddawaniu się tęsknocie. Ta zdarza się rzadko, bo ludzie niepotrzebnie komplikują, chcą więcej i więcej, w końcu wpadają w błędne koło.

Kurde, lubię z wami rozmawiać, chłopaki. Wtedy przeżywam taką... półradość. Bo jak nie mam czasu wejść na forum, to jestem zirytowany.
Vice versa ;). Przyznam, że rozmowa z Tobą jest wymagająca i przez to - ciekawa.

Należałoby sie jeszcze zastanowić, czy nienawiść nie powstaje czasem tylko i wyłącznie w przypadku zagrożenia dla tego od czego jesteśmy uzależnieni.
Zacznijmy od tego, że nienawiść jest czysto ludzka. Zwierzęta żyją w prosty dla nas sposób i prawdopodobnie odczuwają jedynie złość. Natomiast my jako bardziej świadomi wypracowaliśmy sobie także jeszcze bardziej zjadliwe uczucie jakim jest nienawiść. Ta zazwyczaj powstaje w wyniku zagrożenia dla swojego ego, samooceny. A od dobrego wizerunku we własnych oczach także można się uzależnić.

Ani ich nie unikać ani też specjalnie nie szukać. Nie chwytać, nie przywiązywać się. Hmm?
Ot co.

Wracając do tematu - czy możemy takie podejście do emocji jak ustaliliśmy nazwać racjonalizmem, o który pytał Caleb?
To nie jest racjonalizm, a pochodny mu, który sam wypracowałem. Nie akceptuję gotowych schematów.

Szczęście to brak uzależnień. Nie da się jednak ukryć, że wszystko jest pewną formą uzależnienia. Oddychamy więc potrzebujemy powietrza. Jesteśmy uzależnieni od wody, jedzenia, snu, odpowiedniej temperatury, wilgotności, ciśnienia powietrza, siły ciążenia, itd. Technicznie rzecz biorąc to też są uzależnienia.

1. Czy nie wynika z tego, że tak długo jak jesteśmy ludźmi - bądź szerzej, istotami "foremnymi" - nie osiągniemy prawdziwego szczęścia? Podtrzymanie formy kosztuje energię. Zdobycie energii kosztuje wysiłek. Wysiłek powoduje cierpienie.

2. Czy nie wynika z tego, że takie formy życia jak rośliny, również cierpią w pewien sposób, ponieważ też są uzależnione od warunków środowiskowych i "wkładają wysiłek" w podtrzymanie własnej formy?
Jako ludzie cierpimy i odnosimy benefity z racji swojej budowy ciała, przystosowania, trybu życia. Nie można jednoznacznie określić, czy nasz byt oznacza cierpienie lub szczęście. Nie mamy punktu odniesienia, gdyż musielibyśmy odnieść się do absolutu, niezmiennych prawd rządzących całym światem. A tych nie znamy, a może w ogóle ich nie ma. Dlatego trzeba zacząć od prostego stwierdzenia. Mogliśmy narodzić się jako istoty bardziej chłonne na poznanie, ale równie dobrze jako znaczniej ograniczone. Ważne, że istniejemy tu i teraz, tacy, jacy jesteśmy. Możemy zatem za pomocą swoich możliwości i w granicach ułomności kształtować się oraz stawać lepszymi cokolwiek to dla nas samych oznacza. Wszelkie wybieganie poza tę płaszczyznę ociera się o perfekcjonizm, a ten jest zabójczy w swych sankcjach.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Szczęście to brak uzależnień. Nie da się jednak ukryć, że wszystko jest pewną formą uzależnienia. Oddychamy więc potrzebujemy powietrza. Jesteśmy uzależnieni od wody, jedzenia, snu, odpowiedniej temperatury, wilgotności, ciśnienia powietrza, siły ciążenia, itd. Technicznie rzecz biorąc to też są uzależnienia.

1. Czy nie wynika z tego, że tak długo jak jesteśmy ludźmi - bądź szerzej, istotami "foremnymi" - nie osiągniemy prawdziwego szczęścia? Podtrzymanie formy kosztuje energię. Zdobycie energii kosztuje wysiłek. Wysiłek powoduje cierpienie.

2. Czy nie wynika z tego, że takie formy życia jak rośliny, również cierpią w pewien sposób, ponieważ też są uzależnione od warunków środowiskowych i "wkładają wysiłek" w podtrzymanie własnej formy?
W "prawdziwym" świecie, który jesteśmy w stanie poznać nie ma widać "prawdziwego" szczęścia.
 

Atryda

Nowicjusz
Dołączył
10 Lipiec 2008
Posty
328
Punkty reakcji
1
1. Czy nie wynika z tego, że tak długo jak jesteśmy ludźmi - bądź szerzej, istotami "foremnymi" - nie osiągniemy prawdziwego szczęścia? Podtrzymanie formy kosztuje energię. Zdobycie energii kosztuje wysiłek. Wysiłek powoduje cierpienie.

2. Czy nie wynika z tego, że takie formy życia jak rośliny, również cierpią w pewien sposób, ponieważ też są uzależnione od warunków środowiskowych i "wkładają wysiłek" w podtrzymanie własnej formy?

Nie wiem czy to nie zbyt daleko idące wnioski. W moim odczuciu cierpienie jest związane z posiadaniem świadomości, a tej rośliny nie mają.
Patrząc od innej strony cierpienie i szczęście to tylko stany umysłu, a nad umysłem można zapanować.
 

los16angeles

Nowicjusz
Dołączył
4 Lipiec 2007
Posty
840
Punkty reakcji
2
Miasto
Manhatan
wrażliwość i kierowanie się emocjami nie jest dobre bo człowiek by chyba przy pierwszych porażkach życiowych łapał się prób samobójczych i byle co przeżywał tygodniami. Przesadny racjonalizm też nie jest czymś zrowym.
Ja bardziej skłaniałabym się do osób podchodzących do wszytskiego zbyt prywatnie choć jaki taki racjonalizm posiadam a teraz gdy jest mi trochę trudno staram się kierować tylko i wyłącznie rozumem.
 

armusienka

Love
Dołączył
28 Październik 2008
Posty
4 511
Punkty reakcji
3
Miasto
XVI wiek ;)
wrażliwość i kierowanie się emocjami nie jest dobre bo człowiek by chyba przy pierwszych porażkach życiowych łapał się prób samobójczych i byle co przeżywał tygodniami. Przesadny racjonalizm też nie jest czymś zrowym.
Ja bardziej skłaniałabym się do osób podchodzących do wszytskiego zbyt prywatnie choć jaki taki racjonalizm posiadam a teraz gdy jest mi trochę trudno staram się kierować tylko i wyłącznie rozumem.
Niczym jak w oświeceniu " zródłem poznania jest rozum,a reszta opiera sie na doswiadczeniu "
Ale wiele jest osob wrazliwych,i chyba wielu z natury jest emocjonalnymi ludzmi..
I ciezko jest to w sobie zmienic
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Patrząc od innej strony cierpienie i szczęście to tylko stany umysłu, a nad umysłem można zapanować.
Cierpienie i szczęście zawsze będą. Jedno nie istnieje bez drugiego, gdyż wtedy traci swoje nacechowanie. Dlatego smutek jest w pewnym stopniu człowiekowi potrzebny i z niego powinien się uczyć, a nie poddawać ogarniającej chandrze.
 

Atryda

Nowicjusz
Dołączył
10 Lipiec 2008
Posty
328
Punkty reakcji
1
Cierpienie i szczęście zawsze będą. Jedno nie istnieje bez drugiego, gdyż wtedy traci swoje nacechowanie. Dlatego smutek jest w pewnym stopniu człowiekowi potrzebny i z niego powinien się uczyć, a nie poddawać ogarniającej chandrze.
Zapewne tak jest, że cierpienie i szczęście nie istnieją bez siebie, chociaż można bez problemu sobie wyobrazić człowieka, któremu przez całe życie zadawane jest cierpienie. W każdej chwili jego istnienia. Bez chwili szczęścia.
A co do smutku to zgadzam się w stu procentach.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Zapewne tak jest, że cierpienie i szczęście nie istnieją bez siebie, chociaż można bez problemu sobie wyobrazić człowieka, któremu przez całe życie zadawane jest cierpienie. W każdej chwili jego istnienia. Bez chwili szczęścia.
W takim rozumowaniu "cierpienie" i "szczęście" są pojęciami czysto względnymi. Te pojęcia mogą służyć jedynie do jakiegoś wartościowania odczuć/bodźców. Wszystko więc zależy od tego jak kto sobie ustali granice szczęścia i cierpienia.

Jakiś skrajny pesymista z depresją może w każdych warunkach np twierdzić, że cierpi.
 

lenirek

Nowicjusz
Dołączył
18 Styczeń 2009
Posty
58
Punkty reakcji
0
Miasto
z lasu...
Emocje, uczucia i rozum bardzo często do siebie nie przystają i niestety pozostają ze sobą w sprzeczności. Ale ani bez jednego ani bez drugiego nie dałoby się żyć. To w sumie temat rzeka. I trudno tutaj określić z czym lepiej się żyje. Generalnie jak bardzo człowiek twardo by nie stąpał po ziemi, to i tak emocji się nie pozbędzie- były i będą- tacy jesteśmy... zbyt skomplikowanie ludzcy :) W życiu to jest tak, że czasem lepiej posłuchać rozumu, a czasem warto dać się ponieść emocjom..., a kiedy?- na to nie ma recepty. Każdy jest indywidualnością. Jednemu lepiej być racjonalistą, innemu kierować się emocjami, wiele też zależy od temperamentu, charakteru. Ja natomiast przy poznawaniu i odbiorze świata biorę pod uwagę te dwie rzeczy, w zależności od sytuacji szala chyli się w różne strony. A prawda? Prawda leży po środku:) Emocje często są produktem myśli, dlatego nie można ich tak zwyczajnie odrzucać, bo mogą na coś wskazywać, to reakcja zwrotna. Pozdrawiam:)
 

saviola_13

Nowicjusz
Dołączył
24 Maj 2007
Posty
637
Punkty reakcji
4
Wiek
34
Miasto
Krk
naprawdę jestem pod wrażeniem jak ten temat ładnie się rozwinął. Wobec tego mam pytanie. Czy waszym zdaniem należy walczyć z uzależnieniami ? Ktoś przecież słusznie przyznał że przecież całe nasze życie składa sie z uzależnień. Czy wobec tego mamy walczyć z samym sobą? Proszę o wyjaśnienie bo być może nie do końca zrozumiałem...
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
lenirek - dobry post.

naprawdę jestem pod wrażeniem jak ten temat ładnie się rozwinął. Wobec tego mam pytanie. Czy waszym zdaniem należy walczyć z uzależnieniami ? Ktoś przecież słusznie przyznał że przecież całe nasze życie składa sie z uzależnień. Czy wobec tego mamy walczyć z samym sobą? Proszę o wyjaśnienie bo być może nie do końca zrozumiałem...
Uzależnienie to czynność, która kieruje Tobą, a nie na odwrót. Przez uzależnianie się od czegokolwiek, poczynając od herbaty po określone emocje traci się samokontrolę, poniekąd swoje ,,ja". Dlatego racjonalizm jest mi bliski, bo działanie poprzez rozum to pełniejsza świadomość swoich czynów i całego życia. Dlatego odpowiedź brzmi: tak, powinniśmy walczyć, z tym co przejmuje nad nami kontrolę.
 

Atryda

Nowicjusz
Dołączył
10 Lipiec 2008
Posty
328
Punkty reakcji
1
naprawdę jestem pod wrażeniem jak ten temat ładnie się rozwinął. Wobec tego mam pytanie. Czy waszym zdaniem należy walczyć z uzależnieniami ? Ktoś przecież słusznie przyznał że przecież całe nasze życie składa sie z uzależnień. Czy wobec tego mamy walczyć z samym sobą? Proszę o wyjaśnienie bo być może nie do końca zrozumiałem...
Moim zdaniem należy walczyć z uzależnieniami. Fakt, że nie pozbędziemy się cierpienia z naszego życia, ale możemy (i powinniśmy) je ograniczać.

lenirek - dobry post.


Uzależnienie to czynność, która kieruje Tobą, a nie na odwrót. Przez uzależnianie się od czegokolwiek, poczynając od herbaty po określone emocje traci się samokontrolę, poniekąd swoje ,,ja". Dlatego racjonalizm jest mi bliski, bo działanie poprzez rozum to pełniejsza świadomość swoich czynów i całego życia. Dlatego odpowiedź brzmi: tak, powinniśmy walczyć, z tym co przejmuje nad nami kontrolę.
Ładnie powiedziane. Widzę, że Caleb w racjonalizmie odnajduje to czego ja poszukuję w medytacji. Wolności i pełniejszej świadomości.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
W życiu to jest tak, że czasem lepiej posłuchać rozumu, a czasem warto dać się ponieść emocjom..., a kiedy?- na to nie ma recepty. Każdy jest indywidualnością. Jednemu lepiej być racjonalistą, innemu kierować się emocjami, wiele też zależy od temperamentu, charakteru. Ja natomiast przy poznawaniu i odbiorze świata biorę pod uwagę te dwie rzeczy, w zależności od sytuacji szala chyli się w różne strony. A prawda? Prawda leży po środku:) Emocje często są produktem myśli, dlatego nie można ich tak zwyczajnie odrzucać, bo mogą na coś wskazywać, to reakcja zwrotna. Pozdrawiam:)
Kiedy warto się ponieść emocjom? Moim zdaniem zawsze kierować nami powinien rozum, a emocje co najwyżej "dekorować" i uatrakcyjniać nasze życie.
Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie sytuacji, w której podjęcie rozsądnej decyzji "głową", byłoby gorsze, niż podjęcie nierozsądnej decyzje "sercem".
Z kierowania się emocjami coś dobrego może wyniknąć chyba jedynie przez przypadek.

Coleb napisał:
Uzależnienie to czynność, która kieruje Tobą, a nie na odwrót. Przez uzależnianie się od czegokolwiek, poczynając od herbaty po określone emocje traci się samokontrolę, poniekąd swoje ,,ja". Dlatego racjonalizm jest mi bliski, bo działanie poprzez rozum to pełniejsza świadomość swoich czynów i całego życia. Dlatego odpowiedź brzmi: tak, powinniśmy walczyć, z tym co przejmuje nad nami kontrolę.
Nie tylko. Nie ma uzależnienia w naszym życiu uzależnienia - nie ma np strachu (teoretyczna sytuacja).
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Niektóre z odruchów jak strach (np. przed poparzeniem) nie powinniśmy się pozbywać. Z resztą jest to praktycznie niemożliwe. Także głód, strach czy odruchy bezwarunkowe będą nam towarzyszyć zawsze i nie ma sensu ich przezwyciężać. Służą naszemu organizmowi jako środki prewencyjne, ochronne.

Atryda Masz jakieś określone techniki, czy ot tak medytujesz na zasadzie relaksowania się? Kiedyś nieco to praktykowałem, jak już nadmieniłem. Można nabrać chwilowo dystansu, uspokoić się, ale nie zastąpi Ci to światopoglądu.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Niektóre z odruchów jak strach (np. przed poparzeniem) nie powinniśmy się pozbywać. Z resztą jest to praktycznie niemożliwe. Także głód, strach czy odruchy bezwarunkowe będą nam towarzyszyć zawsze i nie ma sensu ich przezwyciężać. Służą naszemu organizmowi jako środki prewencyjne, ochronne.
To oczywiste. Naszej fizyczności nie przeskoczymy.
W celach przetestowania naszego stopnia uzależnień proponuje:
Wyobrazić sobie siebie i świat. Usuwać poszczególne elementy ze świata, oraz przyjrzeć się swoim odczuciom. Usuwać, aż zostanie tylko nasza osoba.
Następnie przywrócić cały świat i usuwać rozmaite "rzeczy" w nas. Ręka, wzrok, upośledzenie umysłowe itp (kto oglądał "Johny poszedł na wojnę" moze sie zastanowić czy wolał by żyć tak jak on, czy umrzeć).
 

Maver

Głęboko wierzący ateista
Dołączył
24 Listopad 2006
Posty
1 579
Punkty reakcji
3
Wiek
39
Miasto
Szczecin
Dużo. Za dużo. Nie nadążam. :) Przepraszam, że nie odpowiem na wszystko, ale po prostu nie mam czasu (pisze tylko w pracy).

Rzecz w tym, że Ty popadasz z jednej skrajności w drugą. Gdyż stwierdziłeś - alternatywą dla życia emocjami jest się ich pozbycie. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie z poprzednich postów. A to droga, która i tak doprowadzi do punktu wyjścia. Nie uciekniesz przed własną naturą.

Ach, bo ja cały czas mam na myśli, że porzucić przywiązanie, to tak jakby "pozbyć się" samej rzeczy. Czy nie jest to de facto równoznaczne?

Właśnie o tym mówiłem wcześniej. Maver nie chce rozróżnić pragnienia bodźców od nich samych.

Przecież pragnienie to bodziec.

Maver, tutaj już wychodzisz poza człowieka, jego zachowania tworząc abstrakcyjną idyllę. Bo powiedz szczerze, czy spotkałeś osobę z takim nastawieniem? Tacy już jesteśmy, będziemy w jakimś stopniu potrzebować tego co przyjemne.

Osobiście wierzę - w taki sposób w jaki teiści wierzą w boga - że można osiągnąć pełną świadomość, przebudzenie, i całkowicie porzucić uzależnienia tego świata. Wierzę, ponieważ nie widzę powodu dla którego nie dałoby się tego zrobić. Jeśli można uwolnić się od palenia papierosów, picia alkoholu, i całej masy innych uzależnień, to dlaczego nie można by uwolnić się od wszystkich uzależnień? Powiedzenie "taka nasza natura" albo "tak jest i już" nie zniechęca mnie wcale, ponieważ takie stwierdzenie jest fałszywe. Kiedyś ludzie mówili, że ludzie nigdy nie wzniosą się w powietrze bo taka nasza natura, tak jest i już...

Patrząc od innej strony cierpienie i szczęście to tylko stany umysłu, a nad umysłem można zapanować.

O tym mówię.

Cierpienie i szczęście zawsze będą. Jedno nie istnieje bez drugiego, gdyż wtedy traci swoje nacechowanie. Dlatego smutek jest w pewnym stopniu człowiekowi potrzebny i z niego powinien się uczyć, a nie poddawać ogarniającej chandrze.

Zgadzam się, że gdy wyeliminujemy cierpienie, wyeliminujemy to co uważamy za szczęście (dlatego tak bardzo tego bronimy i nie chcemy aby nam to odebrano - godzimy się cierpieć, bo chcemy, żeby było nam też przyjemnie), ale jak już pisałem wcześniej, nie sądzę aby po tym wszystkim została pustka. Macie wyobraźnię, użyjcie jej teraz. Wyobraźcie sobie taką sytuację. Co widzicie?

W takim rozumowaniu "cierpienie" i "szczęście" są pojęciami czysto względnymi. Te pojęcia mogą służyć jedynie do jakiegoś wartościowania odczuć/bodźców. Wszystko więc zależy od tego jak kto sobie ustali granice szczęścia i cierpienia.

Jakiś skrajny pesymista z depresją może w każdych warunkach np twierdzić, że cierpi.

Jestem skrajnym pesymistą z depresją. :) Twierdzę, że samo życie jako takie jest cierpieniem.

Emocje często są produktem myśli, dlatego nie można ich tak zwyczajnie odrzucać, bo mogą na coś wskazywać, to reakcja zwrotna.

Tylko, że często wskazują błędny kierunek. Co ja się za jedną dziewczyną nabiegałem... ;)

naprawdę jestem pod wrażeniem jak ten temat ładnie się rozwinął. Wobec tego mam pytanie. Czy waszym zdaniem należy walczyć z uzależnieniami ? Ktoś przecież słusznie przyznał że przecież całe nasze życie składa sie z uzależnień. Czy wobec tego mamy walczyć z samym sobą? Proszę o wyjaśnienie bo być może nie do końca zrozumiałem...

Nie walczyć ze sobą, ale też przesadnie nie bronić siebie. Stwierdzić to, co jest. Zaprzeczyć temu, czego nie ma. Nie ciskać się. :)

Uzależnienie to czynność, która kieruje Tobą, a nie na odwrót. Przez uzależnianie się od czegokolwiek, poczynając od herbaty po określone emocje traci się samokontrolę, poniekąd swoje ,,ja".

Wchodzimy na śliski temat "ja" - nie pierwszy raz zresztą - i tego co nami naprawdę kieruje. Czy "ja" to nie jest właśnie cały ten zbiór uzależnień?

Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie sytuacji, w której podjęcie rozsądnej decyzji "głową", byłoby gorsze, niż podjęcie nierozsądnej decyzje "sercem".

Ja również.

Z kierowania się emocjami coś dobrego może wyniknąć chyba jedynie przez przypadek.

Czytasz mi w myślach.

Nie tylko. Nie ma uzależnienia w naszym życiu - nie ma np strachu (teoretyczna sytuacja).

Właśnie.

Niektóre z odruchów jak strach (np. przed poparzeniem) nie powinniśmy się pozbywać. Z resztą jest to praktycznie niemożliwe. Także głód, strach czy odruchy bezwarunkowe będą nam towarzyszyć zawsze i nie ma sensu ich przezwyciężać. Służą naszemu organizmowi jako środki prewencyjne, ochronne.

Jest to praktycznie możliwe.

W 1969 mnich buddyjski dokonał aktu samospalenia w proteście przeciwko represjonowaniu buddyzmu.
http://pl.youtube.com/watch?v=ci2NR2k3jag

Był jeszcze jeden identyczny przypadek na placu Tiananmen w Pekinie. Takie rzeczy są możliwe i trenowanie ich jest potrzebne i przydatne, chociażby po to, żeby w sytuacji bez wyjścia umrzeć bez cierpienia (np. jest trzęsienie ziemi, zawala się na ciebie budynek, nie jesteś w stanie nic zrobić, tylko leżysz pod gruzami 40 godzin i umierasz powoli z wycieńczenia - dobrze jest w takiej sytuacji umieć odciąć się od bodźców).

Można nabrać chwilowo dystansu, uspokoić się, ale nie zastąpi Ci to światopoglądu.

Caleb, nie przyszło ci do głowy, że światopogląd to kolejne złudzenie? My tutaj niby tworzymy, konstruujemy, odkrywamy... ale co tak naprawdę tworzymy, konstruujemy i odkrywamy? Światopogląd nie uwalnia od cierpienia tylko je napędza.
 
Do góry